czwartek, 23 sierpnia 2012

5."Cause baby, you're a firework,Come on show 'em what you're worth.Make 'em go,"Aah, aah, aah",As you shoot across the sky."


Święta, które przyszło mi przeżyć w tym roku, były jednymi z najgorszych w moim życiu. W Żyrardowie też nie było fajerwerek, ale z Michałem zawsze potrafiliśmy sobie umilić czas i wymigać się od dziwnych przyzwyczajeń, które usilnie praktykował dziadek. Teraz siedzę w akademiku i przeglądam album ze zdjęciami, który zabrałam z domu jak się tu przeprowadzałam. Na wielu z tych zdjęć gościł Piotrek, na którego wspomnienie popłynęła mi pojedyńcza łza po policzku. W tym roku już nikt nie wytarza mnie w śniegu w drodze na Pasterkę ani nie będzie jęczał, że nie puścili drugiej części Kevina. Zadzwonił w przedpołudnie wigilijne i złożył mi życzenia. Był jakiś dziwny, wyczuwałam w jego głosie nutę pretensji, być może nawet niechęci do mnie. Poczułam się tak, jakby ten telefon wykonał z przykrego obowiązku, bo po tylu latch nie pasuje nawet nie zadzwonić. Nie wiem czemu tak nagle przestaliśmy się rozumieć. Kiedyś wystarczyło pół słowa, jedno spojrzenie i wiedzieliśmy co mamy robić i jak się zachować. Teraz zrobiło się inaczej, być może od momentu kiedy w moim życiu pojawił się Jurij. Nie mam pojęcia co mu przeszkadza w tym, że utrzymujemy ze sobą kontakt. Z początku myślałam, że być może jest o mnie zazdrosny, ale szybko wybiłam sobie takie głupoty z głowy. Było tyle sytuacji między nami i nie zauważyłam ani przez chwilę, by Piotrek patrzył na mnie inaczej niż na przyjaciółkę. To nie mogło być to, ale w takim razie co? Pewnie myślała bym o tym dalej, gdyby nie dźwięk mojego telefonu. Ustawiłam sobie na dzwonek okolicznościową piosenkę zespołu WHAM!, ale nie jest to chyba najlepszy pomysł, bo jak ją słyszę, to się rozklejam.
-Gdzie ja położyłam ten telefon?!- zdenerwowałam się, bo już leciała końcówka pierwszej wzrotki, a ja nadal nie mogłam znaleźć komórki. Naszczęście zdążyłam odebrać. Jak się okazało osobą, która chce się ze mną skontaktować jest Jurek.
~Słucham?- nawet jego głos, który niejednokratnie dział na mnie relaksacyjnie, nie sprawił, że moje poczucie humoru i ogólny nastrój uległ zmianie. Tak się ostatnio zastanawiałam czy ja rzeczywiście dobrze robię, że utrzymuje z nim kontakt. Z każdym dniem zauważam, że mi go brakuje, że chciałabym się z nim spotkać. Ba, ja chciałabym go widywać codziennie, a wiem, że jest to niemożliwe. Może więc nie warto się w to pakować?
~Wyjrzyj przez okno.-czy on zwariował? Mi się nawet nie chce wychodzić z łóżka, bo jest mi tu dobrze i ciepło. Na czas świątecznej przerwy kotłownia nie chodzi na najwyższych obrotach i w akademiku wcale nie jest za ciepło.
~Wiem, że miał padać u nas śnieg, ale na chwilę obecną nie bardzo pociesza mnie fakt, że mamy w Polsce wreszcie piękne, białe święta.-a ten nadal swoje. Mówi, że nie pożałuję jeśli zdecyduję się opuściś swoje legowisko. Niechętnie więc wychodzę, zakładam kapcie i bluzę na ramiona, bo naprawdę jest mi zimno. Odchylam zasłonkę i po prostu czuję, że nogi mi się zrobiły jak z ołowiu, a na twarzy zagościł szczery uśmiech. Szybko się rozłączyłam, ubrałam pierwsze z brzega spodnie, które leżały na podłodze i biegnę przed akademik. Po drodze spotykam się z dziwnym spojrzeniem woźnej, ale mam ją gdzieś. Wybiegam głównymi drzwiami na dziedziniec akademika i rzucam się Jurijowi w ramiona.
-Mówiłem, że nie pożałujesz?- nie żałuję. Szybko wchodzimy z powrotem do akademika, bo z tego całego pośpiechu nie założyłam nawet kurtki, nie wspominając już o czapce czy szaliku. Wiem, że powinna go teraz zapytać co on wogóle tu robi i jak się tutaj znalazł, ale naprawdę w tym momencie nie marzę o niczym innym jak tylko się w niego wtulić i powiedzieć, że wcale nie jestem taka silna i, że nie jest tak łatwo w taki dzień być samemu. On chyba o tym doskonale wiedział i dlatego przyleciał do mnie taki kawał.
-Tylko się do mnie nie przyzwyczajał, bo jutro mam już samolot powrotny. O 13 muszę się wstawić na lotnisku w Balicach.-spoglądam mimowolnie na zegarek, dochodzi 22. Mamy dla siebie niecałe 16 godzin, ale dla mnie to jest wieczność. Nie będę sama i tylko to się liczy. Wraz z jego przyjściem choć na moment minęła chandra, która ustąpiła miejsce jakiejś dziwnej radości spowodowanej obecnością Rosjanina w moim pokoju. Szybko ogarnęłam łóżko, wstawiłam wodę na herbatę i wyciągnęłam nawet ciastka, które kupiłam na poprawę nastroju.
-Nawet nie wiem co powiedzieć, ale dziękuję ci za to, że tu ze mną jesteś.-przynoszę mu kubek parującego napoju, który wypija dość szybko. Pewnie zmarł jak diabli, bo na dworze sierczysty mróz, a i tu w pokoju nie jest za ciepło.
-A ty się nie przeziębisz tutaj? Nie pali tu nikt?
-Palą, ale na dobrą sprawę w akademiku jest może ze 20 osób, które są albo innej wiary albo są ateistami.-ja nie zaliczam się do jednych ani drugich, a też spędzam tu święta. Mnie można przyporządkować do osób, którym życie się trochę skomplikowało, ale takie chwile jak tak pozwalają wierzyć, że może kiedyś będzie dobrze.
-Ty się cała trzęsiesz Mario. Chyba mam pomysł jak temu zaradzić.-wziął moje dłonie w swoje ogromne kończyny i zaczął na nie chuchać rozgrzanym powietrzem, wydobywającym się z jego ust. Samo to, że mnie dotykał rozgrzewało mnie do czerwoności. I do tego powiedział do mnie Mario takim głosem...
-Wiem, że uznasz mnie za idiotę i pomyślisz, że to jest niemożliwe, ale ja się w tobie zakochałem. Zakochałem się w tobie do szaleństwa i jak tylko pojawiła się szansa na to by cię z tobą zobaczyć to nie zastanawiałem się ani chwilę. Wsiadłem w pierwszy lepszy samolot i jestem. Kocham Cię Marysiu.-ostatnie trzy słowa, 16 liter powiedział po polsku. W tym momencie zrobiło mi się już naprawdę gorąco i nie było sensu, by zajmować się teraz rozgrzewaniem moich dłoni, skoro można było lepiej wykorzystać ten czas. Miałam w głowie setki myśli, przelatywało przez głowę wiele zdań, którymi mogłabym odpowiedź na to jego wyznanie, ale dałam się zbyt bardzo ponieść emocjom i nie wiem czy nie zbyt pochopnie chciałam mu pokazać, że i on nie jest mi obojętny. Być może bym się z tego wycowała, ale kiedy poczułam jego rozgrzane usta na moich dekolcie to przestałam się zastanawiać czy robię dobrze. Jurek dalej prowadził ze mną miłosną grę, raz po raz obdarzając moje ciało delikatnymi, ale zarazem pełnymi porządania pocałunkami. Uniósł mnie na moment i posadził bardziej w głębi łóżka, nie przestając mnie całować. Sprawnie pozbył się mojego topu, który wylądował gdzieś w okolicy łóżka Marioli, z którą dzieliłam pokój.
-Czy ty już wcześniej...?
-Nie, ale chcę tego...-dałam mu przyzwolenie na to, by był pierwszym mężczyznom w moim życiu. On wziął to wszystko bardzo do siebie, bo ochodził się mną jak z jakąś porcelanową lalką. Jego ruchy stały się jeszcze bardziej delikatne, a każde odsłonione spod jarzma odzieży miejsce, było obadarowywane przez niego falą pocałunków. Wiedziałam, że sama powinnam dać mu od siebie coś więcej, ale on sam nie chciał skupiać się na sobie. Bez większych ceregieli pozbył się swojej koszulki, spodni i bokserek. Tą przerwę chciał mi wyraźnie wynagrodzić, bo znów rozpoczął wedrówkę swoimi ustami, od ust, po pępęk, którego pieszczoty dawałi mi niesamowite uczucie podniecenia. Musiał widzieć jak reaguje na jego kolejne ruchy, bo kiedy tylko patrzyłam na jego twarz, widniał na niej delikatny uśmiech. Został nam już tylko jeden krok, którego trochę się obawiałam, ale on obawiał się go nie mniej ode mnie.
-Jeśli chcesz, to ja poczekam. I tak już dałaś mi od siebie wiele.-nachyliłam się w jego kierunku i namiętnie go pocałowałam. Przyjął to jako dobrą wróżbę. Rozchylił delikatnie moje uda, by jednym zwinnym i stanowyczym ruchem znaleźć się we mnie. Nie powiem, żeby mnie nie balało, bo musiałabym wtedy skłamać. Przymrużyłam lekko powieki, ale Bierieżko się tego nie przestraszył i nie przestawał się we mnie poruszać. Ból ustąpił, a jego miejsce ząłeja nieopisana rozkosz, która wypełnia każdy milimetr mojego ciała. Każde kolejne pchnięcie było wykonywane szybciej, ale nadal mimo wszystko pozostawało wyważone i sprawiające już nie ból, a czystą przyjemność. Przeżyłam niezapomniane chwile. Wiele czytałam na temat pierwszego razu z chłopakiem, ale były to same wartościowe artykuły od uznach w tej dziedzinie specjalistów. Pisano, że podczas pierwszego razu nie należy nastawiać się na fajerwerki, a jeśli chce się mieć niezapomniane chwile, to trzeba odpowiednio o to zadbać, by stworzyć romantyczny nastrój. U nas nie było świec, nastrojowej muzyki i innych afrodyzjaków. Było małe i dość niewygodnie akademikowe łóżko, ale najważniejsi i tak byliśmy my i to, że oboje tego musieliśmy potrzebować, skoto teraz leżymy wtuleni w siebie, patrzymy sobie w oczy i co jakiś czas obdarzamy się uśmiechem...
Nie byłaś moją pierwszą kobietą, ale jesteś ostatnią na której mi zależało i zależy nadal. Nawet nie pomyślałbym, że twoja podróż do Polski zaowocuje pozwem rozwodowym w sądzie. Piotrek cię na to namówił? Nie sądzę. Sama mówiłaś, że zaczął się do mnie przekonywać, a ostatnimi czasy być może mnie nawet polubił. Ja sam nie chciałem byś przeze mnie rezygnowała ze swoich przyjaciół, dlatego wtedy tak bardzo namawiałem cię na ten wyjazd na sylwestra do Częstochowy. Nie przewidziałem jednak, że twoja przyjaciółka okaże się taką zołzą...
Znów musiał mnie do czegoś namawiać, ale mam nadzieję, że tak jak w przypadku wyjazdu do Bełchatowa, tak i teraz wszystko skończy się tylko ogromnym stresem i lekkiem strachem. Jak się okazało na tej sylwestrowej zabawie miał być także mój brat z żoną i ogólnie połowa reprezentacji Polski. Czy mnie to tremowało? To akurat nie. Bałam się spotkania z Piotrkiem, bo tak naprawdę on nic nie wiedział o moim przyjeździe. To miała być niespodzianka. Zawsze na każdego sylwestra chodziliśmy razem. Ludzie brali nas za parę, ale my wiedzieliśmy, że prawda jest zupełnie inna i to nam odpowiadało. Chciałam mu dziś pokazać, że nie zapomniałam o nim i, że nadal jest ważną częścią mojego życia, nawet jeśli od tego starego życia chcę się oderwać. Zabrałam ze sobą najważniejsze rzeczy, jakąś kieckę i ruszyłam w podróż do Częstochowy. Z Krakowa nie była to w sumie taka długo droga, ale w taki dzień jak ten nawet taka podróż dała mi się we znaki. Naszczęście cała i zdrowa wysiadłam na częstochowskim peronie i udałam się w kierunku mieszkania Fabiana Drzyzgi. Tylko jego znałam w miarę z tej częstochowskiej zgrai i umówiłam się z nim, że u niego się przygotuję i razem z nim pojadę na halę "Polonia", gdzie odbywać się miała zabawa sylwestrowa.
-O już jesteś!- przywitał się ze mną Fabian. Serio? Nie przepadam za nim, ale z braku laku nawet kit dobry. Młody rozgrywający pokazał mi łazienkę, w której szybko zniknęłam i zaczęłam maraton o jaki taki wygląd. Założyłam na siebie sukienkę<klik>. Dopiero teraz się zorientowałam, że dostałam ją kiedyś od Piotrka. Przywiózł mi ją chyba z jakiegoś zagranicznego wypadu czy coś. Fakt jest faktem, że być może zrobi mu się miło, kiedy mnie w niej zobaczy. Włosy wyprostowałam i kilka pojedyńczych kosmyków spięłam po bokach. Makijaż to moja zmora, więc wytuszowałam tylko rzęsy i rzuciłam trochę podkładu i różu na policzki. Przed samym wejściem muszę jeszcze zadzwonić do Jurija i powiedzieć mu, że coraz bardziej zaczynam się cieszyć, że tu przyjechałam. W kieszeni swoich spodni znalazłam telefon i skontakowałam się z Rosjaninem. Jurek ma pecha, bo jutro gra mecz i nie może sobie dziś poszaleć. Może to i lepiej? Byłabym piekielnie zazdrosna gdyby mi napisał, że zamierza wyjść i gdzieś bawić. Ja to co innego, muszę naprawić swoją przyjaźń. Rozmowa nie trwała dłużej niż moje oczekiwanie na to, by odebrał telefon. Powiedział mi tylko, że nie może rozmawiać, że mnie kocha i tęskni. Zdążyłam tylko powiedzieć "ja też" i musiałam się rozłączyć. Fabian też już chciał jechać, bo po drodze mieliśmy zabrać jego dziewczynę. Wyszłam z łazienki i zostałam obgwizdana przez Drzyzgę. Nie wiem już sama czy bardziej nie lubię jego ojca czy jego samego. Eh, nie o tym teraz. Droga w sumie nie zajęła nam dużo czasu, ale ta laska Fabiana guzdrała się i guzdrała, że chciałam już jajko znieść w tym samochodzie. Jak ją zobaczyłam to myślałam, że się porzygam. Typowa blachara z centymetrem fluidu na buzi. Jak zamieniłam z nią kilka zdań rozmowy to doszłam do wniosku, że moje wyobrażenie o takich dziewczynach jest prawie bezbłędne. Dziewczyna miała siano zamiast mózgu, w tym roku szkolnym miała przystępować do matury, ale nie wiem jaki idiota ją do niej dopuści, skoro dla niej Jagielonka to uczelnia z Warszawy. Patologia...Na całe szczęście "Polonia" ukazała się moim oczom i postanowiłam, że jak tylko znajdę się za jej progiem, to szybko odłączam się od Milenki, bo mogę nie wyrobić. Na dobre impreze miała zacząć się o godzinie 21, ale wydawać by się mogło, że wszyscy są już tu obecni. Najważniejsze, że był Piotrek, który rozmawiał właśnie z Krzyśkiem i jego żoną. Lepszego momentu nie będzie, by zdradzić swoją obecność tutaj. Złapałam głębszy oddech i ruszyłam w ich kierunku.
-Marysia!- Ignaczak oczywiście nie mógł się powstrzymać. Piotrek odwrócił głowę w moim kierunku i lekko zaniemówił.
-Piotrek przepraszam, ja...-nie zdążyłam dokończyć, bo Nowakowski porwał mnie w ramiona i wirował ze mną wokół własnej osi. Zawsze był wariatem i wcale nie był taki cichy jak się wszystkim mogło wydawać. Kiedy już postawił mnie na ziemi, jeszcze raz mocno mnie przytulił i w tym momencie pojawiła się Judyta, która niosła dwie literatki w ręku. Uśmiechnęłam się do niej serdecznie, ale ona wcale tego uśmiechu nie odwzajemniła. Nie doszła do nas, tylko odwróciła się na pięcie i gdzieś zniknęła. A zabawa zaczynała rozkręcać się na dobre. Tańczyłam jak szalona to z Piotrem, to z moim bratem. Ba, nawet tańczyłam z Iwoną, która dzisiejszego dnia zrobiła sobie alkoholowy odpust. Nie powiem, bo ja sama nie wylewałam za kołnierz, ale taka noc zdarza się przecież tylko raz w roku. Między jednym tańcem a drugim udało mi sę wyjść z Nowakowskim na zewnątrz i trochę z nim porozmawiać.
-Wiem, że mogłeś poczuć się odtrącony, ale to nie jest tak, że to wszystko wina mojej znajomości z Jurijem. Chciałam po prostu odciąć się od tamtego życia, ale teraz wiem, że ty musisz być częścią tego nowego. Będzie między nami jak dawniej?- nie musiał nic mówić. Wystarczy, że poczułam jego ciepłe wargi na policzku i to mi w zupełności wystarczyło. Naszą sielankę przerwała Judyta. Nie rozumiałam zachowania blondynki, która przyszła tu w towarzystwie Piotrka, a wogóle się z nami nie bawiła. Chodziłam po nią do części stołu w którym siedziała, ale miała mnie w głębokim powarzaniu. Teraz chyba przeszła się przewietrzyć, bo alkohol lany w niemałych ilościach zaczął po prostu robić swoje.
-Para przyjaciół znowu razem? Jak ja się cieszę, że znów Piotruś jest szczęśliwy, a po twoim wyjeździe będzie zastanawiał kiedy raczysz do niego zadzwonić. Dostałaś wolne od swojego Ruska czy już ci się znudził?- nie mam pojęcia dlaczego Maciejak zachowuje się tak oschle i nie miło w stosunku do mojej osoby.
-Judyta uspokój się. Marysia mi wszystko wyjaśniła. Trochę przesadziałem myśląć, że po prostu mnie olewa.-cieszyłam się na takie słowa Piotrka, ale blondynka nie zamierzała spuścić z tonu.
-Zobaczysz, że prędzej czy później wybierze jego nie nas i ciekawe co wtedy będziesz mówił. Jak taki jesteś pewny jej przyjaźni to się zapytaj czy wybrały ciebie czy Jurija...-spojrzałam na Judytę z przerażeniem w oczach. Nie rozumiem wogóle jak ona może wogóle stawiać mnie przed takim wyborem, a i sam Piotr wyraźnie teraz znieruchomiał.
-Kazałbyś mi wybierać?- nie powiedział nic. Uciekał wzrokiem gdzie tylko mógł, a ja odebrałam to jako odpowiedź. Zerwałam się z tej ławki i wykrzyczałam im to, co leżało mi na sercu.
-Jesteśmy przyjaciółmi i wiecie jak jesteście dla mnie ważni, ale nie macie prawa wchodzić aż tak bardzo w moje życie i kazać dokonywać takich wyborów. Zakochałam się w Juriju i mam nadzieję, że uda nam się stworzyć coś wyjątkowego bez względu na odległość i różnice kulturowe czy historyczne. Pamiętacie jak kiedyś mówiliśmy sobie, że nie będziemy sobie nigdy przeszkadzać, tylko wspierać się wzajemnie?! Chyba o tym zapomnieliście, a ja nie zamierzam wam ustępować!- zdenerwowana weszłam do sali, zabrałam swój płaszcz, zastanawiając się jak ja teraz dostanę się do Krakowa. Z pomocą wyszedł mi Krzysiek, który nie pytając o nic dał mi klucze do jego mieszkania w Częstochowie. Myślałam, że razem z rodziną mieszka w Bełchatowie.
-Tam wynajmujemy mieszkanie i Iwona z Sebkiem często tam jest, ale na dobrą sprawę mieszkamy tu w Częstochowie.-wyjaśnił mi starszy brat i w między czasie zamówił mi taksówkę. Podał dokładny adres i powiedział, że razem z żoną powinni zjawić się koło 5 rano, ale nie ma sensu by na nich czekała, bo mają przy sobie drugie klucze.
-Dzięki Krzysiek, poźniej ci wszystko wyjaśnię.-tak z potrzeby serca ucałowałam jego policzek i choć ten buziak nie zrobił  na mnie większego wrażenia, to z Krzyśkiem było zupełnie odwrotnie. Znów zbyt wiele spraw zwala mi się na głowę, ale to wszystko nic w porównaniu z tym co zgotowała mi tu Judyta. Zachowanie Piotra także mnie rozczarowało, nigdy bym się tego po nim nie spodziewała...
Z moich rozważań wyrywa mnie głos sędziny, która pyta o jakieś podstawy do tego, by rozwiązać nasze małżeństwo. Swoją mowę rozpoczął mój prawnik, a ja nadal błądzę gdzieś w swoich wspomnieniach i zostaję przy dniu, w którym zdecydowałam się na wyjazd do Moskwy.

~*~

Zdaję sobie sprawę, że teraz Rosja to wróg numer jeden, ale nie obwiniajmy ich za słabą postawę naszych i przegraną w 1/8, bo to nie ich wina, że zagraliśmy słabo...
Pozdrawiam i do napisania ;***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz