niedziela, 9 czerwca 2013

26."You're simply the best, better than all the rest..."


Koszmarne dni zawisły nade mną, a wydawało się, że już będzie dobrze. Choroba Matta pokrzyżowała nasze plany, ale nie zamierzamy się poddawać. On ma czasem gorsze dni i gada jakieś głupoty o tym, że będę musiała po jego śmieci ułożyć sobie życie na nowo, ale nawet nie chcę o tym słuchać. Nie przyjmuję do wiadomości innego rozwiązania, jak tylko jego pełne wyjście z choroby. Zaraz po przyjeździe do Stanów miałam okazję poznać rodzinę Andersona. Wrażenie? Zupełnie kontrastowe w porównaniu z rodziną mojego byłego męża. W rodzinnym domu Jurija zawsze czułam się nieswojo i obco. Rodzina szatyna przyjęła mnie jak swoją. Mama Matta była bardzo szczęśliwa, że jej syn poznał kogoś wartościowego z kim jest szczęśliwy. Nie miałam pojęcia, że szatyn tyle im o mnie mówił. Byłam pewna, że nie spodoba im się wiadomość o moim rozwodzie, a oni w ogóle się tym nie przejęli informując mnie, że o wszystkim już wiedzą i nie ma to dla nich znaczenia. Wiktor Bierieżko wyciągał mi brudy historyczne, tak nawiasem. Może to nie jest najlepszy czas, by myśleć o sobie, ale czuję się tu u nich naprawdę dobrze. Siostra Matta zdążyła mnie już oprowadzić po Nowym Yorku. Co prawda nie jest to ich rodzinne miasto, bo pochodzą z Buffalo, ale tutaj również mają swój dom i od kiedy Matt znajduje się w szpitalu, to część rodziny przeniosła się tu dla niego. Najbardziej chorobę przyjmującego przeżywa właśnie wspomniana przeze mnie siostra. Widać, że mają świetny kontakt. Ja również mocno zbliżyłam się do Krzyśka i śmiało mogę powiedzieć, że nie wyobrażam sobie teraz życia bez niego. Nawet jeśli jest tysiące kilometrów stąd, to i tak wiem, że mogę do niego zadzwonić i wszystkim się z nim podzielić. To dla mnie naprawdę ważne. Nie jest tak, że ja nigdy nie mam chwil zwątpienia. Wydaje mi się, że dobrze sobie z tym radzę, ale są dni gdy budzę się z płaczem i nie mam sił, by wstać z łóżka. Wiem jednak, że muszę walczyć, bo nie podejmuję decyzji tylko dla siebie. Pod moim serduszkiem jest maleństwo, które potrzebuje mojej siły. Będzie potrzebowało też ojca, więc robię wszystko, byleby tylko Matt nie stracił nadziei na to, że może mu się udać.
Zameldowałam się u niego w szpitalu chwilę po 11. Lekarz prowadzący dał mi wyraźne wytyczne, kiedy najlepiej go odwiedzać, by nie wpieprzać się w jakiś obchody, badania czy konsultacje. Respektowałam te uwagi, bo nie chciałam przeszkadzać. Kiedy zawitałam w jego sali akurat miał zmienianą kroplówkę. Przywitałam się z nimi buziakiem w policzek i usiadłam obok na krzesełku. Nie wyglądał zbyt korzystnie, ale lekarz cały czas mi powtarza, że znosi leczenie w miarę dobrze. Kompletnie się na tym nie znam, więc nie pozostaje mi nic innego, jak tylko mu wierzyć.
-Jak się czujesz kochanie?- w sumie nie musiałam mu zadawać tego pytania, bo on za każdym razem odpowiada, że wszystko jest w porządku i czuje się lepiej. Szkoda, że moja kobieca intuicja mówi mi zupełnie co innego.
-Nie jest źle. Powiedz lepiej jak czujesz się ty i nasze dziecko.- no ja czuję się dobrze i mam nadzieję, że nasze dziecko powiela tą opinię. Na razie nie daje mi jeszcze żadnych znaków, więc muszę zaufać tylko i wyłącznie badaniu USG, które ostatnio wyszło książkowo. Zawsze gdy rozmawiamy o dziecku, to na jego twarzy pojawia się serdeczny uśmiech, ale dziś jest on wyraźnie wymuszony.
-Matt widzę, że coś jest nie tak. Stało się coś? Może coś cię boli? Wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko.- tak też obiecał robić. Już nigdy miał nie ukrywać przede mną żadnych istotnych faktów ze swojego życia, a choroba i ogólny stan jego zdrowia jak najbardziej do takich faktów należą. Początkowo kręci głową i próbuje się wymigać od odpowiedzi, ale mój nieustępliwy wzrok nie pozwala mu na to. Decyduje się wyznać mi prawdę.
-Dziś wieczorem zmarł ten chłopak, który leżał tu ze mną…- obróciłam się przez prawe ramię i rzeczywiście nikogo nie było na łóżku. Spojrzałam na szatyna i domyśliłam się już co musi mu chodzić po głowie. Za wszelką cenę będzie chciała wybić mu takie myśli z głowy, ale będąc na jego miejscu pewnie również bym się podłamała takim obrotem sprawy. Ta sama choroba, podobny wiek. Z tego co wiem, ten chłopak był w zdecydowanie w poważniejszej fazie choroby.
-Kochanie nie możesz od razu zakładać, że ciebie czeka taki sam los. Lekarz mówi, że chemioterapia daje efekty, więc musimy mu wierzyć. Mówisz, że czujesz się dobrze, więc organizm dobrze sobie z tym radzi. No chyba, że jest coś, o czym mi nie powiedziałeś…- ukrył przede mną chorobę, więc nic dziwnego, że mam obawy. Ujął moją dłoń i pogłaskał ją delikatnie.
-Mówię ci prawdę. Mary, on wczoraj jeszcze się śmiał i mówił, że z tego wyjdzie. W nocy serce nie wytrzymało. Muszę brać pod uwagę każdą ewentualność, dlatego…- wyswobodziłam się z jego uścisku dającym mu tym samym do zrozumienia, że nie mam ochoty słuchać tych bzdur. Właściwie za każdym razem każe mi obiecać, że po jego śmierci ułożę sobie życie, a ostatnio to nawet kazał mi nie spieszyć się z rozwodem. Rozumiecie to? On myśli, że gdyby nie udało mu się wygrać z chorobą, to ja wrócę do Jurija i będę udawać, że nic się nie stało.
-Jak masz zamiar za każdym razem tak mnie denerwować, to nie będę tu przychodzić, bo to nie jest dobre dla dziecka. Pomyśl trochę o nim. Mam wrażenie, że za wszelką cenę chcesz znaleźć sobie zastępstwo, by potem nie mieć sobie nic do zarzucenia. Wiesz co myślę? Że jeśli tak zaplanujesz nasze życie, to w pewnym momencie stwierdzisz, że nie musisz wyzdrowieć, by ja poradzę sobie bez ciebie. A ja sobie nie poradzę, rozumiesz?!- podniosłam głos, on się rozpłakał. Kiedyś miękłam, gdy Jurij mówił do mnie po polsku. Teraz nie mogę patrzeć na szatynowe łzy. Mięknę, przytulając się do niego.
-Zrozum Matt, że ja kocham ciebie i będę o ciebie walczyć do końca. Choćby już nawet św. Piotr chciał witać cię w bramie, to ja zatarasuję ci drogę i nie pozwolę mnie zostawić. Mam nadzieję, że się zrozumieliśmy?- uśmiechnął się, a to dobry znak. Reszta naszego spotkania minęła w zupełnie innej atmosferze. Stwierdziliśmy nawet, że obudzimy Ignaczaka, dzwoniąc do niego. Oczywiście nie był pocieszony, że odbierał telefon o 6 rano, ale wystarczyło kilka epitetów pod jego adresem, o tym jakim to jest cudownym bratem i zmiękł szybko. Kiedy opowiadał o treningach zauważyłam, że Matt już nie reaguje tak źle na sytuację, w której on nie może się zajmować tym co kocha. Wydaje mi się, że zdał sobie sprawę o co toczy się ta gra i, że musi wyzdrowieć w pełni, by kiedyś móc wybiec na światowe parkiety. Ja w to wierzę i on też musi wierzyć, że z tej choroby można wyjść. Jest to niełatwy przeciwnik i trudno mu wytłumaczyć zasady fair play, ale jest do pokonania.
Konwersacja z Krzysiem wykończyła mojego Matta. Zaraz po tym jak się rozłączyliśmy, zamknął oczy i zasnął kamiennym snem. Przed chwilą byłam zła na to, że martwi się na zapas, a sama dokładnie wpatrywałam się w jego klatkę piersiową, byle tylko dostrzec jej pełne i mocne unoszenie w górę i opadanie w dół. Złożyłam na jego ustach pocałunek i opuściłam go. Po drodze mijałam dziesiątki ludzi chorych, ale na pewno z taką samą nadzieją, jak ta moja czy Matta. Dzieckiem nie jest i wiem, że wszystkim z oddziału onkologicznego nie uda się wyjść z choroby, ale gorąco pragnęłam, by mojemu siatkarzowi się to udało. Nie dlatego, że jest lepszy od innych, bo każdy na życie zasługuje tak samo. Po prostu ja bez niego sobie nie poradzę…

~*~

Czuł, że rozgrywa dobry sezon. Cała drużyna przeszła przez Ligę Światową jak burza, a przed nimi już tylko ten najważniejszy mecz, decydujący o złotym medalu. Po drugiej stronie siatki Amerykanie. W kuluarach pojawiły się słowa, że znów idą swoim olimpijskim szlakiem, chcąc wygrać Ligę Światową, a potem Igrzyska Olimpijskie. Oni chcieli się temu postawić. To oni mieli formę, to oni mieli drużynę, która jest w stanie wspiąć się na sam szczyt. Po cichu mówiło się też o chorobie Matta. W tym wszystkim była też gdzieś Marysia. Dzwonił do niej mówiąc, że trzyma za nich kciuki. Pogratulował również ciąży mając nadzieję, że tym razem wszystko pójdzie dobrze.
Teraz również miał nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze. Trzeci set i piłka meczowa na wagę zwycięstwa w Lidze Światowej. Chcieli pokazać całemu światu, że ubiegłoroczne sukcesy nie były przypadkiem. Mieli wszystkie papiery na to, by za kilka chwil cieszyć się ze zwycięstwa.Za linią pola zagrywki stanął Stanley. Wyrzucił sobie piłkę do góry. Uderzył mocno i przestrzelił. W szeregach polskiej reprezentacji zapanowała radość. Wszyscy gratulowali sobie wspaniałego wyniku. Drużyny podziękowały sobie za grę. Błyskały flesze, gdzieś z tyłu organizatorzy przygotowywali już wszystko do ceremonii wręczenia medali za zwycięstwo w Lidze Światowej. Piotrek spojrzał wymownie na Krzyśka. Obaj coś zdążyli wczoraj ustalić, konsultując to z zawodnikami USA. Chcieli w jakiś prosty sposób pokazać światu, że pamiętają o Andersonie i życzą mu rychłego powrotu do zdrowia. Nowakowski miał pod swoją reprezentacyjną koszulką napis „Matt, come back to us soon!”. Igła w podobnych słowach wyrażał swoją troskę o zdrowie siatkarza, ale przede wszystkim o chłopaka siostry i ojca jej nienarodzonego dziecka. Piotrek w ten sposób chciał pokazać, że Marysia jest ciągle dla niego ważna. Chodziło nie tylko o to, by świat zobaczył, że ten cały siatkarski światek wcale nie jest taki duży i nawet jeśli w najczęściej stają po przeciwnych stronach siatki, to nie traktują się tylko w kategoriach przeciwników. Przede wszystkim chciał pokazać Beim, że ona i jej chłopak mogą zawsze na niego liczyć. Podjął decyzję, że nawet jeśli Judyta miałaby mieć coś przeciwko, to on zrobi wszystko, by odzyskać przyjaźń Marii. Ona nie zrobiła nic złego, to on wszystko zepsuł. Zaślepiony zazdrością Judyty, stracił tyle czasu z jej życia. Nie było go w tylu ważnych momentach przyjaciółki, ale ciągle miał nadzieję, że można to jeszcze naprawić.
-Piotrek!- przy reklamowych bandach pojawia się Maciejak. Stara się przekrzyczeć kibiców, którzy zdzierają gardła, dziękując swoim ulubieńcom za serce włożone w ten turniej. Blondynka przyjechała na finałowy turniej razem z innymi partnerkami siatkarzy, ale nie mogła znaleźć z nimi wspólnego języka. Nowakowski próbował jej zasugerować, że to jej zazdrość nie pozwala jej dobrze bawić się w towarzystwie innych, bo ona wszędzie wypatruje potencjalnych rywalek w drodze do jego serca. Nadal zapomina, że już dawno zdobyła pierwsze miejsce, a sam środkowy nie widzi powodów, by w najbliższej przyszłości miałoby się to zmienić. Judyta to w jego mniemaniu naprawdę dobra dziewczyna i gdyby tylko udało jej się zapanować nad tymi napadami zazdrości, to nie mógłby mieć jej nic do zarzucenia.
-Piękny gest z twojej strony. Piotruś co powiesz na spacer po całej ceremonii? Wiem, że pewnie będziecie mieli jakąś kolację i wspólne świętowanie, ale chciałabym z tobą porozmawiać…- Piotrek przytulił się do dziewczyny.
-No dobrze. To umówmy się, że poczekasz na trybunach, a ja się szybko postaram ogarnąć i do ciebie przyjdę.- na pożegnanie ucałował jej policzek i odszedł. Coś mu nie pasowało. Już w głosie Judyty dostrzegł coś dziwnego. Zaczynał się tej rozmowy obawiać, choć teraz nie miał czasu by o tym myśleć. W zespole zapanowało szaleństwo. Już czekając na wyjście z szatni, śpiewom i wrzaskom nie było końca. Polały się pierwsze szampany, odtańczone zostały pierwsze tańce radości. Kiedy wychodzili na parkiet, zagorzali fani nie szczędzili gardeł, by w należyty sposób powitać swoich zwycięzców. Na początku nagrody indywidualne. Zaraz po meczu nikt nie mógł mieć wątpliwości komu w udziale przypadnie po tym wieczorze przydomek „Most Voluable Player”. Bartek Kurek, prywatnie jego pokojowy kolega, nie raz nie dwa ciągnął grę zespołu, atakując z piłek niemożliwych i posyłając na drugą stronę boiska piekielnie mocne i trudne zagrywki. Mówi się, że polski zespół gra kolektywem, że nikt tak naprawdę nie wybija się ponad innych i to drużyna w ich przypadku jest to wielką siłą, ale ktoś jednak musi być od tych najtrudniejszych piłek, w odpowiednim momencie nie bać się zaryzykować i zaatakować z pełną siłą. Z indywidualnej nagrody cieszył się również Krzysiek Ignaczak, który szybko podbiegł do kamery i zadedykował ją siostrze i jej chłopakowi. Zostało już tylko kilka minut do tego, by na ich szyjach rozbłysły złote medale zwycięzców. Dopiero w tamtym roku zdołali ugrać dla siebie pierwszy w historii medal tych rozgrywek, a już rok później osiągnęli taki wynik. Teraz to o nich będą mówić, że obrali właściwy kurs i to ich będą stawiać w gronie faworytów do grona zgarnięcia tego medalu, który pozwala być nieśmiertelnym. Bo medale ME czy MŚ są ważne, ale one w porównaniu z tym olimpijskim złotem tracą na znaczeniu…
… z medalem w ręku i szczerym uśmiechem na ustach zameldował się w umówionym miejscu. Judyta czekała na niego. Nie była zniecierpliwiona, choć nigdy nie lubiła zbyt długo czekać i nie tolerowała spóźniania się.
-To dla ciebie.- przekazał jej medal, wieszając go na jej szyi. Rozpłakała się, wprawiając Nowakowskiego w zdziwienie. Wyszli z hali, bo organizatorzy zaczęli dawać już komunikaty, żeby opuszczać sportowy obiekt.
-Co się stało? Dlaczego płaczesz?
-Piotrek ja sobie to wszystko przemyślałam i… my nie możemy być razem…- spojrzał na nią zdziwiony. Chociaż nie, to coś więcej niż zdziwienie. To przerażanie. Nie miał pojęcia skąd nagle w jej ustach takie słowa. W ostatnim czasie nic nie wskazywało na to, że między nimi coś jest nie tak. Dogadywali się. Judyta starała się panować nad swoją zazdrością, a on starał się nigdy nie dawać jej powodów, by miała taka być.
-Żartujesz sobie prawda? Judyta co się stało?
-Uświadomiłam sobie dzisiaj, że ja nie pasuję do ciebie. Ty potrzebujesz kogoś, kto będzie żył twoim życiem, cieszył się każdym twoim sukcesem. Ja się cieszę, ale nie w takim wymiarze jak inne. Nie widzę potrzeby jeżdżenia za tobą po wszystkim imprezach, bo mnie to wszystko nie bawi. Myślę, że chociażby z tego powodu powinniśmy się rozstać. Przepraszam, że zabrałam ci tyle lat, ale przede wszystkim przepraszam za to, że zabrałam ci Marysię. To przeze mnie jest między wami tak jak jest. Mam tylko nadzieję, że ona ci wybaczy i na nowo do siebie dopuści.- zdjęła medal z szyi i oddała go Piotrkowi. Chciała odejść, ale ten zastawił jej drogę. Nie spodziewał się, że Maciejak dokona takiej analizy. Zawsze mu się wydawało, że blondynka nie potrafi przyznać się do błędu. Pamiętał ją taką jeszcze z dzieciństwa. Potrafiła palnąć coś głupiego, ale nigdy do błędu się nie przyznała. Chociażby za to Piotrek uważa, że mają szansę na szczęśliwy związek.
-Tak łatwo chcesz odpuścić? Ok., popełniliśmy kilka błędów, ale przecież nie tylko na nich opierały się nasze wspólnie spędzone lata. Przecież między nami potrafiło być dobrze, nawet bardzo dobrze. Wciąż wierzę, że cały czas może tak być…
-Wydaje mi się, że tak będzie dla ciebie lepiej. Znajdziesz sobie kogoś, na pewno.- pocałował ją, gdy skończyła mówić. Odwzajemniała pocałunki. Nie chciał nikogo innego, bo to w niej się zakochał i to ją kocha nadal. Z jej zaletami i wadami. Z tym, że nie potrafi się odnaleźć w roli dziewczyny sportowca. Wcale nie wymaga od niej by jeździła z nim po całym świecie i zdzierała gardło. Nie wszyscy muszą kochać siatkówkę, nawet jeśli kochają jakiegoś siatkarza. Dla niego ważne jest to, żeby w przyszłości mógł założyć z nią rodzinę. Bo siatkówka kiedyś w jego przypadku przeminie, a życie będzie toczyć się dalej. I to właśnie na to dalsze życie Judyta będzie mu potrzebna.
-Pozwól, że to ja zdecyduje co jest dla mnie dobra a co nie. Judyta musisz w końcu zrozumieć, że to ciebie kocham i inne się nie liczą. Owszem. Maria była , jest i pewnie zawsze będzie dla mnie ważna i ją też kocham, ale jak siostrę. Jak kogoś kto był ze mną od zawsze i dzielił ze mną wszystkie problemy i tajemnice…
-Naprawdę uważasz, że możemy być razem?
-Naprawdę. I już nie gadaj nigdy takich głupot, tylko mnie przytul i pocałuj.-nie musiał prosić o to dwa razy. Po całej rozmowie, dość dramatycznej i obfitującej w zwroty akcji, wrócili do hotelu, gdzie odbywała się nieoficjalna część dzisiejszego meczu.

~*~
Dziś mija rok od pierwszego wpisu tutaj. Przez ten rok nie zwojowałam tym opowiadaniem niczego szczególnego i uświadomiłam sobie, że historie wymyślane pod wpływem chwili nie są najlepszym doradcą. W pewnym momencie przestałam mieć na tym kontrolę i opowiadanie się rozjechało. Oby udało mi się dojechać do szczęśliwego końca i choć trochę wyjść z tego z twarzą...
Pozdrawiam i do napisania ;***