Krzysiek mówił, bym nie nie czekała na ich powrót z zabawy sylwestrowej, a ja przepłakałam wtedy całą noc i nie mogłam się nawet powstrzymać rano przy śniadaniu. Od tamtego dnia minęły dwa miesiące, a ja nadal czułam się tak jakby ktoś mi wyrwał kawał serca i nie chciał go oddać. Udało mi się zaliczyć dwa semestry. Znaczy się jeden na historii, jeden na filologii rosyjskiej. Nawet nie pytajcie ile czasu poświęciłam na to, by opanować potrzebny materiał, ale nauka pomagała mi choć na chwilę zapomnieć. Ukojenie dawały też rozmowy z Jurkiem. Jeszcze w marcu miałam się wybrać do Łodzi, gdzie Bierieżko wraz ze swoim Dynamo miał się zmierzyć z bełchatowską Skrą. Nie było nawet mowy, by Rosjanim przepuścił mi wyjazd tam. O moją obecność wśród kibiców ubiegał się także Ignaczak, o którym śmiało mogłam powiedzieć, że rozumie mnie jak nikt. Libero mówił, że co prawda Rosja sama w sobie nie jest jego ulubionem teamem, ale przyznał, że dopóki sam osobiście nie pozna tak lepiej Bierieźki to go nie oceni ze względu na mnie. Sam Jurek coraz śmielej zaczął mówić o tym, bym kiedyś odwiedziła go w Rosji. Myślałam o tym coraz częściej, ale z jednej strony wiązało to się z ogromnymi kosztami, a po drugie bałam się reakcji jego rodziny. Co prawda szatyn mówił, że jego mama bardzo chciałaby mnie poznać, a kiedy tylko pytałam o zdanie ojca, to zmieniał temat na jakiś inny. Właśnie spotkania z panem Wiktorem Bierieźko bałam się najbardziej. Jurek nie opowiadał mi o nim zbyt wiele, ale z tego co zdążyłam wywnioskować, to jego ojciec był dość surowym i zatwardziałym w swoich przekonaniach komunistą, a do kościoła chodził tylko wtedy, gdy wymagało tego zajmowane przez niego stanowisko. Musiałam szybko dojść do wniosku, że Jurij jest bardzo podobny do swojej mamy, która praktykuje żarliwie wiarę prawosławną, a i on sam chodzi do kościoła jak tylka ma ku temu okazję. Możecie się ze mnie śmiać, ale ostatnio zaczęłam się zagłębiać coraz bardziej w tajniki zamąż pójścia za mężczyznę, który jest wychowany w obrządku prowasławnym. Nie to, że już snuję plany na temat naszej wspólnej przyszłości, bo znamy się 5 miesięcy, ale byłam mocno zainteresowana jak to wygląda od tej strony religijnej. Powiem tyle, nie jest różowo. Na dobrą sprawę małżeństwo mieszane jest zabronione i potrzebna jest do tego zgoda biskupa, a w niektórych przypadkach nawet i papieża. Jak sobie poczytałam o tych wszystkich procedurach, to spasowałam i wzięłam się za coś innego. O swoich zainteresowaniach nie mówiłam oczywiście Jurijowi, bo jeszcze by się chłopak wystraszył i tyle by z tego było. Dzisiejszy dzień ustanowiłam sobie wolnym od jakiejkolwiek nauki i postanowiłam go przeznaczyć na nadrobienie wszelkich zaległości związanych z siatkówką. Trochę się tego nazbierało, a to wszystko dlatego, że cały czas ślęczałam nad książkami i kułam do sesji. Zasiadłam do komputera, który dzieliłam z Mariolką, ale nawet nie zdążyłam najechać na ikonkę z Internetem, bo po naszym pokoju rozległo się pukanie do drzwi.
-Mariola wchodź, nie chodzę na waleta po pokoju!- raz mi się zdarzyło i od tamtej pory Mariola nie wejdzie do pokoju, dopóki nie zapuka.
-Widzę, że charakterek to masz po mnie. Ja też chodzę po pokoju często na waleta, a Kadziewicz mówi, że się przed nim obnażam.-o proszę, rodzinne odwiedziny. Chyba wczoraj w rozmowie z Krzyśkiem musiałam mu coś wspomnieć, że będę miała wolniejszy dzień, a ten wariat przejechał taki szmat drogi, bo sam też miał dwa dni wolnego. Przywitaliśmy się, zaproponowałam mu coś do picia i postawiłam na stoliku talerzyk piegusek.
-Kochana, ja nie powinienen jeść słodyczy, a ty mnie tu moimi ulubiony pieguskami częstujesz.- gada, że nie powinien jeść, a za jednym zamachem włożył do buzi dwa ciastka. Już teraz wiem po kim jestem takim obżarcium i zaraz mu powiem, że przez te geny to często, gęsto mam problemy ze zbędnymi kilogramami.
-Trzeba było zabrać ze sobą Iwonę i Sebka. Pokochałam twojego syna z miejsca, bo ja ogólnie bardzo lubię dzieci.-usadowałim się obok niego przy stole i razem pałaszowaliśmy łakocie. Krzysiek tłumaczył, że Sebastian troszeczkę się rozchorował i nie było sensu, by ciągnąć go taki kawał drogi w pogodę, która wyraźnie sprzyjała przeziębieniom. Aż dziw bierze, że jeszcze ja się nie rozłożyłam. No, ale jak to przed chwilą powiedział Igła, mnie grzeje od środka płomienne uczucie do Bierieżki.
-Jak na następnym zgrupowaniu powiem chłopakom, że moja siostra jest dziewczyną Bierieżki to mi nie uwierzą. Jak twój luby przyjedzie do Łodzi ze swoim Dynamo, to muszę wam cyknąć kilka fot. A właśnie, ja tu ze sobą przytachałem kilka albumów ze zdjęciami...-wyciągnął ze swojego plecaka chyba z pięć albumów i powiem szczerze, że lepiej nie mógł trafić, bo ja należy do grona tych osób, który nie lubią się fotografować, ale oglądać innych na zdjęciach. Wzięłam pierwszy z brzega ulbum do ręki i już po pierwszych zdjęciach wiedziałam, że te chwile pozwolą mi poznać choć w jakimś małym stopniu historię Kasi Ignaczak, którą byłam przez kilka miesięcy. Nie musiałam nawet mówić Krzyśkowi, by zaczął opowiadać. Wraz z każdym kolejnym zdjęciem, które ukazywało się moim oczom, słyszałam o okolicznościach jego poznania. Ja sama byłam bodajże na trzech zdjęciach, ale na każdym z nich byłam w ramionach kobiety, która śmiała się nieustająco i z niesamowitą czułością wpatrywała się w moją pacułowatą twarzyczkę.
-Mama...-choć do tej pory za swoją jedyną matkę uważałam Jolantę Beim, to teraz nie mogłam nie wypowiedzieć tego słowa. Moi biologiczni rodzice to Halina i Andrzej Ignaczak. Starszy o 7 lat tata zginął w wypadku samochodym na cztery miesiące przed moimi narodzinami. Był kierowcą samochodu ciężarowego, rzadko bywał w domu, ale z opowiadania Krzyśka wyłuskałam, że był wspaniałym człowiekiem. Po jego śmierci zaczęły się problemy ze zdrowiem mamy. Istniało nawet zagrożenie, że ciąża może zostać niedonoszona, ale kobieta o kasztanowych włosach zebrała w sobie na tyle sił, by nie poddać się w walce o moje życie. Urodziłam się trzy tygodnie przed czasem, ale byłam na tyle duża, a narządy na tyle rozwinięte, że mogłam sobie poradzić.
-To dla ciebie mama chciała walczyć o siebie, ale niestety choroba ją pokonała...-jaka choroba? Określana mianem cywilizacyjnej. Nowotwór trzustki rozprawił się z jej organizmem w przeciągu 3. miesięcy, choć początkowo lekarze diagnozowali ją pod zupełnie innym kątem. Wraz z 19.04.1988 roku świat Krzyśka legł w gruzach. Oboje trafiliśmy do Domu Dziecka, ale to szatyn przeżył na własnej skórze utratę rodziny zaledwie w przeciągu 7 miesięcy. Ja byłam nieświadoma tragedii jaka dotknęła mnie od pierwszych dni życia aż do teraz. Ryczymy teraz z Krzyśkiem jak dwa bobry, a on dalej opowiada mi o tym jak wiele kosztowało go dojście do miejsca, w którym jestem teraz.
-Gdyby nie Iwona, to być może teraz siedziałbym gdzieś pod sklepem jak najgorszy menel i sączył browar jeden za drugim. Ona jako jedna z nielicznych pierwsza wyciągnęła do mnie rękę, a reszta potyczyła się lawinowo...-jak się okazało Iwona w wieku 16 lat podjęła się wolontariatu w Domu Dziecka, w którym 17-letni Krzyś był jednym z największych łobuzów i sprawiał wszystkim niesamowite problemy. Pewnego dnia dostrzegła z jak wielką agresją Ignaczak wyżywa się na piłce do siatkówki, do której boisko znajdowało się zaraz za rogiem budynku. Krzysiek miał to szczęście, że ojciec brunetki był trenerem siatkówki i następnego dnia to właśnie z nim Iwona przyjechała jak codzień, by wypełnić swoje obowiązki, i zaprowadziła go na boisku.
-Słowa, które od niego usłyszałem do dziś są dla mnie żywe. Powiedział mi tak: Wiem jakim jesteś huliganem, ale pozwól sobie pomóc, a zostaniesz jednym z lepszych siatkarzy w Polsce, a kto wie czy nie na świecie. Potraktowałem te słowa jak jakąś kpinę, ale dałem się namówić na jeden trening. Póżniej z hali musieli mnie wyciągać siłą...-dalsza część jego historii była już o wiele bardziej optymistyczna, choć piętno dzieciństwa było w jego życiu obecne przez długi czas, a trudny charakterek dawał o sobie znać nawet wtedy, gdy grał już w reprezentacji Polski. Tą historię już znałam, bo śledziłam tą olsztyńską aferę jak i wyderzenia, które miały miejsce 16 września 2005 roku. Teraz brat opowiadał mi o tym jak poznał człowieka, który razem z Iwoną odmienił jego życie i pokazał, że prowadząc spokojny i rozsądny tryb życia, można także korzystać z uroków świata.
-Narodziny Sebastiana nie dokońca zatraciły we mnie tą naturę balangowicza, ale śmierć Arka już tak. Zdałem sobie sprawę, że są w życiu rzeczy, których nie robimy tylko dlatego, bo jesteśmy zajęci jakimś pierdołami. Przez pewien okres czasu wydawało mi się, że dobrze robi nie próbując szukać z tobą kontaktu. Potem za wszelkę cenę chciałem się z tobą spotkać, ale twój dziadek Zygmunt był nie ugięty...-aż mi się wierzyć nie chciało, że człowiek którego mimo wszystko kochałam i za wiele rzeczy mogłam być mu wdzięczna, zachowywał się tak podle. Kiedy Krzysiek stał już nawet pod naszym domem, to ten człowiek potrafił straszyć go policją i wystosowywał w jego kierunku jakieś groźby. Nie mieści mi się to w głowie, ale na całe szczęście Michał w końcu powiedział o wszystkim i dzięki niemu nie żyje w zakłamaniu i obłudzie. Znam swoją przeszłość i na niej mogę budować teraźniejszość i przyszłość.
Zastanawiam się teraz jakim cudem tyle czasu funkcjonowałam bez brata. Krzysiek rzucił na moje życie jakieś światło, które niejednokrotnie rozświetlało moje pochmurne dni. Co mnie podkusiło, żeby wyjechać z Polski? Miłość...
Z wielkim entuzjazmem wracam do meczu Skry Bełchatów z Dynamo Moska, na którym dopingowałam nie tylko swojego brata i polską drużynę, ale przede wszystkim jego. Spotkanie zakończyło się zwycięstwem zespołu z Moskwy, ale najlepsze działo się zaraz po meczu. Zaproszona przez Krzyśka na parkiet musiałam poznać całą drużynę Skry i oficjalnie zostałam przedstawiona jako siostra Igły. To było nic. Kiedy tylko Jura zlokalizował moją osobę na parkiecie, bez zbędnych ceregieli podbiegł do mnie, chwycił w ramiona i ściskał z całych sił, że w pewnym momencie bałam się, iż braknie mi powietrza. Chyba nigdy nie zapomnę zdziwionych spojrzeń kolegów Krzyśka oraz jego tłumaczeń, że przynajmniej będzie mógł się ze szwagrem porządnie napić. Niestety nasze pomeczowe czułości zostały uwiecznione przez niejednego fotografa, a potem zdjęcia krążyły po sieci i pojawiło się mnóstwo plotek na nasz temat. Zadzwonił nawet Piotrek, który zrozumiał, że widocznie nasz związek ma rację i bytu i nie zostaje mu nic innego jak tylko życzyć mi szczęścia i mieć nadzieję, że będę skłonna mu wybaczyć i ponownie zaufać. Będę w stanie to zrobić, bo ja nie należę do osób, dla których taka przyjaźń to nic i nie warto się nad nią rozczulać. Tyle tylko, że znów wszystko rozciągało się w czasie, a ja stojąc między wypadem z Piotrkem i Judytą nad nasze morze, a wyjazdem do Moskwy, wybrałam to drugie. Naprawdę nie chciałam, by znów zaczęło się gadanie, że mam przyjaciół w głębokim poważaniu. Po prostu terminy zaproponowane przez Jurija i Piotra się ze sobą pokryły, a o tym, że mam przyjechać do Rosji szatyn wspominał mi już znacznie wcześniej. Nasza znajomość trwa już 8 miesięcy. Opiera się raczej na kontakcie multimedialnym i to chyba nic dziwnego, że chcę spędzić kilka dni ze swoim chłopakiem? Dla Maciejak jest to jednak rzecz niepojęta. Codziennie dostaję od blondynki smsy jak to bardzo swoim zachowaniem ranię Piotra, a on nie ma na tyle odwagi, by mi o tym powiedzieć, ale myśli tak jak ona. Szczerze? Mam wrażenie, że Judyta się po prostu zakochała w Nowakowskim i jest zazdrosna o naszą więź. A przecież ja nie robiłabym im żadnych problemów. Bardzo bym się cieszyła ich szczęściem i dopingowała ich związek, ale Judyta zamiast powiedzieć o wszystkim Piotrkowi, to próbuje najpierw zdetronizować mnie. Cwana z niej bestia. Inna na jej miejscu z chęcią wysłałaby mnie na Syberię i błagała w duchu, bym z niej nie wracała. Maciejak chce podejść Nowakowskiego psychologicznie, chce go do mnie zrazić. Co ja mogę w takiej sytuacji? Liczyć tylko na to, że przyjaciel nie da się na to nabrać. Myśli o tej sprawie nie dawały mi nawet spokoju w samolocie, ale kiedy tylko stanęłam na płycie moskiewskiego lotniska, odnalazłam w tłumie jego postać i zobaczyłam ten uśmiech, to zapomniałam o wszystkich problemach. Czekały mnie niezapomniane dwa tygodnie z wspaniałym mężczyzną, w którym zakochałam się bez pamięci...
Dlaczego teraz patrzysz tak na mnie jak wtedy na lotnisku? Dlaczego twój widok przyprawia mnie o przyśpieszoną akcję serca? Dlaczego tak po prostu nie możesz zrozumieć, że nasze małżeństwo nie ma racji bytu? Może tobie też wspomnienia nie dają spokoju i zastanawiasz się dlaczego się tu znaleźliśmy, skoro było między nami tak pięknie...
-Mariola wchodź, nie chodzę na waleta po pokoju!- raz mi się zdarzyło i od tamtej pory Mariola nie wejdzie do pokoju, dopóki nie zapuka.
-Widzę, że charakterek to masz po mnie. Ja też chodzę po pokoju często na waleta, a Kadziewicz mówi, że się przed nim obnażam.-o proszę, rodzinne odwiedziny. Chyba wczoraj w rozmowie z Krzyśkiem musiałam mu coś wspomnieć, że będę miała wolniejszy dzień, a ten wariat przejechał taki szmat drogi, bo sam też miał dwa dni wolnego. Przywitaliśmy się, zaproponowałam mu coś do picia i postawiłam na stoliku talerzyk piegusek.
-Kochana, ja nie powinienen jeść słodyczy, a ty mnie tu moimi ulubiony pieguskami częstujesz.- gada, że nie powinien jeść, a za jednym zamachem włożył do buzi dwa ciastka. Już teraz wiem po kim jestem takim obżarcium i zaraz mu powiem, że przez te geny to często, gęsto mam problemy ze zbędnymi kilogramami.
-Trzeba było zabrać ze sobą Iwonę i Sebka. Pokochałam twojego syna z miejsca, bo ja ogólnie bardzo lubię dzieci.-usadowałim się obok niego przy stole i razem pałaszowaliśmy łakocie. Krzysiek tłumaczył, że Sebastian troszeczkę się rozchorował i nie było sensu, by ciągnąć go taki kawał drogi w pogodę, która wyraźnie sprzyjała przeziębieniom. Aż dziw bierze, że jeszcze ja się nie rozłożyłam. No, ale jak to przed chwilą powiedział Igła, mnie grzeje od środka płomienne uczucie do Bierieżki.
-Jak na następnym zgrupowaniu powiem chłopakom, że moja siostra jest dziewczyną Bierieżki to mi nie uwierzą. Jak twój luby przyjedzie do Łodzi ze swoim Dynamo, to muszę wam cyknąć kilka fot. A właśnie, ja tu ze sobą przytachałem kilka albumów ze zdjęciami...-wyciągnął ze swojego plecaka chyba z pięć albumów i powiem szczerze, że lepiej nie mógł trafić, bo ja należy do grona tych osób, który nie lubią się fotografować, ale oglądać innych na zdjęciach. Wzięłam pierwszy z brzega ulbum do ręki i już po pierwszych zdjęciach wiedziałam, że te chwile pozwolą mi poznać choć w jakimś małym stopniu historię Kasi Ignaczak, którą byłam przez kilka miesięcy. Nie musiałam nawet mówić Krzyśkowi, by zaczął opowiadać. Wraz z każdym kolejnym zdjęciem, które ukazywało się moim oczom, słyszałam o okolicznościach jego poznania. Ja sama byłam bodajże na trzech zdjęciach, ale na każdym z nich byłam w ramionach kobiety, która śmiała się nieustająco i z niesamowitą czułością wpatrywała się w moją pacułowatą twarzyczkę.
-Mama...-choć do tej pory za swoją jedyną matkę uważałam Jolantę Beim, to teraz nie mogłam nie wypowiedzieć tego słowa. Moi biologiczni rodzice to Halina i Andrzej Ignaczak. Starszy o 7 lat tata zginął w wypadku samochodym na cztery miesiące przed moimi narodzinami. Był kierowcą samochodu ciężarowego, rzadko bywał w domu, ale z opowiadania Krzyśka wyłuskałam, że był wspaniałym człowiekiem. Po jego śmierci zaczęły się problemy ze zdrowiem mamy. Istniało nawet zagrożenie, że ciąża może zostać niedonoszona, ale kobieta o kasztanowych włosach zebrała w sobie na tyle sił, by nie poddać się w walce o moje życie. Urodziłam się trzy tygodnie przed czasem, ale byłam na tyle duża, a narządy na tyle rozwinięte, że mogłam sobie poradzić.
-To dla ciebie mama chciała walczyć o siebie, ale niestety choroba ją pokonała...-jaka choroba? Określana mianem cywilizacyjnej. Nowotwór trzustki rozprawił się z jej organizmem w przeciągu 3. miesięcy, choć początkowo lekarze diagnozowali ją pod zupełnie innym kątem. Wraz z 19.04.1988 roku świat Krzyśka legł w gruzach. Oboje trafiliśmy do Domu Dziecka, ale to szatyn przeżył na własnej skórze utratę rodziny zaledwie w przeciągu 7 miesięcy. Ja byłam nieświadoma tragedii jaka dotknęła mnie od pierwszych dni życia aż do teraz. Ryczymy teraz z Krzyśkiem jak dwa bobry, a on dalej opowiada mi o tym jak wiele kosztowało go dojście do miejsca, w którym jestem teraz.
-Gdyby nie Iwona, to być może teraz siedziałbym gdzieś pod sklepem jak najgorszy menel i sączył browar jeden za drugim. Ona jako jedna z nielicznych pierwsza wyciągnęła do mnie rękę, a reszta potyczyła się lawinowo...-jak się okazało Iwona w wieku 16 lat podjęła się wolontariatu w Domu Dziecka, w którym 17-letni Krzyś był jednym z największych łobuzów i sprawiał wszystkim niesamowite problemy. Pewnego dnia dostrzegła z jak wielką agresją Ignaczak wyżywa się na piłce do siatkówki, do której boisko znajdowało się zaraz za rogiem budynku. Krzysiek miał to szczęście, że ojciec brunetki był trenerem siatkówki i następnego dnia to właśnie z nim Iwona przyjechała jak codzień, by wypełnić swoje obowiązki, i zaprowadziła go na boisku.
-Słowa, które od niego usłyszałem do dziś są dla mnie żywe. Powiedział mi tak: Wiem jakim jesteś huliganem, ale pozwól sobie pomóc, a zostaniesz jednym z lepszych siatkarzy w Polsce, a kto wie czy nie na świecie. Potraktowałem te słowa jak jakąś kpinę, ale dałem się namówić na jeden trening. Póżniej z hali musieli mnie wyciągać siłą...-dalsza część jego historii była już o wiele bardziej optymistyczna, choć piętno dzieciństwa było w jego życiu obecne przez długi czas, a trudny charakterek dawał o sobie znać nawet wtedy, gdy grał już w reprezentacji Polski. Tą historię już znałam, bo śledziłam tą olsztyńską aferę jak i wyderzenia, które miały miejsce 16 września 2005 roku. Teraz brat opowiadał mi o tym jak poznał człowieka, który razem z Iwoną odmienił jego życie i pokazał, że prowadząc spokojny i rozsądny tryb życia, można także korzystać z uroków świata.
-Narodziny Sebastiana nie dokońca zatraciły we mnie tą naturę balangowicza, ale śmierć Arka już tak. Zdałem sobie sprawę, że są w życiu rzeczy, których nie robimy tylko dlatego, bo jesteśmy zajęci jakimś pierdołami. Przez pewien okres czasu wydawało mi się, że dobrze robi nie próbując szukać z tobą kontaktu. Potem za wszelkę cenę chciałem się z tobą spotkać, ale twój dziadek Zygmunt był nie ugięty...-aż mi się wierzyć nie chciało, że człowiek którego mimo wszystko kochałam i za wiele rzeczy mogłam być mu wdzięczna, zachowywał się tak podle. Kiedy Krzysiek stał już nawet pod naszym domem, to ten człowiek potrafił straszyć go policją i wystosowywał w jego kierunku jakieś groźby. Nie mieści mi się to w głowie, ale na całe szczęście Michał w końcu powiedział o wszystkim i dzięki niemu nie żyje w zakłamaniu i obłudzie. Znam swoją przeszłość i na niej mogę budować teraźniejszość i przyszłość.
Zastanawiam się teraz jakim cudem tyle czasu funkcjonowałam bez brata. Krzysiek rzucił na moje życie jakieś światło, które niejednokrotnie rozświetlało moje pochmurne dni. Co mnie podkusiło, żeby wyjechać z Polski? Miłość...
Z wielkim entuzjazmem wracam do meczu Skry Bełchatów z Dynamo Moska, na którym dopingowałam nie tylko swojego brata i polską drużynę, ale przede wszystkim jego. Spotkanie zakończyło się zwycięstwem zespołu z Moskwy, ale najlepsze działo się zaraz po meczu. Zaproszona przez Krzyśka na parkiet musiałam poznać całą drużynę Skry i oficjalnie zostałam przedstawiona jako siostra Igły. To było nic. Kiedy tylko Jura zlokalizował moją osobę na parkiecie, bez zbędnych ceregieli podbiegł do mnie, chwycił w ramiona i ściskał z całych sił, że w pewnym momencie bałam się, iż braknie mi powietrza. Chyba nigdy nie zapomnę zdziwionych spojrzeń kolegów Krzyśka oraz jego tłumaczeń, że przynajmniej będzie mógł się ze szwagrem porządnie napić. Niestety nasze pomeczowe czułości zostały uwiecznione przez niejednego fotografa, a potem zdjęcia krążyły po sieci i pojawiło się mnóstwo plotek na nasz temat. Zadzwonił nawet Piotrek, który zrozumiał, że widocznie nasz związek ma rację i bytu i nie zostaje mu nic innego jak tylko życzyć mi szczęścia i mieć nadzieję, że będę skłonna mu wybaczyć i ponownie zaufać. Będę w stanie to zrobić, bo ja nie należę do osób, dla których taka przyjaźń to nic i nie warto się nad nią rozczulać. Tyle tylko, że znów wszystko rozciągało się w czasie, a ja stojąc między wypadem z Piotrkem i Judytą nad nasze morze, a wyjazdem do Moskwy, wybrałam to drugie. Naprawdę nie chciałam, by znów zaczęło się gadanie, że mam przyjaciół w głębokim poważaniu. Po prostu terminy zaproponowane przez Jurija i Piotra się ze sobą pokryły, a o tym, że mam przyjechać do Rosji szatyn wspominał mi już znacznie wcześniej. Nasza znajomość trwa już 8 miesięcy. Opiera się raczej na kontakcie multimedialnym i to chyba nic dziwnego, że chcę spędzić kilka dni ze swoim chłopakiem? Dla Maciejak jest to jednak rzecz niepojęta. Codziennie dostaję od blondynki smsy jak to bardzo swoim zachowaniem ranię Piotra, a on nie ma na tyle odwagi, by mi o tym powiedzieć, ale myśli tak jak ona. Szczerze? Mam wrażenie, że Judyta się po prostu zakochała w Nowakowskim i jest zazdrosna o naszą więź. A przecież ja nie robiłabym im żadnych problemów. Bardzo bym się cieszyła ich szczęściem i dopingowała ich związek, ale Judyta zamiast powiedzieć o wszystkim Piotrkowi, to próbuje najpierw zdetronizować mnie. Cwana z niej bestia. Inna na jej miejscu z chęcią wysłałaby mnie na Syberię i błagała w duchu, bym z niej nie wracała. Maciejak chce podejść Nowakowskiego psychologicznie, chce go do mnie zrazić. Co ja mogę w takiej sytuacji? Liczyć tylko na to, że przyjaciel nie da się na to nabrać. Myśli o tej sprawie nie dawały mi nawet spokoju w samolocie, ale kiedy tylko stanęłam na płycie moskiewskiego lotniska, odnalazłam w tłumie jego postać i zobaczyłam ten uśmiech, to zapomniałam o wszystkich problemach. Czekały mnie niezapomniane dwa tygodnie z wspaniałym mężczyzną, w którym zakochałam się bez pamięci...
Dlaczego teraz patrzysz tak na mnie jak wtedy na lotnisku? Dlaczego twój widok przyprawia mnie o przyśpieszoną akcję serca? Dlaczego tak po prostu nie możesz zrozumieć, że nasze małżeństwo nie ma racji bytu? Może tobie też wspomnienia nie dają spokoju i zastanawiasz się dlaczego się tu znaleźliśmy, skoro było między nami tak pięknie...
~*~
Czy Wam nie przeszkadzają takie skróty telegraficzne z życia Marysi i Jurka, które przypominają się im na sali rozpraw? Bo zanim dojdę do terażniejszości to jeszcze trochę czasu minie. W następnym odcinku przeniesiemy się do Katowic na turniej finałowy Ligi Światowej, a potem...a potem zobaczycie same.
Chciałam też powiedzieć, że ja pisząc swoje opowiadanie o Juriju Bierieżce nikogo nie zmuszam do tego, by teraz Rosjan polubił, bo ja ich lubię. Tajemnicza masz rację, że każdy nie lubi jakiejś reprezentacji, ja np. mogę się przyznać do tego, że nie specjalnie podchodzą mi Włosi. To jest rzecz naturalna. Nie lubię tylko sytuacji w których obarcza się przeciwników innej drużyny przgraną naszych graczy i wyżywa na nich tylko dlatego, że w danej chwili okazali lepszą formę niż my. Nie chciałam swoim wpisem pod poprzednią notką nikogo urazić, naprawdę.
Pozdrawiam i do napisania ;***