niedziela, 31 marca 2013

19."Tam tyle kobiet, każda w myślach gwałci Cię..."



Wszystko co dobre szybko się kończy i śmiało mogłam tak powiedzieć o moim pobycie u brata. Odpoczęłam, nabrałam dystansu, ale przede wszystkim wiele przemyślałam. W kilku kwestiach byłam skłonna podzielić opinię Jurija. W jakiej mianowicie? Otóż w tej, że dzieci budują związek i go cementują. Prze te kilka dni byłam naocznym świadkiem ile radości w życie małżeństwa wnosi chociażby zwyczajna wieczorna kąpiel Dominiki czy tłumaczenie Sebastianowi zawiłości tego świata. Widząc brata z jaką miłością odnosi się do swoich dzieci i jaki jest z nich dumny wiem, że Jurek też chciałby czuć taki rodzaj dumy. Kadziewicz kiedyś powiedział, że nic nie daje takiego kopa jak trzymacie dziecka na rękach i coś w tym na pewno jest. Przemyślałam też sprawę adopcji i to wcale nie jest tak, że ja jej nie chce. Wspaniale byłoby pomóc chociażby jednemu maleństwu, któremu nie z jego winy zabrakło rodzinnego ciepła. Boję się tylko, że zbytni pośpiech nie jest w tym przypadku dobrym doradcą. Nie chciałabym potraktować tej sprawy jako wyjścia do galerii handlowej i spełnienia swojej zachcianki. Nie wyobrażam sobie, że po powrocie do Moskwy pójdziemy do jakiegoś domu dziecka i urządzą tam dla nas „pokaz”, w którym będziemy mogli wybrać dla siebie pociechę. Przecież to nie powinno tak działać. To trzeba przemyśleć. Nie wolno się spieszyć. Trzeba być pewnym, że właśnie temu dziecku będzie się w stanie ofiarować rodzinną miłość i ciepło. Nie wyobrażam sobie, że wybieram dziecko tylko dlatego, że mi się podoba i z miejsca mam je pokochać. Tak się chyba nie da, bynajmniej ja tak nie potrafię. Mam też za sobą rozmowę z Krzyśkiem o jego pobycie w Domu Dziecka i o tym jak w takiej chwili czeka się na kogoś, kto przyjdzie i odmieni akurat twój los. On codziennie czekał aż jakaś rodzina zjawi się i będzie chciała się nim zaopiekować. Nie zjawił się nikt po niego, bo Igła był już dużym dzieckiem, a takim ciężej o adopcję. Mówił mi też o zazdrości, która pojawia się, gdy jakieś dziecko z bidula opuszcza go. Uczono ich, że w takiej sytuacji trzeba się cieszyć szczęściem kolegi czy koleżanki, ale nikt nie potrafił. Tego też się boję. Nie wiem czy będę umiała sobie poradzić ze świadomością, że dałam szczęście jednemu dziecku, pozbawiając go dziesiątek w takiej samej sytuacji. O tych rozterkach i jeszcze wielu innych zamierzałam porozmawiać z mężem po powrocie do Moskwy. Mamy już za sobą długą rozmowę telefoniczną, w której Jura przeprosił mnie za swoje zakochanie i obiecał, że taka sytuacja już nie będzie mieć więcej miejsca. Problem w tym, że te słowa słyszałam już wiele razy. Ostatnio słowo „Przepraszam” i „Obiecuję” słyszę zdecydowanie częściej niż „Kocham cię”. To też musimy zmienić, bo na ciągłych kłótniach i przeprosinach to my daleko nie zajedziemy.
-Jesteś gotowa?- na co? Na wizytę u rzeszowskiego ginekologa. To też jeden z progresów jaki nastąpił we mnie po przyjeździe do Polski. Wreszcie zebrałam się na odwagę, by skonsultować swój przypadek na ojczystej ziemi. Miałam obawę, że usłyszę ten sam werdykt, po którym nie będę miała już złudzeń, ale postanowiłam się nie poddawać i nie rezygnować z tego. Wiem, że Iwonka musiała się wiele natrudzić, by załatwić tę wizytę.
-Tak. Możemy jechać.- zakładam swój płaszcz i torbę na ramię. Wsiadając do samochodu czuję, że jestem coraz mniej pewna czy chcę tam jechać, ale pokrzepiający uśmiech bratowej sprawia, że nie zamierzam się poddawać. Myślę, że już pogodziłam się z diagnozą, więc nawet jej powtórzenie nie powinno zrobić na mnie większego wrażenia. Jakieś na pewno zrobi, ale może nie tak olbrzymie jak wcześniej. Prywatny gabinet doktora Piskorskiego jawi się przed naszymi oczami w całej okazałości. Mam w gardle coraz większą gulę, a żołądek jak zwykle w stresowych sytuacjach przewraca koziołki, ale jak się powiedziało A to trzeba powiedzieć też B. Wysiadamy z Iwonką z samochodu i idziemy w stronę budynku. Zajmujemy miejsce w kolejce. Nie ma to dla mnie większego znaczenia bo wiem, że i tak mam być przyjęta na końcu. Ginekolog nie chciał mnie przyjąć, tłumacząc się zbyt dużą ilością pacjentek. Wiem, że prowadził ciążę bratowej, a do tego jest fanem miejscowej drużyny, więc kiedy Iwona zadzwoniła do niego i powiedziała, że chodzi o siostrę Krzysztofa Ignaczaka, to po wielkich trudach nadeszła zmiana frontu. Szybko zleciało mi oczekiwanie na swoją kolej, a sama wizyta także zapowiadała się na rzeczową. Nie wiem czy Piskorski gdzieś się spieszy czy po prostu zawsze jest taki, ale odpowiada mi to. W Rosji mi tego zabrakło. Kiedy leżałam w szpitalu i zastanawiałam się, dlaczego coś takiego spotkało właśnie mnie, przyszedł lekarz i powiedział, że nie jest w stanie nic zrobić. Tylko tyle. Nie powiedział na tle czego doszło do uszkodzeń i czy naprawdę nie ma szansy na to, by jakoś to wyleczyć. Po prostu powiedział, że nie będę mogła zajść więcej w ciążę i tyle go widziałam.
-Dosyć niejednoznaczny obraz ultrasonograficzny.- ślina staje mi w gardle. Może jest jeszcze gorzej niż myślałam? Niech mi jeszcze powie, że przyplątała się do mnie jakaś kobieca choroba, to już w ogóle wywieszę białą flagę, pojadę nad Solinę i skończę ze swoją marną osobą. Iwona widzi, że jestem zszokowana, więc w moim imieniu pyta ginekologa co miał na myśli. Ten tylko kręci głową, że powinien mieć przed sobą cały mój wypis ze szpitala, bo po tym badaniu USG to on może tylko powiedzieć, że prawdopodobnie niedokładnie wyczyszczona macicę po poronieniu i dlatego dziś będzie musiał to sprawdzić. Zrobiło mi niedobrze na myśl, że przez tyle czasu znajdowały się we mnie szczątki obumarłego płodu. Jakiego tam płodu, mojego dziecka. Na całe szczęście po 10 minutach dogłębnego sprawdzania moich wnętrzności z ulgą przyznał, że jego koledzy po fachu z Moskwy dobrze wykonali swoją robotę. Cenię ludziach szczerość, ale czasami lepiej po prostu nie wiedzieć o pewnych kwestiach. Po tych wszystkich badaniach muszę stwierdzić, że Piskorski jest profesjonalistą w każdym calu i widać, że zależy mu na pacjentkach. Mimo że mu się spieszyło, to zbadał mnie dokładnie, a nie po łebkach. Co kilka minut powtarza, że potrzebne mu moje dokumenty z Rosji.
-Umówmy się tak, że po powrocie do Rosji pani zeskanuje całą dokumentację i prześle mi ją drogą internetową. Ja się z nią zapoznam, zadzwonię do pani i umówimy się na kolejny spotkanie, w którym myślę, że będę miał pani znacznie więcej do powiedzenia.- bałam się zapytać czy istnieje szansa na to, że jeszcze kiedyś zaznam smaku bycia w stanie błogosławionym. Może to za dużo jak na jeden raz? Znów co prawda nie wiem do końca na czym stoję, ale gdyby nie było już szans na to, by przywrócić mi możliwość zajścia w ciążę to myślę, że Piskorski by mi o tym powiedział i nie zawracał głowi sobie i mi.
-Dobrze. Jutro będę w Moskwie, ale zanim pewnie znajdę to wszystko w mieszkaniu to trochę czasu upłynie, więc może umówmy się, że prześlę panu te dokumenty w weekend? Dziś mamy środę. Jutro wracam do domu, ale za Chiny nie wiem gdzie te dokumenty mogą się zajmować. Może być też tak, że nie ma ich w ogóle w naszym mieszkaniu i będę musiała jechać do szpitala. Wtedy nie miałam do tego głowy i nawet nie wiem czy o coś takiego Jurij poprosił. Myślę jednak, że to wszystko jest do załatwienia, ale na wszystko potrzeby jest czas, który starałam się sobie zapewnić. Lekarz przystał na moją propozycję, wręczając wizytówkę z numerem do siebie i adresem e-mail.
-Bardzo serdecznie dziękuję.- trochę się bałam czy będę w stanie uregulować należność za tę wizytę. Jeszcze za czasów mieszkania w Żyrardowie zdążyłam się przekonać na ile ceni się dobry lekarz, a Piskorski na pewno do takich śmiało mógł się zaliczać. Wielkie było moje zdziwienie, gdy pytając o cenę wizyty usłyszałam, że policzymy się przy następnej okazji. Poczułam wtedy, że on widzi dla mnie jakąś szansę, że zrobi wszystko, by spełnić marzenie myślę, że każdej kobiety w moim wieku. Mocno podniesiona na ducha razem z Iwoną opuściłam jego gabinet. Kiedy znalazłyśmy się na zewnątrz wyściskałam bratową za to, że namówiła mnie na tą wizytę i dołożyła wszelkich starań, by wcisnąć mnie do napiętego grafiku ginekologa.
-Z tego wszystkiego zapraszam cię na dobre ciastko i kawę.- nie zostałam spłukana do zera, więc mogłam się sztachnąć na taki wydatek. Iwona podłapała temat, przystając na to.
-Tu niedaleko jest taka kawiarenka. Na pewno ci się w niej spodoba.- wsiadłyśmy do samochodu i ruszyłyśmy w drogę. Kawiarnia naprawdę znajdowała się niedaleko, więc kiedy auto bratowej zatrzymało się pod „Dolce Vita”, odpięłam pasy i zdziwiona spojrzałam na Iwonę, która nie wykonała tej czynności.
-Tam w środku jest ktoś, kto zdecydowanie bardziej chce zjeść z tobą dobre ciastko i wypić mocną kawę. Powodzenia kochana.- ucałowała mój policzek i prawie siłą wypchnęła z samochodu. Pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy to ta, że do Rzeszowa przyjechał Jurij. Co prawda jeśli dziś rozmawialiśmy ze sobą i mówiłam mu, że po moim powrocie porozmawiamy, ale może nie chciał czekać, chcąc zrobić mi niespodziankę? Weszłam do przytulnej kawiarenki, omiatając wszystkich gości wzrokiem. Nigdzie nie było mojego szatyna, natomiast pod oknem się siedział już nie mój blondyn. Nie mogę uwierzyć, że to on chciał się ze mną spotkać. Ostatnia rozmowa naszej trójki nie należała do najprzyjemniejszych i nie przypuszczałam, że to on wyjdzie z inicjatywą, a jednak. Podeszłam najciszej jak potrafiłam do zajmowanego przez niego miejsca i położyłam dłoń na jego ramieniu.
-Piotruś…- podświadomość podpowiadała, że na horyzoncie nie ma Judyty i nie muszę się martwić, że zaraz wyskoczy do mnie z japą i będzie krzyczeć za to w jaki sposób zwróciłam się do jej chłopaka. Jestem pewna, że ona nie ma pojęcia o tym, że Nowakowski tu przyjechał. Na pewno by go nie puściła. Czy to moja sprawa? Ja nie miałam nic przeciwko ich związkowi i nadal nie mam, ale jeśli Maciejak postawi sprawę w takich świetle, to ja też mogę grać nieczysto. Oczywiście nie ma mowy o tym, że będę się przystawiać do środkowego, ale nie będę się też przejmować tym, że z nim rozmawiam bez zgody blondynki. Takie podejście do sytuacji pozwoliło mi wpaść w ramiona Piotrka i mocno się do niego przytulić. Może brakuje mi Jurija, może i pragnę ponad życie możliwości zajścia w ciążę, ale przyjaźni z Nowakowskim też mi brakuje…

Tyle tylko, że nie było na nią szans. Ja szczęśliwa wróciłam do Jurija, wyjaśniłam z nim wszystko, a Piotrek przechodził piekło z Judytą. Rozstali się nawet na chwilę, a ja nie chciałam żyć ze świadomością, że to moja wina. Poprosiłam Piotrka, by wybrał kobietę, którą kocha. Bo choć tego nie rozumiałam, to on mimo wszystko cały czas ją kochał…

Po rozmowie z Marysią czuł, że wszystko między nimi może się ułożyć i nawet przez chwilę myślał, że Judyta będzie w stanie to zaakceptować i zrozumie, że ze strony Bierieżko nie grozi żadne niebezpieczeństwo ich związkowi. W takiej świadomości żył do czasu, kiedy powiedział blondynce o tym spotkaniu. Zrobiła mu nie wyobrażalną awanturę, która skończyła się rozstaniem. Nie spotykali się trzy miesiące. Piotrek miał wiele czasu na to, by wszystko dokładnie przemyśleć. Brakowało mu Judyty, ale nie chciał też rezygnować z Marysi. Z chęcią sięgał pamięcią do dni, w których we trójkę świetnie potrafili się dogadać. Teraz nie było na to najmniejszych szans. Judyta uparcie twierdziła, że obecność Beim w ich życiu sprawi, że związek nie przetrwa. Jako gwarant swoich słów używała argumentu, że jego spotkanie z nią doprowadziło do ich rozstania. Zadzwonił wtedy do Marii i opowiedział o wszystkim. Przez telefon usłyszał pytanie czy on kocha Judytę i czy nie przeszkadza mu ten ciągły brak zaufania? Nie odpowiedział od razu, a Marysia jego milczenie odebrała jako odpowiedź twierdzącą. Mimo że nie podobało mu się zachowanie Judyty, to cały czas była bliska jego sercu. Gdy w pobliżu nie było Marysi i gdy temat nie schodził na jej osoby, to wszystko między nimi było w porządku. Blondynka potrafiła zaakceptować wszystkie jego nawyki i dziwactwa. Nie potrafi zaakceptować tylko Marysi…
-Możemy porozmawiać?- Piotrek skorzystał z wolnego dnia i przetransportował się z Częstochowy do Żyrardowa. Zależało mu. Judycie chyba również, bo zareagowała na jego pytanie. Spotkali się przed jej domem. Maciejak odwróciła się.
-Wejdźmy do środka.- tak zrobili. Przemknęli niezauważenie, by nie tłumaczyć się nikomu i uniknąć pytań na temat ich wspólnej przyszłości. Na chwili obecną ich wspólna przyszłość stoi pod znakiem zapytanie. Zniknęli za drzwiami pokoju blondynki, zamykając je na klucz.
-Piotrek przepraszam. Zareagowałam zbyt emocjonalnie, ale nic nie poradzę na to, że się boję. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym cię stracić. Za długo na ciebie czekałam.- no tak. On wiedział o tym, że uczucie Judyty pojawiło się już dawno, ale nic o nim nie wiedział. Na początku wydawało mu się dziwnym, że miłość pojawiła się w stosunku do przyjaciółki. Szybko się okazało, że nie mógł sobie z nią poradzić i musiał zrobić coś w kierunku, by być z Judytą.
-Dlaczego nie chcesz zrozumieć, że nie musisz upatrywać w Marii rywalki? Ja nic do niej nie czuję.- oprócz przyjaźni. Tego się nie mógł wyzbyć, choć tyle czasu próbował. Za każdym razem gdy dłużej pomyślał o brunetce, wszystko wracało do niego z podwojoną siłą. Najwidoczniej do Judyty również wracało wszystko ze zdwojoną siłą, gdy tylko pojawiało się nawet nikłe wspomnienie o Beim. W icg przypadku przyjaźń przerodziła się w miłość, więc jaką ma gwarancję, że kiedyś ta dwójka nie poczuje czegoś do siebie. Doskonale wie ile dla Piotrka znaczyła brunetka. Nie jednokrotnie była o nią zazdrosna, bo to jej Nowakowski poświęcał więcej czasu i najzwyczajniej to ona była dla niego ważniejsza. Teraz kiedy role się odwróciły, zrobi wszystko, by hierarchia w jego sercu nie uległa zmianie…

Nie chciałam dyskutować z ich miłością, zajęłam się swoją. Chciałam też do końca doprowadzić swoje sprawy zdrowotne. Problem pojawił się wtedy, gdy nie potrafiłam zlokalizować swojej szpitalnej dokumentacji. Jurij nie pomagał, ale w końcu się udało. Wysłałam wszystko Piskorskiemu. Chciał mnie widzieć w Polsce, by zrobić kompleksowe badania. W pewnym momencie pojawiła się myśl, że przeniesiemy się z Jurijem do Polski, bo kończył mu się kontakt w Moskwie. Chciał spróbować czegoś nowego. Padło na Włochy, ale przed naszym wyjazdem zdążyłam pojechać do Rzeszowa. Tak bardzo chciałeś dziecka, a nie okazywałeś większego entuzjazmu. Nie rozumiałam dlaczego…

~*~
Takie to banalne... Mam nadzieję, że kiedy przeniesiemy się do wydarzeń bieżących to pójdzie mi znacznie lepiej...
Pozdrawiam i do napisania:***


4 komentarze:

  1. Chyba zacznę się zastanawiać czy nie omijać wątku Judyty i Piotrka, to dla mnie jest zbyt bolesne. Wiem ze nie robisz tego specjalnie, ale aż mnie krew zalewa że ja przez taką idiotkę jak Maciejak straciłam najlepszego przyjaciela i już nie udało i się go odzyskać mimo tak samo jasnej sytuacji jak jest u nich. Piotrek wybrał Judytę, Marysia Jurija a ta nadal boi się że Bemi mu go odbierze to jest chore, niestety ludzi z takiej zazdrości wyleczyć się nie da, odczułam to na sobie.
    Z całego serca kibicuje Marysi by była jakaś szansa na to by znów mogła być w ciąży. bardzo podobało mi się też nakreślenie co myśli o adopcji i mam podobne zdanie. Martwi mnie za to wycofanie Jury.

    ps. W Solinie zdecydowanie można się utopić :P
    ps2. trafiłaś z tytułem, to jedna z ulubionych piosenkę Darka i często mi ją śpiewa gdy dostaje ode mnie ochrzan :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Zazdrość nigdy nie jest zdrowa, a to widać w szczególności u naszego Jurija. Niby jest wspaniałym facetem, jednak jego chorobliwa zazdrość nie zwiastuje nic dobrego. A Piotrek mnie zawiódł. Myślałam, że w końcu się opamięta, a tu widzę, że jest jeszcze gorzej. Judyta to taka mała żmija, która niszczy piękną więź łączącą Pita z Marysią.

    Kochana z niecierpliwością czekam na kolejny odcinek. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Marysia jeszcze nie stoi na straconej pozycji, lekarz nie powiedział że nie zajdzie w ciąże, a to już coś ;) Mam nadzieję, że jeszcze będzie matką, tylko boje się tego jak zareaguje jak się dowie z jakich powodów poroniła, bo pewnie to wyjdzie na jaw w trakcie leczenia, Jurij może dlatego właśnie nie okazuje entuzjazm. Natomiast Judyta jest chorobliwie zazdrosna chociaż nie wiem o co i bardzo mnie denerwuje.

    OdpowiedzUsuń
  4. Szczerze mówiąc to kompletnie nie rozumiem zachowania Judyty. Przecież Piotrek kocha ją bezgranicznie, a Marysia ma męża! I ona nadal się boi, że Marysia jej go odbierze? Przecież to chore...Szkoda, że przez taką osobę jak ona ich przyjaźń potoczyła się w takim kierunku ;/
    Kurczę...Chciałabym, żeby Marysia jeszcze jakimś cudem zaszła w ciążę. Jeszcze nie wszystko stracone...Oby! Martwi mnie zachowanie Jurka...
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń