sobota, 6 lipca 2013

27."

Wyniki Matta poprawiły się. Co prawda lekarz prosił, by nie popadać w hurra optymizm, bo choroba jest jeszcze niepokonana, ale najważniejsze, że siatkarz zaczął wierzyć, że można z nią wygrać. Dzisiejszego dnia po obchodzie w jego organizm wstąpiły nowe siły. Kazał nawet zainstalować sobie w sali telewizor, by móc oglądać spotkania prosto z londyńskich aren. Faza grupowa w wykonaniu chłopaków ze Stanów mistrzowska. Ponieśli tylko jedną porażkę z Rosjanami, ale i tak zapewnili sobie pierwsze miejsce w grupie. Polakom poszło trochę słabiej i widać, że chyba formy nie dało rady odbudować po Lidze Światowej na imprezę docelową tego roku. Dzisiejszy dzień czyli 8 sierpnia 2012 roku był dniem początku ostatecznych rozwiązań, bo zaczynają się ćwierćfinały. Rozmawiałam z Krzyśkiem wczoraj i powiedział mi, że może i fazy grupowa do końca nie wyszła im tak, jakby sobie tego życzyli, ale dzisiejszego wieczora będę gryźć parkiet, byleby tylko to Rosja spakowała walizki i odjechała do domów z niczym. Szczerze powiedziawszy to dla mnie ta para ćwierćfinałowa jest najgorsza i serce ma duży problem. Oczywiście opowiadam się za drużyną reprezentującą moją ojczyznę, ale i Rosja nie jest mi przecież obca. Wydaje się, że stosunkowo niedawno Jurij mówił mi po Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie, że na następnej imprezie tej rangi odkują się i postarają powalczyć o medal z najcenniejszego kruszcu.
-Powiedziałem Swingowi, żeby przyszedł do mnie z obchodem trochę wcześniej, bo o 11 zaczyna się mecz z Włochami i nawet nie chce myśleć, jakie wtedy ja będę miał ciśnienie.- uśmiechnęłam się pod nosem, w pełni rozumiejąc jego podejście. Zespół medyczny zajmujący się Mattem nie robił większych problemów i przy jego łóżku pojawił się o 10.30. Wyszłam na zewnątrz, by nie przeszkadzać i nie robić zbędnego tłumu.
-Może już pani wejść do środka, wszystko jest w porządku.- same dobre nowiny dzisiaj. Kiedy widzę na twarzy mojego Amerykanina szeroki uśmiech mam ochotę rzucić się na niego, ale szpitalne łóżko to nie jest najlepszy moment, na seksualne doznania.
-Nie denerwuj się tak kochanie, bo na pewno dadzą sobie radę z Włochami.- jak tak bardzo chciałam, by wygrali z tymi Włochami i, żeby ta nadęty bufony sobie pojechały do Włoch z niczym, ale niestety nie szło to po mojej i Matta myśli. Pierwszy set, bardzo zacięty zresztą, zakończył się grą na przewagi, ale niestety zwycięstwem Włochów. Drugi wygrali dość pewnie, a w trzecim nic nie wskazywało na to, by Amerykanie mieli się podnieść i przedłużyć swoje szanse na ostateczną glorię. Z minuty na minutę Anderson stawał się coraz bardziej nerwowy, a po gwizdku kończącym mecz, siarczyście zaklął na całą salę.
-I chuj bombki strzelił!- spojrzałam na niego z uśmiechem na ustach. Łapie coraz więcej polskich słów, ale żeby tak polskimi przekleństwami operował dobrze, to pierwsze słyszę. Mój uśmiech jednak nie został przez niego zbyt dobrze odebrany, więc zmieniłam swoje oblicze na bardziej stonowane, gotowa do pocieszania go. Przypomniał mi się 2007 rok i przegrany przez Rosjan finał z Hiszpanią. Kolejny przykład na to, że w sporcie pewnym nie można być niczego do końca. Nie wolno się jednak poddawać po jednej porażce. Fakt, jest ona niefortunna i może nie spodziewana, bo bynajmniej spodziewałam się prawdziwego widowiska, a nie tak jednostronnego meczu, ale z każdej porażki można wynieść jakieś wnioski i dążyć w kolejnych latach do osiągnięcia sukcesu. Sportowcowi jednak trudno to wytłumaczyć, więc nawet nie próbuję mówić Mattowi, że ta porażka to nie jest przecież koniec świata.
-Mam nadzieję, że twoim chłopakom pójdzie dziś znacznie lepiej niż nam.- i za to go właśnie kocham. Troszkę się powkurza, ale szybko stara się patrzeć pozytywnie i nie załamuje się. Pewnie jest mu przykro, że jego kolegom nie udało się awansować do półfinału, ale przecież to nie była ostatnia ważna impreza w ich wykonaniu.
-Widzisz kochanie, nareszcie mówisz do rzeczy. Wiesz ja się będę zbierać do domu na razie, a potem wpadnę do ciebie na mecz moich orłów. Trzymaj się i nie martw tak tą porażką, bo widocznie tak musiało być i nic się już teraz z tym nie zrobi.- chciałam cmoknąć jego policzek, ale nie spodziewanie to on trącił ustami moją górną wargę. Rozchyliłam je szerzej, by jego język bez przeszkód mógł wtargnąć do środka, przyjemnie pieszcząc moje podniebienie. Oddech przyspieszał z każdym kolejnym wtargnięciem jego języka do mojej jamy ustnej. Rozpalone dłonie Matta błądzą po moim ciele, badając jego fakturę pod materiałem bluzki.
-Tak bardzo chciałbym się z tobą kochać Mary…- ja również, ale szpitalne łóżko mogłoby tego nie wytrzymać.
-Już niedługo, obiecuję ci to.- mam nadzieję, że ten aspekt również będzie mu przyświecał w walce z chorobą. Już i tak muszę powiedzieć, że jest zdecydowanie dużo lepiej z jego motywacją do walki. Nie muszę słuchać każdego dnia, że powinnam już oglądać się za zastępstwem za niego. Ostatnio nawet coś zaczął przebąkiwać o oświadczynach. Nie wiedziałam na ile jest w tym prawdy, ale nie wiedziałam też czy ja jestem gotowa na tak poważny krok. Owszem, jesteśmy ze sobą już długo, bo idzie trzeci rok, ale tak jak teraz, jest mi dobrze. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że sielanka między mną a Jurijem skończyła się właśnie po ślubie. Wtedy wszystko staje się trudniejsze. Nawet głupia kłótnia obciążona jest ryzykiem, że nie będzie już od niej odwrotu, że skończy się rozwodem. Nie mniej jednak gdyby Matt chciał sfinalizować nasz związek już teraz, nie odmówiłbym mu. Może i mam wątpliwości, ale nie takie, by mu odmówić.
-Biegnij do domu. Ja w tym czasie trochę się prześpię, bo zmęczony jestem. Widzimy się za kilka godzin na meczu.- całuję jeszcze raz przelotnie jego usta i wychodzę z sali. Pełna nadziei na lepsze jutro, z uśmiechem zatrzymuję żółtą taksówkę. Perfekcyjnym angielskim podaję adres, pod który chcę być dostarczona. Uświadamiam sobie, że niedługo będę musiała wrócić do Polski i trochę mnie to martwi. Nie chcę zostawiać chłopaka, ale muszę też załatwić sprawę swojej magisterki. Na koncie mam na razie licencjat. Ostatnie dwa lata zamierzam dokończyć na Uniwersytecie Rzeszowskim. Może to nie jest Jagiellonka, ale ja teraz jestem w ciąży i nie mogę myśleć o prestiżowych uczelniach, a o stabilizacji. Krzysiek zaproponował mi, że mogę u niego zamieszkać aż do czasu porodu. Anderson chce, bym została w Stanach, ale to dla mnie zbyt wiele. Wolę rodzić w Polsce i mieszkać też chcę w ojczyźnie. Zdążyłam się przekonać, że wszędzie może być fajnie, ale nie na dłuższą metę. Matt o tym wie i zgodził się zamieszkać w Polsce po zakończeniu kariery. Ostatnio nawet mówił mi, że powinniśmy się rozejrzeć za jakąś działką pod budowę w domu. kolejny przykład na to, że Amerykanin nie będzie się poddawał i będzie walczył…

~*~

Trudne do opisania są emocje, jakie towarzyszą mi w chwili stania na najwyższym podium olimpijskich rozgrywek. Fakt, może jedynie statystowałem przy tym wyniku, ale mimo wszystko jestem niewyobrażalnie szczęśliwy. Nasza sytuacja w trzecim secie była mocno napięta, a każda zmarnowana piłka oddalała nas od upragnionego celu. Brazylijczycy byli o kilka piłek od siatkarskiego raju, a my te kilka od piekła. I wtedy trener dokonał zmiany. Nie było czasu zastanawiać się nad tym czy w danej chwili to dobre posunięcie. Dima na ataku zachowywał się jak rasowy atakujący. Kończył ważne piłki, a my na nowo odzyskaliśmy wiarę w to, że może nam się udać, że jeszcze nie wszystko stracone. Udało się! Końcowy gwizdek przypieczętował cud, jaki wydarzył się w londyńskiej hali. Zaraz po wejściu do szatni zauważyłem, że mój telefon przepełniony jest wiadomościami, które niosły ze sobą gratulacje. Pobieżnie przeleciałem nadawców i wśród nich był ten, którego się nie spodziewałem, a na który mimo wszystko czekałem. Otworzyłem wiadomość od Marii, chłonąc każde jej słowo jak gąbka.

-Gratuluję z całego serca wyniku. Odkąd odpadła Polska, kibicowałam Wam i bardzo się cieszę, że ktoś wreszcie zagrał na nosie Kanarkom. Nie wiem czy któryś z twoich kolegów jest zainteresowany gratulacjami ode mnie, ale im też możesz pogratulować.

Wiadomość od byłej żony mogłem przeczytać na głos, bo nikt oprócz mnie tak dobrze nie zna polskiego. Z zainteresowaniem przyjrzał mi się Grankin. Pewnie nie tylko on zauważył, że dzisiejszego dnia na mojej twarzy gości szczery uśmiech. Nie wymuszony, nie sztuczny, a szczery i pełny. Dawno nie czułem się tak dobrze, jak dziś. Moja drużyna osiągnęła znamienity sukces. Wygląda też na to, że stosunki z Beim znacznie się poprawiają, a to ważne w kontekście…nie o tym kontekście nie chcę myśleć. Ostatnio pytałem Krzyśka co z Andersonem, a ten mówił, że wyniki się poprawiły, a sam siatkarz odznacza się dużą motywacją i wolą walki.
-Za 15 minut mamy być gotowi, więc bujać zady panowie.- 15 minut to wystarczająca ilość czasu, by wziąć prysznic i wystukać smsa do Marysi. Wiem, powinienem odpisać na wszystkie gratulację, ale akurat do tego nadawcy mam niewyobrażalny sentyment.

-Dzięki wielkie za gratulację. Było ciężko, ale najważniejszy jest końcowy efekt. Niedługo widzimy się na sali sądowej i chce żebyś wiedziała, że nie będę ci robił żadnych problemów, więc być może ta rozprawa będzie już ostatnią. Pozdrów Matta i powiedz mi jak on się czuje?

Interesuje mnie ten fakt, ale nie w kontekście zajęcia jego miejsca. Sam mam teraz do czynienia z osobą chorą na raka i wiem jak nagle stan chorego może ulegać zmienia. Mój ojciec jednego dnia wygląda na człowieka, który mógłby przenosić góry, a następnego już nie ma siły podnieść głowy z poduszki. No, ale dla mojego ojca nie ma już szans na powrót do życia.
-Jura wchodź pod prysznic, bo dziewczyny czekają!- do uchu krzyczy mi coś Apalikov. Uśmiecham się z przekąsem i wchodzę pod kabinę prysznica. Analizując wszystko po kolei dociera dopiero do mnie co zrobiliśmy. Uśmiecham się do siebie głośno, gdy słyszę śpiewy kolegów. Powoli wypity szampan zaczyna robić spustoszenie w ich głowach, a to przecież dopiero początek. Szampany to tylko przygrywka do ilości alkoholu, jaką zamierzamy pochłonąć…

…świetnie się bawię! Pierwszy raz od dawna bawię się doskonale. Telefon wrzuciłem na dno plecaka, nie odpisując nawet na pozostałe wiadomości z gratulacjami. Chcę dziś zapomnieć o wszystkim i tak po prostu się zabawić. Jak zapowiedział Dima, nie pierdoliliśmy się z szampanami czy jakimś innym lekkim trunkiem. Zaczęliśmy od czystej wódki, która podobno nam i Polakom wlewa się do gardła w największych na świecie ilościach. Może to nie jest zbyt chlubna statystyka, ale jak już brylować na świecie, to we wszystkich rankingach.
-Jura weź ty się zajmij tą laleczką, bo od momentu w którym się tu pojawiliśmy, dziewczyna nie spuszcza z ciebie wzroku.- słucham?! Że chłopaki mają nierówno pod sufitem i upraszczają wszystko do jednego tematu to zdążyłem się przyzwyczaić, ale że Alekno?! Zaraz za trenerem wtórowała reszta chłopaków, rzucając mi pod nogi wyzwanie.
-To co Jurij, będzie twoja czy już zapomniałeś co nosisz w spodniach?!- alkohol w połączeniu z testosteronem sprawia, że człowiek nie cofa się przed niczym. Ja też się nie cofnąłem. Wypiłem jeszcze dwa głębsze na odwagę i podszedłem do baru, gdzie siedziała owa niewiasta. Za plecami słyszałem gwizdy, ale kompletnie je zignorowałem. Chcę pokazać też sam sobie, że nie noszę już „żałoby” po rozstaniu z Marysią. Ona ułożyła sobie życie, więc dlaczego ja nie mógłbym spróbować? Może właśnie moim przeznaczeniem jest spotykać miłości swojego życia w klubach? Chyba powinienem sobie przypomnieć swoje życie sprzed związku z Beim. Naprawdę lekko do niego podchodziłem. Nie przywiązywałem się do kobiet, a rozstania z nimi traktowałem jak normalną kolej rzeczy. Takie życie jest dobre do momentu, w którym spotykasz tą jedyną i nie widzisz poza nią świata. Wypełnia każdy centymetr twojego ciała, zajmuje każdą myśl w głowie. Po jej odejściu zostaje ogromna pustka, wyrwa w sercu, którą ciężko zapełnić. Nikt jednak nie powiedział, że nie jest to do wykonania. Ja do tej pory nie próbowałem. Wolałem skupić się na tym, by odzyskać miłość żony. Chciałem znów z nią budować wspólną przyszłość, ale szansa na to minęła bezpowrotnie. Teraz mam czas na to, by pomyśleć o sobie. Tylko czy ja nie zapomniałem jak się podrywa dziewczyny?
-Może drinka?- przechodzę dość blisko brunetki, delikatnie ocierając się o jej plecy. Siadam obok na wysokim barowym krześle, uśmiechając się.
-Mistrzowi olimpijskiemu się chyba nie odmawia prawda?- mówi po polsku! Cholera jasna, ona wie kim jestem i wie, jaką mam przeszłość. Na razie jednak to schodzi na dalszy plan, a pojawia się zdziwienie, że znów na mojej drodze pojawia się kobieta polskiego pochodzenia. Na dobrą sprawę mogła być to przedstawicielka każdej narodowości. Na początku stawiałem na Brytyjkę, bo przecież bawimy się w londyńskim klubie. Tu taka niespodzianka.
-No chyba nie powinno się odmawiać.- widać na pierwszy rzut oka, że jest otwarta. Jest pewna siebie. Jak Marysia kilka lat temu w krakowskim klubie…
-Dlaczego się śmiejesz?
-Bo mniemam, że przyszedłeś mnie poderwać, a zapomniałeś zdjąć obrączkę. Twoja była żona chyba jeszcze wiele dla ciebie znaczy, prawda? Pewnie się zastanawiasz skąd ja to wszystko wiem, ale interesuję się siatkówką, a wasze koligacje rodzinne są dość niespotykane w tym siatkarskim światku.- nie jestem na nią zły za bezpośredniość jej pytań i dużą wiedzę na mój temat. Spojrzałem na jeden z palców prawej ręki. Nawet nie wiem jak ta dziewczyna ma na imię, a uświadomiła mi ważną rzecz. Nie potrafię rozstać się z przyszłością. Swoją obrączkę Maria oddała mi już dawno, a ja w swojej chodzę nieprzerwanie. Machinalnie wyciągam ją z kieszeni swojej torby i zakładam po każdym meczu.
-Bardzo celna uwaga. Masz rację, moja była żona bardzo dużo dla mnie znaczy i chyba zawsze będzie, ale jest już przeszłością, a powinno się liczyć to co tu i teraz…- i tym oto zdaniem sprowokowałem Magdę do tego, by opowiedziała mi coś o sobie, a ja uzupełniałem jej dość obszerną wiedzę na mój temat. Nie miałem pojęcia, że w Polsce moja osoba jest aż tak lubiana za grę i postawę na boisku. Bo to, że ludzie interesują się mną przez pryzmat związku, małżeństwa i rozwodu z siostrą Krzysztofa Ignaczaka, to już zdążyłem się przyzwyczaić.
-Mógłbym dostać twój numer czy jakiś kontakt. Bo pewnie wiesz, będę teraz grał w Rzeszowie, a skoro nam tak dobrze się rozmawia, to może…- zabrakło odrobinę zdecydowania, ale Magda nie oczekiwała ode mnie więcej. Wyciągnęła z torebki szminkę i na serwetce napisała rządek cyfr, układających się w jej numer.
-To co, jak będę w Polsce to mogę zadzwonić?
-Pewnie. Masz szczęście, do Rzeszowa mam niedaleko.- odchodząc, musnęła mój policzek. Nie byłem pijany, więc mogłem na chłodno ocenić sytuację. Oddalająca się postać Magdy zrobiła na mnie wrażenie. Ostrożnie włożyłem serwetkę do kieszeni spodni i wróciłem do chłopaków. Niestety nie wszyscy łapali kontakt z rzeczywistością, więc ta ostatnia noc w Londynie przed powrotem do Moskwy upłynie nam pod znakiem ogarniania zgonów i pilnowania, by przypadkiem któryś z nich nie wpadł na jakiś beznadziejny pomysł. Holowanie Michajłowa nie należy do przyjemności, ale jakoś dałem sobie radę. W hotelu zostałem poproszony przez Alekno do siebie. Czułem, że będzie się pytał o Magdę. W jego pokoju na łóżku leżał mój telefon. Nie bardzo rozumiałem co tam robił…
-Kilka razy dzwonił, więc w końcu odebrałem. Dzwoniła twoja mama. Przykro mi Jurij, ale twój ojciec nie żyje. Zmarł trzy godziny po naszym meczu…


~*~
Znów nie było mnie tu miesiąc. Obiecuję, że teraz będę pojawiać się co tydzień. Do końca zostało nam już nie wiele, więc proszę jeszcze tylko o odrobinę wytrzymałości...
Jakieś pytania? Zapraszam tutaj <klik>
Pozdrawiam i do napisania :***

5 komentarzy:

  1. Fajnie, że wszyscy układają sobie życie ale dziwne, ze wszyscy wiążą swoją przyszłość z Rzeszowem. Jurij w Rzeszowie, Marysia też, do tego Magda blisko. Ciekawe cóż takiego może przynieść taka sytuacja. Do tego dochodzi Matt i jego walka o życie! Ciekawe czy da radę?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja się poskarżę, dostałam wczoraj w łeb czytając ten rozdział przed północą na komórce zamiast iść spać. Była by tajemnica, ale jak zobaczyłam ze Jura spotkał jakaś Magdę w klubie tak zaczęłam się śmiać i obudziłam mojego D. Co ja poradzę ze jak w opowiadaniach pojawia się moja imienniczka to ja zaraz sobie siebie wyobrażam, to jakieś zobaczenie jest. Ok koniec prywaty.
    Boję się że ta poprawa u Matta to takie zamydlenie oczu przed tym co ma nadejść a ma nadejść najgorsze. Często jest tak ze osobą z rakiem poprawia się by potem pogorszyć się dwukrotnie. Sama już nie wiem co mam o tym myśleć. Jak na razie cieszę się że on i Marysia mogą na chwilę odetchnąć. Ostatnio zdałam sobie sprawę że Londyn zabrał mi jakiś ogromny procent z radość oglądania naszej reprezentacyjnej siatkówki, to nadal mnie boli. Na osłodę mam ten mecz finałowy Rosja Brazylia i moją rozpacz po 2 setach a potem gryzienie paznokci i końcową radość. Ja nie wiem ale zdobycia złota to się nie da z niczym porównać. Czekam na przyjazd Jury do Rzeszowa i tego jak będzie rozwijać się znajomość z Magda, czy będzie wpadł na Marysie i w ogóle na wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oby u Matt ta poprawa była długotrwała. Bo może być to cisza przed burza ale mama nadzieję że tak nie będzie. Interesująco zapowiada się znajomość Magdy i Jurija. Ciekawe co z tego wyniknie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlaczego ja mam wrażenie że to cisza przed burzą i to taką poważną? Dlaczego w mojej głowie pojawia się obraz że Marysia w kolejne odwiedziny u Matta zamiast jego w sali zastanie puste łóżko? Za dużo oglądam melodramatów chyba. Niezmiernie jednak cieszy jego poprawa bo od razu widać ze ta dwójka na te dobre wieści odżyła.
    Biereżko, czyżby to był zwiastun tego że ma sobie na nowo układać życie? Ludzie często w opowiadaniach kierują się tym że jak para zaczęła na początku historii to i razem będą na koniec mimo wieli perturbacji. A może nas zaskoczysz i Marysia będzie z Mattem, a Jurij z nową poznaną Magdą. To by było coś innego. Nie wiem jak mam się odnieść do tych złych wieści na koniec o śmierci jego ojca, bo między nimi nadal dobrze nie było.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszę, że się, że mamy tutaj tą chwilową poprawę, ale obawiam się, że właśnie ona jest tylko chwilowa i niedługo na wszystkich spadnie coś znacznie gorszego - mam tu na myśli szczególnie Marysie i Matta. A tutaj nam się towarzystwo do Rzeszowa sprowadza, oj może być bardzo ciekawie, może ;) Pozdrawiam kochana i do następnego ;*

    OdpowiedzUsuń