Zaczęłam
trzeci rok na moskiewskim uniwersytecie i wydaje mi się, że ten będzie
najcięższym w przeciągu całego studiowania. W szóstym semestrze rozpoczyna się
historia XX wieku. Zawsze przerażała mnie II wojna światowa i ogrom cierpienia
jakie ze sobą przyniosła. Jestem ciekawa, który profesor będzie wykładał nam
historię tego okresu, bo jeśli Sopaczko, to chyba będę musiała wziąć urlop
dziekański i się do tego psychicznie przygotować. Jurij grał kolejny sezon w
Dynamo Moskwa, a ja starałam się łączyć obowiązki żony i studentki. Z początku
bałam się, że z szatyna wyjdzie charakter jego ojca, ale bardzo się myliłam.
Jurek był kochany i niesamowicie mnie wspierał, mimo że nie zawsze bywał w
domu, gdy ja potrzebowałam jego wsparcia. Ja też miałam okazję wspierać go
podczas europejskiego czempionatu w Turcji. To były niesamowite Mistrzostwa
Europy, bo pierwszy raz w historii reprezentacja Polski uniosła do góry
zwycięski puchar. Byłam dumna jak nigdy
mojego brata, choć nie dane było ujrzeć mi go na boisko, ale i z męża,
który standardowo zgarnął nagrodę dla najlepiej zagrywającego całego turnieju.
Powiedział mi, że od kiedy siedzę na trybunach i dopinguję go z całych sił, to
serwis wychodzi mu zdecydowanie lepiej niż wcześniej. Może i ma rację? Od kiedy
jesteśmy razem, to Jurek zdążył zdobyć kilka znaczących nagród indywidualnych.
Ciągle brakowało jakiegoś spektakularnego zwycięstwa Sbornej, ale czułam w
kościach, że ten zespół kiedyś będzie nie do pokonania i zawsze będzie bił się
o najwyższe cele na światowych parkietach. Z wiadomości bieżących muszę się
jeszcze pochwalić, że zostałam ciocią małej Dominiki i z tego co mówiła mi
Iwonka i Krzysiek, razem z mężem mamy zostać rodzicami chrzestnymi małej panny
Ignaczak. Niestety nie dane było mi jeszcze zobaczyć przyszłej chrześnicy, ale
w niedalekim czasie postaram się wybrać do Polski i odwiedzić rodzinę. Spoglądam
na zegarek i uradowana uświadamiam sobie, że za kilka minut w mieszkaniu pojawi
się pewnie Jurij, zjemy razem obiad, a potem pewnie oddamy się przyjemności
maratonu filmowego. Standardowo obejrzymy melodramat i jakiś film akcji. On nie
lubi tego pierwszego gatunku, a ja niekoniecznie przepadam za tym drugim.
Małżeństwo to sztuka kompromisu? Kiedyś nie zdawałam sobie z tego sprawy, a
teraz muszę powiedzieć, że to zdecydowanie najbardziej trafne określenie.
Gdybyśmy nie próbowali się dogadać, to pewnie już dawno nasz związek nie miałby
racji bytu. Może i z pozoru Jurij nie wygląda na takiego, co ma swoje zdanie i
uparcie stara się mnie do niego przekonać, ale jak się już na coś zaweźmie to
nie ma zmiłuj. No, a ja też nie jestem z gatunku tych uległych. Po Ignaczaku to
mam, więc przynajmniej jestem usprawiedliwiona. Wstawione ziemniaki żywo
podskakują w garnku, a kotlety z piersi kurczaka rumienią się na patelni. Nasze
menu to też sprawa nad którą dość długo musieliśmy się natrudzić, by dojść do
porozumienia. Lubię rosyjską kuchnię, ale jedząc ją tyle czasu non stop
zaczęłam tęsknić za tym co polskie. Jurij znowu jest fanatykiem rodzimej kuchni
i jak mu serwowałam coś polskiego, to nie był z tego powodu zachwycony. No
chyba, że pierogi, ale to w sumie międzynarodowa potrawa, a już na pewno dobrze
znana Rosjanom. Na samym początku naszego mieszkania na własnym garnuszku
znalazłam na mieście sklep z polskimi produktami, a wśród nich za szybą
znajdowała się apetycznie wyglądająca kaszanka. Od razu przypomniały mi się
klasowe grille i ogniska, więc z sentymentu do tego kupiłam trzy pętka z
zamiarem odsmażenia ich na patelni. Dziadek Zygmunt uwielbiał takie danie, więc
smażona kaszanka na cebulce była jedną z pierwszych potraw, którą przygotowałam
samodzielnie. Znałam też całą recepturę przygotowywania tego smakołyku,
zaczynając od dożynania świni w okolicznej ubojni. Przy jednej z kolacji kiedy
zaserwowałam mężowi owo danie i opowiedziałam historie z dzieciństwa, Jurij nie
zdążył nawet przetrawić kaszanki, bo jak strzała wydarł od stołu i znalazł się
w toalecie. Rzeczywiście, mogłam sobie darować robienie kaszanki z
wyczyszczonych flaków świni. Owszem, szatyn zgodził się na polskie potrawy dwa
razy w tygodniu i nawet na rosołek w niedzielę, ale miałam mu oszczędzić zbyt
drastycznych tajników produkcji wędlin. Gotowa na podjęcie Jurka obiadem
czekałam przy stole, ale jego jak nie było, tak nie ma nadal. Zaczynam się
powoli martwić, bo Bierieżko nigdy się nie spóźniał, a jak już były ku temu
powody, to dzwonił do mnie i o tym mówił. Dziś nic takiego nie miało miejsca.
Sama sięgnęłam po telefon i próbowałam się z nim kontaktować, ale na darmo.
Komórka była poza zasięgiem sieci, a przy którymś z kolei połączeniu
odpowiedział mi głos Jurija nagrany na automatyczną sekretarkę. Musiało się coś
stać, ale za cholerę nie wiedział co. Może wypadek? Skarciłam się w myślach, bo
zawsze do głowy muszą przychodzić mi wyłącznie czarne scenariusze. Może poszedł
z kumplami na piwo i zapomniał o Bożym świecie? Sama przecież mu mówiłam, że
małżeństwo ze mną nie może ograniczać jego kontaktów ze znajomymi, ale nie
umawialiśmy się na ignorowanie telefonów. Zdenerwowana dzierżyłam cały czas
komórkę w dłoni i patrzyłam w okno, gdy pod nasz blok podjechał samochód. To
był nasz samochód, ale nie kierował nim Jurij. Z miejsca dla kierowcy wysiadł
Aleks i próbował wyciągnąć z niego kompletnie zalanego szatyna. Krew się we
mnie zagotowała, ale niczym siostra miłosierdzia zbiegłam szybko na dół, by
bezpiecznie razem z Ostapienką doholować męża do domu.
-Z
jakiej to okazji?- zapytałam wściekła, ale Aleks spuścił głowę i wytłumaczył,
że rozgrywający ich drużyny ma zostać ojcem.
-Poszliśmy
to oblać całą drużyną, ale Tylka Jura tak popłyną. Cały czas mówił o tym, że on
też chciałby być ojcem, ale nigdy nie będzie, bo ty nie możesz zajść w ciąże.
Marysia strasznie mi przykro, ale teraz już wszyscy wiedzą o tym co się stało,
bo jak Jurij się najebał, to powiedział wszystko od początku do końca. To
znaczy nie wszystko, ale…- już nie chciałam go słuchać. Kiedy wtaszczyliśmy go
do mieszkania, położyliśmy na łóżku w sypialni i przykryliśmy kocem. Bełgotał
coś pod nosem, mówił o swoim ojcu i o dziecku. Poczułam do niego cholerna żal o
to, ze rozpowiedział wszystkim o moim defekcie. Już wiem jak teraz będą
wyglądać spotkania, na które zawodnicy Dynama zabierają swoje połówki. Będę
wytykana palcami i obwiniana za to, że Jurij przeze mnie nie może być ojcem. Nikt
nie zrozumie, że mi też z tym cholernie ciężko. Za każdym razem gdy idę parkiem
czy ulicami Moskwy i widzę kobiety z wózkami czy dziećmi, coś zaciska mnie w
okolicach żołądka i sprawia, że w oczach lśnią łzy. Zdaję sobie wtedy sprawę,
że nigdy nie dane będzie mi pchać wózka i pokazywać takiemu maleństwu świata.
Dziś nie było sensu budzić zalanego w trupa Jurija, bo i tak nie będziemy w
stanie sobie tego wyjaśnić. Podziękowałam Aleksowi za dostarczenie męża,
zapewniłam, że o nic nie ma do niego żalu. Ba, ja go nawet ostatnio bardzo
polubiłam. Może i gada wyłącznie tylko o jednym i traktuje dziewczyny jak
zabawki, ale zawsze można na niego liczyć. Musi mieć też mocną głowę albo w
ogóle nie pić, bo jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie, w jakim znajduje
się teraz mój mąż. Zamknęłam za siatkarzem drzwi i wróciłam do sypialni. Jurij
spadł z łóżka, a ja nie miałam wcale ochoty na to, by dźwigać to bezwładne 85
kilogramów żywej wagi. Może jak jutro wstanie z bólem pleców i karku, to mu się
odechce picia. Na pewno gdy jutro wstanie i usłyszy co mam do powiedzenia, to
odechce się mu pieprzenia o naszym życiu prywatnym całej drużynie Dynama
Moskwa. Ja rozumiem solidarność plemników i te sprawy, ale ma już powiernika
swojej doli i nie doli. Aleksowi może się zwierzać, ale nie komu popadnie. Jak
mu się język po wódce rozwiązuje to niech się następnym razem pije wodę ogórków
konserwowych, a nie alkohol…
…obudził
mnie odór alkoholu. W naszej sypialni, ale i w sumie całym mieszkaniu waliło
jak z podrzędnej gorzelni. Jurij spał w niewygodnej pozycji, ale moja też nie
była lepsza. Niby miałam w dupie fakt, że podczas snu może zacząć wymiotować i
zachłysnąć się własną wydzieliną z
żołądka, ale mimo wszystko czuwałam przy jego łóżku, by w razie czego mu pomóc.
Status „żona” do czegoś zobowiązuje.
-Marysia…-
całe szczęście, że wypity alkohol nie zalał mu komórek pamięci i nie zapomniał
mojego imienia. Wygląda jak kupa nieszczęścia, cały się trzęsie i duszkiem pije
wodę z butelki, którą postawiałam przy łóżku jednej z nocy.
-Nie
marysiuj mi tu teraz tylko posłuchaj. Wczoraj Aleks przywiózł cię do domu
kompletnie zalanego i do tego powiedział, że ze szczegółami opowiedziałeś
kolegom z drużyny dlaczego to nie masz jeszcze słodkiego berbeciu u swojego
boku. Trzeba było ze mną porozmawiać jak ci źle z tego powodu, a nie opowiadać
wszem i wobec o moim defekcie. I tak czuję się już tym wystarczająco źle, więc
nie musiałeś mi dokładać!- wyrzucałam wszystko z siebie jak z karabinu
maszynowego, a on patrzył na mnie tymi świecącymi oczami i nic nie mówił.
-Wczoraj
byłeś bardzo rozmowny, a dziś mi nic nie powiesz?! Dobrze wiedziałeś Jura, że
nie będę mogła mieć dzieci, a mimo to zdecydowałeś się na ślub ze mną. Ja dałam
ci wybór, nie chciałam w żaden sposób ograniczać, bo rozumiem, że dziecko to
ważna sprawa w życiu człowieka, ale nie jestem w stanie zaspokoić twojego
instynktu ojcowskiego, przykro mi.- czułam się winna z tego powodu, że nie mogę
zajść w ciążę, choć wmawiano mi, że to nie moja wina, bo takie rzeczy po
poronionej ciąży się zdarzają. Nie powinnam czuć się winna, że Jurij przeze
mnie nie jest ojcem, bo ja naprawdę dałam mu wybór i zrozumiałabym, gdyby ode
mnie odszedł. Ja sama zrobiłabym wszystko, by mieć dziecko, więc dlaczego on
miałby się nie imać każdej możliwej opcji?
-Nic nie
rozumiesz. Ja już nie mam siły. Nie widzisz tego, że tak naprawdę nic nas nie
łączy oprócz nazwiska i tego, co nazywamy miłością?- ja pierdolę… On się chce
ze mną rozstać? Śmiech na sali. Po niespełna półtorarocznym stażu małżeństwo
Marii i Jurija Bierieżkow przechodzi do historii jako niezbyt udana próba
zamanifestowania światu, że Polka i Rosjanin mogą stworzyć szczęśliwą rodzinę?
W głowie pojawiły się pierwsze symptomy przysłowiowego lotniska, a nogi
ostatkiem sił próbowały utrzymać mnie w pionowej pozycji.
-O czym
ty do mnie mówisz? Nie zauważyłam żebyśmy mieli jakieś problemy.- nie
zauważyłam? Nie no, były zgrzyty o porozwalane koszulki treningowe i plamę z
fluidu na bardzo drogim dywanie w salonie, ale czy przez coś takiego można się
rozstać? Koszulki treningowe można kłaść w koszu na pranie, plamę sprać pierwszym, lepszym
detergentem i po sprawie.
-Nie
zauważyłaś, by my właściwie mijamy się w domu. Ja jestem na treningu albo w
meczowej trasie, a kiedy wracam to się uczysz. Żyjemy jakimś wypracowanym
schematem, którego ja nie chcę. Dlatego pomyślałem, że może moglibyśmy
adoptować dziecko. Może ono w jakiś sposób scaliłoby nasz związek…- nie wierzę,
że on mówi to wszystko na poważnie. Jemu się wydaje, że adoptować dziecko, to
jak sprowadzić do domu rzecz, która ma się stać lekiem na całe zło. On chyba
sobie nie zdaje sprawy jaka to odpowiedzialność i jak ciężko jest znaleźć w
sobie odpowiednio duże pokłady miłości, którymi można by obdarzyć takie
maleństwo. Nie jestem bez serca, ale nie wyobrażam sobie, że mam teraz jechać
do pierwszego, lepszego Domu Dziecka, popatrzeć w te smutne oczy i wybrać sobie
jedno dziecko, które odmieni nasze małżeństwo.
-Chyba
się nie rozumiemy Jurij. Dobrze wiedziałeś z kim się żenisz i jeśli tobie teraz
tak strasznie ciąży fakt, że nie mamy dziecka, to ja nie mam innego wyjścia jak
tylko spakować walizkę i wyjechać…- dokąd? Do Polski, do Krzyśka. Tu w Rosji
nie mam nikogo. Nie chcę iść do teściowej bo zdaje sobie sprawę, że ona stanie
po stronie syna. Ja naprawdę rozumiem, że dziecko jest ważne w każdym
małżeństwie i na pewno Jurek ma rację mówiąc, że dziecko cementuje związek, ale
jak ktoś tego dziecka nie może mieć? Szatyn nie brał kota w worku, bo wiedział
o mojej dysfunkcji. Dałam mu prawo wyboru zaznaczając, że zrozumiem jego
odejście. Wtedy twierdził, że nie ma to znaczenia. Teraz nagle uważa, że bez
dziecka nasze małżeństwo nie przetrwa?
-Chcesz
uciec tak? Uważasz, że tym rozwiążesz nasze problemy?- mówi do mnie po polsku,
a ja go nie rozumiem. Wczoraj jeszcze wszystko było między nami w porządku, na
nic się nie skarżył, a dziś pojawiły się między nami problemy, które w jego
mniemaniu mogą się stać nie do przeskoczenia. Dziś pojawił się poważny problem.
Na horyzoncie widać brak zaufania i pranie brudów przed kumplami z kuflem piwa
w ręku, zamiast szczerej rozmowy z żoną. Tego nie mogę tolerować, bo szczerość
jest dla mnie najważniejsza w związku. Wszem i wobec objaśnił, że nie mogę mieć
dzieci, a później będzie chciał, żebym wyszła z jego znajomymi na kolację. Już
widzę te oczy wlepione w moją osobę, półuśmiechy pod nosem. Zaraz pewnie na
wokandzie pojawiłaby się eks blond piękność, która za pewne byłaby w stanie
urodzić Jurijowi całą drużynę siatkarską. I może to nie jest najmądrzejszy
sposób by wyjeżdżać do Polski, ale jedyny możliwy, by wyciszyć się i przemyśleć
całą zaistniałą sytuację. Wezmę kilka rzeczy i pojadę na weekend. Nie mogę
zawalić studiów, bo za dużo mnie to kosztowało, by się na nich utrzymać. Może
te kilka dni u rodziny brata sprawi, że nabiorę do naszego małżeństwa dystansu
i zobaczę te problemy o których mówi mąż? Może rzeczywiście między nami jest
coś nie tak, a ja jestem tak pochłonięta nauką i codziennym, przyziemnym
życiem, że tego nie zauważyłam. Na te i inne pytanie mam nadzieję znaleźć odpowiedź
w Rzeszowie. Rezerwacja biletu lotniczego na wieczorny lot nie jest problemem,
bo linie z których korzystam nie są zbyt oblegane, mimo że całkiem dobre i nie
drogie przede wszystkim.
-Odwieź
cię na lotnisko?
-Nie
trzeba. Wytrzeźwiej najpierw i zastanów się czego ty ode mnie oczekujesz. Bo
chyba coś się zmieniło od dnia, w którym zostaliśmy małżeństwem…
U Iwony i Krzyśka wyciszyłam się
i przemyślałam wszystko. W pewnych kwestiach byłam w stanie przyznać Jurijowi
rację, ale nie mogłam się zgodzić na to, że na siłę w naszym życiu musi pojawić
się adoptowane dziecko. Już miałam wracać do Moskwy z głową pełną pomysłów, gdy
na mojej drodze na lotnisku pojawił się Piotrek i poprosił o chwile rozmowy.
Rozmowy, która zmieniła wiele. Na dobrą sprawę zmieniła wszystko…
~*~
Witam! Do dupy jest ten rozdział jak i chyba całe opowiadanie, ale jak już się powiedziało A to trzeba powiedzieć B. Przeczytałam sobie ostatnio prolog tego opowiadania i doszłam do wniosku, że pisanie czegoś takiego nie jest moją mocną stroną dlatego, że zamiast postawię ostatnią kropkę w opowiadaniu, to zdążę wszystko pozmieniać i nie wiele się zgadza z tym, co miało w pewien sposób wprowadzić w tematykę w opowiadaniach. Jak się jeszcze kiedyś porwę na jakieś opowiadanie to na pewno nie pojawi się tam prolog.
Nie wiem, mam chyba jakiegoś doła i powoli zaczynam zatracać się w tym, że pisanie opowiadań stało się dla mnie przykrym obowiązkiem. Może to przez to, że zima nie chce odpuścić, może dlatego, że w szkole mam urwanie dupy... Sama już nie wiem. Przydałby mi się reset na jakieś dwa tygodnie, z dala od wszystkiego...Mój błąd jednak polega na tym, że jeżeli mam dostęp do kompa, sprawne ręce i chwilę czasu, to będę siedziała dotąd, aż napiszę chociażby zdanie wyjściowe. Potem liczę na to, że jakoś pójdzie...Optymistyczna wiadomość to ta, że Jurij ma brąz na szyi, Piotrek Żyła wygrał konkurs w Oslo i zapewne wieczorem podczas wiadomości sportowych uraczy mnie kolejnym zajebistym wywiadem w swoim wykonaniu.
Pozdrawiam i do napisania ;***
Ty Małpko niedobra nie lubię kiedy kończysz w takich momentach :P Powiem tak jestem zaskoczona tym z czym wyskoczył Jurij do Marysi. Cholera jasna ona ma rację, Jura nie brał kota w worku, wiedział jak to jest. Ba wiedział dużo więcej, to że to przez jego ojca została mu odebrana możliwość zostania tatą. Może to właśnie to go gryzie dużo bardziej niż to że nie mogą mieć dziecka. Mam wrażenie że im przed ślubem brakło jednej ważnej rozmowy, rozmowy o adopcji kiedyś w przyszłości. Może wtedy nie wyskoczył by z czym takim w stanie nie do końca trzeźwym. Niech Jura nie jęczy ze on ma mecze wyjazdy a Maria się uczy. Cholera ja mam faceta na co dzień 160 km od siebie i może to śmieszne ale czuję się nie raz jak dziewczyna siatkarza bo też nie mam go przy sobie i jakoś żyję z tym faktem w swoim życiu. Małżeństwo to oprócz sztuki kompromisu też życie w szczerości, tego u Biereżków zabrakło.
OdpowiedzUsuńWiesz co ci napisze ostatnio zapomniałam. Czemu ja mam wrażenie że w tym opowiadaniu jakaś znacząco role odegra Anderson? Ale chyba mam rację bo w ostatnim rozdziale tez kiedy byłą relacja z Pekinu wzmianka o nim się pojawiła. A przecież takie wzmianki nie pojawiają się bezpodstawnie.
Masz mi tu nie narzekać, bo wszystko z twoim pisaniem jest w jak najlepszym porządku. To ta pieprzona zima tak nam daje po dupie
Musiałaś zakończyć w takim momencie, co ? Musiałaś? To mnie Jurek zaszokował, takiego przemówienia z jego strony, to ja się nie spodziewałam naprawdę. Dla mnie zabrzmiało to tak jakby on miał pretensje do Marysi, że nie może zajść w ciąże. Jakby to była tylko jej wina. A ten musiał być na kacu, by jej o tym wszystkim powiedzieć. Czyżby wyszło szydło z worka? Zobaczymy jak to będzie. Bo jak dla mnie w tym momencie zabrakło w ich małżeństwie szczerości przede wszystkim ze strony Jurka.
OdpowiedzUsuńA tak jak Marysia powiedziała. Dziecko to nie jest przedmiot, który od tak można dostać w sklepie. Adopcja, to nie decyzja o tym, co dziś robimy na obiad. To decyzja na całe życia, a Rosjanin chyba o tym zapomniał.
Pozdrawiam i przepraszam za tak długą nieobecność.
Końcówka opowiadania, mnie bardzo ciekawi. Jurij zachował się jak dziecko,które nie może dostac lizaka..Opowiadanie super,więc nie narzekaj ;P.Nad morzem tylko wieje,ale świeci słoneczko i śniegu nie ma,więc ja,aż tak narzekac nie mogę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na następny rozdział :)
Maja.
No za kończenie w takim momencie to powinnaś nam jak najszybciej dodać nową historię żebyśmy wiedziały co tam się wydarzyło! Ale o tyle o ile Jurek w poprzednich odcinkach pokazał się nam jako cudowny chłopak, o tyle swoją postawą w tej części historii nadszarpnął naszego zaufania i Marysi z pewnością tak. Niech sobie przypomni dlaczego Marysia poroniła i dlaczego nigdy nie będą mogli mieć dziecka! Pozdrawiam kochana i do następnego :*
OdpowiedzUsuńZdecydowanie za wiele mnie omija, a na swoje usprawiedliwienie mam tylko jedno słowo studia. Może w okresie przeryw świątecznej się poprawie. Wiedz że czytam, ale nawet te kilka słów by napisać zabierają mi minuty które powinnam przeznaczyć na coś innego. Dużo się dzieje ostatnio u Biereżków, niestety nie mogę powiedzieć że to dobre rzeczy, czyżby pierwszy małżeński kryzys? Cóż one zawsze przychodzą, nie będę się mądrzyć bo nie wiem jak to jest je zażegnywać, z resztą im nie do końca się udało skoro siedzą w sądzie i chcą się rozwieźć. Powiedz mi czemu ja mam wrażenie ze Piotrek wyzna Maryśce miłość. Wiem piszę od rzeczy, ale takie myśli mi się nasuwają
OdpowiedzUsuńZ jednej strony wiadomo, że Jurij chce mieć dziecko ale z drugiej zachowuje się jak kretyn bo wie dlaczego Marysia poroniła i dlaczego nie może mieć dzidziusia. Wpędza dziewczynę w jeszcze większe poczucie winy!
OdpowiedzUsuńAdopcja to niesamowicie odpowiedzialna decyzja! Dziecko to nie zabawka, która jak się znudzi to można zamienić na nowszy model. Oboje musieli by być na 100 % pewni, że będą w stanie bezwarunkowo takie dziecko pokochać!