wtorek, 1 stycznia 2013

14."To przyjaźń zdejmuje z ciebie pasmo milczenia, Wierne słowo chłopaczyny,które prace twą docenia..."



Od dnia wyjazdu Marysi minęły trzy dni, a mi się wydawało jakby nie było jej tu już miesiąc. Brakowało mi jej, zwłaszcza dziś, kiedy mam dzień wolny i gdyby tu była, to na pewno spędzilibyśmy go wspólnie, ciesząc się swoją obecnością. Chciałbym, że była tu teraz ze mną, ale wiem też, że potrzebny jest jej czas, by wrócić do formy po tym co się stało. Dla mnie samego ta sytuacja nie jest łatwa, a co dopiero ma powiedzieć Marysia, która nosiła tego malucha pod sercem i każdego dnia czuła jego obecność. Z wszystkim na pewno łatwiej by było jej sobie poradzić, gdyby nie ta przeklęta świadomość, że być może już nigdy nie będzie mogła zajść w ciążę. Jeśli chodzi o mnie to nic to nie zmienia w moim uczuciu, bo nadal jest dla mnie najważniejsza, ale boję się, że ta sprawa już zawsze będzie rzutować na nasz związek i już nigdy między nami nie będzie normalnie. Mogę mieć tylko nadzieję, że podróż do Polski jej pomoże i jeśli tam miałaby odzyskać spokój, to jestem gotów przenieść się do jej ojczyzny. Ona już pokazała ile jest w stanie dla mnie zrobić, być może teraz przyszła kolej na mnie. Za zachodnią granicą jest kilka klubów, w których miałbym szansę na rozwój i mógłbym osiągać najwyższe cele. Być może sfera finansowa wygląda nieco gorzej niż w Rosji, ale przecież nie pieniądze są w życiu najważniejsze. Przeglądając mimo chodem tabele polskiej ligi usłyszałem rozmowę ojca przez telefon. Ostatnio żadna z takich rozmów nie była prowadzona w spokoju, ale jakoś nigdy nie przyszło mi do głowy by się tym zainteresować. Teraz jednak między wierszami padło imię Maria, więc nic dziwnego, że się zainteresowałem. Odszedłem od komputera i stanąłem bliżej drzwi. Na moje nieszczęście tata skończył rozmowę, a ja nie wiedziałem nic więcej na jej temat. Oczywiście mogłem zapytać, ale jakoś nie miałem odwagi. Na dobrą sprawę nie potrafiłem z nim rozmawiać oprócz tych przyziemnych tematów dotyczących polityki naszego kraju czy spraw domowych. Jego nie interesowało nic innego jak polityka, jego partia i poważenie wśród kolegów. Kiedy Maria mówiła mi o tym, że tata traktuje ją jakby lepiej, to nie potrafiłem uwierzyć w czystość jego intencji. Powinienem się cieszyć, ale nie potrafiłem. Znam go tyle lat i wiem, że za takim zachowaniem musi stać coś więcej. Przecież cała ta jego sitwa to zgraja kłamców i obłudników. Ja nie wiem jak ktoś o zdrowych zmysłach może na nich głosować w parlamentarnych wyborach. Może to dziwne, ale ja nie głosuję na jego partię, bo mam trochę oleju w głowie i potrafię odróżnić słowa realne o tych wymuszonych, które wypada wypowiadać podczas kampanii. Coś mi się jednak wydaje, że ta rozmowa nie dotyczyła spraw politycznych i tego, że syn Wiktora Bierieżki ma Polkę za dziewczynę. To na pewno chodziło o coś innego, ale kompletnie nie wiedziałem o co. Wyszedłem z pokoju i trafiłem na niego w kuchni. Był zdenerwowany i kiedy tylko mnie zobaczył to od razu przeszedł do swojego gabinetu. Nie zamierzałem odpuszczać, więc szybko przemieściłem się za nim. Chyba nie zauważył mojej obecności, bo zawzięcie szukał czegoś w swoim biurku. Kiedy tak grzebał w szufladzie i wyrzucał jakieś papiery, z szuflady wyleciała jakaś fiolka. Zdziwiło mnie to mocno, bo ojciec był okazem zdrowia i nigdy nie zażywał żadnych lekarstw. Może nam nie powiedział o tym, że jest chory?
-Tato coś się stało? Ty jesteś chory?- kiedy tylko usłyszał mój głos, podniósł głowę do góry, a jego oczy skupiły się na trzymanej przeze mnie fiolce. Nerwowo wstał od biurka i ze złością wyrwał mi lekarstwo. Zdążyłem tylko zapamiętać nazwę. Gdzieś obijał mi się o uszy lek „Mizoprostol”, ale  nie mogłem skojarzyć w jakiej dziedzinie medycyny jest on wykorzystywany.
-Nic mi nie jest, a to jest lek na uspokojenie.- no tak, mogłem się spodziewać, że praca i związany z nią stres kiedyś odbije się na jego zdrowiu. Może on nie jest jakimś wybitnie dobrym ojcem, ale nim jest i mimo wszystko go kocham. To chyba naturalne, że się kocha kogoś, kto dał ci życie. Jestem ciekaw jakim byłbym ojcem. Na pewno rozpieszczałbym tego malucha do granic możliwości i pewnie zbierałbym za to bury od Marysi. Jestem też ciekaw czy ojciec pokochałby swojego wnuka. Co ja gadam, na pewno jeszcze będę miał okazję by się o tym przekonać. Nie mogę tracić nadziei, bo wtedy Maria się podda i nie będzie chciała walczyć, a walczyć trzeba. Jeśli nie uda nam się w naturalny sposób postarać o dziecko, to może skorzystać z rozwoju nauki w tej dziedzinie. Ja też pomyślałem o adopcji. W domach dziecka pełno maluchów, które zasługują na miłość, a nie mają na to szansy. Jakoś sobie poradzimy tylko musimy chcieć oboje i się nie poddawać. Ojca zostawiłem w gabinecie i wróciłem do swojego pokoju. Spokoju nie dawał mi ten cały Mizoprostal, więc szybko wpisałem to w wyszukiwarkę i otworzyłem pierwszą lepszą stronę o leku. Wystarczyło, że przeczytałem dwa zdania i wgniotło mnie w krzesło. To nie był lek na uspokojenie, to jest mieszkanka, który w farmakologiczny sposób wywołuje ronienie u kobiety. Przecież on nie mógł tego zrobić, nie mógł tego zrobić własnemu wnukowi i synowi. Jest jaki jest, ale nie mógł zabić człowieka?! Znalazłem teczkę z kartą leczenia Marii i dokładnie przeczytałem wpis dotyczący przyczyn powodów poronienia. Nie jestem idiotą, to wszystko musi być stekiem kłamstw, a za tym wszystkim stoi mój ojciec. Zabrałem tą teczkę i wbiegłem ze złością do jego pokoju. Rzuciłem ją na biurko i wystartowałem do niego. Chwyciłem go za kamizelkę i przystarłem do ściany. Jak Boga kocham, chciałem go zabić.
-Ty skurwysynie! Zabiłeś mi dziecko!- uderzyłem go w twarz. Od razu poszła krew z nosa. Chciałem go uderzyć raz jeszcze, ale w gabinecie pojawiła się matka i odciągnęła mnie od niego. W moich oczach nie było nic oprócz nienawiści.
-Nienawidzę cię! Rozumiesz?! Nie chcę cię znać!!! Możecie o mnie zapomnieć!- wyrwałem się mamie i wybiegłem z mieszkania. Znów bez kurtki, ale dziś nie było już tak zimno. Pobiegłem ile sił w nogach do parku i na miejscu stanąłem przy drzewie i zacząłem płakać. Może nie płakać, zacząłem wyć i krzyczeć. Mój ojciec zabił moje dziecko, moje maleństwo...

Do tej pory nie powiedziałem ci o tym. Zrobiłem wszystko byśmy wyprowadzili się jak najszybciej z mieszkania i wynająłem coś dla nas. Kiedy byłaś w Polsce nie powiedziałem ci o tym, byłaś taka szczęśliwa, choć wszystko zmieniło się w dniu spotkania z Piotrem i Judytą…

Trochę się zmartwiłam po ostatnim telefonie wykonanym do Jurka, ale on cały czas zapewniał mnie, że wszystko jest w porządku, więc w końcu spasowałam i dałam mu spokój. Obiecałam, że będę dobrze bawić się na dzisiejszym meczu i miałam zamiar wypełnić tę obietnicę. Dzisiejszą noc spędziłam na długiej rozmowie z Iwoną i dużo dzięki niej zrozumiałam. Ona w pełni rozumiała mnie i moje zachowanie po stracie dziecka, ale uświadomiła mi, że takim postępowaniem mogę stracić także i Jurka. On też cierpi po tym co się stało, a ja się od niego powoli odsuwałam. Byłam wspierana, ale nic nie dawałam o siebie, a przecież ten pierścionek na palcu do czegoś zobowiązywał. Dopiero tu w Rzeszowie tak naprawdę zaczęłam cieszyć się tym, że kiedyś w przyszłości Jurij chce mnie pojąć za żonę i tym samym uczynić najszczęśliwszą kobietą na ziemi. Po powrocie do Moskwy będę robić wszystko, by wrócić do normalności i wiem, że on mi w tym pomoże.
-Kocham cię skarbie.- powiedziałam na koniec i rozłączyłam się, uprzednio cmokając do słuchawki. Kiedy odłożyłam telefon na biurko, zaczęłam przygotowania do meczu. Nie wiedzieć czemu, ale zapragnęłam wyglądać inaczej niż zwykle. Bałam się tylko, że nie zabrałam ze sobą nic, w czym mogłabym wyglądać inaczej. Przejrzałam zawartość torby i ze smutkiem przyznałam, że oprócz jeansów i kilku podkoszulek nie mam nic ciekawego. Musiałam więc skomponować coś z tego. Zdecydowałam się na ciemne rurki<klik> i białą tunikę<klik>. Do wszystkiego dorzuciłam czarny pasek, wiszący w szafie. Mam nadzieję, że należy do Iwony i nie obrazi się na mnie, jeśli go sobie od niej pożyczę. Chciałam też trochę odważniej się umalować. Kosmetyczkę zabrałam ze sobą w całości i miałam wszystko, co niezbędne mi do makijażu. Wykorzystałam fakt, że łazienka była wolna i zaszyłam się w niej na dobre 45 minut. Najpierw jeszcze przejechałam włosy kilka razy prostownicą i jeden kosmyk spięłam za uchem. Potem wytuszowałam rzęsy i nałożyłam cienie do powiek. Nie umiałam dobrze posłużyć się eyelinerem, ale coś mi z tego wyszło. Nie zamierzałam się nikomu podobać, sama chciałam poczuć się kobieco. Wyszłam z łazienki i na korytarzu wpadłam na Sebka. Nie wiem czy on mnie nie poznał czy co, ale szybko pobiegł tam skąd przyszedł, a ja zeszłam na dół. Głośnym gwizdnięciem na mój widok zareagował Krzysiek. Jak  mu zaraz gwizdnę do Wszyscy święci mu się przed oczami pokażą.
-Jak będziesz na mnie tak głupkowato patrzył to pójdę do łazienki i to wszystko zmyję.- znawca się kurde znalazł. Krzysiek szybko mnie przeprosił i powiedział na koniec do ucha, że ma najpiękniejszą siostrę na świecie. Chyba za dużo czasu w swoim życiu spędził z Kadziewiczem i stąd te jego skłonności do tanich bajerów. Na mecz mój braciszek wyjechał przed nami jakieś dwie godziny, ja i Iwona zdążyłyśmy jeszcze wpaść na szybkie zakupy. Bratowa szczerze mi wyznała, że strasznie męczy się podczas meczu na hali, bo nie potrafi tak ekspresyjnie wyrażać emocji jak inni. Od kiedy jestem z Jurkiem i to głównie na jego mecze chodzę to też mam z tym problem. Kiedyś darłam się jak opętana, teraz nabrałam do wszystkiego większego dystansu. Na początku mojej rosyjskiej przygody po zakończonym meczu zbiegałam szybko do reklamowej bandy i mówiłam mu, że wspaniale zagrał mecz, nawet jeśli drużyna przegrała. Potem zaczynałam dostrzegać jakieś dziwne spojrzenia innych kibiców, więc doszłam do wniosku, że trzeba chyba spasować. Iwona pewnie też jest pod wieczną kontrolą innych i wcale jej się nie dziwię, że nie ma ochoty wysłuchiwać szeptów za plecami. Wiadomo jednak, że dla siatkarza obecność kogoś bliskiego jest bardzo ważna. Już nie raz Jurij mi mówił, że jak mu coś nie wychodzi i coś jest nie tak podczas meczu to albo odszukuje mnie na trybunach albo myśli o mnie i stara się zrobić wszystko, by poprawić swoją grę. Czasem się uda, czasem nie, ale mówi, że jest mu wtedy lekko na sercu bo wie, że ma do kogo wrócić.
-Nie boisz się spotkania z Piotrkiem i Judytą? Jak byłam na meczu w Częstochowie to ona była, podobno jest na każdym meczu akademików.- czy się tego bałam? Jak cholera, ale mimo wszystko też chciałam z nim pogadać, bo nasza ostatnia rozmowa nie należała do najprzyjemniejszych. Przede wszystkim chciałam go zapytać co tak naprawdę jest teraz między nami. Owszem, wtedy zerwałam bransoletkę z jego imieniem twierdząc, że naszej przyjaźni już nie ma, ale wcale tak nie było. Nadal jest mi potrzebny i strasznie mi go brakuje. Wiadomo, że Częstochowa i Moskwa mają się do siebie jak Północ i Południe, ale przecież są telefony, maile i jak byśmy chcieli to na pewno dalibyśmy radę to wszystko utrzymać. Chciałam się zatem dowiedzieć co on myśli na ten temat i czy widzi jakieś szanse. Na halę dojechałyśmy 20 minut przed pierwszym gwizdkiem. Miejsca zajęłyśmy w najlepszym sektorze. Nigdy wcześniej nie byłam na Podpromiu i muszę powiedzieć, że to miejsce robi na mnie wrażenie. Ja w ogóle mam jakiegoś bzika na punkcie obiektów sportowych i często sobie lubię pooglądać w Internecie światowe hale i boiska. Teraz jednak nie ważne są aspekty architektoniczne tego budynku tylko fakt, że zdążyłam już dostrzec Judytę, a ona dostrzegła mnie. Odwróciła wzrok i udawała, że mnie nie ma. Przez samo to zajście nie mogłam skupić się na meczu i czekałam tylko jego końca. Resovia poradziła sobie z drużyną spod Jasnej Góry w czterech setach i właściwie oprócz drugiego seta, niezaprzeczalnie dominowała na boisku. Razem z Iwoną i Sebastianem zeszłam bliżej band reklamowych, by pogratulować Krzyśkowi wygranej. Mój brat w obronie wyczyniał dziś cuda i nic dziwnego, że dostał za swoją grę statuetką dla najbardziej wartościowego gracza meczu. W momencie ściskania się z bratem i składania mu gratulacji, zostałam zauważona przez Piotrka. Nie wiedziałam do końca czy na moją obecność zareagował z entuzjazmem, zaskoczeniem czy ze złością. Nie czytałam już w jego oczach tak jak kiedyś. Wiele się przecież zmieniło od czasu, kiedy byliśmy gotowi wskoczyć za sobą w ogień. Nie mniej jednak dzisiejsza konfrontacja jest nieunikniona. Nie potrafię, tak jak Judyta, udawać, że ich nie znam. Zostawiłam rodzinę i poczyniłam stosowne kroki, by znaleźć się na płycie boiska. Najlepiej byłoby dać duży krok i jakoś przeskoczyć te bandy, ale nie chciałam wiochy robić, więc kulturalnie poszukałam jakiegoś normalnego wejścia. Oczywiście na mojej drodze stanęli „uprzejmi” ochroniarze, ale wystarczyła tylko interwencja Piotrka i jeden się nawet do mnie uśmiechnął. Jakie to ważne w życiu by mieć dobre plecy…
-Trudno mi uwierzyć, że to ty. Tak dawno cię nie widziałem, że ciężko mi cię było poznać.- czy aż tak bardzo się zmieniłam? Nie wiem, wydaje mi się, że przytyłam ze dwa kilo i inaczej ostatnio obcięłam sobie krzywkę. Może ten makijaż trochę mnie zmienił. Kiedyś rzadko się malowałam, a już na pewno nie tak wyraziście jak teraz. Przyjrzałam się dokładniej Piotrkowi i szybko odszukałam w pamięci jego ostatni image. Chyba trochę włosy ma dłuższe, a poza tym to zero zmian. Chociaż nie, zmiana jest jedna i to dość poważna. Kiedyś nie miał za sobą cienia w postaci Judyty. Nigdy nie powiedziałabym, że z Maciejak to taki kibic jest. Jeszcze kiedyś ciężko ją było wyciągnąć na jakikolwiek mecz Piotrka, a teraz jest podobno na każdym. W sumie to nie powinnam się jej dziwić, bo ja z miłości zmieniłam kraj…
-Po co przyjechałaś? Mało już namieszałaś?- no tak. Judyta zaczyna od ataku i widać, że jest mocno zawzięta na moją osobę. Nie rozumiem tylko o co jej tak naprawdę chodzi. Może boisko nie jest najlepszym miejscem do prowadzenia poważnych rozmów, więc dobrze byłoby się spotkać w jakimś bardziej ustronnym miejscu i pogadać.
-Też się cieszę, że cię widzę. Po meczu wracacie od razu do Częstochowy czy zostaje tu na noc?- spojrzałam na zegarek. Godzina była już późna i z tego co wiem, to w takich sytuacjach drużyny do swoich miast wracają drugiego dnia, by nie włóczyć się po nocy.
-Zostajemy na noc. Może się spotkamy i pogadamy? Czas chyba wyjaśnić sobie wszystko.- może i między nami się zepsuło, ale nadal czytamy sobie w myślach i podobnie postrzegamy pewne sprawy. Nie wiem czemu Judyta ma inne zdanie i ciągle szuka problemów. Mogłaby w końcu chociaż spróbować dojść z nami do jakiegoś kompromisu.
-Chciałam wam to właśnie zaproponować. Może przyjadę do waszego hotelu?- Piotrek od razu z aprobatą przyjął tą propozycją, a Judyta zachowywała się tak, jakbyśmy nie mieli o czym ze sobą rozmawiać. Już chciała negować ten pomysł, ale wystarczyło jedno spojrzenia Nowakowskiego i trochę spokorniała. Mogłaby w końcu przestać traktować mnie jak zagrożenie, bo to już nie jest śmieszne tylko nudne. Przez tyle lat nigdy nie zgłosiłam zainteresowania osobą siatkarza w kontekście kandydata na chłopaka i teraz nagle miałabym się nim interesować, bo są parą? Przecież to śmieszne, a wręcz żałosne.
-No to do zobaczenia.- nie wiem czemu, ale instynktownie chyba chciałam na pożegnanie ucałować ich policzki, ale w porę się opamiętałam. Podaliśmy sobie ręce i każde poszło w swoją stronę. Judyta na trybuny, Piotrek do szatni, a ja do Iwony i Sebastiana. Doszłam do wniosku, że nie ma sensu wracać do domu, więc powiedziałam o wszystkim bratowej i zostawiłam ich w hali, nie czkając na ich powrót. Dobra, może i nie znałam Rzeszowa i wcale nie wiedziałam gdzie jest hotel w którym zatrzymała się drużyna z Częstochowy, ale w miarę sprawnie ze wszystkim poradziłam sobie w Moskwie, to tutaj sobie nie poradzę? Postanowiłam się trochę przejść, a nawet jeśli potem znajdę się w jakimś niezbyt korzystnym położeniu, to zadzwonię po taksówkę i ona zawiezie mnie na miejsce. Trzeba sobie jakoś radzić przecież…

Po tej rozmowie wróciłam do Moskwy szybciej niż się spodziewałam.. Nie chciałam mieć z Judytą i Piotrkiem nic wspólnego. Tak jak wtedy upokorzyła mnie „przyjaciółka” to chyba nawet Wiktor Bierieżka za czasów świetności by przy niej wysiadł. Wróciłam do Ciebie nie mając pojęcia, że czeka mnie kolejny, nowy etap w życiu. Czekała nas przeprowadzka…

~*~
Witam! Zaraz rozładuje mi się  bateria, więc szybko życzę Wam Szczęśliwego Nowego Roku ;*
Pozdrawiam i do napisania ;*