wtorek, 19 lutego 2013

16.


Myślałam, że nie wytrzymam z tych nerwów! Jeszcze nigdy Jurek nie doprowadził mnie do takiej złości, ale w tym przypadku odbił sobie za cały nasz związek. Nie dość, że bez mojej wiedzy przeniósł nasze miejsce zamieszkania, to jeszcze teraz kompletnie zalał się w trupa i nie było z nim żadnego kontaktu, bo spał jak kamień. I do tego jeszcze tak nieznośnie chrapał, że nie miałam innego wyjścia jak tylko obrócić się na pięcie i wyjść z tego mieszkania. Wzięłam ze sobą torbę, bo dobrze wiedziałam, że na jej dnie mam jeszcze paczkę papierosów, a teraz nic nie było mi tak potrzebne do szczęścia jak mentolowy papieros. Wyszłam przed blok i kompletnie nie wiedziałam gdzie mam dalej pójść. Gdzieś w dali widziałam drzewa, więc od razu założyłam, że to musi być jakiś park i, że to w nim uda mi się wyciszyć i choć trochę uspokoić. Droga nie zajęła mi dużo czasu, bo już po 15 minutach siedziałam na oparciu ławki i zaciągałam się papierosowym dymem. Nie paliłam dużo, tylko w sytuacjach, kiedy już nie wiedziałam co mam za sobą począć. Wracam z Polski z nadzieją, że tu w Moskwie mam jakiś pewny punkt odniesienia w swoim życiu, a tu się okazuje, że człowiek nigdy nie może być niczego pewnym. Gdybym powiedziała, że Jurij mnie w tym momencie nie zawiódł, to musiałabym skłamać. Może i nie mam jakiegoś dużego doświadczenia jeśli chodzi o związek z mężczyzną, bo na dobrą sprawę Jurij jest pierwszym poważnym w moim życiu, ale przecież każde dziecko wie, że tak poważne decyzje powinno się podejmować wspólnie, po wcześniejszych rozmowach. Nawet nie wiem dlaczego musieliśmy się przenieść i dziś się pewnie nie dowiem, bo Bierieżko tak się schlał, a jutro będzie miał takiego kaca, że o poważnej rozmowie mogę zapomnieć. Zresztą to jemu powinno zależeć na tym, by mi to wszystko wytłumaczyć, więc nie będę się przejmować. Poczekam na krok z jego strony.
-Masz ognia?- podnoszę oczy do góry, bo zdawało mi się, że ktoś powiedział coś do mnie po angielsku. Oczy musiałam podnosić wysoko do góry, bo owy osobnik był pokaźnych rozmiarów. Jeśli siatkarz, to uznam, że ta dyscyplina sportu za bardzo panoszy się w moim życiu. Nie wypadało jednak o to pytać, bo jeszcze sobie koleś pomyśli, że na niego lecę czy coś.
-Mam.- wygrzebałam zapalniczkę z torby i podałam ją szatynowi. Podziękował mi z uśmiechem i usiadł na tej samej ławce, którą zajmowały moje cztery litery. Dokładnie się mu przyglądałam, ale za Boga nie mogłam sobie przypomnieć jego twarzy z siatkarskich boisk. Na pewno nie był Rosjaninem, bo zawodników rosyjskich kojarzę całkiem dobrze. A może nie był siatkarzem? To by mi też pasowało, bo co za sportowiec, odpalający papierosa za papierosem.
-Kadziewicz…- uśmiechnęłam się pod nosem, bo z tego co mówił mi sam środkowy, to i on miał w swoim życiu taki etap, gdzie szukał ukojenia nerwów w tytoniu i w pewnym momencie palił całkiem sporo.
-Kadziewicz? Interesujesz się siatkówką?- no teraz to już jestem pewna, że jest siatkarzem, bo jak tylko powiedziałam to nazwisko, to momentalnie zbystrzał i uniósł brew do góry.
-No interesuję się, interesuję. Tak w ogóle to Maria jestem, pochodzę z Polski.- może to nie zbyt poprawnie przedstawiać się kobiecie jako pierwszej, ale skoro zaczęliśmy już prowadzić coś przypominającego dialog, to wypadałoby prowadzić go w sposób niekoniecznie całkowicie anonimowy.
-A ja jestem Matt, pochodzę z USA. Dobrze myślisz, jestem siatkarzem.- jasnowidz czy co? Cholerka! Chyba za bardzo na początku go lustrowałam wzrokiem i chłopak się zorientował, że mam jakieś podejrzenia względem jego osoby. Żadnego amerykańskiego siatkarza o imieniu Matt nie znam, ale może to jakiś młody wilczek, będący w przyszłości jej wielką gwiazdą. Na oko jest wieku mojego i Piotrka.
-No ja się trochę na siatkówce znam, bo mój brat jest siatkarzem, ale ciebie z całym szacunkiem, ale nie kojarzę…
-Bo ja jeszcze nie grywam w reprezentacji, ale wierzę, że kiedyś moje marzenie się spełni. A ty będziesz mogła powiedzieć, że znasz gwiazdę światowego formatu.- chyba ktoś tu zaczyna sobie za bardzo pochlebiać. Mogłabym mu wyjechać kto jest moim bratem, ale nie należałam do osób lubiących się chwalić. W sumie to powinnam zacząć kto jest moim chłopakiem to może ten cały Matt przestałby perfidnie patrzeć się w moje cycki. Chyba czas zakończyć to „dotlenianie się” na świeżym powietrzu, bo te jego głupkowate uśmieszki zaczynają działać mi na nerwy. Znajomość zaczęła się miło, ale jak koleś zaczął mi opowiadać o tym jak to ciężko jest być przystojnym chłopakiem, to wstałam z ławki i zostawiłam go samego. Jak szłam to czułam na sobie jego wzrok świdrujący moją sylwetkę i miałam ochotę się odwrócić, ale ostatecznie nie zrobiłam tego. Wróciłam do mieszkania w którym roznosił się niemiłosierny zapach alkoholu. Jurek leżał jak to nieboskie stworzenie na kanapie w salonie, a obok niego siedziała jego mama. Byłam zdziwiona jej obecną tutaj, ale w sumie to dobrze, że przyszła, bo zobaczy w jakim stanie jest jej ukochany synuś. Jeszcze by się przydało, żeby wpadł tu Wiktor.
-Na stole w kuchni jest obiad. Przywiozłam twoje ulubione kluski z serem.- no i pani Olga trafiła w samo sedno, bo kluski z serem w jej wykonaniu to coś, co choć na chwilę pozwoli ukoić moje nerwy i zapomnieć o wszystkim. Usiadłyśmy obie w kuchni, ale pani Bierieżko nie chciała jeść, bo twierdziła, że obiad ma już za sobą. Nie chciałam jeść sama, ale dłużej też nie mogłam silić się na uprzejmości, bo żołądek domagał się jedzenia. Futrowałam kluski jakbym nie jadła kilka dni, a pani Olga przyglądała mi się z uśmiechem. Tyle tylko, że za tym uśmiechem kryło się jakieś zmęczenie i zmartwienie.
-Stało się coś? Jest pani jakaś smutna…- może chodzi jej o naszą wyprowadzkę? Nie powiem, ale jej obecność tutaj chce wykorzystać do tego, by dowiedzieć się co kierowało Jurijem, kiedy decydował się przeprowadzkę?
-Wyprowadziłam z domu i nie mam się gdzie podziać. Ja już dłużej nie mogę mieszkać z moim mężem, a jeszcze jak wy się wyprowadziliście, to nie ma tam dla mnie miejsca. Wiktor stał się nie do zniesienia…- przeczuwałam, że to musiało mieć związek z starym Bierieżkom, ale trochę się temu wszystkiemu dziwiłam, bo przecież przed moim wyjazdem wszystko powoli zaczynało się układać, a Wiktor zachowywał się tak, jakby zaakceptował mnie w swojej rodzinie. Może to tylko były pozory? Już dawno twierdziłam, że jego osobowość jest strasznie złożona i nie tak łatwo rozłożyć ją na czynniki pierwsze. O tym, że potrafił grać byłam przekonana, ale ostatnio nieśmiało dochodziłam do wniosku, że zaczynał się powoli zmieniać nie tylko w stosunku do mnie, ale i ogólnie do całej swojej rodziny. Jak widać nie miałam racji, bo pani Olga pokazała mi swoją posiniaczoną rękę. Zagotowało się we mnie! Nagle cała złość na Jurka o tę przeprowadzkę minęła, a pojawiła się radość, że uwolnił nas od tego tyrana. Jak ja mogłam dać się tak nabrać? Miałam nadzieję, że się zmienił, że coś zrozumiał, a on tylko grał. Dla mnie jak mężczyzna bije kobietę nie wart jest ani minuty, by się z nim męczyć i liczyć na to, że się zmieni.
-Niech pani nie płaczę. Zamieszka pani z nami. Co prawda nie mam pojęcia czy tu jest jakiś osobny pokój, bo jeszcze nie zdążyłam się rozejrzeć, ale pani z nami zostanie. Bardzo dobrze pani zrobiła, wyprowadzając się od niego. Bardzo dobrze!- na pewno wymagało to od niej nie lada odwagi, bo przez tyle lat była mu posłuszna i stłamszona, ale na dobre decyzje nigdy nie jest za późno. Nie wiadomo co by się stać mogło, gdyby została z nim jeszcze jeden dzień dłużej. Aż boję się pomyśleć, że mogłoby się skończyć na czymś znacznie poważniejszym niż tylko siniaki. Jak tylko Jurij dojdzie do siebie, to jutro będę musiała z nim poważnie porozmawiać, bo pod moją nieobecność działy się chyba ważne rzeczy o których nie raczył wspomnieć mi przez telefon. Oj chyba nie w ten sposób powinno się budować związek…

Rozmowa się odbyła i padło wiele cierpkich słów pod adresem twojego ojca. Zrozumiałam, że przeprowadzka była konieczna, ale poprosiłam cię byś na przyszłość informował mnie o swoich zamiarach i nie podejmował tak ważnych decyzji bez mojej wiedzy. Od tej chwili wszystkie decyzje podejmowaliśmy wspólnie, a pierwszą z nich była decyzja o moim wyjeździe do Pekinu na Igrzyska…

Nie lubiłam się nigdy chwalić, ale pierwszy rok zdałam śpiewająco. Sopaczce nie udało się uprzykrzyć mi życia. To ja tryumfowałam w połowie czerwca, gdy z miną zbitego psa stawiał mi czwórkę plus, bo doskonale wiedział, że umiałam wszystko, ale postawienie mi piątki było dla niego zbyt dużym wysiłkiem. Ta ocena nie zauważyła tak naprawdę na dobrej średniej i na zakończenie roku akademickiego dostałam nawet list gratulacyjny i stypendium naukowe. Normalnie gdy dostałam te pieniądze to przez chwilę poczułam się niezależna i miałam ochotę zaszaleć. Oczywiście na nic wielkiego nie mogłam liczyć, ale zakupy udało mi się zaliczyć. Do tej pory byłam finansowana przez Jurija, który wziął sobie za obowiązek robienie wszystko, by mi niczego nie zabrakło. Nie brakowało, ale kiedy chciałam zrobić prezent jemu, to nie zręcznie było mi prosić go o pieniądze. I tę kwestię szatyn rozwiązał dość sprawnie, zakładając mi osobiste konto, na które co miesiąc wpłacał pewną sumę pieniędzy na moje wydatki. Dziś jednak będę mogła iść do sklepu i kupić mu coś za swoje, można by powiedzieć, ciężko wyuczone pieniądze. Należy mu się jakaś nagroda za to, że wysłuchiwał moich lamentów o tym, że na pewno nie zdam jakiegoś egzaminu i będę musiała korzystać z sesji poprawkowej. W końcu to on biegał po aptekach w poszukiwaniu kropli na żołądek dzień przed egzaminem u mojego ulubionego profesora Sopaczki. Chciałam mu kupić coś delikatnego, co zawsze będzie mu przypominać o mnie. Już wcześniej wpadł mi do głowy pewien pomysł, a dziś tylko trzeba go zrealizować. Otóż mój czerep umyślił sobie, by iść do odpowiedniego sklepu i zamówić mu kubek z naszym zdjęciem i odpowiednim wpisem. Może i powiało tandetą, ale mi się ten pomysł podobał i nie chciałam z niego rezygnować. Pojechałam w odpowiednie miejsce i znalazł odpowiedni sklep, w którym wykonywano takie rzeczy na zamówienie. Z portfela wyciągnęłam nasze wspólne zdjęcie, na karteczce napisałam sentencję o miłości i złożyłam zamówienie. Kubek miałam odebrać za trzy dni. Co prawda Jurija nie ma teraz w domu, bo jest na zgrupowaniu, ale jak wróci, to będzie jak znalazł. Cały czas wisi nam nami rozłąka spowodowana Igrzyskami Olimpijskimi. Miałam taki pomysł, by wybrać się do Chin, ale obawiałam się trochę samotnego wyjazdu. Iwonka nie mogła mi towarzyszyć, bo musiała by zabrać ze sobą Sebastiana, a dla małego taki wyjazd mógłby być zbyt dużym szokiem. Nie miałam z kim jechać. Próbowałam namówić panią Olgę, ale ona nie chciała się na to zgodzić. Już i tak na każdym kroku powtarzała, że jest dla nas ciężarem i od czasu do czasu wspominała o tym, że prędzej czy później będzie musiała się od nas wyprowadzić. Mi mama Jurka absolutnie nie przeszkadzała, a w momentach kiedy on musiał wyjeżdżać na zgrupowania czy dalekie mecze, była moim lekiem na samotność. Dziś na ten przykład nie wrócę do pustego domu, tylko do wypełnionego zapachem pysznego obiadu. Dzięki niej nie muszę się martwić o nasze wyżywienie, bo ona dzieli i rządzi w kuchni, a mi taki układ jak najbardziej odpowiada, bo zdecydowanie wolę czytać książki o tematyce historycznej niż kucharskiej. Ona te wszystkie przepisy ma w głowie i jak już coś ugotuje, to nie można się temu oprzeć, choć tyle razy sobie powtarzam, że w końcu trzeba się za siebie wziąć i zrzucić kilka kilo. Dopiero teraz poznałam jak to jest być na obiadkach mamusi. Matkę narzeczonego traktowałam jak swoją, a i z jej strony na każdym kroku otrzymywałam dużo ciepła i życzliwości.
-Wróciłam!- wchodzę do mieszkania, a ona stoi już w korytarzu i wita mnie z uśmiechem. Kiedy mieszkaliśmy razem z Wiktorem, to taki uśmiech był rzadkim gościem na jej twarzy. Teraz prawie z niej nie znika. No chyba, że wtedy, gdy zaczyna mówić o tym, jakim to jest dla nas ciężarem, ale my zawsze wtedy sprowadzamy ją do pionu i wszystko wraca do normy. Aż mi się wierzyć nie chce, że Bierieżko mógł tak źle traktować taki skarb, jakim nie wątpliwie była pani Olga. Od dnia w którym zamieszkała u nas, był tu kilka razy, najczęściej pijany i awanturujący się. Zawsze wtedy był z nami Jurij i to on w odpowiedni sposób z nim rozmawiał. Zawsze wracał wtedy do nas zdenerwowany i szedł uspokoić się do naszej sypialni. Potrzebował wtedy samotności. Pytałam go wielokrotnie czy między nimi doszło do jakiegoś konfliktu, ale zawsze zaprzeczał i mówił, że chodzi mu tylko i wyłącznie o to jak potraktował jego matkę. Jurek tak ją kochał i nigdy nie wstydzi się mówić o tym otwarcie. Już nie raz nie dwa słyszałam docinki jego klubowych kolegów na temat jego miłości do matki, ale on zawsze puszcza je mimo uszu.
-Myj ręce i siadaj do stołu. Zaraz podam obiad.- wykonuję posłusznie jej polecenie. Wychodzę z łazienki z telefonem przy uchu, by zadzwonił do mnie Krzysiek. Opowiada mi szybko o tym, że rodzice Michała Winiarskiego wybierają się do Pekinu i jeśli tylko ze chcę, to mogę im towarzyszyć. Nie głupi jest to pomysł, bo może i ich nie znam, ale przynajmniej będę miała kogoś do kogo będę miała buzię otworzyć i zagadać chociażby o pogodzie. Słowa brata przyjmują do aprobaty, ale muszę to wszystko skonsultować jeszcze z Jurijem. Może i mogłabym podjąć taką decyzję bez niego i pokazać mu, że ja też potrafię być niezależna, ale jak byśmy tak na każdym kroku robili sobie na złość, to nic dobrego z tego naszego związku by nie wyszło. Obiad jem machinalnie, w ogóle nie zastanawiając się nad tym co jem. Czekałam tylko na telefon od szatyna, by móc z nim porozmawiać. Zawsze dzwonił o określonej porze i dzisiejszego dnia nie było inaczej. Zadzwonił kilka minut po 15, ale był tak zmęczony, że nie było sensu rozmawiać o pierdołach, więc od razu wyjechałam mu z pomysłem wyjazdu do Pekinu.
-Będę cię dopingować z trybun! Oczywiście na mecze Polaków też bym się chciała dostać, ale przede wszystkim będę twoją wierną fanką. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko?- w tym momencie powiedziałam mu o rodzicach Winiarskiego, ale on był dość sceptycznie do tego nastawiony. Zaczynało mi się to coraz mniej podobać kiedy czułam się tak, jakbym do Pekinu jechała na podryw. Może i to miłe, że jest o mnie zazdrosny, ale bez przesady.
-Wiesz jak ja to lubię. Nie daj się prosić…- po minutach jęczenia i marudzenia zgodził się na to, bym pojechała do Chin. Oczywiście od razu zaczął mnie instruować, że będę musiała dawać mu znaki życia, bo będzie się o mnie martwił i tego typu historie, ale wcale się tym nie przejmowałam, bo na takie ustalenia to my mieliśmy jeszcze czas i wcale nie musieliśmy o nich rozmawiać teraz. Rozmowa zakończyła się codziennym wyznaniem miłości. Ogólnie to mam teraz mieszane uczucia, bo prowadząc z nim dialog przez chwilę miałam wrażenie, że on chce zarządzić moim życiem. Od razu przed oczami stanął mi jego ojciec. To nie możliwe, żeby był do niego podobny, bo tak ostro krytykował jego zachowanie, ale może tu w Rosji to norma, że mężczyzna chce decydować o życiu swojej kobiety. Jeśli tak by miało być, to Jurij pozna jak do tego wszystkiego ustosunkowuje się Polka i będzie musiał przyjąć do wiadomości, że ja i owszem będę się z nim konsultować, ale nie będę mu się poddawać i robić tego, co dla niego jest stosowne. Niech on sobie nie myśli, że mu się dam…
Wtedy mi się wydawało, że do wyjazdu jest tyle czasu, a ani się nie obejrzałam, a już siedziałam na meczu Polska-Rosja i przeżywałam cierpienia, bo ubrana w koszulkę Jurija, po cichu kibicowałam Polakom. Pierwszy raz na tym tle doszło między nami do kłótni…

~*~
Witam! Za błędy przepraszam, bo przyznaję się bez bicia, że ich nie sprawdziłam. Przypuszczałam, że ferie nie będę miała na nic czasu to moje słowa okazały się prorocze. Za priorytet postanowiłam sobie, że ruszę z tym opowiadaniem <klik> i mi się dziś udało tego dokonać. 
Pozdrawiam i do napisania ;***

6 komentarzy:

  1. Ile się działo tutaj dziś. Widzę że mamy przedwstęp do większej ilości Matta, zajebiście go przedstawiłaś, jak amerykańskiego idealnego chłopca zbyt pewnego siebie. Nie lubię go wiec będę mogla się wyżyć jakby co :)) Jurij podpadł Marysi, ale szybko udało im się ten konflikt zażegnać. Cieszę się że mama Biereżki uwolniła się od psychopaty. Marysia coraz lepiej radzi sobie w tej rosyjskiej rzeczywistości. Sam Jurek to skarb nad skarby, ale widzę że do czasu. Ja bym przeżywała katusze gdybym nie wiedziała komu kibicować drużynie narodowej czy ukochanemu. Pekin, to moja trauma na całe dalsze życie, nigdy się z tego nie wyleczę :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Brawo dla mamy Jurija! Właśnie tak trzeba było postąpić. Wyprowadzić się od człowieka, którego spokojnie można nazwać psychopatą. Chory, zakochanay w swoim kraju, Rosjanin tradycjonalista. A Jurek cóż jest cudowny, ale widać, że coraz częściej zaczyna pokazywać swoją mniej jasną stronę. Polska-Rosja w Pekinie - oj co to był za mecz, co to były za emocje!

    Do następnego kochana :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze, ze już ani matka Jurija, ani Jurij i Marysia nie mieszkają ze "starym" Bierieżko.
    On jest prawdziwym tyranem.Z nim się nie da żyć. Zastanawia się mnie co będzie dalej. Czyżby Jurij zaczyna się upodabniać do swojego ojca??? Oby niee.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspułczuję Jurojowi i jego matce że przez tyle lat musieli mieszkać z takim tyranem, aż siędziwię że dopiero teraz po pojawieniu się maryci im obojgu otworzyły się oczy i zdecydowali się na takie kroki, ale dobrze zrobili. Widać że sama Maryśka odnalazła się w Rosji już całkiem dobrze, ale zawsze tak jest że jak się ma wsparcie bliskich to jest łatwiej. Wiadomo że zdażaja się chwile takie jak ta z tym ich nowym mieszkaniem, ale te momenty można szybko zażegnać. Martwi mnie to że Jurij wywołał kłótnie po tym jak Maria nie wiedziała komu ma kibicować i w końcu zamiast niego wybrała swóją drużynę narodową, powinien to zrozumieć w końcu Polska to jej naród

    OdpowiedzUsuń
  5. Matta przedstawiłaś idealnie! Tak właśnie sobie go wyobrażam - to takie amerykańskie:)
    Jurij zaczyna zachowywać się dziwnie. Nie wiem jak on sobie wyobraża dalsze życie z niezależną Marią!

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem, dotarłam :D Mam nadzieję, że do głębszego konfliktu między nimi nie dojdzie, bo kurczę szkoda :( Bardzo ich lubię jako parę i aż żal czytać, że mogą się o coś pokłócić. I wierzę, że Jurij nie zacznie się zachowywać jak jego ojciec. Współczuję i jemu i jego mamie, że przez tyle lat znosili obecność takiego faceta. I również gratuluję pani Oldze podjęcia najlepszej decyzji, jaką w chwili obecnej mogła podjąć. I Jurijowi też współczuję tego, że musi okłamywać Marysię...Jakie to skomplikowane wszystko...
    A Judytę to bym najchętniej za kudły wyszarpała! Co ona sobie w ogóle wyobraża? Ciężkie mają życie wszyscy...
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń