poniedziałek, 29 lipca 2013

29."Nie uda nam się mieć wszystkiego na raz, coś kończy się żeby coś mogło trwać..."

Liber&Natalia Szroeder- Wszystkiego na raz

Sierpień 2014

Znam ten piekielny list na pamięć. Czytam go każdego dnia, odtwarzając jego kolejne linijki z głowy. Jestem wdzięczna Bogu za to, że nie musiałam go otrzymać od Swinga, ale od Matta dwa tygodnie po operacji. Nawet przez chwilę nie wyobrażałam sobie, że może nie przetrwać jej, że mogą wystąpić komplikacje. Wierzyłam do samego końca, że wyjdzie z tego i udało się. Oczywiście musimy cały czas mieć świadomość, że choroba może powrócić, ale dopóki kontrolne badania wychodzą dobrze, staramy się tym nie przejmować. Mamy przecież co innego na głowie, zdecydowanie bardziej przyjemnego i nie mniej absorbującego. To nasza mała córeczka Julia. Mój szatyn wybrał dla niej imię, a mi od razu przypadło ono do gustu. Jest ono takie polsko-amerykańskie. Nie mogę przecież zapominać, że w jej malutkich żyłach płynie również amerykańska krew. Mówimy do niej w dwóch językach. Między sobą rozmawiamy po polsku. Matt opanował ten język i świetle potrafi się nim posługiwać. Może to i moja zasługa, ale zdecydowanie więcej czasu poświęcił mu Krzysiek i za to jestem wdzięczna mojemu bratu. Zaakceptował Amerykanina i cieszy się naszym szczęściem. Naprawdę jesteśmy szczęśliwi. Za dwa tygodnie odbędzie się nasz ślub. Taki o jakim marzy każda nastoletnia dziewczynka, która ogląda amerykańskie produkcje filmowe. Ślub i wesele odbędą się w Nowym Yorku. Nie mam zbyt wielkiej liczby gości ze swojej strony, a Ci którzy mi pozostali, zgodzili się bez wahania uczestniczyć w moim ślubie nawet na drugim końcu świata. Za miejsce zaślubin ma posłużyć nam ogród w domu Andersonów. Wiecie, rozstawiony namiot, a w nim katolicki ksiądz i cała rodzina. Do ołtarza nie będzie prowadził mnie tata, ale z chęcią ma uczynić to Krzysiek. Pewnie będzie ryczeć jak bobry, ale nie chcę mu zabierać tej przyjemności, bo tak się do tego napalił. Jak przystało na amerykański styl, będę miała trzy druhny w osobach Judyty, Oli i Lai. Po stronie mojego Mateuszka stanie Lotman, Piotrek i…Jurij. Dacie wiarę? Mi samej trudno w to uwierzyć. Potrafią do siebie dzwonić i gadać bez przerwy. Nie udało im się zagrać razem w Zenicie, ale stracony czas będą mieli okazję nadrobić już od tego sezony, bo mój przyszły mąż również zasili zespół z Podkarpacia. Plany wybudowania domu w Rzeszowie zrealizowaliśmy perfekcyjnie. Na obrzeżach miasta stoi nasze gniazdko, pełne miłości i rodzinnego ciepła. Uroku temu miejscu dodaje duży ogród, w którym Matt i Julia mają miejsce do wspólnych zabaw i harców. Przyglądam się z uśmiechem mojemu mężczyźnie, który próbuje złapać naszą córkę i nałożyć jej kapelusik, chroniący przed wiatrem i słońcem. Uparta to ona i jest, ale ma to po nas. Tak naprawdę mała jest podobna do ojca. Duże niebieskie oczy, brązowe włoski i ten uśmiech, którym Matt czaruje mnie od tylu lat. Śmieje się z niego, że jeśli następne dziecko nie będzie choć odrobinę podobne do mnie, to się z nim rozwiodę. Na razie jednak nie myślimy o kolejnym potomku. Chcę odchować Julkę i zająć się pracą. Nie po to po nocach wkuwałam daty, by teraz nic z tą wiedzą nie zrobić. Zawsze w mojej głowie kołata się myśl, by uczyć dzieci w szkole i jest na to realna szansa, bo od tego roku szkolnego zwalnia się etat w jednym z rzeszowskich gimnazjów. Już jestem umówiona z Sebkiem, że będę mu mówić co będzie na sprawdzianach, jeśli będę go uczyć.
-Nie mam siły.- on nie ma siły? To jeszcze nic na co stać naszą córcię. Gdy Anderson wyjechał na tegoroczną Ligę Światową, to dopiero przeszłam z nią hardcore. Skubana czuła, że ojca nie ma w domu i płakała non stop przez pierwsze dwa tygodnie. Uspokajała się dopiero wtedy, gdy podczas rozmowy przez skype`a mogła go zobaczyć i usłyszeć choć przez chwilę. Iwonka mówiła, że wszystkie córki takie są, że w tym wieku potrzebują ojców, ale potem gdy przyjdzie płakać nad złamanym sercem, to najpierw ustawią się w kolejce do matki. Nawet nie chcę aż tak daleko wybiegać w przyszłość i zastanawiać się jak to będzie, gdy moja mała Julka będzie miała chłopaka. Chociaż ja to może jeszcze jakoś zniosę, ale mój narzeczony pewnie zniesie jajko. On jest taki przewrażliwiony na jej punkcie. Gdy tylko cichutko zakwili w swoim łóżeczku, to ja przewracam się na drugi bok, a on stoi przy niej na baczność, gotów wziąć na ręce i ukołysać do snu. Rozpieszcza ją jak tylko może, ale z drugiej strony wcale mu się nie dziwię. Przez jakiś czas miał świadomość, że może jej nigdy nie zobaczyć. Już kilka razy mi mówił, że córka i ja to najlepsze co spotkało go w życiu i nie wyobraża sobie, że mógłby teraz nas stracić albo sam odejść na zawsze.
-Dad!- standard. Julka koreluje między polskim a angielskim, a ja cieszę się, że od małego ma styczność z angielskim, bo w życiu umiejętność posługiwania się nim na przyzwoitym poziomie na pewno jej się przyda. Jeszcze nie do końca zdecydowanym krokiem, podchodzi do swojego taty i próbuje się wdrapać na jego kolana. Matt wychodzi jej z pomocą, chwytając ją i usadawiając na nich.
-Za każdym razem, gdy nas was patrzę nie dowierzam, że dziecko może być tak bardzo podobne do jednego z rodziców. Zazdroszczę ci.- nawet gdy próbuję wytężyć wzrok i znaleźć jakieś podobieństwo między mną a moją córką, to jest mi ciężko. Ma kasztanowe włosy, duże niebieskie oczy i jego uśmiech. Może jakbym się tak bardzo uparła to mogłabym powiedzieć, że kształt nosa odziedziczyła po mnie, ale jest także kwestia sporna. Pozostaje mieć nadzieję, że kolejne dziecko będzie podobne do mnie. W końcu jakaś równowaga w przyrodzie musi być, prawda?
-Za to charakter ma twój. Jest pogodna i nigdy się nie poddaje.- hmmm, coś w tym jest. Zapomniał jeszcze dodać, że jest uparta i trudno ją nakłonić do zmiany zdania, nawet w kwestii wyboru smoczka czy butelki. Upór czasami też popłaca i on też dobrze wie, że może zdziałać cuda. Gdyby się poddał w chorobie, to kto wie jakby to teraz wyglądało. Czy siedzielibyśmy w tym ogrodzie i popijali kompot ze świeżych wiśni?
-Chciałabym do wujka Piotlka.- no tak, zapomniałam. Nasze dziecko jest do granic możliwości zakochane w Nowakowskim. Środkowy przypodobał jej się na początku masą pluszaków i teraz, gdy tylko przyjeżdża razem z Judytą w odwiedziny, nie może się od Julki opędzić. Zresztą nie zauważyłam, by mu to przeszkadzało. Oczami wyobraźni już widzę, że będzie z niego świetny ojciec. Może już niedługo to się zmieni? Judyta coś mówiła, że starają się o dziecko. Ich ślub ma odbyć się w przyszłym roku na początku czerwca. Nasze relacje uległy zmianie i mogę powiedzieć, że sama Maciejak się zmieniła. Nie robiła już blondynowi chorych scen zazdrości, ufała mu. Nawet zauważyłam, że zainteresowała się siatkówką. Gdy spotykamy się na trybunach hali Podpromie to na jej twarzy gości uśmiech, a nie jak do tej pory smutny obowiązek. W ogóle zebrała się nam tu w Rzeszowie fajna paczka jeśli chodzi o kibicowanie czy późniejsze świętowanie. Może nie jesteśmy tak spektakularne jak „Zaksa Girls”, ale też nas słychać, gdy łączymy siły.
-W sumie to nie głupi pomysł, by zadzwonić po nich i zaprosić na jakiegoś grilla. Lodówka pełna, piwko też się znajdzie. Co o tym myślisz?- śmieją się ze mnie, że wychowałam sobie pantoflarza, ale to przecież chyba nic złego, że Matt konsultuje ze mną wszystko. Kiwam do niego głową, by zajął się organizacją, a ja przejmuje od niego córkę. Robimy do siebie śmieszne miny i śmiejemy przy tym do rozpuku. Szatyn poszedł po telefon do mieszkania i chyba w nim został. Też miałyśmy się już z małą zbierać, gdy w ogrodzie pojawił się Jurij z Magdą. Podoba mi się ta dziewczyna. Widzę, że z nią Bierieżko jest szczęśliwy. Na jego twarzy gości uśmiech, a to jest dla mnie najważniejsze. Julka zeskoczyła z moich kolan i pobiegła się przywitać.
-Widok faceta z dzieckiem zawsze rozczula, prawda?- przywitałam się z Madzią buziakiem w policzek i zrobiłam jej miejsca na wiklinowej sofie obok siebie. Teraz Jurij będzie musiał przejść szkołę życia z moim dzieckiem, bo ona mu tak łatwo nie odpuści. Widzę, że Jarczewska jest jakaś podenerwowana. Jakby chciała mi coś powiedzieć, a nie wiedziała jak zacząć.
-Powiesz mi sama czy mam to z ciebie wyciągać?
-Powiem ci sama. Jestem w ciąży, nie powiedziałam nic Jurkowi, bo boję się jego reakcji. Myślisz, że się ucieszy?- a ma inne wyjście? Jasne, że się ucieszy. Widać, że zależy mu na Magdzie, są ze sobą już spory czas więc moim zdaniem nie powinna się przejmować jego reakcją. Ja ze swojego doświadczenia wiem, że zawsze chciał mieć dzieci.
-Powinnaś śmiało mu o tym powiedzieć. Jestem pewna, że przez najbliższy czas będzie cię rozpieszczał. Potem będziesz miała trochę gorzej, bo przeleje swoją miłość na was dwoje, ale tak to już z tymi facetami jest, że jak im się rodzi dziecko, to wariują na jego punkcie.- nie wiem już który raz opowiadam o tym jak mój narzeczony zachowywał się, gdy Julka przyszła na świat. Podejrzewam, że Magda zna tę historię już na pamięć, ale mimo wszystko chłonie te słowa jak gąbka, by trochę pokrzepić siebie i swoje serce. Jurij tatą? Jak dla mnie wiadomość dnia!

~*~

Odwiedziny u Marii i Matta kolejny raz pokazały, że ludzie po rozwodzie nie muszą drzeć ze sobą kotów. W naszym przypadku nie boję się pokusić nawet o stwierdzenie, że to, co jest między nami to najprawdziwsza przyjaźń. Rozmawiamy ze sobą o wszystkim, planujemy wspólne wypady na miasto i nie możemy się doczekać ślubu w Nowym Yorku.
Po powrocie od Andersonów, bo już tak w sumie można o nich mówić, nie mogę rozgryźć zachowania Magdy. Jest jakaś podenerwowana, potłukła już dwa talerze i szklankę. Zdecydowałem, że moje pójście do kuchni jest wskazane, by nie wydarzyło się nic złego.
-Chciałam zrobić kolację, ale wszystko leci mi z rąk. Usiądź Jurij, musimy porozmawiać.- trochę się wystraszyłem, ale posłusznie wykonałem jej prośbę. Usiadłem przy stole, a ona naprzeciwko mnie. Nerwowo wykręcała sobie palce, wyraźnie chcąc mi coś powiedzieć. Pojawił się lekki strach. Życie nauczyło mnie, że po takich rozmowach człowiek może spodziewać się wszystkiego. No, ale przecież nic nie zapowiadało do tego, że coś złego dzieje się w moim związku z Magdą. Świetnie się dogadujemy, od 6. miesięcy mieszkamy  razem i naprawdę mi się wydaje, że to coś poważnego. Tylko, że to co nam się wydaje, a to co jest naprawdę często jest zupełnie odmienne.
-No to słucham. Mam nadzieję, że nic się nie stało?- liczyłem na szybkie zanegowanie moich słów, a otrzymałem spuszczony wzrok i nerwowe przeplatanie palców.
-Bo ja jestem w ciąży Jurij. Wiem, że nie planowaliśmy, ale lekarz ostatnio zalecił mi odstawienie antykoncepcji na rzecz tej niefarmakologicznej. Powinnam ci o tym powiedzieć, ale tyle się działo, że wyleciało mi to z głowy. Czuję się winna i zrozumiem, jeśli…- jeśli co? Pomyślała, że ją zostawię tylko dlatego, że nie upomniała mnie, bym zakładał przed każdym stosunkiem prezerwatywę? Jesteśmy dorośli i wiemy czym mogło się to skończyć.
-Jesteś pewna, że jesteś w ciąży?- Magda podeszła do parapetu i wzięła dużą, białą kopertę. Jak się domyśliłem, w środku był wydruk badania USG. Ciemny obraz, a na jego tle wyróżniająca się jeszcze ciemniejsza barwa. To na pewno nasze dziecko. Serce podchodzi mi do gardła. Brakuje języka, by powiedzieć jaki jestem szczęśliwy. O dziecku marzyłem od dawna, ale wszystko się trochę pokomplikowało. Teraz znów może być dobrze.
-To 13 tydzień. Dzidziuś jest malutki, a ja sama nie przybieram jeszcze znacząco na wadze, więc nie widać po mnie. Cieszysz się choć troszkę?- czy się cieszę? Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Już raz się tak czułem. Wtedy, gdy Marysia mówiła mi o dziecku czułem, że mogę przenosić góry, że cały świat leży u moich stóp. Teraz czuję dokładnie to samo. Czuję też coś innego. Miłość do Jarczewskiej wypełnia moje serce. To inny rodzaj uczucia niż to, które łączyło mnie z Beim, ale równie silne i mam nadzieję, że zdecydowanie trwalsze. W tym szoku zostawiłem brunetkę w kuchni i pobiegłem do sypialni. Już od jakiegoś czasu jestem przygotowany do tego, by poprosić ją o rękę. Pierścionek pomagała wybierać mi Marysia. Sama się zaoferowała. Te zakupy miały przypieczętować to, że tak dobrze poradziliśmy sobie z zaistniałą sytuacją.
Wróciłem do kuchni z czerwonym pudełeczkiem i bez większych ceremonii przyklęknąłem na jedno kolano przed Magdą. Może noże, garnki i talerze to nie jest najlepsza sceneria do tego typu wydarzenia, ale na dobrą sprawę przecież to się kompletnie nie liczy. Ważne jest uczucie, a jego jestem pewien.

-Już dawno nosiłem się z zamiarem oświadczyn, a gdy powiedziałaś mi o dziecku pomyślałem, że lepszej okazji nie będzie. Madziu, wyjdziesz za mnie?- zgodziła się. Pierścionek<klik> wpasował się idealnie na jej palec, a po chwili nasze usta złączyły się pocałunku, pełnym pasji i miłości. Jestem szczęśliwy. Zaczynam nowy etap w życiu, definitywnie odcinając się od tego co było kiedyś. W dniu ślubu Marii i Matta powiem wszystkim o naszych zaręczynach. Myślę, że ten dzień będzie miał symboliczną wymowę. Oboje z Marysią zaczniemy nowe życie. Kiedyś myśleliśmy, że po kres naszych dni będziemy szli ramię w ramię trzymając się za rękę, ale nie było nam to dane. Później niż ona zrozumiałem, że muszę spróbować ułożyć sobie je na nowo. Lepiej późno niż wcale. Esli v serdce, jak śpiewa jedna z rosyjskich wokalistek. Jeśli w sercu żyje miłość, cały świat nabiera innych barw. Wszystko traci na znaczeniu, zmartwienia i problemy wydają się mieć mniejsze rozmiary niż w rzeczywistości. Bo taka jest właśnie miłość, którą każdy z nas powinien mieć w sercu. Nawet jeśli jedna wygasła i trudno się po tym pozbierać, to nie wolno się poddawać. Trud na pewno zostanie nagrodzony, trzeba się tylko na tę miłość otworzyć…


~*~
Przyznać się, która z Was pomyślała, że tak to się potoczy? Mówiłam, że Paulinka lubi komplikować, ale ostatnio chyba nawet nauczyła się zaskakiwać. Nie będę Was trzymać w niepewności i powiem, że następny rozdział będzie już ostatnim tutaj. 30 to maksimum jakie mogę wyciągnąć z tej historii. I już dziś napiszę, że jestem niesamowicie wdzięczna za Waszą obecność. Nie wiem kiedy zleciało to 14 miesięcy, ale czas ma to do siebie, że leci nie ubłaganie.
Pisanie tego opowiadania wiecie co mi pokazało? Że robię to dla najwierniejszych czytelniczek i dla siebie samej. Nie zraziła mnie niska frekwencja, mała ilość komentarzy. Już taka jestem, że nie potrafię się poddać bez walki, nie potrafię czegoś zacząć, a potem tego nie skończyć. 
Plułabym sobie w brodę, gdybym nie napisała historii o Juriju. Skoro wyszłam z założenia, że staram się układać opowiadania o swoich ulubionych siatkarzach to jak mogłoby zabraknąć bloga o Bierieżce? :) 
Mam też świadomość, że wiele rzeczy trochę uciekło mi spod kontroli. To tak ja mówi jedna z autorek, to opowiadanie zaczęło żyć własnym życiem, ale jakoś dotrwałam do szczęśliwego końca. 
Chciałam w nim pokazać, że życie po rozwodzie wcale nie musi być ustawiczną walką i próbą udowodnienia sobie kto ponosi większą winę za rozstanie. Nie mam takich doświadczeń i nie mogę zakładać, że gdy w przyszłości tak potoczyłaby się moje historia, to zachowałabym się tak jak Maria czy Jurij, ale tak bym chciała. Sentymentalna jestem coś ostatnio, aż za bardzo.
Jeszcze raz wielkie dzięki za wszystko, za wsparcie i motywację. To dla mnie ważne.
Ostatnią część przewiduje za tydzień. Będzie słodka do granic możliwości. Ciągle się uczę szczęśliwego kończenia historii. Moja głowa już buntuje :) Epilog przewiduje, ale jeszcze do końca nie wiem w jakiej rzeczywistości osadzę tych bohaterów. Na pewno nie będzie żadnych tragedii, mogę obiecać.
Gdyby ktoś jeszcze mnie nie widział tutaj<klik>, to zapraszam ;)
Pozdrawiam i do napisania :***

7 komentarzy:

  1. ale się ciesze że jednak żyję :D omomomom <3
    Jurij szczęsliwy Marysia szczęśliwa i ja tez jestem szczęśliwa <3

    OdpowiedzUsuń
  2. No to mnie zabiłaś, ale nawet nie wiesz jak się cieszę, ze jednak nie stało się nic złego. Lubię, uwielbiam i kocham szczęśliwe zakończenia, bo sama ich pisać nie umiem. Rozkoszuję się wiec tym co mi tutaj serwujesz, tym szczęściem i sielanką, dzidziusiami i wspaniałymi facetami. Mimo, że wszystko jest piękne, to ciężko mi będzie się z tym pożegnać...

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie lubię cię... Nie lubię być tak zaskakiwana, ja już nastawiałam się na co najmniej 50 częściowe opowiadanie, snułam różne plany w mojej chorej głowie a ty mi piszesz że przedostatni. Następnym razem chce być o takim zabiegu poinformowana ze sporym wyprzedzeniem. Nie wiem co dziś jest ze mną ale się poryczałam. Chyba ten nadmiar szczęścia mi się udzielił.
    I proszę pokazane idealnie jak ludzie potrafią otrząsnąć się z tragedii jaką jest zakończona miłość, potrafią znaleźć kolejną, inną czy lepsza to już powie im serce. Jurij doskonale to określił kocha Magdę, ale kocha ją inaczej niż Marysie, ale na pewno nie słabiej. Wszyscy szczęśliwi, ja ja jestem happy. Matt i Marysia rodzicami. Topór z Judyta zażegnany a Jura szczęśliwy u boku innej do tego zostanie tatą tak bardzo jak tego pragnął.
    Mowę z podziękowaniami zostawię sobie na ostatni

    OdpowiedzUsuń
  4. Obrosłam w piórka po tym co tu przeczytałam. Bo to ja wpadłam na taki pomysł że Marysia może skończyć szczęśliwie z Mattem a Jurij z tą Magdą i co i udało mi się to :))) Chyba pierwszy raz coś trafiłam w opowiadaniu. Napiszę ci ze to bardzo dobry pomysł bo nikt tego się nie spodziewał. Jeszcze po ostatnim rozdziale gdzie wszyscy byli przekonani ze Anderson już jest na tym anielskim boisku. Mi takie rozwiązanie jak napisane tutaj pasuje i daje nadzieje że czasami pierwsza poważna miłość nie musi być też ostatnią że gdzieś tam czekają na nas bratnie dusze, wystarczy się tylko rozglądnąć. Najbardziej podobało mi się to ze Maria i Jurij a również Matt i Magda są teraz w tak dobrej komitywie a wspólna przyszłość tej pierwszej wymienionej przeze mnie dwójki wcale im nie przeszkadza.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepraszam, że dopiero teraz komentuję.
    Boże, kobieto myślałam, że jednak inaczej to rozegrasz i strasznie się bałam, ale na szczęście jest inaczej! Tak jak chciałam ;) Marysia szczęśliwa z Mattem i córką, Jurij odnalazł szczęście u boku Magdy i w dodatku dowiedział się, że będzie tatą...Czego można chcieć więcej? ;) Ale należało im się od życia po tym wszystkim, co przeszli. Taka miła odmiana ;)
    Pozdrawiam ;* Olcia

    OdpowiedzUsuń
  6. Masz szczęście :D Nawet nie wiesz jak się cieszę, że wszystko u wszystkich układa się dobrze. U Marysi, Matta, Julci oraz u Jurija i Magdy i ich maleństwa, który za jakiś czas pojawi się w ich życiu. I właśnie tak miało być i tak będzie już zawsze - pełno miłości, pełno szczęścia i pełno życia, a to najważniejsze ;) No i będzie happy end! I to mnie niezmiernie cieszy ;) Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. No to zaskoczylas mnie i to bardzo, ale to dobrze że Matt wyzdrowiał. Marysia sobie ulozyla życie i Jurij także no i w dodatku potrafią się przyjaznić. Uwielbiam sielanke ;-)

    OdpowiedzUsuń