niedziela, 17 marca 2013

18."...za to, że chciałam się śmiać"



Zaczęłam trzeci rok na moskiewskim uniwersytecie i wydaje mi się, że ten będzie najcięższym w przeciągu całego studiowania. W szóstym semestrze rozpoczyna się historia XX wieku. Zawsze przerażała mnie II wojna światowa i ogrom cierpienia jakie ze sobą przyniosła. Jestem ciekawa, który profesor będzie wykładał nam historię tego okresu, bo jeśli Sopaczko, to chyba będę musiała wziąć urlop dziekański i się do tego psychicznie przygotować. Jurij grał kolejny sezon w Dynamo Moskwa, a ja starałam się łączyć obowiązki żony i studentki. Z początku bałam się, że z szatyna wyjdzie charakter jego ojca, ale bardzo się myliłam. Jurek był kochany i niesamowicie mnie wspierał, mimo że nie zawsze bywał w domu, gdy ja potrzebowałam jego wsparcia. Ja też miałam okazję wspierać go podczas europejskiego czempionatu w Turcji. To były niesamowite Mistrzostwa Europy, bo pierwszy raz w historii reprezentacja Polski uniosła do góry zwycięski puchar. Byłam dumna jak nigdy  mojego brata, choć nie dane było ujrzeć mi go na boisko, ale i z męża, który standardowo zgarnął nagrodę dla najlepiej zagrywającego całego turnieju. Powiedział mi, że od kiedy siedzę na trybunach i dopinguję go z całych sił, to serwis wychodzi mu zdecydowanie lepiej niż wcześniej. Może i ma rację? Od kiedy jesteśmy razem, to Jurek zdążył zdobyć kilka znaczących nagród indywidualnych. Ciągle brakowało jakiegoś spektakularnego zwycięstwa Sbornej, ale czułam w kościach, że ten zespół kiedyś będzie nie do pokonania i zawsze będzie bił się o najwyższe cele na światowych parkietach. Z wiadomości bieżących muszę się jeszcze pochwalić, że zostałam ciocią małej Dominiki i z tego co mówiła mi Iwonka i Krzysiek, razem z mężem mamy zostać rodzicami chrzestnymi małej panny Ignaczak. Niestety nie dane było mi jeszcze zobaczyć przyszłej chrześnicy, ale w niedalekim czasie postaram się wybrać do Polski i odwiedzić rodzinę. Spoglądam na zegarek i uradowana uświadamiam sobie, że za kilka minut w mieszkaniu pojawi się pewnie Jurij, zjemy razem obiad, a potem pewnie oddamy się przyjemności maratonu filmowego. Standardowo obejrzymy melodramat i jakiś film akcji. On nie lubi tego pierwszego gatunku, a ja niekoniecznie przepadam za tym drugim. Małżeństwo to sztuka kompromisu? Kiedyś nie zdawałam sobie z tego sprawy, a teraz muszę powiedzieć, że to zdecydowanie najbardziej trafne określenie. Gdybyśmy nie próbowali się dogadać, to pewnie już dawno nasz związek nie miałby racji bytu. Może i z pozoru Jurij nie wygląda na takiego, co ma swoje zdanie i uparcie stara się mnie do niego przekonać, ale jak się już na coś zaweźmie to nie ma zmiłuj. No, a ja też nie jestem z gatunku tych uległych. Po Ignaczaku to mam, więc przynajmniej jestem usprawiedliwiona. Wstawione ziemniaki żywo podskakują w garnku, a kotlety z piersi kurczaka rumienią się na patelni. Nasze menu to też sprawa nad którą dość długo musieliśmy się natrudzić, by dojść do porozumienia. Lubię rosyjską kuchnię, ale jedząc ją tyle czasu non stop zaczęłam tęsknić za tym co polskie. Jurij znowu jest fanatykiem rodzimej kuchni i jak mu serwowałam coś polskiego, to nie był z tego powodu zachwycony. No chyba, że pierogi, ale to w sumie międzynarodowa potrawa, a już na pewno dobrze znana Rosjanom. Na samym początku naszego mieszkania na własnym garnuszku znalazłam na mieście sklep z polskimi produktami, a wśród nich za szybą znajdowała się apetycznie wyglądająca kaszanka. Od razu przypomniały mi się klasowe grille i ogniska, więc z sentymentu do tego kupiłam trzy pętka z zamiarem odsmażenia ich na patelni. Dziadek Zygmunt uwielbiał takie danie, więc smażona kaszanka na cebulce była jedną z pierwszych potraw, którą przygotowałam samodzielnie. Znałam też całą recepturę przygotowywania tego smakołyku, zaczynając od dożynania świni w okolicznej ubojni. Przy jednej z kolacji kiedy zaserwowałam mężowi owo danie i opowiedziałam historie z dzieciństwa, Jurij nie zdążył nawet przetrawić kaszanki, bo jak strzała wydarł od stołu i znalazł się w toalecie. Rzeczywiście, mogłam sobie darować robienie kaszanki z wyczyszczonych flaków świni. Owszem, szatyn zgodził się na polskie potrawy dwa razy w tygodniu i nawet na rosołek w niedzielę, ale miałam mu oszczędzić zbyt drastycznych tajników produkcji wędlin. Gotowa na podjęcie Jurka obiadem czekałam przy stole, ale jego jak nie było, tak nie ma nadal. Zaczynam się powoli martwić, bo Bierieżko nigdy się nie spóźniał, a jak już były ku temu powody, to dzwonił do mnie i o tym mówił. Dziś nic takiego nie miało miejsca. Sama sięgnęłam po telefon i próbowałam się z nim kontaktować, ale na darmo. Komórka była poza zasięgiem sieci, a przy którymś z kolei połączeniu odpowiedział mi głos Jurija nagrany na automatyczną sekretarkę. Musiało się coś stać, ale za cholerę nie wiedział co. Może wypadek? Skarciłam się w myślach, bo zawsze do głowy muszą przychodzić mi wyłącznie czarne scenariusze. Może poszedł z kumplami na piwo i zapomniał o Bożym świecie? Sama przecież mu mówiłam, że małżeństwo ze mną nie może ograniczać jego kontaktów ze znajomymi, ale nie umawialiśmy się na ignorowanie telefonów. Zdenerwowana dzierżyłam cały czas komórkę w dłoni i patrzyłam w okno, gdy pod nasz blok podjechał samochód. To był nasz samochód, ale nie kierował nim Jurij. Z miejsca dla kierowcy wysiadł Aleks i próbował wyciągnąć z niego kompletnie zalanego szatyna. Krew się we mnie zagotowała, ale niczym siostra miłosierdzia zbiegłam szybko na dół, by bezpiecznie razem z Ostapienką doholować męża do domu.
-Z jakiej to okazji?- zapytałam wściekła, ale Aleks spuścił głowę i wytłumaczył, że rozgrywający ich drużyny ma zostać ojcem.
-Poszliśmy to oblać całą drużyną, ale Tylka Jura tak popłyną. Cały czas mówił o tym, że on też chciałby być ojcem, ale nigdy nie będzie, bo ty nie możesz zajść w ciąże. Marysia strasznie mi przykro, ale teraz już wszyscy wiedzą o tym co się stało, bo jak Jurij się najebał, to powiedział wszystko od początku do końca. To znaczy nie wszystko, ale…- już nie chciałam go słuchać. Kiedy wtaszczyliśmy go do mieszkania, położyliśmy na łóżku w sypialni i przykryliśmy kocem. Bełgotał coś pod nosem, mówił o swoim ojcu i o dziecku. Poczułam do niego cholerna żal o to, ze rozpowiedział wszystkim o moim defekcie. Już wiem jak teraz będą wyglądać spotkania, na które zawodnicy Dynama zabierają swoje połówki. Będę wytykana palcami i obwiniana za to, że Jurij przeze mnie nie może być ojcem. Nikt nie zrozumie, że mi też z tym cholernie ciężko. Za każdym razem gdy idę parkiem czy ulicami Moskwy i widzę kobiety z wózkami czy dziećmi, coś zaciska mnie w okolicach żołądka i sprawia, że w oczach lśnią łzy. Zdaję sobie wtedy sprawę, że nigdy nie dane będzie mi pchać wózka i pokazywać takiemu maleństwu świata. Dziś nie było sensu budzić zalanego w trupa Jurija, bo i tak nie będziemy w stanie sobie tego wyjaśnić. Podziękowałam Aleksowi za dostarczenie męża, zapewniłam, że o nic nie ma do niego żalu. Ba, ja go nawet ostatnio bardzo polubiłam. Może i gada wyłącznie tylko o jednym i traktuje dziewczyny jak zabawki, ale zawsze można na niego liczyć. Musi mieć też mocną głowę albo w ogóle nie pić, bo jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie, w jakim znajduje się teraz mój mąż. Zamknęłam za siatkarzem drzwi i wróciłam do sypialni. Jurij spadł z łóżka, a ja nie miałam wcale ochoty na to, by dźwigać to bezwładne 85 kilogramów żywej wagi. Może jak jutro wstanie z bólem pleców i karku, to mu się odechce picia. Na pewno gdy jutro wstanie i usłyszy co mam do powiedzenia, to odechce się mu pieprzenia o naszym życiu prywatnym całej drużynie Dynama Moskwa. Ja rozumiem solidarność plemników i te sprawy, ale ma już powiernika swojej doli i nie doli. Aleksowi może się zwierzać, ale nie komu popadnie. Jak mu się język po wódce rozwiązuje to niech się następnym razem pije wodę ogórków konserwowych, a nie alkohol…
…obudził mnie odór alkoholu. W naszej sypialni, ale i w sumie całym mieszkaniu waliło jak z podrzędnej gorzelni. Jurij spał w niewygodnej pozycji, ale moja też nie była lepsza. Niby miałam w dupie fakt, że podczas snu może zacząć wymiotować i zachłysnąć się własną wydzieliną  z żołądka, ale mimo wszystko czuwałam przy jego łóżku, by w razie czego mu pomóc. Status „żona” do czegoś zobowiązuje.
-Marysia…- całe szczęście, że wypity alkohol nie zalał mu komórek pamięci i nie zapomniał mojego imienia. Wygląda jak kupa nieszczęścia, cały się trzęsie i duszkiem pije wodę z butelki, którą postawiałam przy łóżku jednej z nocy.
-Nie marysiuj mi tu teraz tylko posłuchaj. Wczoraj Aleks przywiózł cię do domu kompletnie zalanego i do tego powiedział, że ze szczegółami opowiedziałeś kolegom z drużyny dlaczego to nie masz jeszcze słodkiego berbeciu u swojego boku. Trzeba było ze mną porozmawiać jak ci źle z tego powodu, a nie opowiadać wszem i wobec o moim defekcie. I tak czuję się już tym wystarczająco źle, więc nie musiałeś mi dokładać!- wyrzucałam wszystko z siebie jak z karabinu maszynowego, a on patrzył na mnie tymi świecącymi oczami i nic nie mówił.
-Wczoraj byłeś bardzo rozmowny, a dziś mi nic nie powiesz?! Dobrze wiedziałeś Jura, że nie będę mogła mieć dzieci, a mimo to zdecydowałeś się na ślub ze mną. Ja dałam ci wybór, nie chciałam w żaden sposób ograniczać, bo rozumiem, że dziecko to ważna sprawa w życiu człowieka, ale nie jestem w stanie zaspokoić twojego instynktu ojcowskiego, przykro mi.- czułam się winna z tego powodu, że nie mogę zajść w ciążę, choć wmawiano mi, że to nie moja wina, bo takie rzeczy po poronionej ciąży się zdarzają. Nie powinnam czuć się winna, że Jurij przeze mnie nie jest ojcem, bo ja naprawdę dałam mu wybór i zrozumiałabym, gdyby ode mnie odszedł. Ja sama zrobiłabym wszystko, by mieć dziecko, więc dlaczego on miałby się nie imać każdej możliwej opcji?
-Nic nie rozumiesz. Ja już nie mam siły. Nie widzisz tego, że tak naprawdę nic nas nie łączy oprócz nazwiska i tego, co nazywamy miłością?- ja pierdolę… On się chce ze mną rozstać? Śmiech na sali. Po niespełna półtorarocznym stażu małżeństwo Marii i Jurija Bierieżkow przechodzi do historii jako niezbyt udana próba zamanifestowania światu, że Polka i Rosjanin mogą stworzyć szczęśliwą rodzinę? W głowie pojawiły się pierwsze symptomy przysłowiowego lotniska, a nogi ostatkiem sił próbowały utrzymać mnie w pionowej pozycji.
-O czym ty do mnie mówisz? Nie zauważyłam żebyśmy mieli jakieś problemy.- nie zauważyłam? Nie no, były zgrzyty o porozwalane koszulki treningowe i plamę z fluidu na bardzo drogim dywanie w salonie, ale czy przez coś takiego można się rozstać? Koszulki treningowe można kłaść w koszu  na pranie, plamę sprać pierwszym, lepszym detergentem i po sprawie.
-Nie zauważyłaś, by my właściwie mijamy się w domu. Ja jestem na treningu albo w meczowej trasie, a kiedy wracam to się uczysz. Żyjemy jakimś wypracowanym schematem, którego ja nie chcę. Dlatego pomyślałem, że może moglibyśmy adoptować dziecko. Może ono w jakiś sposób scaliłoby nasz związek…- nie wierzę, że on mówi to wszystko na poważnie. Jemu się wydaje, że adoptować dziecko, to jak sprowadzić do domu rzecz, która ma się stać lekiem na całe zło. On chyba sobie nie zdaje sprawy jaka to odpowiedzialność i jak ciężko jest znaleźć w sobie odpowiednio duże pokłady miłości, którymi można by obdarzyć takie maleństwo. Nie jestem bez serca, ale nie wyobrażam sobie, że mam teraz jechać do pierwszego, lepszego Domu Dziecka, popatrzeć w te smutne oczy i wybrać sobie jedno dziecko, które odmieni nasze małżeństwo.
-Chyba się nie rozumiemy Jurij. Dobrze wiedziałeś z kim się żenisz i jeśli tobie teraz tak strasznie ciąży fakt, że nie mamy dziecka, to ja nie mam innego wyjścia jak tylko spakować walizkę i wyjechać…- dokąd? Do Polski, do Krzyśka. Tu w Rosji nie mam nikogo. Nie chcę iść do teściowej bo zdaje sobie sprawę, że ona stanie po stronie syna. Ja naprawdę rozumiem, że dziecko jest ważne w każdym małżeństwie i na pewno Jurek ma rację mówiąc, że dziecko cementuje związek, ale jak ktoś tego dziecka nie może mieć? Szatyn nie brał kota w worku, bo wiedział o mojej dysfunkcji. Dałam mu prawo wyboru zaznaczając, że zrozumiem jego odejście. Wtedy twierdził, że nie ma to znaczenia. Teraz nagle uważa, że bez dziecka nasze małżeństwo nie przetrwa?
-Chcesz uciec tak? Uważasz, że tym rozwiążesz nasze problemy?- mówi do mnie po polsku, a ja go nie rozumiem. Wczoraj jeszcze wszystko było między nami w porządku, na nic się nie skarżył, a dziś pojawiły się między nami problemy, które w jego mniemaniu mogą się stać nie do przeskoczenia. Dziś pojawił się poważny problem. Na horyzoncie widać brak zaufania i pranie brudów przed kumplami z kuflem piwa w ręku, zamiast szczerej rozmowy z żoną. Tego nie mogę tolerować, bo szczerość jest dla mnie najważniejsza w związku. Wszem i wobec objaśnił, że nie mogę mieć dzieci, a później będzie chciał, żebym wyszła z jego znajomymi na kolację. Już widzę te oczy wlepione w moją osobę, półuśmiechy pod nosem. Zaraz pewnie na wokandzie pojawiłaby się eks blond piękność, która za pewne byłaby w stanie urodzić Jurijowi całą drużynę siatkarską. I może to nie jest najmądrzejszy sposób by wyjeżdżać do Polski, ale jedyny możliwy, by wyciszyć się i przemyśleć całą zaistniałą sytuację. Wezmę kilka rzeczy i pojadę na weekend. Nie mogę zawalić studiów, bo za dużo mnie to kosztowało, by się na nich utrzymać. Może te kilka dni u rodziny brata sprawi, że nabiorę do naszego małżeństwa dystansu i zobaczę te problemy o których mówi mąż? Może rzeczywiście między nami jest coś nie tak, a ja jestem tak pochłonięta nauką i codziennym, przyziemnym życiem, że tego nie zauważyłam. Na te i inne pytanie mam nadzieję znaleźć odpowiedź w Rzeszowie. Rezerwacja biletu lotniczego na wieczorny lot nie jest problemem, bo linie z których korzystam nie są zbyt oblegane, mimo że całkiem dobre i nie drogie przede wszystkim.
-Odwieź cię na lotnisko?
-Nie trzeba. Wytrzeźwiej najpierw i zastanów się czego ty ode mnie oczekujesz. Bo chyba coś się zmieniło od dnia, w którym zostaliśmy małżeństwem…

U Iwony i Krzyśka wyciszyłam się i przemyślałam wszystko. W pewnych kwestiach byłam w stanie przyznać Jurijowi rację, ale nie mogłam się zgodzić na to, że na siłę w naszym życiu musi pojawić się adoptowane dziecko. Już miałam wracać do Moskwy z głową pełną pomysłów, gdy na mojej drodze na lotnisku pojawił się Piotrek i poprosił o chwile rozmowy. Rozmowy, która zmieniła wiele. Na dobrą sprawę zmieniła wszystko…

~*~
Witam! Do dupy jest ten rozdział jak i chyba całe opowiadanie, ale jak już się powiedziało A to trzeba powiedzieć B. Przeczytałam sobie ostatnio prolog tego opowiadania i doszłam do wniosku, że pisanie czegoś takiego nie jest moją mocną stroną dlatego, że zamiast postawię ostatnią kropkę w opowiadaniu, to zdążę wszystko pozmieniać i nie wiele się zgadza z tym, co miało w pewien sposób wprowadzić w tematykę w opowiadaniach. Jak się jeszcze kiedyś porwę na jakieś opowiadanie to na pewno nie pojawi się tam prolog. 
Nie wiem, mam chyba jakiegoś doła i powoli zaczynam zatracać się w tym, że pisanie opowiadań stało się dla mnie przykrym obowiązkiem. Może to przez to, że zima nie chce odpuścić, może dlatego, że w szkole mam urwanie dupy... Sama już nie wiem. Przydałby mi się reset na jakieś dwa tygodnie, z dala od wszystkiego...Mój błąd jednak polega na tym, że jeżeli mam dostęp do kompa, sprawne ręce i chwilę czasu, to będę siedziała dotąd, aż napiszę chociażby zdanie wyjściowe. Potem liczę na to, że jakoś pójdzie...Optymistyczna wiadomość to ta, że Jurij ma brąz na szyi, Piotrek Żyła wygrał konkurs w Oslo i zapewne wieczorem podczas wiadomości sportowych uraczy mnie kolejnym zajebistym wywiadem w swoim wykonaniu.
Pozdrawiam i do napisania ;***

6 komentarzy:

  1. Ty Małpko niedobra nie lubię kiedy kończysz w takich momentach :P Powiem tak jestem zaskoczona tym z czym wyskoczył Jurij do Marysi. Cholera jasna ona ma rację, Jura nie brał kota w worku, wiedział jak to jest. Ba wiedział dużo więcej, to że to przez jego ojca została mu odebrana możliwość zostania tatą. Może to właśnie to go gryzie dużo bardziej niż to że nie mogą mieć dziecka. Mam wrażenie że im przed ślubem brakło jednej ważnej rozmowy, rozmowy o adopcji kiedyś w przyszłości. Może wtedy nie wyskoczył by z czym takim w stanie nie do końca trzeźwym. Niech Jura nie jęczy ze on ma mecze wyjazdy a Maria się uczy. Cholera ja mam faceta na co dzień 160 km od siebie i może to śmieszne ale czuję się nie raz jak dziewczyna siatkarza bo też nie mam go przy sobie i jakoś żyję z tym faktem w swoim życiu. Małżeństwo to oprócz sztuki kompromisu też życie w szczerości, tego u Biereżków zabrakło.
    Wiesz co ci napisze ostatnio zapomniałam. Czemu ja mam wrażenie że w tym opowiadaniu jakaś znacząco role odegra Anderson? Ale chyba mam rację bo w ostatnim rozdziale tez kiedy byłą relacja z Pekinu wzmianka o nim się pojawiła. A przecież takie wzmianki nie pojawiają się bezpodstawnie.
    Masz mi tu nie narzekać, bo wszystko z twoim pisaniem jest w jak najlepszym porządku. To ta pieprzona zima tak nam daje po dupie

    OdpowiedzUsuń
  2. Musiałaś zakończyć w takim momencie, co ? Musiałaś? To mnie Jurek zaszokował, takiego przemówienia z jego strony, to ja się nie spodziewałam naprawdę. Dla mnie zabrzmiało to tak jakby on miał pretensje do Marysi, że nie może zajść w ciąże. Jakby to była tylko jej wina. A ten musiał być na kacu, by jej o tym wszystkim powiedzieć. Czyżby wyszło szydło z worka? Zobaczymy jak to będzie. Bo jak dla mnie w tym momencie zabrakło w ich małżeństwie szczerości przede wszystkim ze strony Jurka.
    A tak jak Marysia powiedziała. Dziecko to nie jest przedmiot, który od tak można dostać w sklepie. Adopcja, to nie decyzja o tym, co dziś robimy na obiad. To decyzja na całe życia, a Rosjanin chyba o tym zapomniał.
    Pozdrawiam i przepraszam za tak długą nieobecność.

    OdpowiedzUsuń
  3. Końcówka opowiadania, mnie bardzo ciekawi. Jurij zachował się jak dziecko,które nie może dostac lizaka..Opowiadanie super,więc nie narzekaj ;P.Nad morzem tylko wieje,ale świeci słoneczko i śniegu nie ma,więc ja,aż tak narzekac nie mogę :)
    Pozdrawiam i czekam na następny rozdział :)

    Maja.

    OdpowiedzUsuń
  4. No za kończenie w takim momencie to powinnaś nam jak najszybciej dodać nową historię żebyśmy wiedziały co tam się wydarzyło! Ale o tyle o ile Jurek w poprzednich odcinkach pokazał się nam jako cudowny chłopak, o tyle swoją postawą w tej części historii nadszarpnął naszego zaufania i Marysi z pewnością tak. Niech sobie przypomni dlaczego Marysia poroniła i dlaczego nigdy nie będą mogli mieć dziecka! Pozdrawiam kochana i do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Zdecydowanie za wiele mnie omija, a na swoje usprawiedliwienie mam tylko jedno słowo studia. Może w okresie przeryw świątecznej się poprawie. Wiedz że czytam, ale nawet te kilka słów by napisać zabierają mi minuty które powinnam przeznaczyć na coś innego. Dużo się dzieje ostatnio u Biereżków, niestety nie mogę powiedzieć że to dobre rzeczy, czyżby pierwszy małżeński kryzys? Cóż one zawsze przychodzą, nie będę się mądrzyć bo nie wiem jak to jest je zażegnywać, z resztą im nie do końca się udało skoro siedzą w sądzie i chcą się rozwieźć. Powiedz mi czemu ja mam wrażenie ze Piotrek wyzna Maryśce miłość. Wiem piszę od rzeczy, ale takie myśli mi się nasuwają

    OdpowiedzUsuń
  6. Z jednej strony wiadomo, że Jurij chce mieć dziecko ale z drugiej zachowuje się jak kretyn bo wie dlaczego Marysia poroniła i dlaczego nie może mieć dzidziusia. Wpędza dziewczynę w jeszcze większe poczucie winy!
    Adopcja to niesamowicie odpowiedzialna decyzja! Dziecko to nie zabawka, która jak się znudzi to można zamienić na nowszy model. Oboje musieli by być na 100 % pewni, że będą w stanie bezwarunkowo takie dziecko pokochać!

    OdpowiedzUsuń