Liber&Natalia Szroeder- Wszystkiego na raz
Sierpień 2014
Znam ten piekielny list na
pamięć. Czytam go każdego dnia, odtwarzając jego kolejne linijki z głowy.
Jestem wdzięczna Bogu za to, że nie musiałam go otrzymać od Swinga, ale od
Matta dwa tygodnie po operacji. Nawet przez chwilę nie wyobrażałam sobie, że może
nie przetrwać jej, że mogą wystąpić komplikacje. Wierzyłam do samego
końca, że wyjdzie z tego i udało się. Oczywiście musimy cały czas mieć
świadomość, że choroba może powrócić, ale dopóki kontrolne badania wychodzą
dobrze, staramy się tym nie przejmować. Mamy przecież co innego na głowie,
zdecydowanie bardziej przyjemnego i nie mniej absorbującego. To nasza mała
córeczka Julia. Mój szatyn wybrał dla niej imię, a mi od razu przypadło ono do
gustu. Jest ono takie polsko-amerykańskie. Nie mogę przecież zapominać, że w
jej malutkich żyłach płynie również amerykańska krew. Mówimy do niej w dwóch
językach. Między sobą rozmawiamy po polsku. Matt opanował ten język i świetle
potrafi się nim posługiwać. Może to i moja zasługa, ale zdecydowanie więcej czasu
poświęcił mu Krzysiek i za to jestem wdzięczna mojemu bratu. Zaakceptował
Amerykanina i cieszy się naszym szczęściem. Naprawdę jesteśmy szczęśliwi. Za
dwa tygodnie odbędzie się nasz ślub. Taki o jakim marzy każda nastoletnia
dziewczynka, która ogląda amerykańskie produkcje filmowe. Ślub i wesele odbędą
się w Nowym Yorku. Nie mam zbyt wielkiej liczby gości ze swojej strony, a Ci
którzy mi pozostali, zgodzili się bez wahania uczestniczyć w moim ślubie nawet
na drugim końcu świata. Za miejsce zaślubin ma posłużyć nam ogród w domu
Andersonów. Wiecie, rozstawiony namiot, a w nim katolicki ksiądz i cała
rodzina. Do ołtarza nie będzie prowadził mnie tata, ale z chęcią ma uczynić to
Krzysiek. Pewnie będzie ryczeć jak bobry, ale nie chcę mu zabierać tej
przyjemności, bo tak się do tego napalił. Jak przystało na amerykański styl,
będę miała trzy druhny w osobach Judyty, Oli i Lai. Po stronie mojego Mateuszka
stanie Lotman, Piotrek i…Jurij. Dacie wiarę? Mi samej trudno w to uwierzyć.
Potrafią do siebie dzwonić i gadać bez przerwy. Nie udało im się zagrać razem w
Zenicie, ale stracony czas będą mieli okazję nadrobić już od tego sezony, bo
mój przyszły mąż również zasili zespół z Podkarpacia. Plany wybudowania domu w
Rzeszowie zrealizowaliśmy perfekcyjnie. Na obrzeżach miasta stoi nasze
gniazdko, pełne miłości i rodzinnego ciepła. Uroku temu miejscu dodaje duży
ogród, w którym Matt i Julia mają miejsce do wspólnych zabaw i harców.
Przyglądam się z uśmiechem mojemu mężczyźnie, który próbuje złapać naszą córkę
i nałożyć jej kapelusik, chroniący przed wiatrem i słońcem. Uparta to ona i
jest, ale ma to po nas. Tak naprawdę mała jest podobna do ojca. Duże niebieskie
oczy, brązowe włoski i ten uśmiech, którym Matt czaruje mnie od tylu lat.
Śmieje się z niego, że jeśli następne dziecko nie będzie choć odrobinę podobne
do mnie, to się z nim rozwiodę. Na razie jednak nie myślimy o kolejnym potomku.
Chcę odchować Julkę i zająć się pracą. Nie po to po nocach wkuwałam daty, by
teraz nic z tą wiedzą nie zrobić. Zawsze w mojej głowie kołata się myśl, by
uczyć dzieci w szkole i jest na to realna szansa, bo od tego roku szkolnego
zwalnia się etat w jednym z rzeszowskich gimnazjów. Już jestem umówiona z
Sebkiem, że będę mu mówić co będzie na sprawdzianach, jeśli będę go uczyć.
-Nie mam siły.- on nie ma siły?
To jeszcze nic na co stać naszą córcię. Gdy Anderson wyjechał na tegoroczną Ligę Światową, to dopiero przeszłam z nią hardcore. Skubana czuła, że ojca nie
ma w domu i płakała non stop przez pierwsze dwa tygodnie. Uspokajała się dopiero
wtedy, gdy podczas rozmowy przez skype`a mogła go zobaczyć i usłyszeć choć
przez chwilę. Iwonka mówiła, że wszystkie córki takie są, że w tym wieku
potrzebują ojców, ale potem gdy przyjdzie płakać nad złamanym sercem, to
najpierw ustawią się w kolejce do matki. Nawet nie chcę aż tak daleko wybiegać
w przyszłość i zastanawiać się jak to będzie, gdy moja mała Julka będzie miała
chłopaka. Chociaż ja to może jeszcze jakoś zniosę, ale mój narzeczony pewnie
zniesie jajko. On jest taki przewrażliwiony na jej punkcie. Gdy tylko cichutko
zakwili w swoim łóżeczku, to ja przewracam się na drugi bok, a on stoi przy
niej na baczność, gotów wziąć na ręce i ukołysać do snu. Rozpieszcza ją jak
tylko może, ale z drugiej strony wcale mu się nie dziwię. Przez jakiś czas miał
świadomość, że może jej nigdy nie zobaczyć. Już kilka razy mi mówił, że córka i
ja to najlepsze co spotkało go w życiu i nie wyobraża sobie, że mógłby teraz
nas stracić albo sam odejść na zawsze.
-Dad!- standard. Julka koreluje między polskim a angielskim, a ja cieszę się, że od małego ma styczność z angielskim, bo w życiu umiejętność posługiwania się nim na
przyzwoitym poziomie na pewno jej się przyda. Jeszcze nie do końca zdecydowanym
krokiem, podchodzi do swojego taty i próbuje się wdrapać na jego kolana. Matt
wychodzi jej z pomocą, chwytając ją i usadawiając na nich.
-Za każdym razem, gdy nas was
patrzę nie dowierzam, że dziecko może być tak bardzo podobne do jednego z
rodziców. Zazdroszczę ci.- nawet gdy próbuję wytężyć wzrok i znaleźć jakieś
podobieństwo między mną a moją córką, to jest mi ciężko. Ma kasztanowe włosy,
duże niebieskie oczy i jego uśmiech. Może jakbym się tak bardzo uparła to
mogłabym powiedzieć, że kształt nosa odziedziczyła po mnie, ale jest także
kwestia sporna. Pozostaje mieć nadzieję, że kolejne dziecko będzie podobne do
mnie. W końcu jakaś równowaga w przyrodzie musi być, prawda?
-Za to charakter ma twój. Jest
pogodna i nigdy się nie poddaje.- hmmm, coś w tym jest. Zapomniał jeszcze
dodać, że jest uparta i trudno ją nakłonić do zmiany zdania, nawet w kwestii
wyboru smoczka czy butelki. Upór czasami też popłaca i on też dobrze wie, że
może zdziałać cuda. Gdyby się poddał w chorobie, to kto wie jakby to teraz
wyglądało. Czy siedzielibyśmy w tym ogrodzie i popijali kompot ze świeżych
wiśni?
-Chciałabym do wujka Piotlka.- no
tak, zapomniałam. Nasze dziecko jest do granic możliwości zakochane w
Nowakowskim. Środkowy przypodobał jej się na początku masą pluszaków i teraz,
gdy tylko przyjeżdża razem z Judytą w odwiedziny, nie może się od Julki
opędzić. Zresztą nie zauważyłam, by mu to przeszkadzało. Oczami wyobraźni już
widzę, że będzie z niego świetny ojciec. Może już niedługo to się zmieni?
Judyta coś mówiła, że starają się o dziecko. Ich ślub ma odbyć się w przyszłym
roku na początku czerwca. Nasze relacje uległy zmianie i mogę powiedzieć, że
sama Maciejak się zmieniła. Nie robiła już blondynowi chorych scen zazdrości,
ufała mu. Nawet zauważyłam, że zainteresowała się siatkówką. Gdy spotykamy się
na trybunach hali Podpromie to na jej twarzy gości uśmiech, a nie jak do tej
pory smutny obowiązek. W ogóle zebrała się nam tu w Rzeszowie fajna paczka
jeśli chodzi o kibicowanie czy późniejsze świętowanie. Może nie jesteśmy tak
spektakularne jak „Zaksa Girls”, ale też nas słychać, gdy łączymy siły.
-W sumie to nie głupi pomysł, by
zadzwonić po nich i zaprosić na jakiegoś grilla. Lodówka pełna, piwko też się
znajdzie. Co o tym myślisz?- śmieją się ze mnie, że wychowałam sobie
pantoflarza, ale to przecież chyba nic złego, że Matt konsultuje ze mną
wszystko. Kiwam do niego głową, by zajął się organizacją, a ja przejmuje od
niego córkę. Robimy do siebie śmieszne miny i śmiejemy przy tym do rozpuku.
Szatyn poszedł po telefon do mieszkania i chyba w nim został. Też miałyśmy się
już z małą zbierać, gdy w ogrodzie pojawił się Jurij z Magdą. Podoba mi się ta
dziewczyna. Widzę, że z nią Bierieżko jest szczęśliwy. Na jego twarzy gości
uśmiech, a to jest dla mnie najważniejsze. Julka zeskoczyła z moich kolan i
pobiegła się przywitać.
-Widok faceta z dzieckiem zawsze
rozczula, prawda?- przywitałam się z Madzią buziakiem w policzek i zrobiłam jej
miejsca na wiklinowej sofie obok siebie. Teraz Jurij będzie musiał przejść
szkołę życia z moim dzieckiem, bo ona mu tak łatwo nie odpuści. Widzę, że Jarczewska
jest jakaś podenerwowana. Jakby chciała mi coś powiedzieć, a nie wiedziała jak
zacząć.
-Powiesz mi sama czy mam to z
ciebie wyciągać?
-Powiem ci sama. Jestem w ciąży,
nie powiedziałam nic Jurkowi, bo boję się jego reakcji. Myślisz, że się
ucieszy?- a ma inne wyjście? Jasne, że się ucieszy. Widać, że zależy mu na
Magdzie, są ze sobą już spory czas więc moim zdaniem nie powinna się przejmować
jego reakcją. Ja ze swojego doświadczenia wiem, że zawsze chciał mieć dzieci.
-Powinnaś śmiało mu o tym
powiedzieć. Jestem pewna, że przez najbliższy czas będzie cię rozpieszczał.
Potem będziesz miała trochę gorzej, bo przeleje swoją miłość na was dwoje, ale
tak to już z tymi facetami jest, że jak im się rodzi dziecko, to wariują na
jego punkcie.- nie wiem już który raz opowiadam o tym jak mój narzeczony zachowywał
się, gdy Julka przyszła na świat. Podejrzewam, że Magda zna tę historię już na
pamięć, ale mimo wszystko chłonie te słowa jak gąbka, by trochę pokrzepić
siebie i swoje serce. Jurij tatą? Jak dla mnie wiadomość dnia!
~*~
Odwiedziny u Marii i Matta
kolejny raz pokazały, że ludzie po rozwodzie nie muszą drzeć ze sobą kotów. W
naszym przypadku nie boję się pokusić nawet o stwierdzenie, że to, co jest
między nami to najprawdziwsza przyjaźń. Rozmawiamy ze sobą o wszystkim,
planujemy wspólne wypady na miasto i nie możemy się doczekać ślubu w Nowym
Yorku.
Po powrocie od Andersonów, bo już
tak w sumie można o nich mówić, nie mogę rozgryźć zachowania Magdy. Jest jakaś
podenerwowana, potłukła już dwa talerze i szklankę. Zdecydowałem, że moje
pójście do kuchni jest wskazane, by nie wydarzyło się nic złego.
-Chciałam zrobić kolację, ale
wszystko leci mi z rąk. Usiądź Jurij, musimy porozmawiać.- trochę się
wystraszyłem, ale posłusznie wykonałem jej prośbę. Usiadłem przy stole, a ona
naprzeciwko mnie. Nerwowo wykręcała sobie palce, wyraźnie chcąc mi coś powiedzieć.
Pojawił się lekki strach. Życie nauczyło mnie, że po takich rozmowach człowiek
może spodziewać się wszystkiego. No, ale przecież nic nie zapowiadało do tego,
że coś złego dzieje się w moim związku z Magdą. Świetnie się dogadujemy, od 6.
miesięcy mieszkamy razem i naprawdę mi
się wydaje, że to coś poważnego. Tylko, że to co nam się wydaje, a to co jest
naprawdę często jest zupełnie odmienne.
-No to słucham. Mam nadzieję, że
nic się nie stało?- liczyłem na szybkie zanegowanie moich słów, a otrzymałem
spuszczony wzrok i nerwowe przeplatanie palców.
-Bo ja jestem w ciąży Jurij.
Wiem, że nie planowaliśmy, ale lekarz ostatnio zalecił mi odstawienie
antykoncepcji na rzecz tej niefarmakologicznej. Powinnam ci o tym powiedzieć,
ale tyle się działo, że wyleciało mi to z głowy. Czuję się winna i zrozumiem,
jeśli…- jeśli co? Pomyślała, że ją zostawię tylko dlatego, że nie upomniała
mnie, bym zakładał przed każdym stosunkiem prezerwatywę? Jesteśmy dorośli i
wiemy czym mogło się to skończyć.
-Jesteś pewna, że jesteś w ciąży?-
Magda podeszła do parapetu i wzięła dużą, białą kopertę. Jak się domyśliłem, w
środku był wydruk badania USG. Ciemny obraz, a na jego tle wyróżniająca się
jeszcze ciemniejsza barwa. To na pewno nasze dziecko. Serce podchodzi mi do
gardła. Brakuje języka, by powiedzieć jaki jestem szczęśliwy. O dziecku
marzyłem od dawna, ale wszystko się trochę pokomplikowało. Teraz znów może być
dobrze.
-To 13 tydzień. Dzidziuś jest
malutki, a ja sama nie przybieram jeszcze znacząco na wadze, więc nie widać po
mnie. Cieszysz się choć troszkę?- czy się cieszę? Jestem najszczęśliwszym
człowiekiem na ziemi. Już raz się tak czułem. Wtedy, gdy Marysia mówiła mi o
dziecku czułem, że mogę przenosić góry, że cały świat leży u moich stóp. Teraz
czuję dokładnie to samo. Czuję też coś innego. Miłość do Jarczewskiej wypełnia
moje serce. To inny rodzaj uczucia niż to, które łączyło mnie z Beim, ale
równie silne i mam nadzieję, że zdecydowanie trwalsze. W tym szoku zostawiłem
brunetkę w kuchni i pobiegłem do sypialni. Już od jakiegoś czasu jestem
przygotowany do tego, by poprosić ją o rękę. Pierścionek pomagała wybierać mi
Marysia. Sama się zaoferowała. Te zakupy miały przypieczętować to, że tak
dobrze poradziliśmy sobie z zaistniałą sytuacją.
Wróciłem do kuchni z czerwonym
pudełeczkiem i bez większych ceremonii przyklęknąłem na jedno kolano przed
Magdą. Może noże, garnki i talerze to nie jest najlepsza sceneria do tego typu
wydarzenia, ale na dobrą sprawę przecież to się kompletnie nie liczy. Ważne
jest uczucie, a jego jestem pewien.
-Już dawno nosiłem się z zamiarem
oświadczyn, a gdy powiedziałaś mi o dziecku pomyślałem, że lepszej okazji nie
będzie. Madziu, wyjdziesz za mnie?- zgodziła się. Pierścionek<klik> wpasował się
idealnie na jej palec, a po chwili nasze usta złączyły się pocałunku, pełnym
pasji i miłości. Jestem szczęśliwy. Zaczynam nowy etap w życiu, definitywnie
odcinając się od tego co było kiedyś. W dniu ślubu Marii i Matta powiem
wszystkim o naszych zaręczynach. Myślę, że ten dzień będzie miał symboliczną
wymowę. Oboje z Marysią zaczniemy nowe życie. Kiedyś myśleliśmy, że po kres
naszych dni będziemy szli ramię w ramię trzymając się za rękę, ale nie było nam
to dane. Później niż ona zrozumiałem, że muszę spróbować ułożyć sobie je na
nowo. Lepiej późno niż wcale. Esli v serdce, jak śpiewa jedna z rosyjskich
wokalistek. Jeśli w sercu żyje miłość, cały świat nabiera innych barw. Wszystko
traci na znaczeniu, zmartwienia i problemy wydają się mieć mniejsze rozmiary
niż w rzeczywistości. Bo taka jest właśnie miłość, którą każdy z nas powinien
mieć w sercu. Nawet jeśli jedna wygasła i trudno się po tym pozbierać, to nie
wolno się poddawać. Trud na pewno zostanie nagrodzony, trzeba się tylko na tę
miłość otworzyć…
~*~
Przyznać się, która z Was pomyślała, że tak to się potoczy? Mówiłam, że Paulinka lubi komplikować, ale ostatnio chyba nawet nauczyła się zaskakiwać. Nie będę Was trzymać w niepewności i powiem, że następny rozdział będzie już ostatnim tutaj. 30 to maksimum jakie mogę wyciągnąć z tej historii. I już dziś napiszę, że jestem niesamowicie wdzięczna za Waszą obecność. Nie wiem kiedy zleciało to 14 miesięcy, ale czas ma to do siebie, że leci nie ubłaganie.
Pisanie tego opowiadania wiecie co mi pokazało? Że robię to dla najwierniejszych czytelniczek i dla siebie samej. Nie zraziła mnie niska frekwencja, mała ilość komentarzy. Już taka jestem, że nie potrafię się poddać bez walki, nie potrafię czegoś zacząć, a potem tego nie skończyć.
Plułabym sobie w brodę, gdybym nie napisała historii o Juriju. Skoro wyszłam z założenia, że staram się układać opowiadania o swoich ulubionych siatkarzach to jak mogłoby zabraknąć bloga o Bierieżce? :)
Mam też świadomość, że wiele rzeczy trochę uciekło mi spod kontroli. To tak ja mówi jedna z autorek, to opowiadanie zaczęło żyć własnym życiem, ale jakoś dotrwałam do szczęśliwego końca.
Chciałam w nim pokazać, że życie po rozwodzie wcale nie musi być ustawiczną walką i próbą udowodnienia sobie kto ponosi większą winę za rozstanie. Nie mam takich doświadczeń i nie mogę zakładać, że gdy w przyszłości tak potoczyłaby się moje historia, to zachowałabym się tak jak Maria czy Jurij, ale tak bym chciała. Sentymentalna jestem coś ostatnio, aż za bardzo.
Jeszcze raz wielkie dzięki za wszystko, za wsparcie i motywację. To dla mnie ważne.
Ostatnią część przewiduje za tydzień. Będzie słodka do granic możliwości. Ciągle się uczę szczęśliwego kończenia historii. Moja głowa już buntuje :) Epilog przewiduje, ale jeszcze do końca nie wiem w jakiej rzeczywistości osadzę tych bohaterów. Na pewno nie będzie żadnych tragedii, mogę obiecać.
Gdyby ktoś jeszcze mnie nie widział tutaj<klik>, to zapraszam ;)
Pozdrawiam i do napisania :***