Wyniki Matta poprawiły się. Co
prawda lekarz prosił, by nie popadać w hurra optymizm, bo choroba jest jeszcze
niepokonana, ale najważniejsze, że siatkarz zaczął wierzyć, że można z nią
wygrać. Dzisiejszego dnia po obchodzie w jego organizm wstąpiły nowe siły.
Kazał nawet zainstalować sobie w sali telewizor, by móc oglądać spotkania
prosto z londyńskich aren. Faza grupowa w wykonaniu chłopaków ze Stanów
mistrzowska. Ponieśli tylko jedną porażkę z Rosjanami, ale i tak zapewnili
sobie pierwsze miejsce w grupie. Polakom poszło trochę słabiej i widać, że
chyba formy nie dało rady odbudować po Lidze Światowej na imprezę docelową tego
roku. Dzisiejszy dzień czyli 8 sierpnia 2012 roku był dniem początku
ostatecznych rozwiązań, bo zaczynają się ćwierćfinały. Rozmawiałam z Krzyśkiem
wczoraj i powiedział mi, że może i fazy grupowa do końca nie wyszła im tak,
jakby sobie tego życzyli, ale dzisiejszego wieczora będę gryźć parkiet, byleby
tylko to Rosja spakowała walizki i odjechała do domów z niczym. Szczerze
powiedziawszy to dla mnie ta para ćwierćfinałowa jest najgorsza i serce ma
duży problem. Oczywiście opowiadam się za drużyną reprezentującą moją ojczyznę,
ale i Rosja nie jest mi przecież obca. Wydaje się, że stosunkowo niedawno Jurij
mówił mi po Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie, że na następnej imprezie tej
rangi odkują się i postarają powalczyć o medal z najcenniejszego kruszcu.
-Powiedziałem Swingowi, żeby
przyszedł do mnie z obchodem trochę wcześniej, bo o 11 zaczyna się mecz z
Włochami i nawet nie chce myśleć, jakie wtedy ja będę miał ciśnienie.-
uśmiechnęłam się pod nosem, w pełni rozumiejąc jego podejście. Zespół medyczny
zajmujący się Mattem nie robił większych problemów i przy jego łóżku pojawił
się o 10.30. Wyszłam na zewnątrz, by nie przeszkadzać i nie robić zbędnego
tłumu.
-Może już pani wejść do środka,
wszystko jest w porządku.- same dobre nowiny dzisiaj. Kiedy widzę na twarzy
mojego Amerykanina szeroki uśmiech mam ochotę rzucić się na niego, ale
szpitalne łóżko to nie jest najlepszy moment, na seksualne doznania.
-Nie denerwuj się tak kochanie,
bo na pewno dadzą sobie radę z Włochami.- jak tak bardzo chciałam, by wygrali z
tymi Włochami i, żeby ta nadęty bufony sobie pojechały do Włoch z niczym, ale
niestety nie szło to po mojej i Matta myśli. Pierwszy set, bardzo zacięty
zresztą, zakończył się grą na przewagi, ale niestety zwycięstwem Włochów. Drugi
wygrali dość pewnie, a w trzecim nic nie wskazywało na to, by Amerykanie mieli
się podnieść i przedłużyć swoje szanse na ostateczną glorię. Z minuty na minutę
Anderson stawał się coraz bardziej nerwowy, a po gwizdku kończącym mecz,
siarczyście zaklął na całą salę.
-I chuj bombki strzelił!-
spojrzałam na niego z uśmiechem na ustach. Łapie coraz więcej polskich słów,
ale żeby tak polskimi przekleństwami operował dobrze, to pierwsze słyszę. Mój
uśmiech jednak nie został przez niego zbyt dobrze odebrany, więc zmieniłam
swoje oblicze na bardziej stonowane, gotowa do pocieszania go. Przypomniał mi
się 2007 rok i przegrany przez Rosjan finał z Hiszpanią. Kolejny przykład na to,
że w sporcie pewnym nie można być niczego do końca. Nie wolno się jednak
poddawać po jednej porażce. Fakt, jest ona niefortunna i może nie spodziewana,
bo bynajmniej spodziewałam się prawdziwego widowiska, a nie tak jednostronnego
meczu, ale z każdej porażki można wynieść jakieś wnioski i dążyć w kolejnych
latach do osiągnięcia sukcesu. Sportowcowi jednak trudno to wytłumaczyć, więc
nawet nie próbuję mówić Mattowi, że ta porażka to nie jest przecież koniec
świata.
-Mam nadzieję, że twoim chłopakom
pójdzie dziś znacznie lepiej niż nam.- i za to go właśnie kocham. Troszkę się
powkurza, ale szybko stara się patrzeć pozytywnie i nie załamuje się. Pewnie
jest mu przykro, że jego kolegom nie udało się awansować do półfinału, ale
przecież to nie była ostatnia ważna impreza w ich wykonaniu.
-Widzisz kochanie, nareszcie
mówisz do rzeczy. Wiesz ja się będę zbierać do domu na razie, a potem wpadnę do
ciebie na mecz moich orłów. Trzymaj się i nie martw tak tą porażką, bo
widocznie tak musiało być i nic się już teraz z tym nie zrobi.- chciałam
cmoknąć jego policzek, ale nie spodziewanie to on trącił ustami moją górną
wargę. Rozchyliłam je szerzej, by jego język bez przeszkód mógł wtargnąć do
środka, przyjemnie pieszcząc moje podniebienie. Oddech przyspieszał z każdym kolejnym
wtargnięciem jego języka do mojej jamy ustnej. Rozpalone dłonie Matta błądzą po
moim ciele, badając jego fakturę pod materiałem bluzki.
-Tak bardzo chciałbym się z tobą
kochać Mary…- ja również, ale szpitalne łóżko mogłoby tego nie wytrzymać.
-Już niedługo, obiecuję ci to.-
mam nadzieję, że ten aspekt również będzie mu przyświecał w walce z chorobą.
Już i tak muszę powiedzieć, że jest zdecydowanie dużo lepiej z jego motywacją
do walki. Nie muszę słuchać każdego dnia, że powinnam już oglądać się za
zastępstwem za niego. Ostatnio nawet coś zaczął przebąkiwać o oświadczynach.
Nie wiedziałam na ile jest w tym prawdy, ale nie wiedziałam też czy ja jestem
gotowa na tak poważny krok. Owszem, jesteśmy ze sobą już długo, bo idzie trzeci
rok, ale tak jak teraz, jest mi dobrze. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że
sielanka między mną a Jurijem skończyła się właśnie po ślubie. Wtedy wszystko
staje się trudniejsze. Nawet głupia kłótnia obciążona jest ryzykiem, że nie
będzie już od niej odwrotu, że skończy się rozwodem. Nie mniej jednak gdyby
Matt chciał sfinalizować nasz związek już teraz, nie odmówiłbym mu. Może i mam
wątpliwości, ale nie takie, by mu odmówić.
-Biegnij do domu. Ja w tym czasie
trochę się prześpię, bo zmęczony jestem. Widzimy się za kilka godzin na meczu.-
całuję jeszcze raz przelotnie jego usta i wychodzę z sali. Pełna nadziei na
lepsze jutro, z uśmiechem zatrzymuję żółtą taksówkę. Perfekcyjnym angielskim
podaję adres, pod który chcę być dostarczona. Uświadamiam sobie, że niedługo
będę musiała wrócić do Polski i trochę mnie to martwi. Nie chcę zostawiać
chłopaka, ale muszę też załatwić sprawę swojej magisterki. Na koncie mam na
razie licencjat. Ostatnie dwa lata zamierzam dokończyć na Uniwersytecie
Rzeszowskim. Może to nie jest Jagiellonka, ale ja teraz jestem w ciąży i nie
mogę myśleć o prestiżowych uczelniach, a o stabilizacji. Krzysiek zaproponował
mi, że mogę u niego zamieszkać aż do czasu porodu. Anderson chce, bym została w
Stanach, ale to dla mnie zbyt wiele. Wolę rodzić w Polsce i mieszkać też chcę w
ojczyźnie. Zdążyłam się przekonać, że wszędzie może być fajnie, ale nie na
dłuższą metę. Matt o tym wie i zgodził się zamieszkać w Polsce po zakończeniu
kariery. Ostatnio nawet mówił mi, że powinniśmy się rozejrzeć za jakąś działką
pod budowę w domu. kolejny przykład na to, że Amerykanin nie będzie się
poddawał i będzie walczył…
~*~
Trudne do opisania są emocje,
jakie towarzyszą mi w chwili stania na najwyższym podium olimpijskich
rozgrywek. Fakt, może jedynie statystowałem przy tym wyniku, ale mimo wszystko
jestem niewyobrażalnie szczęśliwy. Nasza sytuacja w trzecim secie była mocno
napięta, a każda zmarnowana piłka oddalała nas od upragnionego celu.
Brazylijczycy byli o kilka piłek od siatkarskiego raju, a my te kilka od
piekła. I wtedy trener dokonał zmiany. Nie było czasu zastanawiać się nad tym
czy w danej chwili to dobre posunięcie. Dima na ataku zachowywał się jak rasowy
atakujący. Kończył ważne piłki, a my na nowo odzyskaliśmy wiarę w to, że może
nam się udać, że jeszcze nie wszystko stracone. Udało się! Końcowy gwizdek
przypieczętował cud, jaki wydarzył się w londyńskiej hali. Zaraz po wejściu do
szatni zauważyłem, że mój telefon przepełniony jest wiadomościami, które niosły
ze sobą gratulacje. Pobieżnie przeleciałem nadawców i wśród nich był ten,
którego się nie spodziewałem, a na który mimo wszystko czekałem. Otworzyłem
wiadomość od Marii, chłonąc każde jej słowo jak gąbka.
-Gratuluję z całego serca wyniku.
Odkąd odpadła Polska, kibicowałam Wam i bardzo się cieszę, że ktoś wreszcie
zagrał na nosie Kanarkom. Nie wiem czy któryś z twoich kolegów jest
zainteresowany gratulacjami ode mnie, ale im też możesz pogratulować.
Wiadomość od byłej żony mogłem
przeczytać na głos, bo nikt oprócz mnie tak dobrze nie zna polskiego. Z
zainteresowaniem przyjrzał mi się Grankin. Pewnie nie tylko on zauważył, że
dzisiejszego dnia na mojej twarzy gości szczery uśmiech. Nie wymuszony, nie
sztuczny, a szczery i pełny. Dawno nie czułem się tak dobrze, jak dziś. Moja
drużyna osiągnęła znamienity sukces. Wygląda też na to, że stosunki z Beim
znacznie się poprawiają, a to ważne w kontekście…nie o tym kontekście nie chcę
myśleć. Ostatnio pytałem Krzyśka co z Andersonem, a ten mówił, że wyniki się
poprawiły, a sam siatkarz odznacza się dużą motywacją i wolą walki.
-Za 15 minut mamy być gotowi,
więc bujać zady panowie.- 15 minut to wystarczająca ilość czasu, by wziąć
prysznic i wystukać smsa do Marysi. Wiem, powinienem odpisać na wszystkie
gratulację, ale akurat do tego nadawcy mam niewyobrażalny sentyment.
-Dzięki wielkie za gratulację.
Było ciężko, ale najważniejszy jest końcowy efekt. Niedługo widzimy się na sali
sądowej i chce żebyś wiedziała, że nie będę ci robił żadnych problemów, więc
być może ta rozprawa będzie już ostatnią. Pozdrów Matta i powiedz mi jak on się
czuje?
Interesuje mnie ten fakt, ale nie
w kontekście zajęcia jego miejsca. Sam mam teraz do czynienia z osobą chorą na
raka i wiem jak nagle stan chorego może ulegać zmienia. Mój ojciec jednego dnia
wygląda na człowieka, który mógłby przenosić góry, a następnego już nie ma siły podnieść głowy z poduszki. No, ale dla mojego ojca nie ma już szans na
powrót do życia.
-Jura wchodź pod prysznic, bo dziewczyny czekają!- do uchu krzyczy mi coś Apalikov. Uśmiecham się z przekąsem i wchodzę
pod kabinę prysznica. Analizując wszystko po kolei dociera dopiero do mnie co
zrobiliśmy. Uśmiecham się do siebie głośno, gdy słyszę śpiewy kolegów. Powoli
wypity szampan zaczyna robić spustoszenie w ich głowach, a to przecież dopiero
początek. Szampany to tylko przygrywka do ilości alkoholu, jaką zamierzamy
pochłonąć…
…świetnie się bawię! Pierwszy raz
od dawna bawię się doskonale. Telefon wrzuciłem na dno plecaka, nie odpisując
nawet na pozostałe wiadomości z gratulacjami. Chcę dziś zapomnieć o wszystkim i
tak po prostu się zabawić. Jak zapowiedział Dima, nie pierdoliliśmy się z
szampanami czy jakimś innym lekkim trunkiem. Zaczęliśmy od czystej wódki, która
podobno nam i Polakom wlewa się do gardła w największych na świecie ilościach.
Może to nie jest zbyt chlubna statystyka, ale jak już brylować na świecie, to
we wszystkich rankingach.
-Jura weź ty się zajmij tą
laleczką, bo od momentu w którym się tu pojawiliśmy, dziewczyna nie spuszcza z
ciebie wzroku.- słucham?! Że chłopaki mają nierówno pod sufitem i upraszczają
wszystko do jednego tematu to zdążyłem się przyzwyczaić, ale że Alekno?! Zaraz
za trenerem wtórowała reszta chłopaków, rzucając mi pod nogi wyzwanie.
-To co Jurij, będzie twoja czy
już zapomniałeś co nosisz w spodniach?!- alkohol w połączeniu z testosteronem
sprawia, że człowiek nie cofa się przed niczym. Ja też się nie cofnąłem.
Wypiłem jeszcze dwa głębsze na odwagę i podszedłem do baru, gdzie siedziała owa
niewiasta. Za plecami słyszałem gwizdy, ale kompletnie je zignorowałem. Chcę
pokazać też sam sobie, że nie noszę już „żałoby” po rozstaniu z Marysią. Ona
ułożyła sobie życie, więc dlaczego ja nie mógłbym spróbować? Może właśnie moim
przeznaczeniem jest spotykać miłości swojego życia w klubach? Chyba powinienem
sobie przypomnieć swoje życie sprzed związku z Beim. Naprawdę lekko do niego
podchodziłem. Nie przywiązywałem się do kobiet, a rozstania z nimi traktowałem
jak normalną kolej rzeczy. Takie życie jest dobre do momentu, w którym
spotykasz tą jedyną i nie widzisz poza nią świata. Wypełnia każdy centymetr
twojego ciała, zajmuje każdą myśl w głowie. Po jej odejściu zostaje ogromna
pustka, wyrwa w sercu, którą ciężko zapełnić. Nikt jednak nie powiedział, że nie
jest to do wykonania. Ja do tej pory nie próbowałem. Wolałem skupić się na tym,
by odzyskać miłość żony. Chciałem znów z nią budować wspólną przyszłość, ale
szansa na to minęła bezpowrotnie. Teraz mam czas na to, by pomyśleć o sobie.
Tylko czy ja nie zapomniałem jak się podrywa dziewczyny?
-Może drinka?- przechodzę dość
blisko brunetki, delikatnie ocierając się o jej plecy. Siadam obok na wysokim
barowym krześle, uśmiechając się.
-Mistrzowi olimpijskiemu się
chyba nie odmawia prawda?- mówi po polsku! Cholera jasna, ona wie kim jestem i
wie, jaką mam przeszłość. Na razie jednak to schodzi na dalszy plan, a pojawia
się zdziwienie, że znów na mojej drodze pojawia się kobieta polskiego
pochodzenia. Na dobrą sprawę mogła być to przedstawicielka każdej narodowości.
Na początku stawiałem na Brytyjkę, bo przecież bawimy się w londyńskim klubie.
Tu taka niespodzianka.
-No chyba nie powinno się
odmawiać.- widać na pierwszy rzut oka, że jest otwarta. Jest pewna siebie. Jak
Marysia kilka lat temu w krakowskim klubie…
-Dlaczego się śmiejesz?
-Bo mniemam, że przyszedłeś mnie
poderwać, a zapomniałeś zdjąć obrączkę. Twoja była żona chyba jeszcze wiele dla
ciebie znaczy, prawda? Pewnie się zastanawiasz skąd ja to wszystko wiem, ale
interesuję się siatkówką, a wasze koligacje rodzinne są dość niespotykane w tym
siatkarskim światku.- nie jestem na nią zły za bezpośredniość jej pytań i dużą
wiedzę na mój temat. Spojrzałem na jeden z palców prawej ręki. Nawet nie wiem
jak ta dziewczyna ma na imię, a uświadomiła mi ważną rzecz. Nie potrafię
rozstać się z przyszłością. Swoją obrączkę Maria oddała mi już dawno, a ja w
swojej chodzę nieprzerwanie. Machinalnie wyciągam ją z kieszeni swojej torby i
zakładam po każdym meczu.
-Bardzo celna uwaga. Masz rację,
moja była żona bardzo dużo dla mnie znaczy i chyba zawsze będzie, ale jest już
przeszłością, a powinno się liczyć to co tu i teraz…- i tym oto zdaniem
sprowokowałem Magdę do tego, by opowiedziała mi coś o sobie, a ja uzupełniałem
jej dość obszerną wiedzę na mój temat. Nie miałem pojęcia, że w Polsce moja
osoba jest aż tak lubiana za grę i postawę na boisku. Bo to, że ludzie
interesują się mną przez pryzmat związku, małżeństwa i rozwodu z siostrą
Krzysztofa Ignaczaka, to już zdążyłem się przyzwyczaić.
-Mógłbym dostać twój numer czy
jakiś kontakt. Bo pewnie wiesz, będę teraz grał w Rzeszowie, a skoro nam tak
dobrze się rozmawia, to może…- zabrakło odrobinę zdecydowania, ale Magda nie
oczekiwała ode mnie więcej. Wyciągnęła z torebki szminkę i na serwetce napisała
rządek cyfr, układających się w jej numer.
-To co, jak będę w Polsce to mogę
zadzwonić?
-Pewnie. Masz szczęście, do
Rzeszowa mam niedaleko.- odchodząc, musnęła mój policzek. Nie byłem pijany,
więc mogłem na chłodno ocenić sytuację. Oddalająca się postać Magdy zrobiła na
mnie wrażenie. Ostrożnie włożyłem serwetkę do kieszeni spodni i wróciłem do
chłopaków. Niestety nie wszyscy łapali kontakt z rzeczywistością, więc ta
ostatnia noc w Londynie przed powrotem do Moskwy upłynie nam pod znakiem ogarniania
zgonów i pilnowania, by przypadkiem któryś z nich nie wpadł na jakiś
beznadziejny pomysł. Holowanie Michajłowa nie należy do przyjemności, ale jakoś
dałem sobie radę. W hotelu zostałem poproszony przez Alekno do siebie. Czułem,
że będzie się pytał o Magdę. W jego pokoju na łóżku leżał mój telefon. Nie
bardzo rozumiałem co tam robił…
-Kilka razy dzwonił, więc w końcu odebrałem. Dzwoniła twoja mama. Przykro mi
Jurij, ale twój ojciec nie żyje. Zmarł trzy godziny po naszym meczu…
~*~
Znów nie było mnie tu miesiąc. Obiecuję, że teraz będę pojawiać się co tydzień. Do końca zostało nam już nie wiele, więc proszę jeszcze tylko o odrobinę wytrzymałości...
Jakieś pytania? Zapraszam tutaj <klik>
Pozdrawiam i do napisania :***
Fajnie, że wszyscy układają sobie życie ale dziwne, ze wszyscy wiążą swoją przyszłość z Rzeszowem. Jurij w Rzeszowie, Marysia też, do tego Magda blisko. Ciekawe cóż takiego może przynieść taka sytuacja. Do tego dochodzi Matt i jego walka o życie! Ciekawe czy da radę?
OdpowiedzUsuńJa się poskarżę, dostałam wczoraj w łeb czytając ten rozdział przed północą na komórce zamiast iść spać. Była by tajemnica, ale jak zobaczyłam ze Jura spotkał jakaś Magdę w klubie tak zaczęłam się śmiać i obudziłam mojego D. Co ja poradzę ze jak w opowiadaniach pojawia się moja imienniczka to ja zaraz sobie siebie wyobrażam, to jakieś zobaczenie jest. Ok koniec prywaty.
OdpowiedzUsuńBoję się że ta poprawa u Matta to takie zamydlenie oczu przed tym co ma nadejść a ma nadejść najgorsze. Często jest tak ze osobą z rakiem poprawia się by potem pogorszyć się dwukrotnie. Sama już nie wiem co mam o tym myśleć. Jak na razie cieszę się że on i Marysia mogą na chwilę odetchnąć. Ostatnio zdałam sobie sprawę że Londyn zabrał mi jakiś ogromny procent z radość oglądania naszej reprezentacyjnej siatkówki, to nadal mnie boli. Na osłodę mam ten mecz finałowy Rosja Brazylia i moją rozpacz po 2 setach a potem gryzienie paznokci i końcową radość. Ja nie wiem ale zdobycia złota to się nie da z niczym porównać. Czekam na przyjazd Jury do Rzeszowa i tego jak będzie rozwijać się znajomość z Magda, czy będzie wpadł na Marysie i w ogóle na wszystko.
Oby u Matt ta poprawa była długotrwała. Bo może być to cisza przed burza ale mama nadzieję że tak nie będzie. Interesująco zapowiada się znajomość Magdy i Jurija. Ciekawe co z tego wyniknie.
OdpowiedzUsuńDlaczego ja mam wrażenie że to cisza przed burzą i to taką poważną? Dlaczego w mojej głowie pojawia się obraz że Marysia w kolejne odwiedziny u Matta zamiast jego w sali zastanie puste łóżko? Za dużo oglądam melodramatów chyba. Niezmiernie jednak cieszy jego poprawa bo od razu widać ze ta dwójka na te dobre wieści odżyła.
OdpowiedzUsuńBiereżko, czyżby to był zwiastun tego że ma sobie na nowo układać życie? Ludzie często w opowiadaniach kierują się tym że jak para zaczęła na początku historii to i razem będą na koniec mimo wieli perturbacji. A może nas zaskoczysz i Marysia będzie z Mattem, a Jurij z nową poznaną Magdą. To by było coś innego. Nie wiem jak mam się odnieść do tych złych wieści na koniec o śmierci jego ojca, bo między nimi nadal dobrze nie było.
Cieszę, że się, że mamy tutaj tą chwilową poprawę, ale obawiam się, że właśnie ona jest tylko chwilowa i niedługo na wszystkich spadnie coś znacznie gorszego - mam tu na myśli szczególnie Marysie i Matta. A tutaj nam się towarzystwo do Rzeszowa sprowadza, oj może być bardzo ciekawie, może ;) Pozdrawiam kochana i do następnego ;*
OdpowiedzUsuń