sobota, 20 lipca 2013

28." w kolejnym życiu odnajdę Cię..."


Nigdy bym nie pomyślała, że uronię na pogrzebie Wiktora Bierieżki choć jedną łzę, ale jak widać pogrzeb wzmaga w człowieku jakieś odruchy, nad którymi nie może zapanować. Moja wizyta do Moskwy została zorganizowana w ekspresowym tempie. Owszem, musiałam tam pojechać w związku z kolejną, mam nadzieję, że już ostatnią rozwodową sprawą. Los jednak chciał, że znalazłam się tu wcześniej. Nie musiałam tu przyjeżdżać, ale uznałam, że jestem to winna Jurijowi i jego mamie. O ile pani Olga była wyraźnie zasmucona całą uroczystością pogrzebową, o tyle uczuć Jurka nie mogłam rozszyfrować. Stał przy trumnie. Nie miał na twarzy żadnych emocji. Później na cmentarzu przyjmował wyrazy współczucia, ale czy jemu rzeczywiście trzeba współczuć? Nie wszyscy pewnie wiedzą jakie stosunki łączyły go w ostatnim czasie z ojcem. Dopiero w obliczu choroby obu panom udało się porozmawiać. Kiedy już kolejka przy szatynie zmalała, podeszłam do niego i ja. Widzieliśmy się już wcześniej, ale nie było czasu porozmawiać.
-Chociaż ty nie mów, że mi współczujesz, bo oboje wiemy, że nie ma mi czego współczuć. Udało mi się załatwić przyspieszenie naszej sprawy. Będziesz mogła wcześniej wrócić do Matta.- przytulam się do niego, głaszcząc jego plecy. Po uroczystościach związanych z pełnioną funkcją przez seniora Bierieżkę, odbył się uroczysty obiad. U nas to się nazywa po prosto stypa, a w Rosji mają na to zupełnie inne określenie. Mnie do jedzenia nie trzeba teraz zbyt długo namawiać. Od zawsze miałam problemy z wagą, a w przyszłości niedalekiej będę pewnie wyglądać jak słoń. Nie chcę się teraz tym przejmować. Chcę się cieszyć z tego, że dane jest mi być w stanie błogosławionym. Na chwilę obecną nie ma żadnych problemów, wszystko idzie zgodnie z modelem przewidzianym w medycznym podręczniku.
-Moglibyśmy chwilę porozmawiać na osobności?- teraz już od niego nie uciekam. Z uśmiechem na ustach kiwam twierdząco głową i podnoszę się od stołu. Wychodzimy na zewnątrz, gdzie stoi nowiutki samochód Jurka. Czytałam, że takie cacko otrzymał każdy rosyjski złoty medalista olimpijski z Londynu. Mam tak ogromną słabość do marki Audi, że na widok każdego jej modelu świecą mi się oczy, a on tu mi każe wsiadać do Audi A8 z hybrydowym silnikiem.
-Podejrzewam, że nawet jakbyśmy byli małżeństwem, to nie dałbyś mi poprowadzić tego wozu.- uśmiechamy się do siebie. Za czasów naszego małżeństwa Jurij strasznie denerwował się, gdy prowadziłam jego wóz. Śmiałam się nawet, że kocha swój samochód bardziej niż mnie, ale z drugiej strony wcale mu się nie dziwiłam, bo ja do wykwintnych kierowców nie należę. Chyba każdy, który miałam przyjemność kierować, został obdarzony jakaś rysą czy zadrapaniem.
-Nawet ja boję jeździć się tym samochodem. A tak na poważnie chciałem z tobą porozmawiać, bo w Londynie poznałem kogoś. Wiem, że to nie są najlepsze okoliczności, ale zaraz po rozprawie mi uciekniesz, a ja nie mam z kim tak szczerze na ten temat porozmawiać…- nie powiem, ale trochę mnie zatkało.  Z drugiej strony, przeżyliśmy tyle lat i myślę, że nie ma nic w tym złego, że możemy się sobie zwierzyć.
-No to opowiadaj co jest na rzeczy…- i opowiedział. Historia bliźniaczo podobna do tej naszej. Spotkanie w klubie, ona Polka, on pragnący sobie coś udowodnić. Z tego co mi powiedział, jest nawet podobna do mnie jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny. I co ja mam mu poradzić? Oczywiście chcę, by ułożył sobie życie, a ta historia zakończyła się inaczej niż nasza.
-Uważam, że powinieneś nawiązać z tą Magdą jakiś głębszy kontakt. Od tego sezonu będziesz w Rzeszowie, więc będziesz miał pełne pole do popisu myślę. Masz pełne błogosławieństwo byłej żony…- nie wiem czemu moja dłoń wylądowała na jego policzku, głaszcząc powoli jego fakturę. Gdy zorientowałam się, że nie prowadzi to do niczego dobrego, szybko ją zabrałam.
-Dużo dla mnie znaczy to, co mówisz. Szkoda, że ja kilka lat temu nie potrafiłem życzyć ci szczęścia…

Czułam się źle. Bolała mnie głowa, było mi nie dobrze. To wszystko nerwy. Wczorajszej nocy powiedziałam Jurijowi, że od niego odchodzę. Szybko zorientował się, że chodzi o Andersona. Tak, zakochałam się. Gdzieś na pewno w głębi sercu tliła się jeszcze niewielka ilość uczucia do Rosjanina, ale to Amerykanin spędzał mi sen z powiek. Na jego widok czuję się szczęśliwa, a w podbrzuszu rozlewa się przyjemne ciepło. Mi też jest ciężko zrozumieć, że nasze małżeńskie uczucie wypaliło się, ale od tego nie ma odwrotu. Ostatnią noc spędziłam na przemyśleniach, a on w pobliskim barze. Płakałam, oglądałam nasze wspólne zdjęcia. Starałam się ten ostatni raz odpowiedzieć sobie na pytanie czy rozstanie jest ostatecznością. No ale czym ma być w przypadku kiedy ja kocham innego mężczyznę.
-Boże, Jurij…- kiedy wchodzę do kuchni w naszym włoskim mieszkaniu, spotykam się z mężem leżącym obok krzesła, próbującym podnieść się do pozycji pionowej. Wiem, że jest pijany, że nie było go całą noc w domu, ale chcę mu pomóc. Podchodzę i chcę podać mu rękę, ale odsuwa się ode mnie. Brzydzi się mnie, a ja nie mam prawa mu się dziwić. Nie robię tego. Nie próbuję też na siłę mu pomóc. Podchodzę do lodówki, szukając w niej butelki wody. Z tego wszystkiego zaschło mi w gardle.
-Nie masz mi nic do powiedzenia?- nie lubię takich pytań. Nie wiem co mam mu powiedzieć. Co on by jeszcze chciał usłyszeć? Jest mi przykro i on dobrze o tym wie. Nie chciałam go skrzywdzić i myślę, że zdaję sobie z tego sprawę. Chciałabym rozstać się z nim z klasą, ale czy to mam mu powiedzieć?
-Jurij nie utrudniaj, to nic nie da. Obiecuję, że niedługo się od ciebie wyprowadzę, a potem pomyślimy o rozwiązaniu naszego małżeństwa.- chcę być spokojna. Nerwy nam w tym przypadku nie pomogą, a spokój pozwoli rozstać się z twarzą. Szkoda tylko, że on w tym nie pomaga. Widzę jak nerwowo zaciska kciuki, jak próbuje opanować złość. Nigdy go takim nie widziałam. Do ostatnich dni czułam się przy nim bezpiecznie, a teraz boję się jego reakcji.
-Możesz mi powiedzieć co on ma w sobie, że postanowiłaś zamienić mnie na niego?!- jest zły, ton jego głosu jest agresywny. Tłumaczę to sobie tym, że on ma prawo, że zasłużyłam sobie na to. Próbuję ułożyć sobie w głowie odpowiedź na jego pytanie, ale to kolejne z tych, na które nie da się tak łatwo odpowiedzieć.
-To nie tak Jurek. Ja po prostu się pogubiłam. Przy nim czuję się sobą, czuję się lepiej. Nasza znajomość nie wymaga ode mnie takich poświęceń. On nie krzywi się na myśl, że jestem Polką i kibicuję swojej drużynie. Uważam, że po prostu nie dane było nam być razem do końca życia i stąd to wszystko. Sam kiedyś powiedziałeś, że nic nie dzieje się bez przyczyny…- wiele razy słyszałam te słowa z jego ust zaraz po naszym pierwszym spotkaniu. Uważał, że nie przypadkiem los postawił nas na swojej drodze. Wiem jednak, że takie życiowe mądrości często nie pasują do aktualnej sytuacji i staramy się o nich nie pamiętać, by nie przyznawać się do błędu.
-Chrzanisz. Musi być coś w czym jest ode mnie lepszy. Może lepiej cię zaspokaja?- ordynarność jego pytania sprawiła, że naprawdę zaczynałam się go bać. Podszedł do mnie i złapał za nadgarstek. Cholernie zabolało, ale czekałam na to aż sam zwolni ten uścisk. Cofnął rękę, gdy zobaczył czerwone zabarwienie na mojej kończynie. Boję się go, a z moich oczu zaczynają płynąć łzy. Nie przyzwyczaił mnie do takiego zachowania, bo nigdy nie był taki.
-Może będzie lepiej, gdy dziś nie zostanę na noc w domu. Musisz sobie wszystko przemyśleć na spokojnie.- pójdę do Andersona.
-Nie pozwolę ci odejść! Rozumiesz?!

 Na tamte wspomnienia wzdrygnęłam się niechętnie. No, ale nie chciałam byśmy akurat teraz do tego wracali. W ogóle możemy do tego nie wracać, bo jest między nami dobrze i chciałabym, żeby było już tak zawsze.
-Najważniejsze, że potrafiłeś przyznać się do błędu…

~*~

Kochana Mary!
Wiesz, że bardzo chciałem wygrać z chorobą. Dla ciebie i naszego dziecka. W momencie, gdy będziesz czytać ten list, mnie nie będzie już na świecie. Nie bądź na mnie zła, zrobiłem to asekuracyjnie. Do końca wierzyłem, że się uda. Musiałem się ubezpieczyć na okoliczność nieudanej operacji.
Jest tyle rzeczy, które chciałem Ci powiedzieć, które chciałem zrobić. Przede wszystkim chciałem Ci się oświadczyć. Myślałem o tym już wcześniej, ale choroba zastopowała wszystko. Nie chciałem Cię blokować. Gdy piszę ten list zastanawiam się czy wystarczająco mocno pokazywałem Ci, że bardzo Cię kocham i zależy mi na Tobie.
W dniu którym cię pierwszy raz spotkałem poczułem, że jesteś tą, która urodziła się dla mnie. Nie chciałem nigdy, by Jurij cierpiał, ale z drugiej strony chciałem Cię mieć tylko dla siebie. To smutne, że szczęście dwojga ludzi potrafi unieszczęśliwić jedną. Mam jednak nadzieję, że gdy mnie zabraknie, on Ci pomoże. Może to śmieszne, ale tylko jemu potrafię zaufać bo wiem, że Cię nie skrzywdzi. Wiem, że w jego życiu ktoś się pojawił, ale prosiłem go o pomoc dla Ciebie i mam nadzieję, że mnie nie zawiedzie.
A teraz kilka słów o naszym dziecku. Świadomość, że zostawiam tu na ziemi kogoś po sobie sprawia, że lżej mi odejść. Oczywiście żałuję, że nie będę patrzył jak przychodzi na świat, jak się rozwija i dorasta, ale jestem pewien, że Ty zapewnisz mu miłość nas dwojga. Gdy będzie wystarczająco duże powiedz mu, że tatuś bardzo je kochał. Pamiętaj też, że ono będzie potrzebować męskiej ręki, więc nie bój się ułożyć sobie życia na nowo. Nawet jeśli to nie będzie Jurij, który jest moim cichym faworytem, to Ty masz prawo do szczęścia. Obiecaj mi tylko, że to będzie mężczyzna, który zapewni Tobie i dziecko bezpieczeństwo i miłość. O nic więcej nie proszę.
Gdy umrę, a Swing przekaże Ci ten list, będziesz mogła z nim zrobić co chcesz. Pamiętaj jednak, że będę patrzył na Ciebie z góry i jak będzie mi się tam nudzić, to będę Cię dręczył w snach J Oczywiście żartuje kochanie. Kurczę, dziwnie mi się to piszę, bo nie wiem czego się spodziewać mam po tej śmierci. Będzie tak, jak opowiadały nam w dzieciństwie babcie? Nie zaprzątaj sobie jednak mną głowy. Ja sobie poradzę, a Ty opiekuj się sobą i maleństwem. Odnośnie niego mam do Ciebie jeszcze jedną prośbę. Nie rozmawialiśmy na temat imion i wiem, że pewnie chciałabyś polskie imię, ale może chociaż drugie mogłoby być związane z moimi ukochanymi Stanami? Niech dziecko wie, że po części płynie w nim amerykańska krew. Moja propozycja dla dziewczynki to Julia, a dla chłopca Ethan. Nawet po śmierci się rządzę J
Kocham Cię Mary
Przez cały ten czas, gdy byliśmy razem, byłaś
Moją definicją szczęścia
Twój Matt



~*~

Bo Paulinkaa lubi, gdy wszystko się kompikuje…




5 komentarzy:

  1. no i po co? :(

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie!! W momencie w którym zaczęłam darzyć sympatią tego Amerykanina, to Ty go uśmierciłaś. Mam teraz nadzieję, że zgodnie z wolą Matta to Jurij będzie faworytem do powrotu, do serca Marysi! TYlko on może ją pocieszyć po tym wszystki, bo jest jej [ierwszą miłością!

    Pytałaś dlaczego zaczęłam pisać dopiero teraz. Tak więc, bałam się, że nikt nie będzie chciał czytać tego mojego smutania i nadmiernej ilości erotyki:)

    OdpowiedzUsuń
  3. I co ja mam o tym myśleć? Dlaczego nasuwają mi się podobne myśli jak u Czytelniczki ze ten list to znak ze Marysia już nie zastanie Matta w świecie żywych. O dziwo wraz z tym rokiem a także twoim opowiadaniem nawet polubiłam Andersona, już mnie tak nie drażni jak w 2011 roku gdzie był wszędzie a dookoła pełno dziewczyn pisało jaki on piękny i tak naprawdę nic po za tym bo był jeszcze nieopierzonym kurczakiem. Teraz Matt udowodnił że jest coś wart i zyskał tym mój szacunek, a nie za piękna buźkę. Wiem nie na temat piszę. nie wyobrażam sobie napisać listu w którym już raz na zawsze mam się pożegnać z ukochaną osoba. Chyba by mi wyszła powieść z tego.
    Co do Marysi i Jurija to widać że oboje pogodzili się z tym że nie będą już razem i żyją na nowo. Ciekawi mnie jak przyjmą śmierć Amerykanina. Co zrobi Jura, zrezygnuje z Magdy, czy najpierw będzie działał na dwa fronty. Przeraziły mnie wspomnienia Marysi o tym że Jurek potrafił być wobec niej agresywny, ale jak widać to był jednorazowy wyskok.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie! Ja się nie zgadzam, rozumiesz! Polubiłam Matta i nie zgadzam się, żebyś go uśmierciła - on ma żyć, a ten list - właśnie on po prostu tak asekuracyjnie go pisał, ale to nie Marysia go czytała i Matt żyje, tak tego się trzymajmy! Podziwiam Marysie, że była w stanie pojechać na pogrzeb ojca Jurka - po tym wszystkim co Biereżko senior jej zrobił ja nigdy nie odważyłabym się na takie coś.

    Pozdrawiam kochana i do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja na piszę że może nie lubisz komplikować a wywracać życie do góry nogami u bohaterów. Nie wiele znam takich autorek po których nie wiem czego się spodziewać w kolejnym rozdziale. Marysia wykazała się odwagą że postanowiła pojechać na pogrzeb Wiktora, przecież nie musiała, ale zrobiła to nie dla niego ale bardziej dla Olgi i Jurija. Ich rozmowa powinna być wzorem dla wielu małżeństw które przechodzą przez coś podobnego. List Matta niesie za sobą złowrogie echo i to że niedługo do Bemi dojdą bardzo złe wieści.

    OdpowiedzUsuń