Wszystko
co dobre szybko się kończy i śmiało mogłam tak powiedzieć o moim pobycie u
brata. Odpoczęłam, nabrałam dystansu, ale przede wszystkim wiele przemyślałam.
W kilku kwestiach byłam skłonna podzielić opinię Jurija. W jakiej mianowicie?
Otóż w tej, że dzieci budują związek i go cementują. Prze te kilka dni byłam
naocznym świadkiem ile radości w życie małżeństwa wnosi chociażby zwyczajna
wieczorna kąpiel Dominiki czy tłumaczenie Sebastianowi zawiłości tego świata.
Widząc brata z jaką miłością odnosi się do swoich dzieci i jaki jest z nich
dumny wiem, że Jurek też chciałby czuć taki rodzaj dumy. Kadziewicz kiedyś
powiedział, że nic nie daje takiego kopa jak trzymacie dziecka na rękach i coś
w tym na pewno jest. Przemyślałam też sprawę adopcji i to wcale nie jest tak,
że ja jej nie chce. Wspaniale byłoby pomóc chociażby jednemu maleństwu, któremu
nie z jego winy zabrakło rodzinnego ciepła. Boję się tylko, że zbytni pośpiech
nie jest w tym przypadku dobrym doradcą. Nie chciałabym potraktować tej sprawy
jako wyjścia do galerii handlowej i spełnienia swojej zachcianki. Nie wyobrażam
sobie, że po powrocie do Moskwy pójdziemy do jakiegoś domu dziecka i urządzą
tam dla nas „pokaz”, w którym będziemy mogli wybrać dla siebie pociechę.
Przecież to nie powinno tak działać. To trzeba przemyśleć. Nie wolno się
spieszyć. Trzeba być pewnym, że właśnie temu dziecku będzie się w stanie
ofiarować rodzinną miłość i ciepło. Nie wyobrażam sobie, że wybieram dziecko
tylko dlatego, że mi się podoba i z miejsca mam je pokochać. Tak się chyba nie
da, bynajmniej ja tak nie potrafię. Mam też za sobą rozmowę z Krzyśkiem o jego
pobycie w Domu Dziecka i o tym jak w takiej chwili czeka się na kogoś, kto
przyjdzie i odmieni akurat twój los. On codziennie czekał aż jakaś rodzina
zjawi się i będzie chciała się nim zaopiekować. Nie zjawił się nikt po niego,
bo Igła był już dużym dzieckiem, a takim ciężej o adopcję. Mówił mi też o
zazdrości, która pojawia się, gdy jakieś dziecko z bidula opuszcza go.
Uczono ich, że w takiej sytuacji trzeba się cieszyć szczęściem kolegi czy
koleżanki, ale nikt nie potrafił. Tego też się boję. Nie wiem czy będę umiała
sobie poradzić ze świadomością, że dałam szczęście jednemu dziecku, pozbawiając
go dziesiątek w takiej samej sytuacji. O tych rozterkach i jeszcze wielu
innych zamierzałam porozmawiać z mężem po powrocie do Moskwy. Mamy już za sobą
długą rozmowę telefoniczną, w której Jura przeprosił mnie za swoje zakochanie i
obiecał, że taka sytuacja już nie będzie mieć więcej miejsca. Problem w tym, że
te słowa słyszałam już wiele razy. Ostatnio słowo „Przepraszam” i „Obiecuję”
słyszę zdecydowanie częściej niż „Kocham cię”. To też musimy zmienić, bo na
ciągłych kłótniach i przeprosinach to my daleko nie zajedziemy.
-Jesteś
gotowa?- na co? Na wizytę u rzeszowskiego ginekologa. To też jeden z progresów
jaki nastąpił we mnie po przyjeździe do Polski. Wreszcie zebrałam się na
odwagę, by skonsultować swój przypadek na ojczystej ziemi. Miałam obawę, że
usłyszę ten sam werdykt, po którym nie będę miała już złudzeń, ale postanowiłam
się nie poddawać i nie rezygnować z tego. Wiem, że Iwonka musiała się wiele
natrudzić, by załatwić tę wizytę.
-Tak.
Możemy jechać.- zakładam swój płaszcz i torbę na ramię. Wsiadając do samochodu
czuję, że jestem coraz mniej pewna czy chcę tam jechać, ale pokrzepiający
uśmiech bratowej sprawia, że nie zamierzam się poddawać. Myślę, że już
pogodziłam się z diagnozą, więc nawet jej powtórzenie nie powinno zrobić na
mnie większego wrażenia. Jakieś na pewno zrobi, ale może nie tak olbrzymie jak
wcześniej. Prywatny gabinet doktora Piskorskiego jawi się przed naszymi oczami
w całej okazałości. Mam w gardle coraz większą gulę, a żołądek jak zwykle w
stresowych sytuacjach przewraca koziołki, ale jak się powiedziało A to trzeba
powiedzieć też B. Wysiadamy z Iwonką z samochodu i idziemy w stronę budynku. Zajmujemy miejsce w kolejce. Nie ma to dla mnie większego
znaczenia bo wiem, że i tak mam być przyjęta na końcu. Ginekolog nie chciał
mnie przyjąć, tłumacząc się zbyt dużą ilością pacjentek. Wiem, że prowadził
ciążę bratowej, a do tego jest fanem miejscowej drużyny, więc kiedy Iwona
zadzwoniła do niego i powiedziała, że chodzi o siostrę Krzysztofa Ignaczaka, to
po wielkich trudach nadeszła zmiana frontu. Szybko zleciało mi oczekiwanie na
swoją kolej, a sama wizyta także zapowiadała się na rzeczową. Nie wiem czy
Piskorski gdzieś się spieszy czy po prostu zawsze jest taki, ale odpowiada mi
to. W Rosji mi tego zabrakło. Kiedy leżałam w szpitalu i zastanawiałam się,
dlaczego coś takiego spotkało właśnie mnie, przyszedł lekarz i powiedział, że
nie jest w stanie nic zrobić. Tylko tyle. Nie powiedział na tle czego doszło do
uszkodzeń i czy naprawdę nie ma szansy na to, by jakoś to wyleczyć. Po prostu
powiedział, że nie będę mogła zajść więcej w ciążę i tyle go widziałam.
-Dosyć
niejednoznaczny obraz ultrasonograficzny.- ślina staje mi w gardle. Może jest
jeszcze gorzej niż myślałam? Niech mi jeszcze powie, że przyplątała się do mnie
jakaś kobieca choroba, to już w ogóle wywieszę białą flagę, pojadę nad Solinę i
skończę ze swoją marną osobą. Iwona widzi, że jestem zszokowana, więc w moim
imieniu pyta ginekologa co miał na myśli. Ten tylko kręci głową, że powinien mieć przed sobą cały mój wypis ze szpitala, bo po tym badaniu USG to on może
tylko powiedzieć, że prawdopodobnie niedokładnie wyczyszczona macicę po
poronieniu i dlatego dziś będzie musiał to sprawdzić. Zrobiło mi niedobrze
na myśl, że przez tyle czasu znajdowały się we mnie szczątki obumarłego płodu.
Jakiego tam płodu, mojego dziecka. Na całe szczęście po 10 minutach dogłębnego
sprawdzania moich wnętrzności z ulgą przyznał, że jego koledzy po fachu z
Moskwy dobrze wykonali swoją robotę. Cenię ludziach szczerość, ale czasami
lepiej po prostu nie wiedzieć o pewnych kwestiach. Po tych wszystkich badaniach
muszę stwierdzić, że Piskorski jest profesjonalistą w każdym calu i widać, że
zależy mu na pacjentkach. Mimo że mu się spieszyło, to zbadał mnie dokładnie, a
nie po łebkach. Co kilka minut powtarza, że potrzebne mu moje dokumenty z
Rosji.
-Umówmy
się tak, że po powrocie do Rosji pani zeskanuje całą dokumentację i prześle mi
ją drogą internetową. Ja się z nią zapoznam, zadzwonię do pani i umówimy się na
kolejny spotkanie, w którym myślę, że będę miał pani znacznie więcej do powiedzenia.-
bałam się zapytać czy istnieje szansa na to, że jeszcze kiedyś zaznam smaku
bycia w stanie błogosławionym. Może to za dużo jak na jeden raz? Znów co prawda
nie wiem do końca na czym stoję, ale gdyby nie było już szans na to, by
przywrócić mi możliwość zajścia w ciążę to myślę, że Piskorski by mi o tym
powiedział i nie zawracał głowi sobie i mi.
-Dobrze.
Jutro będę w Moskwie, ale zanim pewnie znajdę to wszystko w mieszkaniu to
trochę czasu upłynie, więc może umówmy się, że prześlę panu te dokumenty w
weekend? Dziś mamy środę. Jutro wracam do domu, ale za Chiny nie wiem gdzie te
dokumenty mogą się zajmować. Może być też tak, że nie ma ich w ogóle w naszym
mieszkaniu i będę musiała jechać do szpitala. Wtedy nie miałam do tego głowy i
nawet nie wiem czy o coś takiego Jurij poprosił. Myślę jednak, że to wszystko
jest do załatwienia, ale na wszystko potrzeby jest czas, który starałam się
sobie zapewnić. Lekarz przystał na moją propozycję, wręczając wizytówkę z
numerem do siebie i adresem e-mail.
-Bardzo
serdecznie dziękuję.- trochę się bałam czy będę w stanie uregulować należność
za tę wizytę. Jeszcze za czasów mieszkania w Żyrardowie zdążyłam się przekonać
na ile ceni się dobry lekarz, a Piskorski na pewno do takich śmiało mógł się
zaliczać. Wielkie było moje zdziwienie, gdy pytając o cenę wizyty usłyszałam,
że policzymy się przy następnej okazji. Poczułam wtedy, że on widzi dla mnie
jakąś szansę, że zrobi wszystko, by spełnić marzenie myślę, że każdej kobiety w
moim wieku. Mocno podniesiona na ducha razem z Iwoną opuściłam jego gabinet.
Kiedy znalazłyśmy się na zewnątrz wyściskałam bratową za to, że namówiła mnie
na tą wizytę i dołożyła wszelkich starań, by wcisnąć mnie do napiętego grafiku
ginekologa.
-Z tego
wszystkiego zapraszam cię na dobre ciastko i kawę.- nie zostałam spłukana do
zera, więc mogłam się sztachnąć na taki wydatek. Iwona podłapała temat,
przystając na to.
-Tu
niedaleko jest taka kawiarenka. Na pewno ci się w niej spodoba.- wsiadłyśmy do
samochodu i ruszyłyśmy w drogę. Kawiarnia naprawdę znajdowała się niedaleko,
więc kiedy auto bratowej zatrzymało się pod „Dolce Vita”, odpięłam pasy i
zdziwiona spojrzałam na Iwonę, która nie wykonała tej czynności.
-Tam w
środku jest ktoś, kto zdecydowanie bardziej chce zjeść z tobą dobre ciastko i
wypić mocną kawę. Powodzenia kochana.- ucałowała mój policzek i prawie siłą
wypchnęła z samochodu. Pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy to ta, że do
Rzeszowa przyjechał Jurij. Co prawda jeśli dziś rozmawialiśmy ze sobą i mówiłam
mu, że po moim powrocie porozmawiamy, ale może nie chciał czekać, chcąc zrobić
mi niespodziankę? Weszłam do przytulnej kawiarenki, omiatając wszystkich gości
wzrokiem. Nigdzie nie było mojego szatyna, natomiast pod oknem się siedział już
nie mój blondyn. Nie mogę uwierzyć, że to on chciał się ze mną spotkać.
Ostatnia rozmowa naszej trójki nie należała do najprzyjemniejszych i nie
przypuszczałam, że to on wyjdzie z inicjatywą, a jednak. Podeszłam najciszej
jak potrafiłam do zajmowanego przez niego miejsca i położyłam dłoń na jego ramieniu.
-Piotruś…-
podświadomość podpowiadała, że na horyzoncie nie ma Judyty i nie muszę się
martwić, że zaraz wyskoczy do mnie z japą i będzie krzyczeć za to w jaki sposób
zwróciłam się do jej chłopaka. Jestem pewna, że ona nie ma pojęcia o tym, że
Nowakowski tu przyjechał. Na pewno by go nie puściła. Czy to moja sprawa? Ja
nie miałam nic przeciwko ich związkowi i nadal nie mam, ale jeśli Maciejak
postawi sprawę w takich świetle, to ja też mogę grać nieczysto. Oczywiście nie
ma mowy o tym, że będę się przystawiać do środkowego, ale nie będę się też
przejmować tym, że z nim rozmawiam bez zgody blondynki. Takie podejście do
sytuacji pozwoliło mi wpaść w ramiona Piotrka i mocno się do niego przytulić.
Może brakuje mi Jurija, może i pragnę ponad życie możliwości zajścia w ciążę,
ale przyjaźni z Nowakowskim też mi brakuje…
Tyle tylko, że nie było na nią
szans. Ja szczęśliwa wróciłam do Jurija, wyjaśniłam z nim wszystko, a Piotrek
przechodził piekło z Judytą. Rozstali się nawet na chwilę, a ja nie chciałam
żyć ze świadomością, że to moja wina. Poprosiłam Piotrka, by wybrał kobietę,
którą kocha. Bo choć tego nie rozumiałam, to on mimo wszystko cały czas ją
kochał…
Po
rozmowie z Marysią czuł, że wszystko między nimi może się ułożyć i nawet przez
chwilę myślał, że Judyta będzie w stanie to zaakceptować i zrozumie, że ze strony
Bierieżko nie grozi żadne niebezpieczeństwo ich związkowi. W takiej świadomości
żył do czasu, kiedy powiedział blondynce o tym spotkaniu. Zrobiła mu nie
wyobrażalną awanturę, która skończyła się rozstaniem. Nie spotykali się trzy
miesiące. Piotrek miał wiele czasu na to, by wszystko dokładnie przemyśleć.
Brakowało mu Judyty, ale nie chciał też rezygnować z Marysi. Z chęcią sięgał
pamięcią do dni, w których we trójkę świetnie potrafili się dogadać. Teraz nie
było na to najmniejszych szans. Judyta uparcie twierdziła, że obecność Beim w
ich życiu sprawi, że związek nie przetrwa. Jako gwarant swoich słów używała
argumentu, że jego spotkanie z nią doprowadziło do ich rozstania. Zadzwonił
wtedy do Marii i opowiedział o wszystkim. Przez telefon usłyszał pytanie czy on
kocha Judytę i czy nie przeszkadza mu ten ciągły brak zaufania? Nie
odpowiedział od razu, a Marysia jego milczenie odebrała jako odpowiedź
twierdzącą. Mimo że nie podobało mu się zachowanie Judyty, to cały czas była
bliska jego sercu. Gdy w pobliżu nie było Marysi i gdy temat nie schodził na
jej osoby, to wszystko między nimi było w porządku. Blondynka potrafiła
zaakceptować wszystkie jego nawyki i dziwactwa. Nie potrafi zaakceptować tylko
Marysi…
-Możemy
porozmawiać?- Piotrek skorzystał z wolnego dnia i przetransportował się z
Częstochowy do Żyrardowa. Zależało mu. Judycie chyba również, bo zareagowała na
jego pytanie. Spotkali się przed jej domem. Maciejak odwróciła się.
-Wejdźmy
do środka.- tak zrobili. Przemknęli niezauważenie, by nie tłumaczyć się nikomu
i uniknąć pytań na temat ich wspólnej przyszłości. Na chwili obecną ich wspólna
przyszłość stoi pod znakiem zapytanie. Zniknęli za drzwiami pokoju blondynki,
zamykając je na klucz.
-Piotrek
przepraszam. Zareagowałam zbyt emocjonalnie, ale nic nie poradzę na to, że się
boję. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym cię stracić. Za długo na ciebie
czekałam.- no tak. On wiedział o tym, że uczucie Judyty pojawiło się już dawno,
ale nic o nim nie wiedział. Na początku wydawało mu się dziwnym, że miłość
pojawiła się w stosunku do przyjaciółki. Szybko się okazało, że nie mógł sobie
z nią poradzić i musiał zrobić coś w kierunku, by być z Judytą.
-Dlaczego
nie chcesz zrozumieć, że nie musisz upatrywać w Marii rywalki? Ja nic do niej
nie czuję.- oprócz przyjaźni. Tego się nie mógł wyzbyć, choć tyle czasu
próbował. Za każdym razem gdy dłużej pomyślał o brunetce, wszystko wracało do
niego z podwojoną siłą. Najwidoczniej do Judyty również wracało wszystko ze
zdwojoną siłą, gdy tylko pojawiało się nawet nikłe wspomnienie o Beim. W icg
przypadku przyjaźń przerodziła się w miłość, więc jaką ma gwarancję, że kiedyś
ta dwójka nie poczuje czegoś do siebie. Doskonale wie ile dla Piotrka znaczyła
brunetka. Nie jednokrotnie była o nią zazdrosna, bo to jej Nowakowski poświęcał
więcej czasu i najzwyczajniej to ona była dla niego ważniejsza. Teraz kiedy
role się odwróciły, zrobi wszystko, by hierarchia w jego sercu nie uległa
zmianie…
Nie chciałam dyskutować z ich
miłością, zajęłam się swoją. Chciałam też do końca doprowadzić swoje sprawy
zdrowotne. Problem pojawił się wtedy, gdy nie potrafiłam zlokalizować swojej
szpitalnej dokumentacji. Jurij nie pomagał, ale w końcu się udało. Wysłałam
wszystko Piskorskiemu. Chciał mnie widzieć w Polsce, by zrobić kompleksowe
badania. W pewnym momencie pojawiła się myśl, że przeniesiemy się z Jurijem do
Polski, bo kończył mu się kontakt w Moskwie. Chciał spróbować czegoś nowego.
Padło na Włochy, ale przed naszym wyjazdem zdążyłam pojechać do Rzeszowa. Tak
bardzo chciałeś dziecka, a nie okazywałeś większego entuzjazmu. Nie rozumiałam
dlaczego…
~*~
Takie to banalne... Mam nadzieję, że kiedy przeniesiemy się do wydarzeń bieżących to pójdzie mi znacznie lepiej...
Pozdrawiam i do napisania:***