piątek, 9 sierpnia 2013

OSTATNI

Nie myślałam, że będę się tak denerwować. Mam 27 lat, jestem dojrzała. Nie nastawiam się na nic szczególnego po ślubie, bo i tak z Mattem żyjemy jak mąż z żoną. Julka jest dopełnieniem naszego szczęścia, w przyszłości pewnie pojawi się kolejne dziecko, może nawet dwójka. W sumie mogliśmy zrezygnować z tej uroczystości, ale teraz nie ma już od niej odwrotu. Nie, nie mam wątpliwości. Trochę się tylko boję. Mam już jeden ślub na koncie i z doświadczenia wiem, że wiele się po nim zmienia, w moim przypadku zmieniło się na gorsze. Teraz tak nie chcę i wierzę, że tak nie będzie. Nie pozwolę na to. Bardzo kocham szatyna i za dobrze mi z nim, bym łatwo miała z niego rezygnować.
Siedzę przed dużym lustrem w pokoju Lai. Siostra przyszłego męża właśnie spina do kupy ostatni kosmyk moich włosów. Tu organizacja ślubu wygląda zupełnie inaczej, choć wielu się wydaje, że jest mega wystawna i kosztowna. Byłam pewna, że w dniu ślubu w pokoju panny młodej panuje harmider, a drzwi nie zamykają się, bo kosmetyczka wchodzi, fryzjer wychodzi. Nie ma tak. Moją fryzurą zajęła się szwagierka i już widzę, że efekt będzie niesamowity, może nawet lepszy niż spod ręki wykwalifikowanego fryzjera. Paznokcie mam już zrobione, wczoraj Frencha pomogła mi zrobić Magda. Też nie spodziewałam się, że ma do tego aż taki dryg, wszystko wyszło jak spod matrycy w salonie kosmetycznym.
-Zaraz przyniosę drugie lusterko to zobaczysz jak włosy prezentują się z tyłu.- Laia wyszła, a ja znów się zamyśliłam. Nad swoim szczęściem. Wiele spraw ostatnio kończy się tak, jak sobie tego życzę. Matt jest zdrowy, wyniki wychodzą dobrze. Zdołał wrócić do siatkówki na takim poziomie do jakiego zdążył wszystkich przyzwyczaić. Julia rozwijała się wspaniale. Widać, że będzie mądrą dziewczynką, ku uciesze rodziców i bliskich. Pomyślnie zakończyłam swoje małżeństwo z Jurijem i do tego jeszcze zamiast wroga, zyskałam wspaniałych przyjaciół, bo zarówno z nim jak i z Magdą świetnie się dogaduję. Wreszcie też wyprostowałam wszystko z Piotrkiem i znów jest tak, jak było kiedyś. Czuję, że jest ze mną, że mogę na niego liczyć, a to wiele dla mnie znaczy. Czy to możliwe, żeby wszystko szło tak dobrze? A może to tylko cisza przed burzą i muszę się spodziewać, że prędzej czy później przyjdą chude lata? Naiwna nie jestem i wiem, że cały czas nie może być dobrze, ale nie chciałabm stracić ani jednej rzeczy z wcześniej wymienionych. Mogę mieć problemy w pracy, mogę zyskać kilka niechcianych kilogramów, ale tego co udało mi się osiągnąć, nie chciałabym naruszać i zmieniać.
-Podoba się?- czy podoba? Jest dokładnie tak, jak chciałam. Ostatnio moje włosy trochę straciły na objętości, więc nie pozostawało mi nic innego, jak w sztuczny sposób jej im dodać. Siostra Matta zrobiła wszystko tak, jak chciałam. Wstałam od lustra i przejrzałam się w jego odbiciu z dalszej perspektywy.
-Wiesz, że cię kocham?- bym zapomniała. Mam wrażenie, że zyskałam też siostrę. Upragnioną  wymarzoną. Owszem, cała rodzina przyszłego męża składa się ze wspaniałych ludzi, ale siłą rzeczy z wszystkimi nie da się mieć tak bliskiego kontaktu. Mi z Laią się udało. Dobrze się rozumiemy. Widać, że ona  bardzo kocha swojego brata i najwyraźniej nam obu zależy na jego szczęściu. To nas między innymi łączy i do siebie zbliża. Pocałowałam jej policzek i podeszłam do szafy, gdzie wisi moja suknia ślubna. Tu mi nikt nie może powiedzieć, że nie powinnam wystąpić w jej śnieżnobiałym odcieniu. Tu normalną rzeczą jest, że dzieci świętują dzień ślubu wraz ze swoimi rodzicami. Julcia może nie rozumie do końca co się wokół  niej dzieje, ale w przyszłości będzie mogła opowiadać dzieciom w szkole, że była na ślubie swoich rodziców.
-Zakładaj już tę suknię,  bo nie mogę się doczekać efektu końcowego.- mam podobnie. Wszystko niby robi się z myślą, by suma summarum do siebie pasowało, ale dopóki człowiek tego nie zobaczy na samym końcu, to nie jest pewien czy udało mu się to osiągnąć. Zdecydowałam się na prostą, najzwyklejszą suknię ślubną z dekoltem amerykańskim<klik>, co oznacza, że jest on sporych rozmiarów, a ja muszę bardzo uważać, by nie było w nim za dużo widać. Jeśli chodzi o tę kwestię, to podczas zakupów trochę poróżniłam się z przyszywaną siostrzyczką. Ona widziała mnie w sukni rodem z ekranizacji bajek Disneya, a ja nie miałam parcia na to, by wyglądać jak księżniczka. Owszem, te rozłożyste doły i na mnie robią wrażenie, ale nie jestem przekonana do wygody, a przecież zamierzam tańczyć na swoim weselu do białego rana. Mam nadzieję, że będę się prezentować w swoim zakupie całkiem dobrze i Laia wybaczy mi to, że jej nie posłuchałam.
-Podasz mi buty<klik>?- bez szaleństw jeśli chodzi o wysokość szpilki. I tak jestem wysoka, a jakbym pozwoliła sobie na ponad dziesięciocentymetrowe buty, to wyglądałabym przy mężu jak jakieś monstrum. Kremowe obuwie idealnie dopasowało się do mojego stroju. Przejrzałam się w lustrze z dalszej odległości. No dobra, raz w życiu mogę nieskromnie powiedzieć, że wyglądam nawet lepiej niż dobrze. Jeszcze raz oddaję się w ręce przyszłej szwagierki i pozwalam na swojej szyi zapiąć delikatny wisiorek z cyrkoniowym serduszkiem<klik>
-A tu masz coś pożyczonego. Ode mnie, ale zawsze.- zapięła mi na ręku bransoletkę z cyrkonii<klik>. Widzę, że ktoś tu studiował zwyczaje związane ze ślubem w polskim realiach. Nie zdziwiła mnie niebieska podwiązka lądująca na moim udzie. Laia zadbała dosłownie o wszystko. Kiedy wstałam z krzesła, obróciła mnie wokół własnej osi i przytuliła do siebie mocno. Nigdy nie miałam siostry, a czuję się tak, jakby ona była nią od zawsze.
-Gotowa na to, by olśnić naszego Matta?- kiwam pewnie głową. Zanim jednak wychodzimy z pokoju, pojawia się w nim Julka z maleńkim bukiecikiem kwiatów. Podbiega do mnie i wtula w moje nogi.
-Tatuś jus jest!- no tak, to on przywiózł jej ten bukiet. Całuję moją małą księżniczkę w czubek głowy i trzymając ją za rękę, wychodzę z pokoju. Panna Anderson dumnie kroczy za mną. Czeka nas zejście po schodach. Kiedy jesteśmy już u ich kresu dostrzegam przyszłego męża i jego drużbów. Stoi odwrócony tyłem, coś zawzięcie tłumaczy Lotmanowi. O moim przybyciu znać daje mu krząkanie wydobywające się z ust Jurija. Matt odwraca się i nie może ukryć zdziwienia. Chociaż może to nie zdziwienie a zachwyt? Już sama nie wiem. Robi kilka kroków w moją stronę i podaje mi rękę. Nic nie mówi. Gdy stoimy naprzeciwko siebie twarzą w twarz uśmiecha się, jak to tylko on potrafi.
-Kocham cię.- podnosi moją dłoń i składa na niej delikatny pocałunek. Dostaję bukiet kwiatów z rąk Piotrka. Wtulam się w niego.
-Wyglądasz przepięknie.- całuję jego policzek. Wpadam w ramiona Lotmana, który już teraz życzy mi wytrwałości u boku swojego przyjaciela. W żartobliwy sposób przestyga mnie przed nim, ale oboje wiemy, że Anderson to typ człowieka, który nie skrzywdziłby nawet muchy. Podchodzę do Jurija. Jego wyciągnięte w moją stronę ramiona kuszą. Przytulam się do niego. Cieszę się, że tu jest, że jest tu z Magdą i, że wszystko tak się potoczyło.
-Mam nadzieję, że oboje będziemy szczęśliwi. Zawsze będziesz dla mnie ważna, nic tego nie zmieni.- on też jest dla mnie wyjątkowy. To u jego boku poznawałam świat, uczyłam się życia. Byłam szarą dziewczynką z niewielkiej mieściny. On pokazał mi, że z ukochaną osobą można wszędzie zaznać szczęścia.
-Moja siostrzyczka!- w drzwiach pojawia się Igła ze swoimi pociechami. Iwonka siedzi już na krzesłach w ogrodzie. Dość niespodziewanie okazało się, że mój brat kolejny raz zostanie ojcem. Ciąża jest już zaawansowana i z tego powodu nie wiadomo było czy bratowa w ogóle pojawi się w Nowym Yorku, ale ona jest taka uparta, że zdołała przekonać lekarza prowadzącego ciążę do tego, że będzie na siebie uważać i nic nie zagrozi jej i dziecku.
Wszyscy wyszli już do ogrodu, a ja razem z Krzyśkiem musiałam chwile odczekać, by mieć należyte wejście. Brat przygląda mi się uważnie z miłością w oczach. Tak dużo musieliśmy przejść, by w końcu móc możliwość się poznać. Są dni, kiedy zastanawiam się jak ja potrafiłam bez niego funkcjonować. On jest po prostu wszędzie, zawsze służy pomocą i dobrą radą. Nie jednokrotnie też potrafi mnie solidnie opierniczyć. Jak każe rodzeństwo mamy ze sobą ciche dni i krzyczymy sobie, że mamy nie wtrącać się nawzajem w swoje życie, ale do niego pierwszego biegnę z problemem, a on do mnie pierwszej dzwoni żaląc się na bolące kolana czy morderczo ciężkie treningi. Tak to już musi być. Rodzeństwo musi żyć ze sobą jak pies z kotem, bo inaczej nie byłoby rodzeństwem.
-Prowadź mnie Krzysiu.- chwyta mnie za rękę wychodzimy. Zgromadzeni goście wstają z miejsc, wsłuchując się w pierwsze takty ślubnej melodii. Jestem szczęśliwa. Najszczęśliwsza.
~*~
Piękna z nich para. My chyba nie pasowaliśmy tak do siebie, sam już teraz nie wiem i nie chce już się nad tym zastanawiać. Trzymając w objęciach narzeczoną, bujam się w rytm piosenki. Dobrze znanej mi piosenki. To jedna z ulubionych piosenek Marysi. W uszach odbija mi się jej wykonanie jeszcze z Krakowa. Z uśmiechem przypominam sobie tamtą sytuację. Gdzie bym się teraz znalazł, gdyby nie to wyjście do klubu w Polsce i poznanie Beim? Może i nam nie wyszło, może i było dużo bólu i rozgoryczenia, ale nie zamieniłbym tego. Odlazłem się w tej rzeczywistości, jaką przyniosło życie. Pokochałem Madzię i jestem z nią szczęśliwy. Mam nadzieję, że w przyszłości i nam uda się stanąć na ślubnym kobiercu. Na razie się nie spieszymy, w spokoju i euforii oczekujemy na narodziny potomka. Nie chcemy znać płci. Chcemy tylko by urodziło się zdrowie, a potem już we dwoje zadbamy, by miało wspaniałe dzieciństwo.
-Może zatańczymy z parą młodą?- przystaję na propozycję narzeczonej. Wykonuję ostatni obrót, całuję jej dłoń i obejmując się w pasie, podchodzimy do zapatrzonych w siebie jak w obrazek nowożeńców. Aż żal przerywać takie chwile, ale widzę, że z godziny na godzinę Magda jest coraz bardziej zmęczona i myślę, że niedługo będziemy się zbierać do wynajętego w hotelu apartamentu, by brunetka mogła trochę odpocząć.
-Odbijamy.- oddaję Amerykaninowi Magdę, a sam tańczę z jego żoną. Z głośników popłynął jakiś szybszy kawałek. Nigdy nie miałem problemów z tańcem, a dzisiejszy dzień wyzwolił we mnie dużą dawkę dobrego humoru, więc nie zamierzałem oszczędzać panny młodej. Wirowaliśmy wokół innych par. Nadawałem odpowiednio szybkie tempo, a Marysia dotrzymała mi kroku. Widziałem podziw na twarzy innych. A może to nie był podziw tylko zdziwienie? Nie jest tu zgromadzonym obcy fakt, że jesteśmy po rozwodzie. Nasze relacje budzą kontrowersje, no bo kto zaprasza na ślub byłego męża z narzeczoną i do tego jeszcze tak dobrze się z nim bawi? Nie raz Beim mówiła, że nasze życie już od dawna nie ma nic wspólnego z normalnością, a mi w ogóle to nie przeszkadza. Gdy piosenka się kończy, my stajemy w miejscu śmiejąc się do siebie promiennie.
-Cholera, nie mam siły! Ale poczekaj, ja też ci pokażę co potrafię!- puściła moją rękę i podbiegła do puszczającego muzykę chłopaka. Szepnęła mu coś na ucho, a ten z uśmiechem przytaknął jej głową. W ogrodzie rozbrzmiała piosenka z polskiego disco polo. Znam ją, choć nie mogę odtworzyć sobie w głowie tytułu. Teraz to ona pokazuje mi, że taniec nie jest jej obcy. Wokół  nas tworzy się kółko, do którego ktoś wpycha Magdę i Matta. Nawet nie chce myśleć jak to komicznie musi wyglądać z boku, ale my śmiejemy się do szaleństwa. Gdy kończymy, rozbrzmiewają brawa. Brawa dla nas za to, że możemy być przykładem dla innych rozwiedzionych małżeństw. Z perspektywy czasu wiem, że szkoda byłoby tych straconych lat wspólnego życia. Ona zna  mnie, ja znam ją i taka wiedza może w przyszłości zaowocować, gdy któremuś z nas potrzebna będzie pomoc.
-Teraz ja mogę prosić Marysię do tańca?- obok nas pojawia się Nowakowski. Z uśmiechem oddaje mu pannę młodą, a sam idę do narzeczonej, która odstąpiła pana młodego Judycie. Wymkniemy się chyba po angielsku, bo już widzę, że Magda słania się na nogach, a nie ma sensu też robić zbędnego zamieszania związanego z naszym pójściem. Chwytam ją za rękę, żegnamy się ze znajomymi, dziękując za dobrą zabawę i idziemy do jednej z taksówek, które przyjechały tu już dobrą godzinę temu i czekają na to, by rozwozić gości weselnych. Jeszcze raz oboje odwracamy się do tyłu, gdy za plecami usłyszeliśmy głośne śmiechy.
-Mam nadzieję, że niedługo wszyscy zatańczą na naszym weselu.- brunetka wtula się w moje ramię. Skoro oboje mamy podobne marzenia, to w niedalekiej przyszłości należy się spodziewać, że się spełnią…
~*~

Niby taki niepozorny, niby taki Cichy Pit na boisku, ale na parkiecie zawsze był lwem. Wchodził na niego pierwszy, a schodził ostatni. Zawsze w rytm muzyki, nigdy jej na przekór. Po ekscesach z byłym mężem jego bezpieczne ramiona i wolna piosenka w tle są dobrym momentem na odpoczynek i na rozmowę. Tak się cieszę, że tutaj jest, że już na nic się nie gniewa i o nic nie ma pretensji. Cieszę się również, że zmiana Maciejak nie okazała się złudna i krótko trwała. Widać, że kocha Piotrka i stara się zrozumieć, że czasami siatkówka wysuwa się na pierwsze miejsce w ich życiu. Sama wiem po sobie, że nie jest łatwe zaakceptować taką sytuację. Gdy byłam tylko szarym i zwykłym kibicem, to nie miałam pojęcia o tym ile wysiłku i zaangażowania kosztuje moich ulubieńców osiągnięcie znaczącego sukcesu. Nie miałam też pojęcia jak wiele muszą poświęcić ich bliscy, by setki tysięcy ludzi przed telewizorami czy na sportowych halach mogli fetować zwycięstwa swoich drużyn. Teraz wiem. Wiem co to znaczy zasypiać i budzić się z zimną częścią łóżka. Wiem jak to jest zostawać ze wszystkim samemu, czasem nie radząc sobie z nawałem domowych obowiązków. Jest też druga strona medalu. Zdążyłam poznać jak to jest, gdy ukochany mężczyzna wchodzi na najwyższy stopień podium, a z jego twarzy nie znika uśmiech. W takich chwilach zapomina się o wszystkich przeciwnościach i niedogodnościach. Wierzę, że Judyta też się do tego przyzwyczai i będzie nawet potrafiła czerpać z tego radość.
-Nigdy bym nie pomyślał, że będę się bawił na twoim weselu w okolicach Time Square. Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa, bo jeśli nie, to zapomnę o naszej przyjaźni ze Stanami Zjednoczonymi i osobiście powieszę Andersona za jaja na suchej gałęzi.- z dezaprobatą uśmiecham się do niego.
-Weź mnie nie strasz, bo ja chcę jeszcze synka mieć. Sam się ostatnio żaliłeś, że jeszcze chrzestnym nie jesteś, więc musisz chuchać na mojego męża, a nie czyhać na jego męskość.
-Mówisz, że jak urodzisz kolejne baby, to ja będę ojcem chrzestnym?- jego oczy zaświeciły jak miliony monet. No, a kto nie daje mi spokoju już od roku, wiercąc dziurę w brzuchu i na każdym kroku podkreślając swoje predyspozycje do bycia wzorem dla młodych pokoleń?
-No przecież ci obiecałam, a ja dotrzymuję słowa.
-To teraz cię zostawię i idę do hotelu, poprzebijać w waszym pokoju wszystkie gumki w nocnej szafce. Ja chce już!- wariat! Kochany wariat. Otaczam się wspaniałymi ludźmi, którzy wiele dla mnie znaczą. Nie oddałabym ich za żadne skarby. Nie oddałabym za żadne skarby ukochanej córeczki, która męczy teraz Laię, by z nią tańczyła kankana. Nie oddałabym swojego męża, który spogląda na mnie ukradkiem, pokazując swoją śnieżnobiałą klawiaturę zębów. Nie oddałabym nikomu Krzyśka i jego rodziny, bo mimo że tak często wtrącają się w moje życie, to bez nich byłoby nudno. Nie oddałabym Piotrka, bo on zawsze był i zawsze musi być. Oddam jedynie swojego byłego męża Magdzie, bo oni są sobie pisany. My nie byliśmy, ale perspektywa czasu pokazała, że nie wyszliśmy źle na tym rozwodzie. Zawsze będzie w moim sercu, ale już nie na tych samych prawach…


Koniec.
Żegnam, Paulinkaa


poniedziałek, 29 lipca 2013

29."Nie uda nam się mieć wszystkiego na raz, coś kończy się żeby coś mogło trwać..."

Liber&Natalia Szroeder- Wszystkiego na raz

Sierpień 2014

Znam ten piekielny list na pamięć. Czytam go każdego dnia, odtwarzając jego kolejne linijki z głowy. Jestem wdzięczna Bogu za to, że nie musiałam go otrzymać od Swinga, ale od Matta dwa tygodnie po operacji. Nawet przez chwilę nie wyobrażałam sobie, że może nie przetrwać jej, że mogą wystąpić komplikacje. Wierzyłam do samego końca, że wyjdzie z tego i udało się. Oczywiście musimy cały czas mieć świadomość, że choroba może powrócić, ale dopóki kontrolne badania wychodzą dobrze, staramy się tym nie przejmować. Mamy przecież co innego na głowie, zdecydowanie bardziej przyjemnego i nie mniej absorbującego. To nasza mała córeczka Julia. Mój szatyn wybrał dla niej imię, a mi od razu przypadło ono do gustu. Jest ono takie polsko-amerykańskie. Nie mogę przecież zapominać, że w jej malutkich żyłach płynie również amerykańska krew. Mówimy do niej w dwóch językach. Między sobą rozmawiamy po polsku. Matt opanował ten język i świetle potrafi się nim posługiwać. Może to i moja zasługa, ale zdecydowanie więcej czasu poświęcił mu Krzysiek i za to jestem wdzięczna mojemu bratu. Zaakceptował Amerykanina i cieszy się naszym szczęściem. Naprawdę jesteśmy szczęśliwi. Za dwa tygodnie odbędzie się nasz ślub. Taki o jakim marzy każda nastoletnia dziewczynka, która ogląda amerykańskie produkcje filmowe. Ślub i wesele odbędą się w Nowym Yorku. Nie mam zbyt wielkiej liczby gości ze swojej strony, a Ci którzy mi pozostali, zgodzili się bez wahania uczestniczyć w moim ślubie nawet na drugim końcu świata. Za miejsce zaślubin ma posłużyć nam ogród w domu Andersonów. Wiecie, rozstawiony namiot, a w nim katolicki ksiądz i cała rodzina. Do ołtarza nie będzie prowadził mnie tata, ale z chęcią ma uczynić to Krzysiek. Pewnie będzie ryczeć jak bobry, ale nie chcę mu zabierać tej przyjemności, bo tak się do tego napalił. Jak przystało na amerykański styl, będę miała trzy druhny w osobach Judyty, Oli i Lai. Po stronie mojego Mateuszka stanie Lotman, Piotrek i…Jurij. Dacie wiarę? Mi samej trudno w to uwierzyć. Potrafią do siebie dzwonić i gadać bez przerwy. Nie udało im się zagrać razem w Zenicie, ale stracony czas będą mieli okazję nadrobić już od tego sezony, bo mój przyszły mąż również zasili zespół z Podkarpacia. Plany wybudowania domu w Rzeszowie zrealizowaliśmy perfekcyjnie. Na obrzeżach miasta stoi nasze gniazdko, pełne miłości i rodzinnego ciepła. Uroku temu miejscu dodaje duży ogród, w którym Matt i Julia mają miejsce do wspólnych zabaw i harców. Przyglądam się z uśmiechem mojemu mężczyźnie, który próbuje złapać naszą córkę i nałożyć jej kapelusik, chroniący przed wiatrem i słońcem. Uparta to ona i jest, ale ma to po nas. Tak naprawdę mała jest podobna do ojca. Duże niebieskie oczy, brązowe włoski i ten uśmiech, którym Matt czaruje mnie od tylu lat. Śmieje się z niego, że jeśli następne dziecko nie będzie choć odrobinę podobne do mnie, to się z nim rozwiodę. Na razie jednak nie myślimy o kolejnym potomku. Chcę odchować Julkę i zająć się pracą. Nie po to po nocach wkuwałam daty, by teraz nic z tą wiedzą nie zrobić. Zawsze w mojej głowie kołata się myśl, by uczyć dzieci w szkole i jest na to realna szansa, bo od tego roku szkolnego zwalnia się etat w jednym z rzeszowskich gimnazjów. Już jestem umówiona z Sebkiem, że będę mu mówić co będzie na sprawdzianach, jeśli będę go uczyć.
-Nie mam siły.- on nie ma siły? To jeszcze nic na co stać naszą córcię. Gdy Anderson wyjechał na tegoroczną Ligę Światową, to dopiero przeszłam z nią hardcore. Skubana czuła, że ojca nie ma w domu i płakała non stop przez pierwsze dwa tygodnie. Uspokajała się dopiero wtedy, gdy podczas rozmowy przez skype`a mogła go zobaczyć i usłyszeć choć przez chwilę. Iwonka mówiła, że wszystkie córki takie są, że w tym wieku potrzebują ojców, ale potem gdy przyjdzie płakać nad złamanym sercem, to najpierw ustawią się w kolejce do matki. Nawet nie chcę aż tak daleko wybiegać w przyszłość i zastanawiać się jak to będzie, gdy moja mała Julka będzie miała chłopaka. Chociaż ja to może jeszcze jakoś zniosę, ale mój narzeczony pewnie zniesie jajko. On jest taki przewrażliwiony na jej punkcie. Gdy tylko cichutko zakwili w swoim łóżeczku, to ja przewracam się na drugi bok, a on stoi przy niej na baczność, gotów wziąć na ręce i ukołysać do snu. Rozpieszcza ją jak tylko może, ale z drugiej strony wcale mu się nie dziwię. Przez jakiś czas miał świadomość, że może jej nigdy nie zobaczyć. Już kilka razy mi mówił, że córka i ja to najlepsze co spotkało go w życiu i nie wyobraża sobie, że mógłby teraz nas stracić albo sam odejść na zawsze.
-Dad!- standard. Julka koreluje między polskim a angielskim, a ja cieszę się, że od małego ma styczność z angielskim, bo w życiu umiejętność posługiwania się nim na przyzwoitym poziomie na pewno jej się przyda. Jeszcze nie do końca zdecydowanym krokiem, podchodzi do swojego taty i próbuje się wdrapać na jego kolana. Matt wychodzi jej z pomocą, chwytając ją i usadawiając na nich.
-Za każdym razem, gdy nas was patrzę nie dowierzam, że dziecko może być tak bardzo podobne do jednego z rodziców. Zazdroszczę ci.- nawet gdy próbuję wytężyć wzrok i znaleźć jakieś podobieństwo między mną a moją córką, to jest mi ciężko. Ma kasztanowe włosy, duże niebieskie oczy i jego uśmiech. Może jakbym się tak bardzo uparła to mogłabym powiedzieć, że kształt nosa odziedziczyła po mnie, ale jest także kwestia sporna. Pozostaje mieć nadzieję, że kolejne dziecko będzie podobne do mnie. W końcu jakaś równowaga w przyrodzie musi być, prawda?
-Za to charakter ma twój. Jest pogodna i nigdy się nie poddaje.- hmmm, coś w tym jest. Zapomniał jeszcze dodać, że jest uparta i trudno ją nakłonić do zmiany zdania, nawet w kwestii wyboru smoczka czy butelki. Upór czasami też popłaca i on też dobrze wie, że może zdziałać cuda. Gdyby się poddał w chorobie, to kto wie jakby to teraz wyglądało. Czy siedzielibyśmy w tym ogrodzie i popijali kompot ze świeżych wiśni?
-Chciałabym do wujka Piotlka.- no tak, zapomniałam. Nasze dziecko jest do granic możliwości zakochane w Nowakowskim. Środkowy przypodobał jej się na początku masą pluszaków i teraz, gdy tylko przyjeżdża razem z Judytą w odwiedziny, nie może się od Julki opędzić. Zresztą nie zauważyłam, by mu to przeszkadzało. Oczami wyobraźni już widzę, że będzie z niego świetny ojciec. Może już niedługo to się zmieni? Judyta coś mówiła, że starają się o dziecko. Ich ślub ma odbyć się w przyszłym roku na początku czerwca. Nasze relacje uległy zmianie i mogę powiedzieć, że sama Maciejak się zmieniła. Nie robiła już blondynowi chorych scen zazdrości, ufała mu. Nawet zauważyłam, że zainteresowała się siatkówką. Gdy spotykamy się na trybunach hali Podpromie to na jej twarzy gości uśmiech, a nie jak do tej pory smutny obowiązek. W ogóle zebrała się nam tu w Rzeszowie fajna paczka jeśli chodzi o kibicowanie czy późniejsze świętowanie. Może nie jesteśmy tak spektakularne jak „Zaksa Girls”, ale też nas słychać, gdy łączymy siły.
-W sumie to nie głupi pomysł, by zadzwonić po nich i zaprosić na jakiegoś grilla. Lodówka pełna, piwko też się znajdzie. Co o tym myślisz?- śmieją się ze mnie, że wychowałam sobie pantoflarza, ale to przecież chyba nic złego, że Matt konsultuje ze mną wszystko. Kiwam do niego głową, by zajął się organizacją, a ja przejmuje od niego córkę. Robimy do siebie śmieszne miny i śmiejemy przy tym do rozpuku. Szatyn poszedł po telefon do mieszkania i chyba w nim został. Też miałyśmy się już z małą zbierać, gdy w ogrodzie pojawił się Jurij z Magdą. Podoba mi się ta dziewczyna. Widzę, że z nią Bierieżko jest szczęśliwy. Na jego twarzy gości uśmiech, a to jest dla mnie najważniejsze. Julka zeskoczyła z moich kolan i pobiegła się przywitać.
-Widok faceta z dzieckiem zawsze rozczula, prawda?- przywitałam się z Madzią buziakiem w policzek i zrobiłam jej miejsca na wiklinowej sofie obok siebie. Teraz Jurij będzie musiał przejść szkołę życia z moim dzieckiem, bo ona mu tak łatwo nie odpuści. Widzę, że Jarczewska jest jakaś podenerwowana. Jakby chciała mi coś powiedzieć, a nie wiedziała jak zacząć.
-Powiesz mi sama czy mam to z ciebie wyciągać?
-Powiem ci sama. Jestem w ciąży, nie powiedziałam nic Jurkowi, bo boję się jego reakcji. Myślisz, że się ucieszy?- a ma inne wyjście? Jasne, że się ucieszy. Widać, że zależy mu na Magdzie, są ze sobą już spory czas więc moim zdaniem nie powinna się przejmować jego reakcją. Ja ze swojego doświadczenia wiem, że zawsze chciał mieć dzieci.
-Powinnaś śmiało mu o tym powiedzieć. Jestem pewna, że przez najbliższy czas będzie cię rozpieszczał. Potem będziesz miała trochę gorzej, bo przeleje swoją miłość na was dwoje, ale tak to już z tymi facetami jest, że jak im się rodzi dziecko, to wariują na jego punkcie.- nie wiem już który raz opowiadam o tym jak mój narzeczony zachowywał się, gdy Julka przyszła na świat. Podejrzewam, że Magda zna tę historię już na pamięć, ale mimo wszystko chłonie te słowa jak gąbka, by trochę pokrzepić siebie i swoje serce. Jurij tatą? Jak dla mnie wiadomość dnia!

~*~

Odwiedziny u Marii i Matta kolejny raz pokazały, że ludzie po rozwodzie nie muszą drzeć ze sobą kotów. W naszym przypadku nie boję się pokusić nawet o stwierdzenie, że to, co jest między nami to najprawdziwsza przyjaźń. Rozmawiamy ze sobą o wszystkim, planujemy wspólne wypady na miasto i nie możemy się doczekać ślubu w Nowym Yorku.
Po powrocie od Andersonów, bo już tak w sumie można o nich mówić, nie mogę rozgryźć zachowania Magdy. Jest jakaś podenerwowana, potłukła już dwa talerze i szklankę. Zdecydowałem, że moje pójście do kuchni jest wskazane, by nie wydarzyło się nic złego.
-Chciałam zrobić kolację, ale wszystko leci mi z rąk. Usiądź Jurij, musimy porozmawiać.- trochę się wystraszyłem, ale posłusznie wykonałem jej prośbę. Usiadłem przy stole, a ona naprzeciwko mnie. Nerwowo wykręcała sobie palce, wyraźnie chcąc mi coś powiedzieć. Pojawił się lekki strach. Życie nauczyło mnie, że po takich rozmowach człowiek może spodziewać się wszystkiego. No, ale przecież nic nie zapowiadało do tego, że coś złego dzieje się w moim związku z Magdą. Świetnie się dogadujemy, od 6. miesięcy mieszkamy  razem i naprawdę mi się wydaje, że to coś poważnego. Tylko, że to co nam się wydaje, a to co jest naprawdę często jest zupełnie odmienne.
-No to słucham. Mam nadzieję, że nic się nie stało?- liczyłem na szybkie zanegowanie moich słów, a otrzymałem spuszczony wzrok i nerwowe przeplatanie palców.
-Bo ja jestem w ciąży Jurij. Wiem, że nie planowaliśmy, ale lekarz ostatnio zalecił mi odstawienie antykoncepcji na rzecz tej niefarmakologicznej. Powinnam ci o tym powiedzieć, ale tyle się działo, że wyleciało mi to z głowy. Czuję się winna i zrozumiem, jeśli…- jeśli co? Pomyślała, że ją zostawię tylko dlatego, że nie upomniała mnie, bym zakładał przed każdym stosunkiem prezerwatywę? Jesteśmy dorośli i wiemy czym mogło się to skończyć.
-Jesteś pewna, że jesteś w ciąży?- Magda podeszła do parapetu i wzięła dużą, białą kopertę. Jak się domyśliłem, w środku był wydruk badania USG. Ciemny obraz, a na jego tle wyróżniająca się jeszcze ciemniejsza barwa. To na pewno nasze dziecko. Serce podchodzi mi do gardła. Brakuje języka, by powiedzieć jaki jestem szczęśliwy. O dziecku marzyłem od dawna, ale wszystko się trochę pokomplikowało. Teraz znów może być dobrze.
-To 13 tydzień. Dzidziuś jest malutki, a ja sama nie przybieram jeszcze znacząco na wadze, więc nie widać po mnie. Cieszysz się choć troszkę?- czy się cieszę? Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Już raz się tak czułem. Wtedy, gdy Marysia mówiła mi o dziecku czułem, że mogę przenosić góry, że cały świat leży u moich stóp. Teraz czuję dokładnie to samo. Czuję też coś innego. Miłość do Jarczewskiej wypełnia moje serce. To inny rodzaj uczucia niż to, które łączyło mnie z Beim, ale równie silne i mam nadzieję, że zdecydowanie trwalsze. W tym szoku zostawiłem brunetkę w kuchni i pobiegłem do sypialni. Już od jakiegoś czasu jestem przygotowany do tego, by poprosić ją o rękę. Pierścionek pomagała wybierać mi Marysia. Sama się zaoferowała. Te zakupy miały przypieczętować to, że tak dobrze poradziliśmy sobie z zaistniałą sytuacją.
Wróciłem do kuchni z czerwonym pudełeczkiem i bez większych ceremonii przyklęknąłem na jedno kolano przed Magdą. Może noże, garnki i talerze to nie jest najlepsza sceneria do tego typu wydarzenia, ale na dobrą sprawę przecież to się kompletnie nie liczy. Ważne jest uczucie, a jego jestem pewien.

-Już dawno nosiłem się z zamiarem oświadczyn, a gdy powiedziałaś mi o dziecku pomyślałem, że lepszej okazji nie będzie. Madziu, wyjdziesz za mnie?- zgodziła się. Pierścionek<klik> wpasował się idealnie na jej palec, a po chwili nasze usta złączyły się pocałunku, pełnym pasji i miłości. Jestem szczęśliwy. Zaczynam nowy etap w życiu, definitywnie odcinając się od tego co było kiedyś. W dniu ślubu Marii i Matta powiem wszystkim o naszych zaręczynach. Myślę, że ten dzień będzie miał symboliczną wymowę. Oboje z Marysią zaczniemy nowe życie. Kiedyś myśleliśmy, że po kres naszych dni będziemy szli ramię w ramię trzymając się za rękę, ale nie było nam to dane. Później niż ona zrozumiałem, że muszę spróbować ułożyć sobie je na nowo. Lepiej późno niż wcale. Esli v serdce, jak śpiewa jedna z rosyjskich wokalistek. Jeśli w sercu żyje miłość, cały świat nabiera innych barw. Wszystko traci na znaczeniu, zmartwienia i problemy wydają się mieć mniejsze rozmiary niż w rzeczywistości. Bo taka jest właśnie miłość, którą każdy z nas powinien mieć w sercu. Nawet jeśli jedna wygasła i trudno się po tym pozbierać, to nie wolno się poddawać. Trud na pewno zostanie nagrodzony, trzeba się tylko na tę miłość otworzyć…


~*~
Przyznać się, która z Was pomyślała, że tak to się potoczy? Mówiłam, że Paulinka lubi komplikować, ale ostatnio chyba nawet nauczyła się zaskakiwać. Nie będę Was trzymać w niepewności i powiem, że następny rozdział będzie już ostatnim tutaj. 30 to maksimum jakie mogę wyciągnąć z tej historii. I już dziś napiszę, że jestem niesamowicie wdzięczna za Waszą obecność. Nie wiem kiedy zleciało to 14 miesięcy, ale czas ma to do siebie, że leci nie ubłaganie.
Pisanie tego opowiadania wiecie co mi pokazało? Że robię to dla najwierniejszych czytelniczek i dla siebie samej. Nie zraziła mnie niska frekwencja, mała ilość komentarzy. Już taka jestem, że nie potrafię się poddać bez walki, nie potrafię czegoś zacząć, a potem tego nie skończyć. 
Plułabym sobie w brodę, gdybym nie napisała historii o Juriju. Skoro wyszłam z założenia, że staram się układać opowiadania o swoich ulubionych siatkarzach to jak mogłoby zabraknąć bloga o Bierieżce? :) 
Mam też świadomość, że wiele rzeczy trochę uciekło mi spod kontroli. To tak ja mówi jedna z autorek, to opowiadanie zaczęło żyć własnym życiem, ale jakoś dotrwałam do szczęśliwego końca. 
Chciałam w nim pokazać, że życie po rozwodzie wcale nie musi być ustawiczną walką i próbą udowodnienia sobie kto ponosi większą winę za rozstanie. Nie mam takich doświadczeń i nie mogę zakładać, że gdy w przyszłości tak potoczyłaby się moje historia, to zachowałabym się tak jak Maria czy Jurij, ale tak bym chciała. Sentymentalna jestem coś ostatnio, aż za bardzo.
Jeszcze raz wielkie dzięki za wszystko, za wsparcie i motywację. To dla mnie ważne.
Ostatnią część przewiduje za tydzień. Będzie słodka do granic możliwości. Ciągle się uczę szczęśliwego kończenia historii. Moja głowa już buntuje :) Epilog przewiduje, ale jeszcze do końca nie wiem w jakiej rzeczywistości osadzę tych bohaterów. Na pewno nie będzie żadnych tragedii, mogę obiecać.
Gdyby ktoś jeszcze mnie nie widział tutaj<klik>, to zapraszam ;)
Pozdrawiam i do napisania :***

sobota, 20 lipca 2013

28." w kolejnym życiu odnajdę Cię..."


Nigdy bym nie pomyślała, że uronię na pogrzebie Wiktora Bierieżki choć jedną łzę, ale jak widać pogrzeb wzmaga w człowieku jakieś odruchy, nad którymi nie może zapanować. Moja wizyta do Moskwy została zorganizowana w ekspresowym tempie. Owszem, musiałam tam pojechać w związku z kolejną, mam nadzieję, że już ostatnią rozwodową sprawą. Los jednak chciał, że znalazłam się tu wcześniej. Nie musiałam tu przyjeżdżać, ale uznałam, że jestem to winna Jurijowi i jego mamie. O ile pani Olga była wyraźnie zasmucona całą uroczystością pogrzebową, o tyle uczuć Jurka nie mogłam rozszyfrować. Stał przy trumnie. Nie miał na twarzy żadnych emocji. Później na cmentarzu przyjmował wyrazy współczucia, ale czy jemu rzeczywiście trzeba współczuć? Nie wszyscy pewnie wiedzą jakie stosunki łączyły go w ostatnim czasie z ojcem. Dopiero w obliczu choroby obu panom udało się porozmawiać. Kiedy już kolejka przy szatynie zmalała, podeszłam do niego i ja. Widzieliśmy się już wcześniej, ale nie było czasu porozmawiać.
-Chociaż ty nie mów, że mi współczujesz, bo oboje wiemy, że nie ma mi czego współczuć. Udało mi się załatwić przyspieszenie naszej sprawy. Będziesz mogła wcześniej wrócić do Matta.- przytulam się do niego, głaszcząc jego plecy. Po uroczystościach związanych z pełnioną funkcją przez seniora Bierieżkę, odbył się uroczysty obiad. U nas to się nazywa po prosto stypa, a w Rosji mają na to zupełnie inne określenie. Mnie do jedzenia nie trzeba teraz zbyt długo namawiać. Od zawsze miałam problemy z wagą, a w przyszłości niedalekiej będę pewnie wyglądać jak słoń. Nie chcę się teraz tym przejmować. Chcę się cieszyć z tego, że dane jest mi być w stanie błogosławionym. Na chwilę obecną nie ma żadnych problemów, wszystko idzie zgodnie z modelem przewidzianym w medycznym podręczniku.
-Moglibyśmy chwilę porozmawiać na osobności?- teraz już od niego nie uciekam. Z uśmiechem na ustach kiwam twierdząco głową i podnoszę się od stołu. Wychodzimy na zewnątrz, gdzie stoi nowiutki samochód Jurka. Czytałam, że takie cacko otrzymał każdy rosyjski złoty medalista olimpijski z Londynu. Mam tak ogromną słabość do marki Audi, że na widok każdego jej modelu świecą mi się oczy, a on tu mi każe wsiadać do Audi A8 z hybrydowym silnikiem.
-Podejrzewam, że nawet jakbyśmy byli małżeństwem, to nie dałbyś mi poprowadzić tego wozu.- uśmiechamy się do siebie. Za czasów naszego małżeństwa Jurij strasznie denerwował się, gdy prowadziłam jego wóz. Śmiałam się nawet, że kocha swój samochód bardziej niż mnie, ale z drugiej strony wcale mu się nie dziwiłam, bo ja do wykwintnych kierowców nie należę. Chyba każdy, który miałam przyjemność kierować, został obdarzony jakaś rysą czy zadrapaniem.
-Nawet ja boję jeździć się tym samochodem. A tak na poważnie chciałem z tobą porozmawiać, bo w Londynie poznałem kogoś. Wiem, że to nie są najlepsze okoliczności, ale zaraz po rozprawie mi uciekniesz, a ja nie mam z kim tak szczerze na ten temat porozmawiać…- nie powiem, ale trochę mnie zatkało.  Z drugiej strony, przeżyliśmy tyle lat i myślę, że nie ma nic w tym złego, że możemy się sobie zwierzyć.
-No to opowiadaj co jest na rzeczy…- i opowiedział. Historia bliźniaczo podobna do tej naszej. Spotkanie w klubie, ona Polka, on pragnący sobie coś udowodnić. Z tego co mi powiedział, jest nawet podobna do mnie jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny. I co ja mam mu poradzić? Oczywiście chcę, by ułożył sobie życie, a ta historia zakończyła się inaczej niż nasza.
-Uważam, że powinieneś nawiązać z tą Magdą jakiś głębszy kontakt. Od tego sezonu będziesz w Rzeszowie, więc będziesz miał pełne pole do popisu myślę. Masz pełne błogosławieństwo byłej żony…- nie wiem czemu moja dłoń wylądowała na jego policzku, głaszcząc powoli jego fakturę. Gdy zorientowałam się, że nie prowadzi to do niczego dobrego, szybko ją zabrałam.
-Dużo dla mnie znaczy to, co mówisz. Szkoda, że ja kilka lat temu nie potrafiłem życzyć ci szczęścia…

Czułam się źle. Bolała mnie głowa, było mi nie dobrze. To wszystko nerwy. Wczorajszej nocy powiedziałam Jurijowi, że od niego odchodzę. Szybko zorientował się, że chodzi o Andersona. Tak, zakochałam się. Gdzieś na pewno w głębi sercu tliła się jeszcze niewielka ilość uczucia do Rosjanina, ale to Amerykanin spędzał mi sen z powiek. Na jego widok czuję się szczęśliwa, a w podbrzuszu rozlewa się przyjemne ciepło. Mi też jest ciężko zrozumieć, że nasze małżeńskie uczucie wypaliło się, ale od tego nie ma odwrotu. Ostatnią noc spędziłam na przemyśleniach, a on w pobliskim barze. Płakałam, oglądałam nasze wspólne zdjęcia. Starałam się ten ostatni raz odpowiedzieć sobie na pytanie czy rozstanie jest ostatecznością. No ale czym ma być w przypadku kiedy ja kocham innego mężczyznę.
-Boże, Jurij…- kiedy wchodzę do kuchni w naszym włoskim mieszkaniu, spotykam się z mężem leżącym obok krzesła, próbującym podnieść się do pozycji pionowej. Wiem, że jest pijany, że nie było go całą noc w domu, ale chcę mu pomóc. Podchodzę i chcę podać mu rękę, ale odsuwa się ode mnie. Brzydzi się mnie, a ja nie mam prawa mu się dziwić. Nie robię tego. Nie próbuję też na siłę mu pomóc. Podchodzę do lodówki, szukając w niej butelki wody. Z tego wszystkiego zaschło mi w gardle.
-Nie masz mi nic do powiedzenia?- nie lubię takich pytań. Nie wiem co mam mu powiedzieć. Co on by jeszcze chciał usłyszeć? Jest mi przykro i on dobrze o tym wie. Nie chciałam go skrzywdzić i myślę, że zdaję sobie z tego sprawę. Chciałabym rozstać się z nim z klasą, ale czy to mam mu powiedzieć?
-Jurij nie utrudniaj, to nic nie da. Obiecuję, że niedługo się od ciebie wyprowadzę, a potem pomyślimy o rozwiązaniu naszego małżeństwa.- chcę być spokojna. Nerwy nam w tym przypadku nie pomogą, a spokój pozwoli rozstać się z twarzą. Szkoda tylko, że on w tym nie pomaga. Widzę jak nerwowo zaciska kciuki, jak próbuje opanować złość. Nigdy go takim nie widziałam. Do ostatnich dni czułam się przy nim bezpiecznie, a teraz boję się jego reakcji.
-Możesz mi powiedzieć co on ma w sobie, że postanowiłaś zamienić mnie na niego?!- jest zły, ton jego głosu jest agresywny. Tłumaczę to sobie tym, że on ma prawo, że zasłużyłam sobie na to. Próbuję ułożyć sobie w głowie odpowiedź na jego pytanie, ale to kolejne z tych, na które nie da się tak łatwo odpowiedzieć.
-To nie tak Jurek. Ja po prostu się pogubiłam. Przy nim czuję się sobą, czuję się lepiej. Nasza znajomość nie wymaga ode mnie takich poświęceń. On nie krzywi się na myśl, że jestem Polką i kibicuję swojej drużynie. Uważam, że po prostu nie dane było nam być razem do końca życia i stąd to wszystko. Sam kiedyś powiedziałeś, że nic nie dzieje się bez przyczyny…- wiele razy słyszałam te słowa z jego ust zaraz po naszym pierwszym spotkaniu. Uważał, że nie przypadkiem los postawił nas na swojej drodze. Wiem jednak, że takie życiowe mądrości często nie pasują do aktualnej sytuacji i staramy się o nich nie pamiętać, by nie przyznawać się do błędu.
-Chrzanisz. Musi być coś w czym jest ode mnie lepszy. Może lepiej cię zaspokaja?- ordynarność jego pytania sprawiła, że naprawdę zaczynałam się go bać. Podszedł do mnie i złapał za nadgarstek. Cholernie zabolało, ale czekałam na to aż sam zwolni ten uścisk. Cofnął rękę, gdy zobaczył czerwone zabarwienie na mojej kończynie. Boję się go, a z moich oczu zaczynają płynąć łzy. Nie przyzwyczaił mnie do takiego zachowania, bo nigdy nie był taki.
-Może będzie lepiej, gdy dziś nie zostanę na noc w domu. Musisz sobie wszystko przemyśleć na spokojnie.- pójdę do Andersona.
-Nie pozwolę ci odejść! Rozumiesz?!

 Na tamte wspomnienia wzdrygnęłam się niechętnie. No, ale nie chciałam byśmy akurat teraz do tego wracali. W ogóle możemy do tego nie wracać, bo jest między nami dobrze i chciałabym, żeby było już tak zawsze.
-Najważniejsze, że potrafiłeś przyznać się do błędu…

~*~

Kochana Mary!
Wiesz, że bardzo chciałem wygrać z chorobą. Dla ciebie i naszego dziecka. W momencie, gdy będziesz czytać ten list, mnie nie będzie już na świecie. Nie bądź na mnie zła, zrobiłem to asekuracyjnie. Do końca wierzyłem, że się uda. Musiałem się ubezpieczyć na okoliczność nieudanej operacji.
Jest tyle rzeczy, które chciałem Ci powiedzieć, które chciałem zrobić. Przede wszystkim chciałem Ci się oświadczyć. Myślałem o tym już wcześniej, ale choroba zastopowała wszystko. Nie chciałem Cię blokować. Gdy piszę ten list zastanawiam się czy wystarczająco mocno pokazywałem Ci, że bardzo Cię kocham i zależy mi na Tobie.
W dniu którym cię pierwszy raz spotkałem poczułem, że jesteś tą, która urodziła się dla mnie. Nie chciałem nigdy, by Jurij cierpiał, ale z drugiej strony chciałem Cię mieć tylko dla siebie. To smutne, że szczęście dwojga ludzi potrafi unieszczęśliwić jedną. Mam jednak nadzieję, że gdy mnie zabraknie, on Ci pomoże. Może to śmieszne, ale tylko jemu potrafię zaufać bo wiem, że Cię nie skrzywdzi. Wiem, że w jego życiu ktoś się pojawił, ale prosiłem go o pomoc dla Ciebie i mam nadzieję, że mnie nie zawiedzie.
A teraz kilka słów o naszym dziecku. Świadomość, że zostawiam tu na ziemi kogoś po sobie sprawia, że lżej mi odejść. Oczywiście żałuję, że nie będę patrzył jak przychodzi na świat, jak się rozwija i dorasta, ale jestem pewien, że Ty zapewnisz mu miłość nas dwojga. Gdy będzie wystarczająco duże powiedz mu, że tatuś bardzo je kochał. Pamiętaj też, że ono będzie potrzebować męskiej ręki, więc nie bój się ułożyć sobie życia na nowo. Nawet jeśli to nie będzie Jurij, który jest moim cichym faworytem, to Ty masz prawo do szczęścia. Obiecaj mi tylko, że to będzie mężczyzna, który zapewni Tobie i dziecko bezpieczeństwo i miłość. O nic więcej nie proszę.
Gdy umrę, a Swing przekaże Ci ten list, będziesz mogła z nim zrobić co chcesz. Pamiętaj jednak, że będę patrzył na Ciebie z góry i jak będzie mi się tam nudzić, to będę Cię dręczył w snach J Oczywiście żartuje kochanie. Kurczę, dziwnie mi się to piszę, bo nie wiem czego się spodziewać mam po tej śmierci. Będzie tak, jak opowiadały nam w dzieciństwie babcie? Nie zaprzątaj sobie jednak mną głowy. Ja sobie poradzę, a Ty opiekuj się sobą i maleństwem. Odnośnie niego mam do Ciebie jeszcze jedną prośbę. Nie rozmawialiśmy na temat imion i wiem, że pewnie chciałabyś polskie imię, ale może chociaż drugie mogłoby być związane z moimi ukochanymi Stanami? Niech dziecko wie, że po części płynie w nim amerykańska krew. Moja propozycja dla dziewczynki to Julia, a dla chłopca Ethan. Nawet po śmierci się rządzę J
Kocham Cię Mary
Przez cały ten czas, gdy byliśmy razem, byłaś
Moją definicją szczęścia
Twój Matt



~*~

Bo Paulinkaa lubi, gdy wszystko się kompikuje…




sobota, 6 lipca 2013

27."

Wyniki Matta poprawiły się. Co prawda lekarz prosił, by nie popadać w hurra optymizm, bo choroba jest jeszcze niepokonana, ale najważniejsze, że siatkarz zaczął wierzyć, że można z nią wygrać. Dzisiejszego dnia po obchodzie w jego organizm wstąpiły nowe siły. Kazał nawet zainstalować sobie w sali telewizor, by móc oglądać spotkania prosto z londyńskich aren. Faza grupowa w wykonaniu chłopaków ze Stanów mistrzowska. Ponieśli tylko jedną porażkę z Rosjanami, ale i tak zapewnili sobie pierwsze miejsce w grupie. Polakom poszło trochę słabiej i widać, że chyba formy nie dało rady odbudować po Lidze Światowej na imprezę docelową tego roku. Dzisiejszy dzień czyli 8 sierpnia 2012 roku był dniem początku ostatecznych rozwiązań, bo zaczynają się ćwierćfinały. Rozmawiałam z Krzyśkiem wczoraj i powiedział mi, że może i fazy grupowa do końca nie wyszła im tak, jakby sobie tego życzyli, ale dzisiejszego wieczora będę gryźć parkiet, byleby tylko to Rosja spakowała walizki i odjechała do domów z niczym. Szczerze powiedziawszy to dla mnie ta para ćwierćfinałowa jest najgorsza i serce ma duży problem. Oczywiście opowiadam się za drużyną reprezentującą moją ojczyznę, ale i Rosja nie jest mi przecież obca. Wydaje się, że stosunkowo niedawno Jurij mówił mi po Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie, że na następnej imprezie tej rangi odkują się i postarają powalczyć o medal z najcenniejszego kruszcu.
-Powiedziałem Swingowi, żeby przyszedł do mnie z obchodem trochę wcześniej, bo o 11 zaczyna się mecz z Włochami i nawet nie chce myśleć, jakie wtedy ja będę miał ciśnienie.- uśmiechnęłam się pod nosem, w pełni rozumiejąc jego podejście. Zespół medyczny zajmujący się Mattem nie robił większych problemów i przy jego łóżku pojawił się o 10.30. Wyszłam na zewnątrz, by nie przeszkadzać i nie robić zbędnego tłumu.
-Może już pani wejść do środka, wszystko jest w porządku.- same dobre nowiny dzisiaj. Kiedy widzę na twarzy mojego Amerykanina szeroki uśmiech mam ochotę rzucić się na niego, ale szpitalne łóżko to nie jest najlepszy moment, na seksualne doznania.
-Nie denerwuj się tak kochanie, bo na pewno dadzą sobie radę z Włochami.- jak tak bardzo chciałam, by wygrali z tymi Włochami i, żeby ta nadęty bufony sobie pojechały do Włoch z niczym, ale niestety nie szło to po mojej i Matta myśli. Pierwszy set, bardzo zacięty zresztą, zakończył się grą na przewagi, ale niestety zwycięstwem Włochów. Drugi wygrali dość pewnie, a w trzecim nic nie wskazywało na to, by Amerykanie mieli się podnieść i przedłużyć swoje szanse na ostateczną glorię. Z minuty na minutę Anderson stawał się coraz bardziej nerwowy, a po gwizdku kończącym mecz, siarczyście zaklął na całą salę.
-I chuj bombki strzelił!- spojrzałam na niego z uśmiechem na ustach. Łapie coraz więcej polskich słów, ale żeby tak polskimi przekleństwami operował dobrze, to pierwsze słyszę. Mój uśmiech jednak nie został przez niego zbyt dobrze odebrany, więc zmieniłam swoje oblicze na bardziej stonowane, gotowa do pocieszania go. Przypomniał mi się 2007 rok i przegrany przez Rosjan finał z Hiszpanią. Kolejny przykład na to, że w sporcie pewnym nie można być niczego do końca. Nie wolno się jednak poddawać po jednej porażce. Fakt, jest ona niefortunna i może nie spodziewana, bo bynajmniej spodziewałam się prawdziwego widowiska, a nie tak jednostronnego meczu, ale z każdej porażki można wynieść jakieś wnioski i dążyć w kolejnych latach do osiągnięcia sukcesu. Sportowcowi jednak trudno to wytłumaczyć, więc nawet nie próbuję mówić Mattowi, że ta porażka to nie jest przecież koniec świata.
-Mam nadzieję, że twoim chłopakom pójdzie dziś znacznie lepiej niż nam.- i za to go właśnie kocham. Troszkę się powkurza, ale szybko stara się patrzeć pozytywnie i nie załamuje się. Pewnie jest mu przykro, że jego kolegom nie udało się awansować do półfinału, ale przecież to nie była ostatnia ważna impreza w ich wykonaniu.
-Widzisz kochanie, nareszcie mówisz do rzeczy. Wiesz ja się będę zbierać do domu na razie, a potem wpadnę do ciebie na mecz moich orłów. Trzymaj się i nie martw tak tą porażką, bo widocznie tak musiało być i nic się już teraz z tym nie zrobi.- chciałam cmoknąć jego policzek, ale nie spodziewanie to on trącił ustami moją górną wargę. Rozchyliłam je szerzej, by jego język bez przeszkód mógł wtargnąć do środka, przyjemnie pieszcząc moje podniebienie. Oddech przyspieszał z każdym kolejnym wtargnięciem jego języka do mojej jamy ustnej. Rozpalone dłonie Matta błądzą po moim ciele, badając jego fakturę pod materiałem bluzki.
-Tak bardzo chciałbym się z tobą kochać Mary…- ja również, ale szpitalne łóżko mogłoby tego nie wytrzymać.
-Już niedługo, obiecuję ci to.- mam nadzieję, że ten aspekt również będzie mu przyświecał w walce z chorobą. Już i tak muszę powiedzieć, że jest zdecydowanie dużo lepiej z jego motywacją do walki. Nie muszę słuchać każdego dnia, że powinnam już oglądać się za zastępstwem za niego. Ostatnio nawet coś zaczął przebąkiwać o oświadczynach. Nie wiedziałam na ile jest w tym prawdy, ale nie wiedziałam też czy ja jestem gotowa na tak poważny krok. Owszem, jesteśmy ze sobą już długo, bo idzie trzeci rok, ale tak jak teraz, jest mi dobrze. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że sielanka między mną a Jurijem skończyła się właśnie po ślubie. Wtedy wszystko staje się trudniejsze. Nawet głupia kłótnia obciążona jest ryzykiem, że nie będzie już od niej odwrotu, że skończy się rozwodem. Nie mniej jednak gdyby Matt chciał sfinalizować nasz związek już teraz, nie odmówiłbym mu. Może i mam wątpliwości, ale nie takie, by mu odmówić.
-Biegnij do domu. Ja w tym czasie trochę się prześpię, bo zmęczony jestem. Widzimy się za kilka godzin na meczu.- całuję jeszcze raz przelotnie jego usta i wychodzę z sali. Pełna nadziei na lepsze jutro, z uśmiechem zatrzymuję żółtą taksówkę. Perfekcyjnym angielskim podaję adres, pod który chcę być dostarczona. Uświadamiam sobie, że niedługo będę musiała wrócić do Polski i trochę mnie to martwi. Nie chcę zostawiać chłopaka, ale muszę też załatwić sprawę swojej magisterki. Na koncie mam na razie licencjat. Ostatnie dwa lata zamierzam dokończyć na Uniwersytecie Rzeszowskim. Może to nie jest Jagiellonka, ale ja teraz jestem w ciąży i nie mogę myśleć o prestiżowych uczelniach, a o stabilizacji. Krzysiek zaproponował mi, że mogę u niego zamieszkać aż do czasu porodu. Anderson chce, bym została w Stanach, ale to dla mnie zbyt wiele. Wolę rodzić w Polsce i mieszkać też chcę w ojczyźnie. Zdążyłam się przekonać, że wszędzie może być fajnie, ale nie na dłuższą metę. Matt o tym wie i zgodził się zamieszkać w Polsce po zakończeniu kariery. Ostatnio nawet mówił mi, że powinniśmy się rozejrzeć za jakąś działką pod budowę w domu. kolejny przykład na to, że Amerykanin nie będzie się poddawał i będzie walczył…

~*~

Trudne do opisania są emocje, jakie towarzyszą mi w chwili stania na najwyższym podium olimpijskich rozgrywek. Fakt, może jedynie statystowałem przy tym wyniku, ale mimo wszystko jestem niewyobrażalnie szczęśliwy. Nasza sytuacja w trzecim secie była mocno napięta, a każda zmarnowana piłka oddalała nas od upragnionego celu. Brazylijczycy byli o kilka piłek od siatkarskiego raju, a my te kilka od piekła. I wtedy trener dokonał zmiany. Nie było czasu zastanawiać się nad tym czy w danej chwili to dobre posunięcie. Dima na ataku zachowywał się jak rasowy atakujący. Kończył ważne piłki, a my na nowo odzyskaliśmy wiarę w to, że może nam się udać, że jeszcze nie wszystko stracone. Udało się! Końcowy gwizdek przypieczętował cud, jaki wydarzył się w londyńskiej hali. Zaraz po wejściu do szatni zauważyłem, że mój telefon przepełniony jest wiadomościami, które niosły ze sobą gratulacje. Pobieżnie przeleciałem nadawców i wśród nich był ten, którego się nie spodziewałem, a na który mimo wszystko czekałem. Otworzyłem wiadomość od Marii, chłonąc każde jej słowo jak gąbka.

-Gratuluję z całego serca wyniku. Odkąd odpadła Polska, kibicowałam Wam i bardzo się cieszę, że ktoś wreszcie zagrał na nosie Kanarkom. Nie wiem czy któryś z twoich kolegów jest zainteresowany gratulacjami ode mnie, ale im też możesz pogratulować.

Wiadomość od byłej żony mogłem przeczytać na głos, bo nikt oprócz mnie tak dobrze nie zna polskiego. Z zainteresowaniem przyjrzał mi się Grankin. Pewnie nie tylko on zauważył, że dzisiejszego dnia na mojej twarzy gości szczery uśmiech. Nie wymuszony, nie sztuczny, a szczery i pełny. Dawno nie czułem się tak dobrze, jak dziś. Moja drużyna osiągnęła znamienity sukces. Wygląda też na to, że stosunki z Beim znacznie się poprawiają, a to ważne w kontekście…nie o tym kontekście nie chcę myśleć. Ostatnio pytałem Krzyśka co z Andersonem, a ten mówił, że wyniki się poprawiły, a sam siatkarz odznacza się dużą motywacją i wolą walki.
-Za 15 minut mamy być gotowi, więc bujać zady panowie.- 15 minut to wystarczająca ilość czasu, by wziąć prysznic i wystukać smsa do Marysi. Wiem, powinienem odpisać na wszystkie gratulację, ale akurat do tego nadawcy mam niewyobrażalny sentyment.

-Dzięki wielkie za gratulację. Było ciężko, ale najważniejszy jest końcowy efekt. Niedługo widzimy się na sali sądowej i chce żebyś wiedziała, że nie będę ci robił żadnych problemów, więc być może ta rozprawa będzie już ostatnią. Pozdrów Matta i powiedz mi jak on się czuje?

Interesuje mnie ten fakt, ale nie w kontekście zajęcia jego miejsca. Sam mam teraz do czynienia z osobą chorą na raka i wiem jak nagle stan chorego może ulegać zmienia. Mój ojciec jednego dnia wygląda na człowieka, który mógłby przenosić góry, a następnego już nie ma siły podnieść głowy z poduszki. No, ale dla mojego ojca nie ma już szans na powrót do życia.
-Jura wchodź pod prysznic, bo dziewczyny czekają!- do uchu krzyczy mi coś Apalikov. Uśmiecham się z przekąsem i wchodzę pod kabinę prysznica. Analizując wszystko po kolei dociera dopiero do mnie co zrobiliśmy. Uśmiecham się do siebie głośno, gdy słyszę śpiewy kolegów. Powoli wypity szampan zaczyna robić spustoszenie w ich głowach, a to przecież dopiero początek. Szampany to tylko przygrywka do ilości alkoholu, jaką zamierzamy pochłonąć…

…świetnie się bawię! Pierwszy raz od dawna bawię się doskonale. Telefon wrzuciłem na dno plecaka, nie odpisując nawet na pozostałe wiadomości z gratulacjami. Chcę dziś zapomnieć o wszystkim i tak po prostu się zabawić. Jak zapowiedział Dima, nie pierdoliliśmy się z szampanami czy jakimś innym lekkim trunkiem. Zaczęliśmy od czystej wódki, która podobno nam i Polakom wlewa się do gardła w największych na świecie ilościach. Może to nie jest zbyt chlubna statystyka, ale jak już brylować na świecie, to we wszystkich rankingach.
-Jura weź ty się zajmij tą laleczką, bo od momentu w którym się tu pojawiliśmy, dziewczyna nie spuszcza z ciebie wzroku.- słucham?! Że chłopaki mają nierówno pod sufitem i upraszczają wszystko do jednego tematu to zdążyłem się przyzwyczaić, ale że Alekno?! Zaraz za trenerem wtórowała reszta chłopaków, rzucając mi pod nogi wyzwanie.
-To co Jurij, będzie twoja czy już zapomniałeś co nosisz w spodniach?!- alkohol w połączeniu z testosteronem sprawia, że człowiek nie cofa się przed niczym. Ja też się nie cofnąłem. Wypiłem jeszcze dwa głębsze na odwagę i podszedłem do baru, gdzie siedziała owa niewiasta. Za plecami słyszałem gwizdy, ale kompletnie je zignorowałem. Chcę pokazać też sam sobie, że nie noszę już „żałoby” po rozstaniu z Marysią. Ona ułożyła sobie życie, więc dlaczego ja nie mógłbym spróbować? Może właśnie moim przeznaczeniem jest spotykać miłości swojego życia w klubach? Chyba powinienem sobie przypomnieć swoje życie sprzed związku z Beim. Naprawdę lekko do niego podchodziłem. Nie przywiązywałem się do kobiet, a rozstania z nimi traktowałem jak normalną kolej rzeczy. Takie życie jest dobre do momentu, w którym spotykasz tą jedyną i nie widzisz poza nią świata. Wypełnia każdy centymetr twojego ciała, zajmuje każdą myśl w głowie. Po jej odejściu zostaje ogromna pustka, wyrwa w sercu, którą ciężko zapełnić. Nikt jednak nie powiedział, że nie jest to do wykonania. Ja do tej pory nie próbowałem. Wolałem skupić się na tym, by odzyskać miłość żony. Chciałem znów z nią budować wspólną przyszłość, ale szansa na to minęła bezpowrotnie. Teraz mam czas na to, by pomyśleć o sobie. Tylko czy ja nie zapomniałem jak się podrywa dziewczyny?
-Może drinka?- przechodzę dość blisko brunetki, delikatnie ocierając się o jej plecy. Siadam obok na wysokim barowym krześle, uśmiechając się.
-Mistrzowi olimpijskiemu się chyba nie odmawia prawda?- mówi po polsku! Cholera jasna, ona wie kim jestem i wie, jaką mam przeszłość. Na razie jednak to schodzi na dalszy plan, a pojawia się zdziwienie, że znów na mojej drodze pojawia się kobieta polskiego pochodzenia. Na dobrą sprawę mogła być to przedstawicielka każdej narodowości. Na początku stawiałem na Brytyjkę, bo przecież bawimy się w londyńskim klubie. Tu taka niespodzianka.
-No chyba nie powinno się odmawiać.- widać na pierwszy rzut oka, że jest otwarta. Jest pewna siebie. Jak Marysia kilka lat temu w krakowskim klubie…
-Dlaczego się śmiejesz?
-Bo mniemam, że przyszedłeś mnie poderwać, a zapomniałeś zdjąć obrączkę. Twoja była żona chyba jeszcze wiele dla ciebie znaczy, prawda? Pewnie się zastanawiasz skąd ja to wszystko wiem, ale interesuję się siatkówką, a wasze koligacje rodzinne są dość niespotykane w tym siatkarskim światku.- nie jestem na nią zły za bezpośredniość jej pytań i dużą wiedzę na mój temat. Spojrzałem na jeden z palców prawej ręki. Nawet nie wiem jak ta dziewczyna ma na imię, a uświadomiła mi ważną rzecz. Nie potrafię rozstać się z przyszłością. Swoją obrączkę Maria oddała mi już dawno, a ja w swojej chodzę nieprzerwanie. Machinalnie wyciągam ją z kieszeni swojej torby i zakładam po każdym meczu.
-Bardzo celna uwaga. Masz rację, moja była żona bardzo dużo dla mnie znaczy i chyba zawsze będzie, ale jest już przeszłością, a powinno się liczyć to co tu i teraz…- i tym oto zdaniem sprowokowałem Magdę do tego, by opowiedziała mi coś o sobie, a ja uzupełniałem jej dość obszerną wiedzę na mój temat. Nie miałem pojęcia, że w Polsce moja osoba jest aż tak lubiana za grę i postawę na boisku. Bo to, że ludzie interesują się mną przez pryzmat związku, małżeństwa i rozwodu z siostrą Krzysztofa Ignaczaka, to już zdążyłem się przyzwyczaić.
-Mógłbym dostać twój numer czy jakiś kontakt. Bo pewnie wiesz, będę teraz grał w Rzeszowie, a skoro nam tak dobrze się rozmawia, to może…- zabrakło odrobinę zdecydowania, ale Magda nie oczekiwała ode mnie więcej. Wyciągnęła z torebki szminkę i na serwetce napisała rządek cyfr, układających się w jej numer.
-To co, jak będę w Polsce to mogę zadzwonić?
-Pewnie. Masz szczęście, do Rzeszowa mam niedaleko.- odchodząc, musnęła mój policzek. Nie byłem pijany, więc mogłem na chłodno ocenić sytuację. Oddalająca się postać Magdy zrobiła na mnie wrażenie. Ostrożnie włożyłem serwetkę do kieszeni spodni i wróciłem do chłopaków. Niestety nie wszyscy łapali kontakt z rzeczywistością, więc ta ostatnia noc w Londynie przed powrotem do Moskwy upłynie nam pod znakiem ogarniania zgonów i pilnowania, by przypadkiem któryś z nich nie wpadł na jakiś beznadziejny pomysł. Holowanie Michajłowa nie należy do przyjemności, ale jakoś dałem sobie radę. W hotelu zostałem poproszony przez Alekno do siebie. Czułem, że będzie się pytał o Magdę. W jego pokoju na łóżku leżał mój telefon. Nie bardzo rozumiałem co tam robił…
-Kilka razy dzwonił, więc w końcu odebrałem. Dzwoniła twoja mama. Przykro mi Jurij, ale twój ojciec nie żyje. Zmarł trzy godziny po naszym meczu…


~*~
Znów nie było mnie tu miesiąc. Obiecuję, że teraz będę pojawiać się co tydzień. Do końca zostało nam już nie wiele, więc proszę jeszcze tylko o odrobinę wytrzymałości...
Jakieś pytania? Zapraszam tutaj <klik>
Pozdrawiam i do napisania :***

niedziela, 9 czerwca 2013

26."You're simply the best, better than all the rest..."


Koszmarne dni zawisły nade mną, a wydawało się, że już będzie dobrze. Choroba Matta pokrzyżowała nasze plany, ale nie zamierzamy się poddawać. On ma czasem gorsze dni i gada jakieś głupoty o tym, że będę musiała po jego śmieci ułożyć sobie życie na nowo, ale nawet nie chcę o tym słuchać. Nie przyjmuję do wiadomości innego rozwiązania, jak tylko jego pełne wyjście z choroby. Zaraz po przyjeździe do Stanów miałam okazję poznać rodzinę Andersona. Wrażenie? Zupełnie kontrastowe w porównaniu z rodziną mojego byłego męża. W rodzinnym domu Jurija zawsze czułam się nieswojo i obco. Rodzina szatyna przyjęła mnie jak swoją. Mama Matta była bardzo szczęśliwa, że jej syn poznał kogoś wartościowego z kim jest szczęśliwy. Nie miałam pojęcia, że szatyn tyle im o mnie mówił. Byłam pewna, że nie spodoba im się wiadomość o moim rozwodzie, a oni w ogóle się tym nie przejęli informując mnie, że o wszystkim już wiedzą i nie ma to dla nich znaczenia. Wiktor Bierieżko wyciągał mi brudy historyczne, tak nawiasem. Może to nie jest najlepszy czas, by myśleć o sobie, ale czuję się tu u nich naprawdę dobrze. Siostra Matta zdążyła mnie już oprowadzić po Nowym Yorku. Co prawda nie jest to ich rodzinne miasto, bo pochodzą z Buffalo, ale tutaj również mają swój dom i od kiedy Matt znajduje się w szpitalu, to część rodziny przeniosła się tu dla niego. Najbardziej chorobę przyjmującego przeżywa właśnie wspomniana przeze mnie siostra. Widać, że mają świetny kontakt. Ja również mocno zbliżyłam się do Krzyśka i śmiało mogę powiedzieć, że nie wyobrażam sobie teraz życia bez niego. Nawet jeśli jest tysiące kilometrów stąd, to i tak wiem, że mogę do niego zadzwonić i wszystkim się z nim podzielić. To dla mnie naprawdę ważne. Nie jest tak, że ja nigdy nie mam chwil zwątpienia. Wydaje mi się, że dobrze sobie z tym radzę, ale są dni gdy budzę się z płaczem i nie mam sił, by wstać z łóżka. Wiem jednak, że muszę walczyć, bo nie podejmuję decyzji tylko dla siebie. Pod moim serduszkiem jest maleństwo, które potrzebuje mojej siły. Będzie potrzebowało też ojca, więc robię wszystko, byleby tylko Matt nie stracił nadziei na to, że może mu się udać.
Zameldowałam się u niego w szpitalu chwilę po 11. Lekarz prowadzący dał mi wyraźne wytyczne, kiedy najlepiej go odwiedzać, by nie wpieprzać się w jakiś obchody, badania czy konsultacje. Respektowałam te uwagi, bo nie chciałam przeszkadzać. Kiedy zawitałam w jego sali akurat miał zmienianą kroplówkę. Przywitałam się z nimi buziakiem w policzek i usiadłam obok na krzesełku. Nie wyglądał zbyt korzystnie, ale lekarz cały czas mi powtarza, że znosi leczenie w miarę dobrze. Kompletnie się na tym nie znam, więc nie pozostaje mi nic innego, jak tylko mu wierzyć.
-Jak się czujesz kochanie?- w sumie nie musiałam mu zadawać tego pytania, bo on za każdym razem odpowiada, że wszystko jest w porządku i czuje się lepiej. Szkoda, że moja kobieca intuicja mówi mi zupełnie co innego.
-Nie jest źle. Powiedz lepiej jak czujesz się ty i nasze dziecko.- no ja czuję się dobrze i mam nadzieję, że nasze dziecko powiela tą opinię. Na razie nie daje mi jeszcze żadnych znaków, więc muszę zaufać tylko i wyłącznie badaniu USG, które ostatnio wyszło książkowo. Zawsze gdy rozmawiamy o dziecku, to na jego twarzy pojawia się serdeczny uśmiech, ale dziś jest on wyraźnie wymuszony.
-Matt widzę, że coś jest nie tak. Stało się coś? Może coś cię boli? Wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko.- tak też obiecał robić. Już nigdy miał nie ukrywać przede mną żadnych istotnych faktów ze swojego życia, a choroba i ogólny stan jego zdrowia jak najbardziej do takich faktów należą. Początkowo kręci głową i próbuje się wymigać od odpowiedzi, ale mój nieustępliwy wzrok nie pozwala mu na to. Decyduje się wyznać mi prawdę.
-Dziś wieczorem zmarł ten chłopak, który leżał tu ze mną…- obróciłam się przez prawe ramię i rzeczywiście nikogo nie było na łóżku. Spojrzałam na szatyna i domyśliłam się już co musi mu chodzić po głowie. Za wszelką cenę będzie chciała wybić mu takie myśli z głowy, ale będąc na jego miejscu pewnie również bym się podłamała takim obrotem sprawy. Ta sama choroba, podobny wiek. Z tego co wiem, ten chłopak był w zdecydowanie w poważniejszej fazie choroby.
-Kochanie nie możesz od razu zakładać, że ciebie czeka taki sam los. Lekarz mówi, że chemioterapia daje efekty, więc musimy mu wierzyć. Mówisz, że czujesz się dobrze, więc organizm dobrze sobie z tym radzi. No chyba, że jest coś, o czym mi nie powiedziałeś…- ukrył przede mną chorobę, więc nic dziwnego, że mam obawy. Ujął moją dłoń i pogłaskał ją delikatnie.
-Mówię ci prawdę. Mary, on wczoraj jeszcze się śmiał i mówił, że z tego wyjdzie. W nocy serce nie wytrzymało. Muszę brać pod uwagę każdą ewentualność, dlatego…- wyswobodziłam się z jego uścisku dającym mu tym samym do zrozumienia, że nie mam ochoty słuchać tych bzdur. Właściwie za każdym razem każe mi obiecać, że po jego śmierci ułożę sobie życie, a ostatnio to nawet kazał mi nie spieszyć się z rozwodem. Rozumiecie to? On myśli, że gdyby nie udało mu się wygrać z chorobą, to ja wrócę do Jurija i będę udawać, że nic się nie stało.
-Jak masz zamiar za każdym razem tak mnie denerwować, to nie będę tu przychodzić, bo to nie jest dobre dla dziecka. Pomyśl trochę o nim. Mam wrażenie, że za wszelką cenę chcesz znaleźć sobie zastępstwo, by potem nie mieć sobie nic do zarzucenia. Wiesz co myślę? Że jeśli tak zaplanujesz nasze życie, to w pewnym momencie stwierdzisz, że nie musisz wyzdrowieć, by ja poradzę sobie bez ciebie. A ja sobie nie poradzę, rozumiesz?!- podniosłam głos, on się rozpłakał. Kiedyś miękłam, gdy Jurij mówił do mnie po polsku. Teraz nie mogę patrzeć na szatynowe łzy. Mięknę, przytulając się do niego.
-Zrozum Matt, że ja kocham ciebie i będę o ciebie walczyć do końca. Choćby już nawet św. Piotr chciał witać cię w bramie, to ja zatarasuję ci drogę i nie pozwolę mnie zostawić. Mam nadzieję, że się zrozumieliśmy?- uśmiechnął się, a to dobry znak. Reszta naszego spotkania minęła w zupełnie innej atmosferze. Stwierdziliśmy nawet, że obudzimy Ignaczaka, dzwoniąc do niego. Oczywiście nie był pocieszony, że odbierał telefon o 6 rano, ale wystarczyło kilka epitetów pod jego adresem, o tym jakim to jest cudownym bratem i zmiękł szybko. Kiedy opowiadał o treningach zauważyłam, że Matt już nie reaguje tak źle na sytuację, w której on nie może się zajmować tym co kocha. Wydaje mi się, że zdał sobie sprawę o co toczy się ta gra i, że musi wyzdrowieć w pełni, by kiedyś móc wybiec na światowe parkiety. Ja w to wierzę i on też musi wierzyć, że z tej choroby można wyjść. Jest to niełatwy przeciwnik i trudno mu wytłumaczyć zasady fair play, ale jest do pokonania.
Konwersacja z Krzysiem wykończyła mojego Matta. Zaraz po tym jak się rozłączyliśmy, zamknął oczy i zasnął kamiennym snem. Przed chwilą byłam zła na to, że martwi się na zapas, a sama dokładnie wpatrywałam się w jego klatkę piersiową, byle tylko dostrzec jej pełne i mocne unoszenie w górę i opadanie w dół. Złożyłam na jego ustach pocałunek i opuściłam go. Po drodze mijałam dziesiątki ludzi chorych, ale na pewno z taką samą nadzieją, jak ta moja czy Matta. Dzieckiem nie jest i wiem, że wszystkim z oddziału onkologicznego nie uda się wyjść z choroby, ale gorąco pragnęłam, by mojemu siatkarzowi się to udało. Nie dlatego, że jest lepszy od innych, bo każdy na życie zasługuje tak samo. Po prostu ja bez niego sobie nie poradzę…

~*~

Czuł, że rozgrywa dobry sezon. Cała drużyna przeszła przez Ligę Światową jak burza, a przed nimi już tylko ten najważniejszy mecz, decydujący o złotym medalu. Po drugiej stronie siatki Amerykanie. W kuluarach pojawiły się słowa, że znów idą swoim olimpijskim szlakiem, chcąc wygrać Ligę Światową, a potem Igrzyska Olimpijskie. Oni chcieli się temu postawić. To oni mieli formę, to oni mieli drużynę, która jest w stanie wspiąć się na sam szczyt. Po cichu mówiło się też o chorobie Matta. W tym wszystkim była też gdzieś Marysia. Dzwonił do niej mówiąc, że trzyma za nich kciuki. Pogratulował również ciąży mając nadzieję, że tym razem wszystko pójdzie dobrze.
Teraz również miał nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze. Trzeci set i piłka meczowa na wagę zwycięstwa w Lidze Światowej. Chcieli pokazać całemu światu, że ubiegłoroczne sukcesy nie były przypadkiem. Mieli wszystkie papiery na to, by za kilka chwil cieszyć się ze zwycięstwa.Za linią pola zagrywki stanął Stanley. Wyrzucił sobie piłkę do góry. Uderzył mocno i przestrzelił. W szeregach polskiej reprezentacji zapanowała radość. Wszyscy gratulowali sobie wspaniałego wyniku. Drużyny podziękowały sobie za grę. Błyskały flesze, gdzieś z tyłu organizatorzy przygotowywali już wszystko do ceremonii wręczenia medali za zwycięstwo w Lidze Światowej. Piotrek spojrzał wymownie na Krzyśka. Obaj coś zdążyli wczoraj ustalić, konsultując to z zawodnikami USA. Chcieli w jakiś prosty sposób pokazać światu, że pamiętają o Andersonie i życzą mu rychłego powrotu do zdrowia. Nowakowski miał pod swoją reprezentacyjną koszulką napis „Matt, come back to us soon!”. Igła w podobnych słowach wyrażał swoją troskę o zdrowie siatkarza, ale przede wszystkim o chłopaka siostry i ojca jej nienarodzonego dziecka. Piotrek w ten sposób chciał pokazać, że Marysia jest ciągle dla niego ważna. Chodziło nie tylko o to, by świat zobaczył, że ten cały siatkarski światek wcale nie jest taki duży i nawet jeśli w najczęściej stają po przeciwnych stronach siatki, to nie traktują się tylko w kategoriach przeciwników. Przede wszystkim chciał pokazać Beim, że ona i jej chłopak mogą zawsze na niego liczyć. Podjął decyzję, że nawet jeśli Judyta miałaby mieć coś przeciwko, to on zrobi wszystko, by odzyskać przyjaźń Marii. Ona nie zrobiła nic złego, to on wszystko zepsuł. Zaślepiony zazdrością Judyty, stracił tyle czasu z jej życia. Nie było go w tylu ważnych momentach przyjaciółki, ale ciągle miał nadzieję, że można to jeszcze naprawić.
-Piotrek!- przy reklamowych bandach pojawia się Maciejak. Stara się przekrzyczeć kibiców, którzy zdzierają gardła, dziękując swoim ulubieńcom za serce włożone w ten turniej. Blondynka przyjechała na finałowy turniej razem z innymi partnerkami siatkarzy, ale nie mogła znaleźć z nimi wspólnego języka. Nowakowski próbował jej zasugerować, że to jej zazdrość nie pozwala jej dobrze bawić się w towarzystwie innych, bo ona wszędzie wypatruje potencjalnych rywalek w drodze do jego serca. Nadal zapomina, że już dawno zdobyła pierwsze miejsce, a sam środkowy nie widzi powodów, by w najbliższej przyszłości miałoby się to zmienić. Judyta to w jego mniemaniu naprawdę dobra dziewczyna i gdyby tylko udało jej się zapanować nad tymi napadami zazdrości, to nie mógłby mieć jej nic do zarzucenia.
-Piękny gest z twojej strony. Piotruś co powiesz na spacer po całej ceremonii? Wiem, że pewnie będziecie mieli jakąś kolację i wspólne świętowanie, ale chciałabym z tobą porozmawiać…- Piotrek przytulił się do dziewczyny.
-No dobrze. To umówmy się, że poczekasz na trybunach, a ja się szybko postaram ogarnąć i do ciebie przyjdę.- na pożegnanie ucałował jej policzek i odszedł. Coś mu nie pasowało. Już w głosie Judyty dostrzegł coś dziwnego. Zaczynał się tej rozmowy obawiać, choć teraz nie miał czasu by o tym myśleć. W zespole zapanowało szaleństwo. Już czekając na wyjście z szatni, śpiewom i wrzaskom nie było końca. Polały się pierwsze szampany, odtańczone zostały pierwsze tańce radości. Kiedy wychodzili na parkiet, zagorzali fani nie szczędzili gardeł, by w należyty sposób powitać swoich zwycięzców. Na początku nagrody indywidualne. Zaraz po meczu nikt nie mógł mieć wątpliwości komu w udziale przypadnie po tym wieczorze przydomek „Most Voluable Player”. Bartek Kurek, prywatnie jego pokojowy kolega, nie raz nie dwa ciągnął grę zespołu, atakując z piłek niemożliwych i posyłając na drugą stronę boiska piekielnie mocne i trudne zagrywki. Mówi się, że polski zespół gra kolektywem, że nikt tak naprawdę nie wybija się ponad innych i to drużyna w ich przypadku jest to wielką siłą, ale ktoś jednak musi być od tych najtrudniejszych piłek, w odpowiednim momencie nie bać się zaryzykować i zaatakować z pełną siłą. Z indywidualnej nagrody cieszył się również Krzysiek Ignaczak, który szybko podbiegł do kamery i zadedykował ją siostrze i jej chłopakowi. Zostało już tylko kilka minut do tego, by na ich szyjach rozbłysły złote medale zwycięzców. Dopiero w tamtym roku zdołali ugrać dla siebie pierwszy w historii medal tych rozgrywek, a już rok później osiągnęli taki wynik. Teraz to o nich będą mówić, że obrali właściwy kurs i to ich będą stawiać w gronie faworytów do grona zgarnięcia tego medalu, który pozwala być nieśmiertelnym. Bo medale ME czy MŚ są ważne, ale one w porównaniu z tym olimpijskim złotem tracą na znaczeniu…
… z medalem w ręku i szczerym uśmiechem na ustach zameldował się w umówionym miejscu. Judyta czekała na niego. Nie była zniecierpliwiona, choć nigdy nie lubiła zbyt długo czekać i nie tolerowała spóźniania się.
-To dla ciebie.- przekazał jej medal, wieszając go na jej szyi. Rozpłakała się, wprawiając Nowakowskiego w zdziwienie. Wyszli z hali, bo organizatorzy zaczęli dawać już komunikaty, żeby opuszczać sportowy obiekt.
-Co się stało? Dlaczego płaczesz?
-Piotrek ja sobie to wszystko przemyślałam i… my nie możemy być razem…- spojrzał na nią zdziwiony. Chociaż nie, to coś więcej niż zdziwienie. To przerażanie. Nie miał pojęcia skąd nagle w jej ustach takie słowa. W ostatnim czasie nic nie wskazywało na to, że między nimi coś jest nie tak. Dogadywali się. Judyta starała się panować nad swoją zazdrością, a on starał się nigdy nie dawać jej powodów, by miała taka być.
-Żartujesz sobie prawda? Judyta co się stało?
-Uświadomiłam sobie dzisiaj, że ja nie pasuję do ciebie. Ty potrzebujesz kogoś, kto będzie żył twoim życiem, cieszył się każdym twoim sukcesem. Ja się cieszę, ale nie w takim wymiarze jak inne. Nie widzę potrzeby jeżdżenia za tobą po wszystkim imprezach, bo mnie to wszystko nie bawi. Myślę, że chociażby z tego powodu powinniśmy się rozstać. Przepraszam, że zabrałam ci tyle lat, ale przede wszystkim przepraszam za to, że zabrałam ci Marysię. To przeze mnie jest między wami tak jak jest. Mam tylko nadzieję, że ona ci wybaczy i na nowo do siebie dopuści.- zdjęła medal z szyi i oddała go Piotrkowi. Chciała odejść, ale ten zastawił jej drogę. Nie spodziewał się, że Maciejak dokona takiej analizy. Zawsze mu się wydawało, że blondynka nie potrafi przyznać się do błędu. Pamiętał ją taką jeszcze z dzieciństwa. Potrafiła palnąć coś głupiego, ale nigdy do błędu się nie przyznała. Chociażby za to Piotrek uważa, że mają szansę na szczęśliwy związek.
-Tak łatwo chcesz odpuścić? Ok., popełniliśmy kilka błędów, ale przecież nie tylko na nich opierały się nasze wspólnie spędzone lata. Przecież między nami potrafiło być dobrze, nawet bardzo dobrze. Wciąż wierzę, że cały czas może tak być…
-Wydaje mi się, że tak będzie dla ciebie lepiej. Znajdziesz sobie kogoś, na pewno.- pocałował ją, gdy skończyła mówić. Odwzajemniała pocałunki. Nie chciał nikogo innego, bo to w niej się zakochał i to ją kocha nadal. Z jej zaletami i wadami. Z tym, że nie potrafi się odnaleźć w roli dziewczyny sportowca. Wcale nie wymaga od niej by jeździła z nim po całym świecie i zdzierała gardło. Nie wszyscy muszą kochać siatkówkę, nawet jeśli kochają jakiegoś siatkarza. Dla niego ważne jest to, żeby w przyszłości mógł założyć z nią rodzinę. Bo siatkówka kiedyś w jego przypadku przeminie, a życie będzie toczyć się dalej. I to właśnie na to dalsze życie Judyta będzie mu potrzebna.
-Pozwól, że to ja zdecyduje co jest dla mnie dobra a co nie. Judyta musisz w końcu zrozumieć, że to ciebie kocham i inne się nie liczą. Owszem. Maria była , jest i pewnie zawsze będzie dla mnie ważna i ją też kocham, ale jak siostrę. Jak kogoś kto był ze mną od zawsze i dzielił ze mną wszystkie problemy i tajemnice…
-Naprawdę uważasz, że możemy być razem?
-Naprawdę. I już nie gadaj nigdy takich głupot, tylko mnie przytul i pocałuj.-nie musiał prosić o to dwa razy. Po całej rozmowie, dość dramatycznej i obfitującej w zwroty akcji, wrócili do hotelu, gdzie odbywała się nieoficjalna część dzisiejszego meczu.

~*~
Dziś mija rok od pierwszego wpisu tutaj. Przez ten rok nie zwojowałam tym opowiadaniem niczego szczególnego i uświadomiłam sobie, że historie wymyślane pod wpływem chwili nie są najlepszym doradcą. W pewnym momencie przestałam mieć na tym kontrolę i opowiadanie się rozjechało. Oby udało mi się dojechać do szczęśliwego końca i choć trochę wyjść z tego z twarzą...
Pozdrawiam i do napisania ;***