Nie był w stanie normalne
funkcjonować. Bóle i zawroty głowy z godziny na godzinę przybierały na sile.
Czuł, że przegrywa. Brakowało mu sił, choć cały czas starał się mobilizować.
Wiedział ze tysiące kilometrów od niego jest jego kobieta, która nosi pod sercem
owoc ich miłości. Wizja wspólnego życia przyświecała mu w walce z chorobą, ale
w dniach takich jak ten czuł się zupełnie bezradny. Lekarz nalegał, by zgodził
się na radykalne leczenie, ale on jeszcze nie podjął decyzji. Cały czas zbierał
się w sobie, by powiedzieć o wszystkim Mary. Nie mógł pozwolić, by dowiedziała
się o wszystkim z mediów. Należała jej się z jego strony odrobina szczerości.
Wczoraj odwiedził go Poul. Jemu powiedział o wszystkim. Płakali. Lotman
obiecał, że w razie potrzeby Marysia i dziecko będą mogli na niego liczyć, ale
wyraźnie nie chciał dopuścić do siebie myśli, że jego przyjacielowi może stać
się jakaś krzywda. Nie wyobrażał sobie, że może go zabraknąć. Matt też sobie
tego nie wyobrażał, że był na tyle świadom powagi sytuacji, że musiał myśleć o
przyszłości. Poprosił lekarza o to, by w najbliższym czasie postawił go na nogi
do tego stopnia, by mógł polecieć do Polski i o wszystkim powiedzieć
dziewczynie. Chciał też zrobić coś jeszcze. Dużo wcześniej o tym myślał, ale
nigdy nie mógł znaleźć w sobie wystarczająco dużej ilości odwagi, by uklęknąć
na kolano i poprosić o rękę. Teraz już się nie boi. Obiecał sobie, że teraz zrobi
wszystkie te rzeczy, których się bał i które były mu zabronione podczas trwania
profesjonalnej kariery siatkarskiej. Nie chce odchodzić w przeświadczeniu, że
chciał zrobić tyle rzeczy, a nie zrobił nic.
-Mamy wynik ostatnich badań.
Chemia w farmakologicznej postaci przyniosła nieznaczną poprawę, ale to nie
zmienia faktu, że powinniśmy już przygotowywać cię do resekcji glejaka. Mam
nadzieję, że masz dla mnie jakąś rozsądną odpowiedź?- lekarz każdego dnia
przychodzi i pyta czy podjął ją decyzję, która może mieć istotny wpływ na jego
życie, ale do tej pory jeszcze nic nie usłyszał. On też miał swoje żądania.
Obiecał zgodzić się na operacje, jeśli dostanie pozwolenie na wyjazd do Polski.
Oczywiście mógłby wypisać się na własne żądanie, ale nie chodziło mu o
samowolkę. Chciał współpracować. Zaraz po tym jak ze szpitalnej sali wyszedł
lekarz, w odwiedzinach pojawił się Lotman. Patrzy na przyjaciela smutnymi
oczami. Matt tego nie chce. Nie ma ochoty na to, by każde spotkanie i każda
rozmowa kręciła się wokół jego choroby.
-Jak wam się układa gra? Dajecie
radę?- zaczął temat o siatkówce, choć nie było to dla niego łatwe. Choroba nie
tylko pokrzyżowała mu plany na przyszłość związane z życiem prywatnym, ale też
z jego karierą siatkarską. Chciał wystąpić na Igrzyskach Olimpijskich w
Londynie, a wszystko wskazuje na to, że nie ma na to najmniejszych szans.
-Brakuje nam ciebie, ale z chłopakami już zapowiedzieliśmy sobie, że będziemy grać dla ciebie, byś nam zazdrościł i
jak najszybciej do nas wrócił.- obaj się uśmiechnęli.
-Pomożesz mi przekonać lekarza,
by puścił mnie do Polski? Chcę porozmawiać z Mary i powiedzieć jej o wszystkim.-
Lotman nie bardzo wiedział jak może mu pomóc, ale chociażby miał poruszyć niebo
i piekło, to zrobi wszystko, by mu pomóc. Powiedział mu też o tym, że pewne
informacje już przedostały się do mediów, bo on sam dostał telefon od klubowego
kolegi z Rzeszowa z pytaniem czy to prawda co słychać o zdrowiu amerykańskiego
przyjmującego.
-Oczywiście mijałem się z prawdą
bo wiem, że ty chcesz sam powiedzieć o tym Mary i doskonale to rozumiem. Jeśli
trzeba będzie to wybłagam o kilka dni wolnego od kadry i polecę z tobą do
Polski. No chyba, że nie chcesz mojego towarzystwa…
-No skoro już się zaoferowałeś,
to chyba nie mam wyboru. Dziękuję ci Poul…- dotknął jego dłoni po
przyjacielsku. Spojrzeli sobie w oczy. Boją się. Obaj się boją się, że Matt z tego
nie wyjdzie. Tyle się przecież słyszy o tym, że ta choroba pochłania coraz
więcej ludzi i wcale nie ma dla niej znaczenia wiek. W między czasie obok łóżka
znów pojawił się lekarz. Matt napomknął o swoim wyjeździe do Polski, a lekarz
po raz kolejny stanowczo mu odmówił mówiąc, że chemioterapia powinna rozpocząć
się już jutro, by jak najszybciej zwalczać namnażające się komórki nowotworowe
oraz zmniejszyć glejak. Andersen o tym wszystkim wiedział, ale nie dawał za
wygraną.
-Czy 4 dni mnie zbawią?
-W pańskim przypadku te 4 dni to
dużo, bardzo dużo. Niech pan się jeszcze raz zastanowi czy jest sens tak
ryzykować. Na podróże będzie miał pan czas jak wyzdrowieje, a teraz powinien
pan zająć się swoim zdrowiem.- dla lekarza Swinga była to tylko i wyłącznie
podróż. On podchodził do tego inaczej. Nie chciał lecieć do Polski dla własnego
„ widzi mi się”. Chciał od życia tylko cztery dni na to, by przygotować
ukochaną kobietę na wiadomość o ciężkiej chorobie i ewentualnym odejściu.
Chciał zagrać w otwarte karty, ale nie przez telefon. Nie mógł dopuścić do
tego, że Beim zdenerwuje się zbyt mocno, co mogłoby zaszkodzić dziecku i jej
samej.
-W takim razie będę musiał
wypełnić druk o wypis na własne żądanie…- Poul, który wcześniej obiecał mu, że
w razie potrzeby będzie mu towarzyszył w podróży, teraz nie był już tego taki
pewny. Nie chciał przykładać ręki do tego, że przyjaciel na własne żądania
pozbawia się szansy na szybkie i skuteczne leczenie.
-Matt, a może ja pojadę do Polski
i powiem jej o wszystkim? Obiecuję, że zrobię to najdelikatniej jak tylko
możliwe i zapewnię, że masz szanse z tego wyjść. Jeśli poddasz się leczeniu za
późno, to te szanse będą maleć. Co jeśli twój stan pogorszy? Dla niej na pewno
będzie to ogromny stres, zdecydowanie większy niż sama wiadomość o chorobie.-
te argumenty miały w sobie coś, co kazało się nad nimi głębiej zastanowić.
Teraz już sam nie wiedział co ma zrobić. Propozycja Lotmana wydawała się
rozsądna. Swing gdyby mógł, to podrzucałby Poula z radości.
-Dobrze, niech tak będzie.
Postaraj się załatwić to jak najszybciej i jeśli już u niej będziesz to
powiedz, że nie chciałem jej martwić, bo się o nią bałem. Powiedz też, że ją
kocham i dla niej i dziecka będę walczył co tchu, by wygrać z tą chorobą.- nie
miał najmniejszych wątpliwości, że się nie podda. Tyle, że walka z rakiem to
jak mecz w siatkówce. Możesz wygrywać 2:0 i mieć meczową piłkę, a i tak
ostatecznie to ty z boiska będziesz schodził jako przegrany. W głowie każdego
dnia układał sobie plan, w którym ujął Mary, dziecko i… Jurija. W normalnej
sytuacji chciałby, by były mąż jego dziewczyny dał im spokój, ale w obliczu
takiego obrotu sprawy jego osoba może się okazać niezbędna. Zdawał sobie
sprawę, że to desperacki krok, ale zamierzał poprosić Rosjanina o pomoc w razie
gdyby jego życie dobiegło końca zbyt wcześnie. Mógł mu wiele zarzucić, ale nie
to, że źle zajmował się Beim. Ciężko mu myśleć o tym, że jego dziecko mógłby
wychowywać obcy mężczyzna, ale też nie może egoistycznie odbierać mu możliwości
na to, by poczuł co to znaczy mieć ojca. Najpierw o wszystkim musi dowiedzieć
się Mary. Później przyjdzie czas na stosowne oświadczenia, w których
poinformuje oficjalnie siatkarskie środowisko o swojej chorobie. Wtedy też
porozmawia z Bierieżką i poprosi o pomoc. Tak ciężko mu o tym pomyśleć, ale nie
będzie miał wyjścia…
~*~
Kiedy weszłam do kawiarni, Judyta
już na mnie czekała, pijąc kawę. Podeszłam śmiałym krokiem do stolika i
przywitałam się z nią. Nie liczcie na to, że posypały się serdeczne uściski. Po
prostu podałam jej rękę i zajęłam miejsce naprzeciwko. Przy stoliku pojawił się
kelner. Poprosiłam o szklankę jabłkowego soku.
-O czym chciałaś rozmawiać?
Powiem szczerze, że byłam mocno zaskoczona twoim telefonem, ale przez wzgląd na
to co było, postanowiłam przyjść tak, jak chciałaś.- mój głos nie wyrażał
kompletnie żadnych emocji. Szczerze powiedziawszy to czułam się tak, jakbym w
ogóle nie miała w sobie żadnych emocji. Telefon od Matta milczał, a ja już
zaczynałam układać sobie odpowiednie historie. Na dobrą sprawę to nie jestem w
humorze na to spotkanie, ale nie chciałam już tego odwoływać.
-Przede wszystkim jeszcze raz
chciałabym cię przeprosić. Uwierz mi, że przemyślałam wszystko zdając sobie
sprawę, że to co się stało z nami, to moja wina. Moja chora zazdrość
doprowadziła do tego, że odebrałam Piotrkowi przyjaciółkę, ale również i
sobie…- dlaczego w mojej głowie pali się lampeczka z informacją, że na linii
Judyta- Piotrek nie jest dobrze? Może to nie miłe, ale mam wrażenie, że
przypomniała sobie o mnie wtedy, gdy skończyła się sielanka w związku.
-Chcesz mi powiedzieć, że po tym
wszystkim mam udawać, że nic się nie stało tak? Dałaś mi jasno do zrozumienia,
że mam zniknąć z waszego życia i jak wiesz, zastosowałam się do twojej prośby.
Zerwałam z Piotrkiem wszelki kontakt. Nie dzwoniłam do niego, choć tak bardzo
tego potrzebowałam. Doceniam, że doszłaś do takich wniosków, ale nie myśl, że
jedno „przepraszam” załatwi sprawę.- już nie mówiłam o swoich podejrzeniach, bo
nie chciałam zabrzmieć niegrzecznie. Widzę, że dużo ją to spotkanie kosztuje, a
nie należę do osób, które lubią pastwić się cudzym nieszczęściem.
-Nie Marysiu. Chcę tylko byś znów
była przyjaciółką dla Piotrka, bo on tego potrzebuje. Ja nie mam prawa liczyć
na to, że między nami będzie tak, jak dawniej, ale on tak naprawdę nie jest
niczemu winien. Skutecznie potrafiłam go do ciebie zniechęcić. Grałam na jego
uczuciach, kazałam wybierać. Wiedziałam, że mnie kocha i wybierze mnie, ale
widziałam z jakim żalem to robił. Nie wiem co mnie opętało, że kazałam mu
dokonywać takich wyborów. Wstyd mi za to i mam nadzieję, że kiedyś mi
wybaczysz…- nie jestem do końca pewna, że Piotrek jest całkiem bez winy. Wiem,
że kocha Judytę i zrobi dla niej wszystko, ale swoim zachowaniem pokazał, że
moja osoba nie wiele dla niego znaczy. A pomyśleć, że wszystko zaczęło się od
mojego wyjazdu do Rosji. Wróciłam, rozwodzę się z Jurą, a nagle wszystko
zaczyna wracać do normy. Nie sądzę, żeby działali oboje z premedytacją, ale
jest to co najmniej zastanawiające.
-Piotrek wie, że ze mną
rozmawiasz?
-Nie, ale wiem, że mu ciebie
brakuje. Wiem, że potrzebujesz czasu, ale gdybyś kiedyś ze chciała do niego
zadzwonić i wyrazić swoją chęć do naprawienia tego co było, to on na pewno na
to czeka i będzie z tego powodu szczęśliwy. Dużo zrozumiałam przez ostatni czas
i wiem, że jesteś mu potrzebna…- a jak on mi jest potrzebny, to pewnie nawet
nie zdaje sobie sprawy. Gdyby wszystko między nami było w porządku, to pewnie
siedziałabym teraz z nim na linii i żaliła się na to, że Matt ma mnie w dupie.
Na samo wspomnienie o tej sytuacji zrobiło mi się smutno, ale nie chciałam dać
tego po sobie poznać.
-Muszę sobie to wszystko
poukładać. Nie mniej jednak dziękuję ci za te słowa bo powiem szczerze,
zupełnie nie rozumiałam i nadal nie rozumiem twojego wcześniejszego zachowania.
Zazdrością nie da się wszystkiego wytłumaczyć. Będę już lecieć, trzymaj się.-
wstałam gwałtownie z krzesełka i pożałowałam tego ruchu. Zakręciło mi się dość
mocno w głowie. Na chwilę straciłam wizję, mając przed oczami jedynie szare,
skaczące plamki. Usiadłam ponownie.
-Marysia co ci jest? Wszystko w
porządku?
-To nic takiego. Pewnie zbyt
gwałtownie wstałam, a może ma to coś wspólnego z tym, że jestem w ciąży.- nie
widziałam sensu w tym, żeby to ukrywać. Nie widziałam reakcji Judyty na tę
wiadomość, ale na dobrą sprawę to nie miało to przecież żadnego znaczenia.
-Widać właśnie, że jesteś jakaś
odmieniona. Nie obraź się, ale nie wyglądasz najlepiej…- wiem, że nie wyglądam
najlepiej. Kobieta w ciąży podobno promienieje, ale nie taka, która z dnia na
dzień straciła kontakt ze swoim chłopakiem i nie może się do niego dodzwonić.
-Mam pewne problemy osobiste i
pewnie stąd mój wygląd, bo trochę spędza mi to wszystko sen z powiek.- zaraz
zacznę jej się zwierzać jak za starych dobrych czasów. Co to się z człowiekiem
dzieje, gdy nie czuje się pewnie.
-No właśnie słyszałam i strasznie
mi przykro z powodu Matta…- piłam wodę i w tym momencie o mały włos się nie
zachłysnęłam. Nie pisnęłam nawet słóweczkiem nikomu o tym co się dzieje, a ona
mi mówi, że jej przykro? A skąd ona może o tym wiedzieć? Patrzę na nią
zdziwiona do granic możliwości, czekając na wyjaśnienia.
-Wczoraj dzwonił do mnie Piotrek
i mówił, że pojawiła się już nieoficjalna informacja o tym, że Matt jest chory
na raka. Musisz się trzymać i nie dawać za wygraną, on na pewno wyjdzie z tego,
bo ma dla kogo wyzdrowieć.- nie wiem o czym ona do mnie mówi. Jaki rak?!
Przecież on na pewno by tego przede mną nie ukrywał. Niby po co miałby to
robić?! Wyciągnęłam nerwowo telefon z torebki i dzwoniłam jak oszalała, nie
zważając w ogóle na strefę czasową.
-Odbierz do cholery!
-Marysia ty nic nie wiedziałaś?!-
tak, kurwa! Mój chłopak zapomniał mnie poinformować o tym, że jest chory. Ja
nawet nie wiem jak udało mu się to przede mną ukryć. Spędzaliśmy ze sobą
wakacje, przyjechał na kilka dni do Rzeszowa i nawet słowem nie pisnął, że coś
jest nie tak. Jest mi teraz tak cholernie wstyd przed Judytą, bo wyszłam na
idiotkę. Telefon Amerykanina milczał jak zaklęty, a ja czułam z coraz szybciej
zaczyna bić mi serce. Nie powinnam się tak denerwować, ale jak miałam tego nie
robić?
-Masz może tu samochód?!-
zaczynam myśleć impulsywnie. W głowie pojawia się myśl, by zapakować się
samolotu i lecieć do Nowego Yorku. Nawet nie chcę być w jego skórze, gdy
zobaczę i powiem co myślę na temat jego zachowania. To oczywiste, że musiało
stać się coś złego, skoro nie odbiera ode mnie telefonów, ale nie
przypuszczałam, że aż tak złego. Jako typowa kobieta mogłam myśleć, że mnie z
kimś zdradził i nie miał na tyle odwagi, by ze mną rozmawiać. W
najczarniejszych snach nie pomyślałabym, że może być chory. Kiedy uświadomiłam
sobie, że mogę go stracić, rozpłakałam się z bezsilności, ale i strachu o
niego. Chciałam się jak najszybciej przy nim znaleźć. Jestem wściekła, ale
kocham go i muszę być teraz przy nim. Pewnie chciał mnie przed tym wszystkim
ochronić, ale ja wcale nie jestem dzieckiem i nie trzeba się ze mną tak
obchodzić.
-Mam. Chcesz żebym zawiozła cię
do domu?- jak to dobrze, że blondynka nadal rozumie mnie bez słów. Zostawiłam
na stoliku pieniądze i obie wyszłyśmy z kawiarni. Ja nie wiem jak ja wytłumaczę
wszystko Iwonie. Ona też będzie na mnie wściekła za to, że nie mówiłam jej
swoich problemach. Będę musiała to jakoś przeżyć.
-Nawet nie wiem jak źle czuję się
z tym, że to ode mnie się tego dowiedziałaś. Kiedy powiedziałaś o tym, że masz
problemy osobiste to byłam przekonana, że mówisz o chorobie Matta.- wyrzutu
sumienia Maciejak były zupełnie nie na miejscu. Jestem jej wdzięczna za to, że
dzięki niej wiem co się dzieje. W ramach wdzięczności ucałowałam jej policzek i
wystrzeliłam z samochodu jak strzała. W domu Ignaczaków nikt nie rozumiał
mojego rozmazanego makijażu i gorączkowego szukania walizki.
-Możesz powiedzieć co się dzieje?
-Jadę do Stanów, Matt jest
chory.- dałam sobie na wstrzymanie z tłumaczeniem jej tego, że nie miałam z
szatynem żadnego kontaktu. Dopiero kiedy oznajmiłam jej o swojej podróży
uświadomiłam sobie, że zapomniałam o wizie, o bilecie. Z bezradności osunęłam
się z płaczem po ścianie. Brunetka ukucnęła przy mnie i przytuliła do siebie.
Na spokojnie wytłumaczyłam jej co się stało. Powiedziałam, że ostatnio Andersen
się w ogóle do mnie nie odzywał. Zakończyłam na spotkaniu z Judytą i
wiadomościach od niej. Iwona wskazywała na to, że to jeszcze nie musi być nic
pewnego, ale niestety wszystko na to wskazywało. Nigdy bym na to nie wpadła,
ale teraz wydaje się to możliwe.
-Nie możesz działać tak
gwałtownie kochana, bo jesteś w ciąży i musisz myśleć o przede wszystkim o
dziecku…- ja to wiem, ale nie zwalnia mnie to z tego, bym teraz przestała
myśleć o swoim chłopaku…
~*~
Miało być wczoraj, ale nie wyszło... Coraz częściej mam wrażenie, że nic mi nie wychodzi... Uprzedzam, że zastanawiam się nad zawieszeniem wszystkich blogów, ale jeszcze jutro pojawi się VI na cieniu...
Pozdrawiam i do napisania ;***
Matt chcial chronić Marysie ale jest teraz jeszcze gorzej. Dziewczyna dowiedziała się o jego chorobie od Judyty i nawet nie jest pewna czy ta informacja jest na pewno prawdziwa. Mam nadzieję, że Anderson wyzdrowieje ma w końcu dla kogo walczyć.
OdpowiedzUsuńJa Ci dam zawieszać blogi! Jeśli tak zrobisz to oj znajdę Cię i już z Kubiakiem Ci do rozsądku przemówimy! I tak w tym momencie Ci grożę :D - oczywiście w imię dobrej sprawy! No i stało się! Marysia dowiedziała się o chorobie Matta i to z ust osoby najmniej do tego powołanej. Jakoś nie mogę uwierzyć w tak fantastyczną przemianę Judyty, to wszystko jest za grubymi nićmi szyte. A Iwona ma rację Marysia powinna również pomyśleć o dziecku, ja rozumiem, że Matt jako jej facet jest dla niej bardzo ważny, ale mając na uwadze to jak ciężko było jej zajść w ciążę powinna była bardziej na siebie uważać. Już nie mogę doczekać się kolejnej części. Pozdrawiam kochana :*
OdpowiedzUsuńNie, nie i jeszcze raz nie. Następnym razem proszę oo ostrzeżenie bo ja o Judycie czytać nie będę. Ona mnie do szału doprowadza i bedę omijać fragmenty z nią. Paula naprawdę jeszcze cię niedługo posadzę że znasz moją eksprzyjaciółkę bo niestety Maciejak zachowuje się tu wypisz wymaluj jak ona. Wiedziałam że to od niej Marysia się dowie wszystkiego. Po cholerę się z nią spotkała, tak ta ma problemy w związku to przypomina sobie o przyjaciółce pieprzona egoistka a to ze chce tylko by jej przyjaźń z Piotrkiem się odrodziła to dla mnie jedno kłamstwo. Ona liczy pewnie na to że Piotrek przyjaźniąc się na nowo z Bemi wróci do dawnego Piotrka jakim był przed laty. Co do Andersona, nie widzę dla niego ratunku, cóż dziś jestem pesymistką. Nie chcę nawet za bardzo się rozwodzić na temat jego choroby bo mam wrażenie że jak tak zrobię to zaraz inny siatkarz wyskoczy z równie tragiczną wiadomością i to wcale już fikcja nie będzie. Cieszy mnie to że jest przy im Lotman, sam nie dał by rady. W takiej sytuacji wsparcie nawet jednej osoby to dużo.
OdpowiedzUsuńJa ci dam zawieszać blogi, nie pozwalam, a jak już to na bardzo krótko nie dłużnej jak miesiąc.
No właśnie Matt nie mówiąc o swojej chorobie Beim popełnił błąd.Rozumiem ,że Marysia jest w ciąży i nie może się denerwować,ale nie pomyślał,że może się dowiedzieć od kogoś innego i bardziej będzie się denerwować,ponieważ nie będzie wiedziała,czy to prawda,co z nim się dzieje. Mam nadzieję,że jak Paul przyjedzie do Polski wszystko jej wytłumaczy. A co z Jurijem ?. Chciałam bym,żeby znalazł sobie kogoś lub Marysia do niego wróci,co dla mnie jest najlepszym rozwiązaniem :D
OdpowiedzUsuńCiężko mi się odnieść do tego jak tak historia się potoczyła. Oczywiście szanuję ciebie i to był twój pomysł jak pokierować ich losem ale ja osobiście nie lubię wątków chorobowych w opowiadaniach. Cóż zawszę widzę śmierć bohatera. Jeszcze to ukrywanie choroby, myślałam ze Anderson jest mądrzejszy. Teraz Maryśka już wie o wszystkim. Nie wiem czy to całe myślenie że chce wziąć z nim ślub jest czymś mądrym. Mam jakoś dziwne wrażenie że niedługo w jej aktach będzie nie tylko rozwiedziona ale też wdowa. Nie za dużo jak na jedna osobę. Za to jeżeli Matt poprosi Jurija by zajął się Bemi i dzieckiem jestem jakoś przekonana w 100% że ten się zgodzi, to raczej ona będzie mieć co do tego jakieś obiekcję.
OdpowiedzUsuńps. Wiem że to word i jego głupia twórczość, ale przestawia ci nazwisko Andersona a Andersen troszkę to denerwuje
Nie wiem jak długo Matt miał zamiar nie mówić Marii o swojej chorobie. Przecież w dobie wszechobecnych mediów jest to niemoiżliwe, do tego ona jest w ciąży i takie gwałtowne informacje od osób trzcich nie są wskazane!
OdpowiedzUsuń