niedziela, 31 marca 2013

19."Tam tyle kobiet, każda w myślach gwałci Cię..."



Wszystko co dobre szybko się kończy i śmiało mogłam tak powiedzieć o moim pobycie u brata. Odpoczęłam, nabrałam dystansu, ale przede wszystkim wiele przemyślałam. W kilku kwestiach byłam skłonna podzielić opinię Jurija. W jakiej mianowicie? Otóż w tej, że dzieci budują związek i go cementują. Prze te kilka dni byłam naocznym świadkiem ile radości w życie małżeństwa wnosi chociażby zwyczajna wieczorna kąpiel Dominiki czy tłumaczenie Sebastianowi zawiłości tego świata. Widząc brata z jaką miłością odnosi się do swoich dzieci i jaki jest z nich dumny wiem, że Jurek też chciałby czuć taki rodzaj dumy. Kadziewicz kiedyś powiedział, że nic nie daje takiego kopa jak trzymacie dziecka na rękach i coś w tym na pewno jest. Przemyślałam też sprawę adopcji i to wcale nie jest tak, że ja jej nie chce. Wspaniale byłoby pomóc chociażby jednemu maleństwu, któremu nie z jego winy zabrakło rodzinnego ciepła. Boję się tylko, że zbytni pośpiech nie jest w tym przypadku dobrym doradcą. Nie chciałabym potraktować tej sprawy jako wyjścia do galerii handlowej i spełnienia swojej zachcianki. Nie wyobrażam sobie, że po powrocie do Moskwy pójdziemy do jakiegoś domu dziecka i urządzą tam dla nas „pokaz”, w którym będziemy mogli wybrać dla siebie pociechę. Przecież to nie powinno tak działać. To trzeba przemyśleć. Nie wolno się spieszyć. Trzeba być pewnym, że właśnie temu dziecku będzie się w stanie ofiarować rodzinną miłość i ciepło. Nie wyobrażam sobie, że wybieram dziecko tylko dlatego, że mi się podoba i z miejsca mam je pokochać. Tak się chyba nie da, bynajmniej ja tak nie potrafię. Mam też za sobą rozmowę z Krzyśkiem o jego pobycie w Domu Dziecka i o tym jak w takiej chwili czeka się na kogoś, kto przyjdzie i odmieni akurat twój los. On codziennie czekał aż jakaś rodzina zjawi się i będzie chciała się nim zaopiekować. Nie zjawił się nikt po niego, bo Igła był już dużym dzieckiem, a takim ciężej o adopcję. Mówił mi też o zazdrości, która pojawia się, gdy jakieś dziecko z bidula opuszcza go. Uczono ich, że w takiej sytuacji trzeba się cieszyć szczęściem kolegi czy koleżanki, ale nikt nie potrafił. Tego też się boję. Nie wiem czy będę umiała sobie poradzić ze świadomością, że dałam szczęście jednemu dziecku, pozbawiając go dziesiątek w takiej samej sytuacji. O tych rozterkach i jeszcze wielu innych zamierzałam porozmawiać z mężem po powrocie do Moskwy. Mamy już za sobą długą rozmowę telefoniczną, w której Jura przeprosił mnie za swoje zakochanie i obiecał, że taka sytuacja już nie będzie mieć więcej miejsca. Problem w tym, że te słowa słyszałam już wiele razy. Ostatnio słowo „Przepraszam” i „Obiecuję” słyszę zdecydowanie częściej niż „Kocham cię”. To też musimy zmienić, bo na ciągłych kłótniach i przeprosinach to my daleko nie zajedziemy.
-Jesteś gotowa?- na co? Na wizytę u rzeszowskiego ginekologa. To też jeden z progresów jaki nastąpił we mnie po przyjeździe do Polski. Wreszcie zebrałam się na odwagę, by skonsultować swój przypadek na ojczystej ziemi. Miałam obawę, że usłyszę ten sam werdykt, po którym nie będę miała już złudzeń, ale postanowiłam się nie poddawać i nie rezygnować z tego. Wiem, że Iwonka musiała się wiele natrudzić, by załatwić tę wizytę.
-Tak. Możemy jechać.- zakładam swój płaszcz i torbę na ramię. Wsiadając do samochodu czuję, że jestem coraz mniej pewna czy chcę tam jechać, ale pokrzepiający uśmiech bratowej sprawia, że nie zamierzam się poddawać. Myślę, że już pogodziłam się z diagnozą, więc nawet jej powtórzenie nie powinno zrobić na mnie większego wrażenia. Jakieś na pewno zrobi, ale może nie tak olbrzymie jak wcześniej. Prywatny gabinet doktora Piskorskiego jawi się przed naszymi oczami w całej okazałości. Mam w gardle coraz większą gulę, a żołądek jak zwykle w stresowych sytuacjach przewraca koziołki, ale jak się powiedziało A to trzeba powiedzieć też B. Wysiadamy z Iwonką z samochodu i idziemy w stronę budynku. Zajmujemy miejsce w kolejce. Nie ma to dla mnie większego znaczenia bo wiem, że i tak mam być przyjęta na końcu. Ginekolog nie chciał mnie przyjąć, tłumacząc się zbyt dużą ilością pacjentek. Wiem, że prowadził ciążę bratowej, a do tego jest fanem miejscowej drużyny, więc kiedy Iwona zadzwoniła do niego i powiedziała, że chodzi o siostrę Krzysztofa Ignaczaka, to po wielkich trudach nadeszła zmiana frontu. Szybko zleciało mi oczekiwanie na swoją kolej, a sama wizyta także zapowiadała się na rzeczową. Nie wiem czy Piskorski gdzieś się spieszy czy po prostu zawsze jest taki, ale odpowiada mi to. W Rosji mi tego zabrakło. Kiedy leżałam w szpitalu i zastanawiałam się, dlaczego coś takiego spotkało właśnie mnie, przyszedł lekarz i powiedział, że nie jest w stanie nic zrobić. Tylko tyle. Nie powiedział na tle czego doszło do uszkodzeń i czy naprawdę nie ma szansy na to, by jakoś to wyleczyć. Po prostu powiedział, że nie będę mogła zajść więcej w ciążę i tyle go widziałam.
-Dosyć niejednoznaczny obraz ultrasonograficzny.- ślina staje mi w gardle. Może jest jeszcze gorzej niż myślałam? Niech mi jeszcze powie, że przyplątała się do mnie jakaś kobieca choroba, to już w ogóle wywieszę białą flagę, pojadę nad Solinę i skończę ze swoją marną osobą. Iwona widzi, że jestem zszokowana, więc w moim imieniu pyta ginekologa co miał na myśli. Ten tylko kręci głową, że powinien mieć przed sobą cały mój wypis ze szpitala, bo po tym badaniu USG to on może tylko powiedzieć, że prawdopodobnie niedokładnie wyczyszczona macicę po poronieniu i dlatego dziś będzie musiał to sprawdzić. Zrobiło mi niedobrze na myśl, że przez tyle czasu znajdowały się we mnie szczątki obumarłego płodu. Jakiego tam płodu, mojego dziecka. Na całe szczęście po 10 minutach dogłębnego sprawdzania moich wnętrzności z ulgą przyznał, że jego koledzy po fachu z Moskwy dobrze wykonali swoją robotę. Cenię ludziach szczerość, ale czasami lepiej po prostu nie wiedzieć o pewnych kwestiach. Po tych wszystkich badaniach muszę stwierdzić, że Piskorski jest profesjonalistą w każdym calu i widać, że zależy mu na pacjentkach. Mimo że mu się spieszyło, to zbadał mnie dokładnie, a nie po łebkach. Co kilka minut powtarza, że potrzebne mu moje dokumenty z Rosji.
-Umówmy się tak, że po powrocie do Rosji pani zeskanuje całą dokumentację i prześle mi ją drogą internetową. Ja się z nią zapoznam, zadzwonię do pani i umówimy się na kolejny spotkanie, w którym myślę, że będę miał pani znacznie więcej do powiedzenia.- bałam się zapytać czy istnieje szansa na to, że jeszcze kiedyś zaznam smaku bycia w stanie błogosławionym. Może to za dużo jak na jeden raz? Znów co prawda nie wiem do końca na czym stoję, ale gdyby nie było już szans na to, by przywrócić mi możliwość zajścia w ciążę to myślę, że Piskorski by mi o tym powiedział i nie zawracał głowi sobie i mi.
-Dobrze. Jutro będę w Moskwie, ale zanim pewnie znajdę to wszystko w mieszkaniu to trochę czasu upłynie, więc może umówmy się, że prześlę panu te dokumenty w weekend? Dziś mamy środę. Jutro wracam do domu, ale za Chiny nie wiem gdzie te dokumenty mogą się zajmować. Może być też tak, że nie ma ich w ogóle w naszym mieszkaniu i będę musiała jechać do szpitala. Wtedy nie miałam do tego głowy i nawet nie wiem czy o coś takiego Jurij poprosił. Myślę jednak, że to wszystko jest do załatwienia, ale na wszystko potrzeby jest czas, który starałam się sobie zapewnić. Lekarz przystał na moją propozycję, wręczając wizytówkę z numerem do siebie i adresem e-mail.
-Bardzo serdecznie dziękuję.- trochę się bałam czy będę w stanie uregulować należność za tę wizytę. Jeszcze za czasów mieszkania w Żyrardowie zdążyłam się przekonać na ile ceni się dobry lekarz, a Piskorski na pewno do takich śmiało mógł się zaliczać. Wielkie było moje zdziwienie, gdy pytając o cenę wizyty usłyszałam, że policzymy się przy następnej okazji. Poczułam wtedy, że on widzi dla mnie jakąś szansę, że zrobi wszystko, by spełnić marzenie myślę, że każdej kobiety w moim wieku. Mocno podniesiona na ducha razem z Iwoną opuściłam jego gabinet. Kiedy znalazłyśmy się na zewnątrz wyściskałam bratową za to, że namówiła mnie na tą wizytę i dołożyła wszelkich starań, by wcisnąć mnie do napiętego grafiku ginekologa.
-Z tego wszystkiego zapraszam cię na dobre ciastko i kawę.- nie zostałam spłukana do zera, więc mogłam się sztachnąć na taki wydatek. Iwona podłapała temat, przystając na to.
-Tu niedaleko jest taka kawiarenka. Na pewno ci się w niej spodoba.- wsiadłyśmy do samochodu i ruszyłyśmy w drogę. Kawiarnia naprawdę znajdowała się niedaleko, więc kiedy auto bratowej zatrzymało się pod „Dolce Vita”, odpięłam pasy i zdziwiona spojrzałam na Iwonę, która nie wykonała tej czynności.
-Tam w środku jest ktoś, kto zdecydowanie bardziej chce zjeść z tobą dobre ciastko i wypić mocną kawę. Powodzenia kochana.- ucałowała mój policzek i prawie siłą wypchnęła z samochodu. Pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy to ta, że do Rzeszowa przyjechał Jurij. Co prawda jeśli dziś rozmawialiśmy ze sobą i mówiłam mu, że po moim powrocie porozmawiamy, ale może nie chciał czekać, chcąc zrobić mi niespodziankę? Weszłam do przytulnej kawiarenki, omiatając wszystkich gości wzrokiem. Nigdzie nie było mojego szatyna, natomiast pod oknem się siedział już nie mój blondyn. Nie mogę uwierzyć, że to on chciał się ze mną spotkać. Ostatnia rozmowa naszej trójki nie należała do najprzyjemniejszych i nie przypuszczałam, że to on wyjdzie z inicjatywą, a jednak. Podeszłam najciszej jak potrafiłam do zajmowanego przez niego miejsca i położyłam dłoń na jego ramieniu.
-Piotruś…- podświadomość podpowiadała, że na horyzoncie nie ma Judyty i nie muszę się martwić, że zaraz wyskoczy do mnie z japą i będzie krzyczeć za to w jaki sposób zwróciłam się do jej chłopaka. Jestem pewna, że ona nie ma pojęcia o tym, że Nowakowski tu przyjechał. Na pewno by go nie puściła. Czy to moja sprawa? Ja nie miałam nic przeciwko ich związkowi i nadal nie mam, ale jeśli Maciejak postawi sprawę w takich świetle, to ja też mogę grać nieczysto. Oczywiście nie ma mowy o tym, że będę się przystawiać do środkowego, ale nie będę się też przejmować tym, że z nim rozmawiam bez zgody blondynki. Takie podejście do sytuacji pozwoliło mi wpaść w ramiona Piotrka i mocno się do niego przytulić. Może brakuje mi Jurija, może i pragnę ponad życie możliwości zajścia w ciążę, ale przyjaźni z Nowakowskim też mi brakuje…

Tyle tylko, że nie było na nią szans. Ja szczęśliwa wróciłam do Jurija, wyjaśniłam z nim wszystko, a Piotrek przechodził piekło z Judytą. Rozstali się nawet na chwilę, a ja nie chciałam żyć ze świadomością, że to moja wina. Poprosiłam Piotrka, by wybrał kobietę, którą kocha. Bo choć tego nie rozumiałam, to on mimo wszystko cały czas ją kochał…

Po rozmowie z Marysią czuł, że wszystko między nimi może się ułożyć i nawet przez chwilę myślał, że Judyta będzie w stanie to zaakceptować i zrozumie, że ze strony Bierieżko nie grozi żadne niebezpieczeństwo ich związkowi. W takiej świadomości żył do czasu, kiedy powiedział blondynce o tym spotkaniu. Zrobiła mu nie wyobrażalną awanturę, która skończyła się rozstaniem. Nie spotykali się trzy miesiące. Piotrek miał wiele czasu na to, by wszystko dokładnie przemyśleć. Brakowało mu Judyty, ale nie chciał też rezygnować z Marysi. Z chęcią sięgał pamięcią do dni, w których we trójkę świetnie potrafili się dogadać. Teraz nie było na to najmniejszych szans. Judyta uparcie twierdziła, że obecność Beim w ich życiu sprawi, że związek nie przetrwa. Jako gwarant swoich słów używała argumentu, że jego spotkanie z nią doprowadziło do ich rozstania. Zadzwonił wtedy do Marii i opowiedział o wszystkim. Przez telefon usłyszał pytanie czy on kocha Judytę i czy nie przeszkadza mu ten ciągły brak zaufania? Nie odpowiedział od razu, a Marysia jego milczenie odebrała jako odpowiedź twierdzącą. Mimo że nie podobało mu się zachowanie Judyty, to cały czas była bliska jego sercu. Gdy w pobliżu nie było Marysi i gdy temat nie schodził na jej osoby, to wszystko między nimi było w porządku. Blondynka potrafiła zaakceptować wszystkie jego nawyki i dziwactwa. Nie potrafi zaakceptować tylko Marysi…
-Możemy porozmawiać?- Piotrek skorzystał z wolnego dnia i przetransportował się z Częstochowy do Żyrardowa. Zależało mu. Judycie chyba również, bo zareagowała na jego pytanie. Spotkali się przed jej domem. Maciejak odwróciła się.
-Wejdźmy do środka.- tak zrobili. Przemknęli niezauważenie, by nie tłumaczyć się nikomu i uniknąć pytań na temat ich wspólnej przyszłości. Na chwili obecną ich wspólna przyszłość stoi pod znakiem zapytanie. Zniknęli za drzwiami pokoju blondynki, zamykając je na klucz.
-Piotrek przepraszam. Zareagowałam zbyt emocjonalnie, ale nic nie poradzę na to, że się boję. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym cię stracić. Za długo na ciebie czekałam.- no tak. On wiedział o tym, że uczucie Judyty pojawiło się już dawno, ale nic o nim nie wiedział. Na początku wydawało mu się dziwnym, że miłość pojawiła się w stosunku do przyjaciółki. Szybko się okazało, że nie mógł sobie z nią poradzić i musiał zrobić coś w kierunku, by być z Judytą.
-Dlaczego nie chcesz zrozumieć, że nie musisz upatrywać w Marii rywalki? Ja nic do niej nie czuję.- oprócz przyjaźni. Tego się nie mógł wyzbyć, choć tyle czasu próbował. Za każdym razem gdy dłużej pomyślał o brunetce, wszystko wracało do niego z podwojoną siłą. Najwidoczniej do Judyty również wracało wszystko ze zdwojoną siłą, gdy tylko pojawiało się nawet nikłe wspomnienie o Beim. W icg przypadku przyjaźń przerodziła się w miłość, więc jaką ma gwarancję, że kiedyś ta dwójka nie poczuje czegoś do siebie. Doskonale wie ile dla Piotrka znaczyła brunetka. Nie jednokrotnie była o nią zazdrosna, bo to jej Nowakowski poświęcał więcej czasu i najzwyczajniej to ona była dla niego ważniejsza. Teraz kiedy role się odwróciły, zrobi wszystko, by hierarchia w jego sercu nie uległa zmianie…

Nie chciałam dyskutować z ich miłością, zajęłam się swoją. Chciałam też do końca doprowadzić swoje sprawy zdrowotne. Problem pojawił się wtedy, gdy nie potrafiłam zlokalizować swojej szpitalnej dokumentacji. Jurij nie pomagał, ale w końcu się udało. Wysłałam wszystko Piskorskiemu. Chciał mnie widzieć w Polsce, by zrobić kompleksowe badania. W pewnym momencie pojawiła się myśl, że przeniesiemy się z Jurijem do Polski, bo kończył mu się kontakt w Moskwie. Chciał spróbować czegoś nowego. Padło na Włochy, ale przed naszym wyjazdem zdążyłam pojechać do Rzeszowa. Tak bardzo chciałeś dziecka, a nie okazywałeś większego entuzjazmu. Nie rozumiałam dlaczego…

~*~
Takie to banalne... Mam nadzieję, że kiedy przeniesiemy się do wydarzeń bieżących to pójdzie mi znacznie lepiej...
Pozdrawiam i do napisania:***


niedziela, 17 marca 2013

18."...za to, że chciałam się śmiać"



Zaczęłam trzeci rok na moskiewskim uniwersytecie i wydaje mi się, że ten będzie najcięższym w przeciągu całego studiowania. W szóstym semestrze rozpoczyna się historia XX wieku. Zawsze przerażała mnie II wojna światowa i ogrom cierpienia jakie ze sobą przyniosła. Jestem ciekawa, który profesor będzie wykładał nam historię tego okresu, bo jeśli Sopaczko, to chyba będę musiała wziąć urlop dziekański i się do tego psychicznie przygotować. Jurij grał kolejny sezon w Dynamo Moskwa, a ja starałam się łączyć obowiązki żony i studentki. Z początku bałam się, że z szatyna wyjdzie charakter jego ojca, ale bardzo się myliłam. Jurek był kochany i niesamowicie mnie wspierał, mimo że nie zawsze bywał w domu, gdy ja potrzebowałam jego wsparcia. Ja też miałam okazję wspierać go podczas europejskiego czempionatu w Turcji. To były niesamowite Mistrzostwa Europy, bo pierwszy raz w historii reprezentacja Polski uniosła do góry zwycięski puchar. Byłam dumna jak nigdy  mojego brata, choć nie dane było ujrzeć mi go na boisko, ale i z męża, który standardowo zgarnął nagrodę dla najlepiej zagrywającego całego turnieju. Powiedział mi, że od kiedy siedzę na trybunach i dopinguję go z całych sił, to serwis wychodzi mu zdecydowanie lepiej niż wcześniej. Może i ma rację? Od kiedy jesteśmy razem, to Jurek zdążył zdobyć kilka znaczących nagród indywidualnych. Ciągle brakowało jakiegoś spektakularnego zwycięstwa Sbornej, ale czułam w kościach, że ten zespół kiedyś będzie nie do pokonania i zawsze będzie bił się o najwyższe cele na światowych parkietach. Z wiadomości bieżących muszę się jeszcze pochwalić, że zostałam ciocią małej Dominiki i z tego co mówiła mi Iwonka i Krzysiek, razem z mężem mamy zostać rodzicami chrzestnymi małej panny Ignaczak. Niestety nie dane było mi jeszcze zobaczyć przyszłej chrześnicy, ale w niedalekim czasie postaram się wybrać do Polski i odwiedzić rodzinę. Spoglądam na zegarek i uradowana uświadamiam sobie, że za kilka minut w mieszkaniu pojawi się pewnie Jurij, zjemy razem obiad, a potem pewnie oddamy się przyjemności maratonu filmowego. Standardowo obejrzymy melodramat i jakiś film akcji. On nie lubi tego pierwszego gatunku, a ja niekoniecznie przepadam za tym drugim. Małżeństwo to sztuka kompromisu? Kiedyś nie zdawałam sobie z tego sprawy, a teraz muszę powiedzieć, że to zdecydowanie najbardziej trafne określenie. Gdybyśmy nie próbowali się dogadać, to pewnie już dawno nasz związek nie miałby racji bytu. Może i z pozoru Jurij nie wygląda na takiego, co ma swoje zdanie i uparcie stara się mnie do niego przekonać, ale jak się już na coś zaweźmie to nie ma zmiłuj. No, a ja też nie jestem z gatunku tych uległych. Po Ignaczaku to mam, więc przynajmniej jestem usprawiedliwiona. Wstawione ziemniaki żywo podskakują w garnku, a kotlety z piersi kurczaka rumienią się na patelni. Nasze menu to też sprawa nad którą dość długo musieliśmy się natrudzić, by dojść do porozumienia. Lubię rosyjską kuchnię, ale jedząc ją tyle czasu non stop zaczęłam tęsknić za tym co polskie. Jurij znowu jest fanatykiem rodzimej kuchni i jak mu serwowałam coś polskiego, to nie był z tego powodu zachwycony. No chyba, że pierogi, ale to w sumie międzynarodowa potrawa, a już na pewno dobrze znana Rosjanom. Na samym początku naszego mieszkania na własnym garnuszku znalazłam na mieście sklep z polskimi produktami, a wśród nich za szybą znajdowała się apetycznie wyglądająca kaszanka. Od razu przypomniały mi się klasowe grille i ogniska, więc z sentymentu do tego kupiłam trzy pętka z zamiarem odsmażenia ich na patelni. Dziadek Zygmunt uwielbiał takie danie, więc smażona kaszanka na cebulce była jedną z pierwszych potraw, którą przygotowałam samodzielnie. Znałam też całą recepturę przygotowywania tego smakołyku, zaczynając od dożynania świni w okolicznej ubojni. Przy jednej z kolacji kiedy zaserwowałam mężowi owo danie i opowiedziałam historie z dzieciństwa, Jurij nie zdążył nawet przetrawić kaszanki, bo jak strzała wydarł od stołu i znalazł się w toalecie. Rzeczywiście, mogłam sobie darować robienie kaszanki z wyczyszczonych flaków świni. Owszem, szatyn zgodził się na polskie potrawy dwa razy w tygodniu i nawet na rosołek w niedzielę, ale miałam mu oszczędzić zbyt drastycznych tajników produkcji wędlin. Gotowa na podjęcie Jurka obiadem czekałam przy stole, ale jego jak nie było, tak nie ma nadal. Zaczynam się powoli martwić, bo Bierieżko nigdy się nie spóźniał, a jak już były ku temu powody, to dzwonił do mnie i o tym mówił. Dziś nic takiego nie miało miejsca. Sama sięgnęłam po telefon i próbowałam się z nim kontaktować, ale na darmo. Komórka była poza zasięgiem sieci, a przy którymś z kolei połączeniu odpowiedział mi głos Jurija nagrany na automatyczną sekretarkę. Musiało się coś stać, ale za cholerę nie wiedział co. Może wypadek? Skarciłam się w myślach, bo zawsze do głowy muszą przychodzić mi wyłącznie czarne scenariusze. Może poszedł z kumplami na piwo i zapomniał o Bożym świecie? Sama przecież mu mówiłam, że małżeństwo ze mną nie może ograniczać jego kontaktów ze znajomymi, ale nie umawialiśmy się na ignorowanie telefonów. Zdenerwowana dzierżyłam cały czas komórkę w dłoni i patrzyłam w okno, gdy pod nasz blok podjechał samochód. To był nasz samochód, ale nie kierował nim Jurij. Z miejsca dla kierowcy wysiadł Aleks i próbował wyciągnąć z niego kompletnie zalanego szatyna. Krew się we mnie zagotowała, ale niczym siostra miłosierdzia zbiegłam szybko na dół, by bezpiecznie razem z Ostapienką doholować męża do domu.
-Z jakiej to okazji?- zapytałam wściekła, ale Aleks spuścił głowę i wytłumaczył, że rozgrywający ich drużyny ma zostać ojcem.
-Poszliśmy to oblać całą drużyną, ale Tylka Jura tak popłyną. Cały czas mówił o tym, że on też chciałby być ojcem, ale nigdy nie będzie, bo ty nie możesz zajść w ciąże. Marysia strasznie mi przykro, ale teraz już wszyscy wiedzą o tym co się stało, bo jak Jurij się najebał, to powiedział wszystko od początku do końca. To znaczy nie wszystko, ale…- już nie chciałam go słuchać. Kiedy wtaszczyliśmy go do mieszkania, położyliśmy na łóżku w sypialni i przykryliśmy kocem. Bełgotał coś pod nosem, mówił o swoim ojcu i o dziecku. Poczułam do niego cholerna żal o to, ze rozpowiedział wszystkim o moim defekcie. Już wiem jak teraz będą wyglądać spotkania, na które zawodnicy Dynama zabierają swoje połówki. Będę wytykana palcami i obwiniana za to, że Jurij przeze mnie nie może być ojcem. Nikt nie zrozumie, że mi też z tym cholernie ciężko. Za każdym razem gdy idę parkiem czy ulicami Moskwy i widzę kobiety z wózkami czy dziećmi, coś zaciska mnie w okolicach żołądka i sprawia, że w oczach lśnią łzy. Zdaję sobie wtedy sprawę, że nigdy nie dane będzie mi pchać wózka i pokazywać takiemu maleństwu świata. Dziś nie było sensu budzić zalanego w trupa Jurija, bo i tak nie będziemy w stanie sobie tego wyjaśnić. Podziękowałam Aleksowi za dostarczenie męża, zapewniłam, że o nic nie ma do niego żalu. Ba, ja go nawet ostatnio bardzo polubiłam. Może i gada wyłącznie tylko o jednym i traktuje dziewczyny jak zabawki, ale zawsze można na niego liczyć. Musi mieć też mocną głowę albo w ogóle nie pić, bo jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie, w jakim znajduje się teraz mój mąż. Zamknęłam za siatkarzem drzwi i wróciłam do sypialni. Jurij spadł z łóżka, a ja nie miałam wcale ochoty na to, by dźwigać to bezwładne 85 kilogramów żywej wagi. Może jak jutro wstanie z bólem pleców i karku, to mu się odechce picia. Na pewno gdy jutro wstanie i usłyszy co mam do powiedzenia, to odechce się mu pieprzenia o naszym życiu prywatnym całej drużynie Dynama Moskwa. Ja rozumiem solidarność plemników i te sprawy, ale ma już powiernika swojej doli i nie doli. Aleksowi może się zwierzać, ale nie komu popadnie. Jak mu się język po wódce rozwiązuje to niech się następnym razem pije wodę ogórków konserwowych, a nie alkohol…
…obudził mnie odór alkoholu. W naszej sypialni, ale i w sumie całym mieszkaniu waliło jak z podrzędnej gorzelni. Jurij spał w niewygodnej pozycji, ale moja też nie była lepsza. Niby miałam w dupie fakt, że podczas snu może zacząć wymiotować i zachłysnąć się własną wydzieliną  z żołądka, ale mimo wszystko czuwałam przy jego łóżku, by w razie czego mu pomóc. Status „żona” do czegoś zobowiązuje.
-Marysia…- całe szczęście, że wypity alkohol nie zalał mu komórek pamięci i nie zapomniał mojego imienia. Wygląda jak kupa nieszczęścia, cały się trzęsie i duszkiem pije wodę z butelki, którą postawiałam przy łóżku jednej z nocy.
-Nie marysiuj mi tu teraz tylko posłuchaj. Wczoraj Aleks przywiózł cię do domu kompletnie zalanego i do tego powiedział, że ze szczegółami opowiedziałeś kolegom z drużyny dlaczego to nie masz jeszcze słodkiego berbeciu u swojego boku. Trzeba było ze mną porozmawiać jak ci źle z tego powodu, a nie opowiadać wszem i wobec o moim defekcie. I tak czuję się już tym wystarczająco źle, więc nie musiałeś mi dokładać!- wyrzucałam wszystko z siebie jak z karabinu maszynowego, a on patrzył na mnie tymi świecącymi oczami i nic nie mówił.
-Wczoraj byłeś bardzo rozmowny, a dziś mi nic nie powiesz?! Dobrze wiedziałeś Jura, że nie będę mogła mieć dzieci, a mimo to zdecydowałeś się na ślub ze mną. Ja dałam ci wybór, nie chciałam w żaden sposób ograniczać, bo rozumiem, że dziecko to ważna sprawa w życiu człowieka, ale nie jestem w stanie zaspokoić twojego instynktu ojcowskiego, przykro mi.- czułam się winna z tego powodu, że nie mogę zajść w ciążę, choć wmawiano mi, że to nie moja wina, bo takie rzeczy po poronionej ciąży się zdarzają. Nie powinnam czuć się winna, że Jurij przeze mnie nie jest ojcem, bo ja naprawdę dałam mu wybór i zrozumiałabym, gdyby ode mnie odszedł. Ja sama zrobiłabym wszystko, by mieć dziecko, więc dlaczego on miałby się nie imać każdej możliwej opcji?
-Nic nie rozumiesz. Ja już nie mam siły. Nie widzisz tego, że tak naprawdę nic nas nie łączy oprócz nazwiska i tego, co nazywamy miłością?- ja pierdolę… On się chce ze mną rozstać? Śmiech na sali. Po niespełna półtorarocznym stażu małżeństwo Marii i Jurija Bierieżkow przechodzi do historii jako niezbyt udana próba zamanifestowania światu, że Polka i Rosjanin mogą stworzyć szczęśliwą rodzinę? W głowie pojawiły się pierwsze symptomy przysłowiowego lotniska, a nogi ostatkiem sił próbowały utrzymać mnie w pionowej pozycji.
-O czym ty do mnie mówisz? Nie zauważyłam żebyśmy mieli jakieś problemy.- nie zauważyłam? Nie no, były zgrzyty o porozwalane koszulki treningowe i plamę z fluidu na bardzo drogim dywanie w salonie, ale czy przez coś takiego można się rozstać? Koszulki treningowe można kłaść w koszu  na pranie, plamę sprać pierwszym, lepszym detergentem i po sprawie.
-Nie zauważyłaś, by my właściwie mijamy się w domu. Ja jestem na treningu albo w meczowej trasie, a kiedy wracam to się uczysz. Żyjemy jakimś wypracowanym schematem, którego ja nie chcę. Dlatego pomyślałem, że może moglibyśmy adoptować dziecko. Może ono w jakiś sposób scaliłoby nasz związek…- nie wierzę, że on mówi to wszystko na poważnie. Jemu się wydaje, że adoptować dziecko, to jak sprowadzić do domu rzecz, która ma się stać lekiem na całe zło. On chyba sobie nie zdaje sprawy jaka to odpowiedzialność i jak ciężko jest znaleźć w sobie odpowiednio duże pokłady miłości, którymi można by obdarzyć takie maleństwo. Nie jestem bez serca, ale nie wyobrażam sobie, że mam teraz jechać do pierwszego, lepszego Domu Dziecka, popatrzeć w te smutne oczy i wybrać sobie jedno dziecko, które odmieni nasze małżeństwo.
-Chyba się nie rozumiemy Jurij. Dobrze wiedziałeś z kim się żenisz i jeśli tobie teraz tak strasznie ciąży fakt, że nie mamy dziecka, to ja nie mam innego wyjścia jak tylko spakować walizkę i wyjechać…- dokąd? Do Polski, do Krzyśka. Tu w Rosji nie mam nikogo. Nie chcę iść do teściowej bo zdaje sobie sprawę, że ona stanie po stronie syna. Ja naprawdę rozumiem, że dziecko jest ważne w każdym małżeństwie i na pewno Jurek ma rację mówiąc, że dziecko cementuje związek, ale jak ktoś tego dziecka nie może mieć? Szatyn nie brał kota w worku, bo wiedział o mojej dysfunkcji. Dałam mu prawo wyboru zaznaczając, że zrozumiem jego odejście. Wtedy twierdził, że nie ma to znaczenia. Teraz nagle uważa, że bez dziecka nasze małżeństwo nie przetrwa?
-Chcesz uciec tak? Uważasz, że tym rozwiążesz nasze problemy?- mówi do mnie po polsku, a ja go nie rozumiem. Wczoraj jeszcze wszystko było między nami w porządku, na nic się nie skarżył, a dziś pojawiły się między nami problemy, które w jego mniemaniu mogą się stać nie do przeskoczenia. Dziś pojawił się poważny problem. Na horyzoncie widać brak zaufania i pranie brudów przed kumplami z kuflem piwa w ręku, zamiast szczerej rozmowy z żoną. Tego nie mogę tolerować, bo szczerość jest dla mnie najważniejsza w związku. Wszem i wobec objaśnił, że nie mogę mieć dzieci, a później będzie chciał, żebym wyszła z jego znajomymi na kolację. Już widzę te oczy wlepione w moją osobę, półuśmiechy pod nosem. Zaraz pewnie na wokandzie pojawiłaby się eks blond piękność, która za pewne byłaby w stanie urodzić Jurijowi całą drużynę siatkarską. I może to nie jest najmądrzejszy sposób by wyjeżdżać do Polski, ale jedyny możliwy, by wyciszyć się i przemyśleć całą zaistniałą sytuację. Wezmę kilka rzeczy i pojadę na weekend. Nie mogę zawalić studiów, bo za dużo mnie to kosztowało, by się na nich utrzymać. Może te kilka dni u rodziny brata sprawi, że nabiorę do naszego małżeństwa dystansu i zobaczę te problemy o których mówi mąż? Może rzeczywiście między nami jest coś nie tak, a ja jestem tak pochłonięta nauką i codziennym, przyziemnym życiem, że tego nie zauważyłam. Na te i inne pytanie mam nadzieję znaleźć odpowiedź w Rzeszowie. Rezerwacja biletu lotniczego na wieczorny lot nie jest problemem, bo linie z których korzystam nie są zbyt oblegane, mimo że całkiem dobre i nie drogie przede wszystkim.
-Odwieź cię na lotnisko?
-Nie trzeba. Wytrzeźwiej najpierw i zastanów się czego ty ode mnie oczekujesz. Bo chyba coś się zmieniło od dnia, w którym zostaliśmy małżeństwem…

U Iwony i Krzyśka wyciszyłam się i przemyślałam wszystko. W pewnych kwestiach byłam w stanie przyznać Jurijowi rację, ale nie mogłam się zgodzić na to, że na siłę w naszym życiu musi pojawić się adoptowane dziecko. Już miałam wracać do Moskwy z głową pełną pomysłów, gdy na mojej drodze na lotnisku pojawił się Piotrek i poprosił o chwile rozmowy. Rozmowy, która zmieniła wiele. Na dobrą sprawę zmieniła wszystko…

~*~
Witam! Do dupy jest ten rozdział jak i chyba całe opowiadanie, ale jak już się powiedziało A to trzeba powiedzieć B. Przeczytałam sobie ostatnio prolog tego opowiadania i doszłam do wniosku, że pisanie czegoś takiego nie jest moją mocną stroną dlatego, że zamiast postawię ostatnią kropkę w opowiadaniu, to zdążę wszystko pozmieniać i nie wiele się zgadza z tym, co miało w pewien sposób wprowadzić w tematykę w opowiadaniach. Jak się jeszcze kiedyś porwę na jakieś opowiadanie to na pewno nie pojawi się tam prolog. 
Nie wiem, mam chyba jakiegoś doła i powoli zaczynam zatracać się w tym, że pisanie opowiadań stało się dla mnie przykrym obowiązkiem. Może to przez to, że zima nie chce odpuścić, może dlatego, że w szkole mam urwanie dupy... Sama już nie wiem. Przydałby mi się reset na jakieś dwa tygodnie, z dala od wszystkiego...Mój błąd jednak polega na tym, że jeżeli mam dostęp do kompa, sprawne ręce i chwilę czasu, to będę siedziała dotąd, aż napiszę chociażby zdanie wyjściowe. Potem liczę na to, że jakoś pójdzie...Optymistyczna wiadomość to ta, że Jurij ma brąz na szyi, Piotrek Żyła wygrał konkurs w Oslo i zapewne wieczorem podczas wiadomości sportowych uraczy mnie kolejnym zajebistym wywiadem w swoim wykonaniu.
Pozdrawiam i do napisania ;***

niedziela, 10 marca 2013

17."Cały świat oświecają Twoje oczy, jeśli w sercu żyje miłość..."



Konfrontacja pomiędzy drużyną Polski a Rosji zakończyła się wynikiem 3:2. Sam mecz był chyba najbardziej emocjonujący jaki widziałam do tej pory, a widziałam wszystkie grupowe. No właśnie, to tylko zmagania w grupie, a na twarzy moich rodaków goszczą takie uśmiechy, jakby wygrali co najmniej finał, a po przeciwnej stronie siatki zobaczyć można same grobowe miny. Dlaczego? Bo to jest mecz Polska-Rosja, gdzie na każdym kroku czyhają podteksty i  coś, co drużyny chcą sobie uwodnić. Wiedziałam, że kiedyś przyjdzie taki mecz, że moje serce będzie rozdarte i to jest właśnie ten czas. Część mnie cieszy się z wygranej brata i spółki, a druga ze smutkiem patrzy na smutną twarz narzeczonego. Na chwilę obecną wiem, że Jurij potrzebuje mnie bardziej, więc nie reaguję zbytnio na wymachiwanie rękami brata, tylko kieruję się w stronę drużyny rosyjskiej.
-Nie będziesz w takiej chwili w obozie wroga siostra!- wiedziałam, że Krzysiek to kawał wariata, ale że aż tak? Zabiegł mi drogę, przewiesił przez ramię jak worek kartofli i wniósł na „polską” stronę boiska, gdzie Winiar cały czas ściskał się z Wlazłym, Kadziewicz miał swoje fazy, a Zagumny patrzył na wszystko z przymrużeniem oka. Nie miałam wyjścia jak zrobić rundę honorową i pogratulować im wszystkim zwycięstwa. Moja osoba nie wzbudziła większej sensacji, bo Igła już zdążył się pochwalić, że odnalazł swoją siostrę, ale mimo wszystko czułam się tu dziwnie nie swojo. Ok., mój brat jest zawodnikiem reprezentacji, dość lubianym i szanowanym, ale pozostała reszta zawsze pozostawała dla mnie niedostępna. Z wielką przyjemnością siadałam zawsze przed telewizorem, by móc ich wszystkich zobaczyć. A teraz mam ich na wyciągnięcie ręki, mogę porozmawiać, a nie wiem co mam powiedzieć. Chyba przyzwyczaiłam się do tego, że mam swojego prywatnego siatkarza i więcej mi do szczęścia nie potrzeba. Tyle tylko, że ten mój siatkarz ma teraz taką minę, że jakby mógł, to by mnie pewnie zabił. Niepewnie idę w jego kierunku i czuję w kościach, że ma do mnie żal o zbytnią euforię po wygranej Polaków z nimi. Niech on nie zapomina, że nasze narzeczeństwo nie obliguje mnie do tego, że wyrzeknę się tego co polskie i pokocham z miejsca to, co rosyjskie. Na takie coś to mi się nie umawialiśmy i on dobrze o tym wie.
-Strach przy tobie coś powiedzieć, bo zaraz polecisz i zakablujesz swoim Polaczkom.- Połtawski to jak nic nie mówi to nie mówi, a jak już zacznie, to aż w pięty wchodzi. Nie muszę chyba mówić jak w tej chwili się poczułam, gdy wszystkie oczy rosyjskiej drużyny zwróciły się w moją stronę. Momentalnie przypomniałam sobie chwile spędzone w mieszkaniu Bierieżków i momenty, w których stary nie dawał za wygraną i za wszelką cenę starał się uprzykrzyć mi życie. Mam teraz dwa wyjścia: albo się odezwę albo odwrócę się na pięcie i wybiegnę z hali. Patrzę w stronę Jurija, ale w jego twarzy nie znajduję niczego, co mogłoby zasiać w moim sercu nadzieję. Odwracam się i odchodzę. Nie biegnę jak oszalała, by nie robić niepotrzebnego zamieszania. Byłam pewna, że Jurij mnie dogoni i zatrzyma. Nie zrobił tego. Pozwolił mi myśleć, że różnica państw zaczyna budować między nami mur, który może stać się nie do przebicia. Do tej pory nie mieliśmy z tym problemu, ale przecież nic nie trwa wiecznie. Kiedy znajduję się na zewnątrz hali, odnajduję wzrokiem jakąś ławkę, która ma być dla mnie miejscem niepohamowanego wybuchu płaczu. Teraz już nie zwracam uwagi na to, że przechodzą obok mnie ludzie, dziwnie patrząc. Daję upust emocjom. Staram się nie dopuścić do siebie myśli, że tak właśnie mógł zakończyć się nasz związek. Przecież to nie możliwe, my za bardzo się kochamy. Tyle razy mówił, że kocha bezgranicznie. I ja kocham go do szaleństwa, ale nie chcę, by takie sytuacje miały miejsce w naszym życiu.
-Przepraszam…- słyszę jego głos za swoimi plecami. Nawet nie zauważyłam, że siedzę tu już drugą godzinę, płacząc w chusteczkę. Jurij zdążył się przebrać i mnie znaleźć. Jeśli liczył na to, że jego polski od razu załagodzi sprawę, to był w błędzie. To za poważna sprawa, by od tak przejść po niej do porządku dziennego.
-Masz do mnie żal o to, że jestem Polką i kibicuję polskim siatkarzom?- sama nie wiem czy o coś takiego można być złym, ale wolę się upewnić. Jego smutne oczy wskazują, że nie podobało mu się to, że cieszyłam się z przegranej jego drużyny. A ja przecież tylko pogratulowałam chłopakom dobrego meczu i nic poza tym. Gdyby sytuacja była inna, to zrobiłabym to samo w stosunku do jego drużyny.
-Maryś ja nie wiem co się ze mną stało. Jestem rozgoryczony przegraną, zachowałem się jak dzieciak. Do tego pozwoliłem, żebyś była obiektem drwin chłopaków. Przepraszam kochanie…- usiadł obok mnie i przytulił. Przylgnęłam do niego mocniej i tym razem w rękaw jego dresu wypłakiwałam swoje żale. Nie chcę z nim rozstawać. Za bardzo go kocham, ale nie chce, by taka sytuacja kiedykolwiek miała jeszcze miejsce między nami.
-Nie możesz mi zabronić tego co polskie, bo ja się tam urodziłam i nie chcę z tego rezygnować. Musisz mnie zrozumiesz Jura bo inaczej nasz związek  nie będzie miał sensu.- chyba był podobnego zdania co ja, bo przytulił mnie do siebie mocniej i pocałował w czubek głowy. Ostatnio coraz trudniej zapanować mi nad łzami. Kiedyś nie byłam taka, ale kiedyś moje życie było zdecydowanie prostsze. Pojęcie patriotyzmu i przywiązanie do tego co polskie pojawiało się tylko wtedy, gdy siadałam na trybunach i dopingowałam polskich siatkarzy albo przed odbiornikiem TV. Przyszło mi żyć w takich czasach, w których nie muszę biegać z bronią w ręku, ale patriotyzm mam zaszczepiony od najmłodszych lat i nie pozwolę się stłamsić.
-Obiecuję, że ta sytuacja już nigdy więcej się nie powtórzy…- znów pocałował mnie mocniej, jakby chciał rozwiać wszelkie moje wątpliwości. Czuję w dole brzucha przyjemne ciepło i radość, że mam go przy sobie. Oddaję pocałunki kątek oka dostrzegając dziwnie znajomą postać, ale za żadne skarby nie mogę sobie przypomnieć skąd mogę ją znać. Pewnie mam jakieś schizy, bo nie wiem skąd w Pekinie znajoma mi postać poza Jurijem i jego drużyną, bandą brata i rodzicami Michała Winiarskiego. Przestaję o tym myśleć, bo Jurij proponuje mi spacer, na który chętnie przystaję. Gdzieś w sercu mam żal do jego kolegów, że tak mnie potraktowali, ale nie mogę zachowywać się jak rozkapryszona panienka. Na całe szczęście narzeczony nie prowadzi mnie do hotelu, gdzie stacjonuje rosyjska drużyna. Idziemy w zupełnie innym kierunku wioski olimpijskiej, gdzie znajduje się tak zwana strefa familijna. Olimpijczycy spotkają się tu ze swoimi rodzicami. Od razu w oczu rzuca mi się Winiar z rodzicami i chowający się po kątach Kadziewicz ze swoją…Boże kto to jest?! Z tego co wiem to on się rozwiódł z Kamilą, ale myślałam, że ze względu na Amelkę to ona przyjechała do niego do Pekinu. Jak widać jestem naiwna myśląc, że wielka miłość pozostawia piętno na całe życie i potem ciężko znaleźć kogoś innego. Kadziu udowodnił już nie raz, że dla niego nie ma rzeczy niemożliwych.
-Mówiłaś, że się rozwiódł…- Jurij też dostrzega całującą się parę i jest tym wszystkim zdziwiony nie mniej niż ja. Z drugiej strony każdy człowiek ma prawdo do szczęścia. To, że się rozwiódł nie znaczy, że teraz już do końca życia ma żyć w celibacie. Kadziewiczowy celibat? Hahaha. To jeden z najbardziej sprzecznych epitetów jakie występować mogą w języku polskim. Nie zawracamy sobie nimi głowy, przemierzając dalej olimpijską wioskę. Objęta przez ramię Bierieżki zastanawiam się jak będzie wyglądać nasze życie za kilka lat. Na pewno nie będzie gromadki dzieci, ale może będziemy szczęśliwi. Pewnie nie raz pojawią się problemy, ale na pewno nie dopuścimy do tego, by tak łatwo z siebie zrezygnować. Jak człowiek kocha, to jest gotowy do wielu kompromisów, nawet tych najbardziej nieprawdopodobnych i niemożliwych. Pytanie czy ja dla tej miłości jestem w stanie zapomnieć o swoim pochodzeniu. Nie mówię tego głośno, ale znam już odpowiedź…

Dziwiłam się rozwodowi Łukasza, a sama siedzę i czekam aż jakaś nieznana nam osoba skończy nasz związek. Zanim jednak się tu znaleźliśmy, wzięliśmy ślub. Cichy, bez zbytniej pompy. Tylko my, twoja mama, koledzy z drużyny i…twój ojciec.

Koniec kwietnia 2009 roku. Powoli do końca dobiegał ligowy sezon Superligi, przesądzono też sprawę mistrza kraju w Polsce. Wszystko co ligowe powoli dobiega końca, a ja i Maria dzisiejszego dnia rozpoczynamy nowe życie. Przed urzędnikiem stanu cywilnego złożymy przysięgę, która wedle prawa uczyni z nas małżeństwo. Już dawno żyliśmy jak mąż i żona, pokonując wiele przeciwności losu, wzajemnie się wspierając i pomagając sobie. Zdaję sobie sprawę, że o innej uroczystości marzyła Maria, ale mamy przed sobą całe życie, by powoli wszystko uzupełniać. O godzinie 13 zameldowaliśmy przed budynkiem stanu cywilnego i czekaliśmy na świadków tej uroczystości. Po mojej stronie nie mogła zabraknąć Aleksa. Ostapieńko już na samym początku zapowiedział, że to on będzie świadkiem na moim ślubie, bo chce z bliska obserwować jak świadomie i dobrowolnie rezygnuję z wszystkich walorów kawalerskiego życia. Oczywiście żartował, a ja nie wyobrażałem sobie nikogo innego na jego miejscu. Ze smutkiem patrzyłem na moją brunetkę, która tego dnia była tu sama bez wsparcia nikogo z najbliższej rodziny. Jej świadkiem miała być Iwona, ale bratowa jest w ciąży i pojawiły się pewne komplikacje, które uniemożliwiły jej przyjazd do Moskwy. Zameldować miał się tu Krzysiek, ale Beim stanowczo mu tego zabroniła, nakazując opiekę nad ciężarną żoną. Uparła się do tego stopnia, że zagroziła mu zerwaniem z nim kontaktu, gdy nie zastosuje się do jej prośby. Najprawdopodobniej Igła nie chciał się jej narażać, bo nic nie zapowiadało tego, że pojawi się na ślubie siostry. Zamiast Iwony, świadkiem Marysi będzie moja mama. Wszystko jest takie nietypowe i inne niż wszędzie, ale zdążyłem się już do tego przyzwyczaić. Nie robił też na mnie wrażenie fakt, że na ślubie nie będzie mojego ojca. Nie chce mieć z tym człowiekiem nic wspólnego i on chyba zdaje sobie sprawę, że jego obecność jest tu nie wskazana.
-Kocham cię.- wyszeptałem do jej ucha, zanim weszliśmy do sali ślubów. Uśmiechnęła się niewinnie i splotła swoje palce z moimi. Sama uroczystość nie była długa. Mowa o tym, że w tym momencie zakładamy podstawą grupę społeczną nie była nudna. Z uwagą słuchałem o tym jaka odpowiedzialność spoczywa na mnie jako mężu i z wszystkich powierzonych mi obowiązków zamierzałem się wywiązać tak, jak należy. Z niepokojem spojrzałem na przyszłą żonę, gdy wspomniano o dzieciach. W naszym przypadku jest już nie możliwe, by mieć swoje dzieci, ale przecież istnieje adopcja. Sierocińce pełne są małych dzieci, które potrzebują miłości i opieki. Jeszcze o tym nie rozmawialiśmy, ale na pewno przyjdzie taki czas, gdy będziemy na ten temat rozmawiać. Na chwilę obecną musimy złożyć przysięgę, która scementuje nasz związek…
…wychodziliśmy już z budynku, gdy moim oczom ukazał się ojciec z bukietem kwiatów w ręku. Krew się we mnie zagotowała, a złość osiągnęła zenitu. Trzeba mieć tupet mojego ojca, by pojawić się w dniu ślubu syna, któremu z zimną krwią zabiło się dziecko. Jeśli myśli, że z okazji ślubu wszystko mu zapomnę i wybaczę to jest naiwny.
-Jurij twój tata.- Maria nie ma pojęcia dlaczego nie chcę utrzymywać kontaktów z ojcem. Od czasu do czasu powiem jej, że już dawno powinienem się od niego wyprowadzić i to wystarcza, by brunetka była usatysfakcjonowana moją odpowiedzią. Życzenia znajomych słyszałem jak przez mgłę. Byłem świadomy, że życzenia ojca nas nie miną. Jego bezczelny uśmiech sprawił, że gdyby okoliczności były inne, to na pewno otrzymałby cios w swoje uzębienie. Trzymałem jednak fason i nie dawałem po sobie poznać, że coś jest nie tak, choć gdy stanął przede mną twarzą w twarz, to momentalnie się usztywniłem, a wyraz mojej twarzy diametralnie musiał się zmienić, bo takie rzeczy się po prostu czuje.
-Życzę wam wszystkiego dobrego na nowej drodze życia. Mam nadzieję, że kiedyś uda nam się poprawić nasze relacje, bo nie chciałbym, byście traktowali mnie jak obcego człowieka.- patrzy mi prosto w twarz i tak bezczelnie kłamie. Przytula mnie do siebie, a ja jestem sztywny jak sopel lodu. Nienawidzę go. Kiedyś być może spotka mnie kara za moje słowa, ale nie potrafię inaczej.
-Nie wiem teraz jak się mam do pana zwracać. Tato?- niesamowicie ciąży mi ta rozmowa. Ciągnę Marię w kierunku samochodu, którym mamy jechać na weselny obiad. Widzę, że moja żona jest podbudowana zachowaniem ojca. Czasem mam cholerną ochotę powiedzieć jej o wszystkim, ale boję się, że wraz z ostatnim słowem wypowiedzianym przeze mnie słowem, ostatni raz widziałbym Marię przy sobie.
-Czuję kochanie, że będziemy szczęśliwi.- też to czuję, bo jestem przekonany, że Maria to kobieta mojego życia. Chcę budzić się przy niej i zasypiać każdego dnia. Chcę, by to ona za każdym razem siadała na trybunach i obserwowała na żywo moje poczynania. Jej wsparcie jest dla mnie niezbędne. Wiem też, że nasze małżeństwo będzie wymagało od nad kompromisów. Przede wszystkim to ja będę musiał nauczyć się tolerancji do tego, że moja drużyna stoi w jej sercu niżej niż reprezentacja Polski.
-No pewnie, że będziemy szczęśliwi. Tak bardzo się kochamy, że nie mamy wyjścia.- jestem zdania, że kiedy dwoje ludzi się kocha i ufa sobie bezgranicznie, to nie ma szans, by coś stanęło na drodze do ich szczęścia. Wiem, że nie zawsze byłem wobec niej szczery, ale robiłem to dla naszego dobra. Kto wie czy gdyby Beim poznała prawdę, dziś siedzieliśmy byśmy za stołem i z dumą patrzyli na połyskujące na naszych palcach obrączki<klik>. Na całe szczęście ojciec nie był na tyle perfidny, by pojechać z nami do restauracji. Zdaję sobie sprawę, że to nie jest ślub i wesele marzeń, ale kiedyś na pewno przyjdzie czas, by przygotować wspaniałą ceremonię na miarę tych polskich. Krzysiek zapowiedział mi już, że stanie na głowie, by jego siostra wzięła ślub kościelny w Polsce z większą ilością gości i zabawą do białego rana. Nie miałem nic przeciwko temu. Chciałem, by Marysia była szczęśliwa i obiecałem sobie, że zrobię wszystko, by tu w Rosji miała namiastkę polskości. Od dziś w naszym domu będziemy mówić tylko i wyłącznie po polsku.
-Zatańczymy?- z głośników w restauracji wydobywa się cichutka muzyka, ale poleciłem Aleksowi, by poszedł do właściciela i poprosił o przygłoszenie muzyki. Po chwili do naszych uszu dotarły mocniejsze takty rosyjskiej ballady o miłości. Podałem żonie ręku i wyszliśmy na środek sali. Znalazł się nawet ktoś z aparatem, kto uwiecznił nasz pierwszy, małżeński taniec. Patrzyłem jej w oczy i śmiało mógłbym powiedzieć, że w jej oczach zamknęło się moje szczęścia. Ona i ja to nasze najmniejsze państwo świata, gdzie oboje będziemy szczęśliwi. Po skończonej piosence Ostapienko domagał się pocałunku. Nie musiał mnie nikt do tego dwa razy namawiać. Przyssałem się do jej ust i napawałem się szczęściem. Jest już moja i tylko moja. Gdyby mi ktoś powiedział, że w Polsce znajdę miłość swojego życia to w życiu bym nie uwierzył, ale jak widać człowiek niczego nie może być pewien…

Mieliśmy być szczęśliwi do końca świata i o jeden dzień dłużej, a dziś jesteśmy w sądzie i chcemy zakończyć nasze małżeństwo. Sąd pyta cię o powody rozpadu naszego małżeństwo i kiedy pojawiły się pierwsze ich symptomy. Zaczynasz opowiadać o tym jak pół roku po naszym ślubie pokłóciliśmy się na tyle poważnie, że spakowałaś walizkę i pojechałaś do Polski…

~*~
Witam! Wiem, że trochę tu nawalam, ale zanosi się na to, że będzie lepiej. Za tydzień FF Ligi Mistrzów, Zenit Kazań i Jura! :) Tak poważnie to życzę Zaksie jak najlepiej, ale napawam się radością myśląc, że być może za tydzień zobaczę Jurka w ekranie TV. Przypominam sobie ubiegłoroczne FF i tę akcję z blokiem w końcówce tie breaka :) Wtedy były łzy, ale zero złości do szatyna, bo na zdrowy chłopski rozum to gdyby sytuacja była odwrotna to pewnie Winiar też by się nie przyznał. Nie ma co wracać do przeszłości.
Ślub Marysi i Jurija w dość okrojonym składzie, ale nie zapominajcie, że to są wspomnienia i nie wszystko musi być odtworzone z dokładnością. Mam nadzieję, że Wam to nie przeszkadza.
Na górze piosenka, którą zawsze sobie włączam, gdy nie wiem jak zabrać się za pisanie tego opowiadania ;)
Pozdrawiam i do napisania ;)