Myślałam, że nie wytrzymam z tych nerwów! Jeszcze
nigdy Jurek nie doprowadził mnie do takiej złości, ale w tym przypadku odbił
sobie za cały nasz związek. Nie dość, że bez mojej wiedzy przeniósł nasze
miejsce zamieszkania, to jeszcze teraz kompletnie zalał się w trupa i nie było
z nim żadnego kontaktu, bo spał jak kamień. I do tego jeszcze tak nieznośnie
chrapał, że nie miałam innego wyjścia jak tylko obrócić się na pięcie i wyjść z
tego mieszkania. Wzięłam ze sobą torbę, bo dobrze wiedziałam, że na jej dnie
mam jeszcze paczkę papierosów, a teraz nic nie było mi tak potrzebne do
szczęścia jak mentolowy papieros. Wyszłam przed blok i kompletnie nie
wiedziałam gdzie mam dalej pójść. Gdzieś w dali widziałam drzewa, więc od razu
założyłam, że to musi być jakiś park i, że to w nim uda mi się wyciszyć i choć
trochę uspokoić. Droga nie zajęła mi dużo czasu, bo już po 15 minutach
siedziałam na oparciu ławki i zaciągałam się papierosowym dymem. Nie paliłam
dużo, tylko w sytuacjach, kiedy już nie wiedziałam co mam za sobą począć.
Wracam z Polski z nadzieją, że tu w Moskwie mam jakiś pewny punkt odniesienia w
swoim życiu, a tu się okazuje, że człowiek nigdy nie może być niczego pewnym.
Gdybym powiedziała, że Jurij mnie w tym momencie nie zawiódł, to musiałabym
skłamać. Może i nie mam jakiegoś dużego doświadczenia jeśli chodzi o związek z
mężczyzną, bo na dobrą sprawę Jurij jest pierwszym poważnym w moim życiu, ale
przecież każde dziecko wie, że tak poważne decyzje powinno się podejmować
wspólnie, po wcześniejszych rozmowach. Nawet nie wiem dlaczego musieliśmy się
przenieść i dziś się pewnie nie dowiem, bo Bierieżko tak się schlał, a jutro
będzie miał takiego kaca, że o poważnej rozmowie mogę zapomnieć. Zresztą to
jemu powinno zależeć na tym, by mi to wszystko wytłumaczyć, więc nie będę się
przejmować. Poczekam na krok z jego strony.
-Masz ognia?- podnoszę oczy do góry, bo zdawało mi
się, że ktoś powiedział coś do mnie po angielsku. Oczy musiałam podnosić wysoko
do góry, bo owy osobnik był pokaźnych rozmiarów. Jeśli siatkarz, to uznam, że
ta dyscyplina sportu za bardzo panoszy się w moim życiu. Nie wypadało jednak o
to pytać, bo jeszcze sobie koleś pomyśli, że na niego lecę czy coś.
-Mam.- wygrzebałam zapalniczkę z torby i podałam ją
szatynowi. Podziękował mi z uśmiechem i usiadł na tej samej ławce, którą
zajmowały moje cztery litery. Dokładnie się mu przyglądałam, ale za Boga nie
mogłam sobie przypomnieć jego twarzy z siatkarskich boisk. Na pewno nie był
Rosjaninem, bo zawodników rosyjskich kojarzę całkiem dobrze. A może nie był
siatkarzem? To by mi też pasowało, bo co za sportowiec, odpalający papierosa za
papierosem.
-Kadziewicz…- uśmiechnęłam się pod nosem, bo z tego
co mówił mi sam środkowy, to i on miał w swoim życiu taki etap, gdzie szukał
ukojenia nerwów w tytoniu i w pewnym momencie palił całkiem sporo.
-Kadziewicz? Interesujesz się siatkówką?- no teraz
to już jestem pewna, że jest siatkarzem, bo jak tylko powiedziałam to nazwisko,
to momentalnie zbystrzał i uniósł brew do góry.
-No interesuję się, interesuję. Tak w ogóle to
Maria jestem, pochodzę z Polski.- może to nie zbyt poprawnie przedstawiać się
kobiecie jako pierwszej, ale skoro zaczęliśmy już prowadzić coś
przypominającego dialog, to wypadałoby prowadzić go w sposób niekoniecznie
całkowicie anonimowy.
-A ja jestem Matt, pochodzę z USA. Dobrze myślisz,
jestem siatkarzem.- jasnowidz czy co? Cholerka! Chyba za bardzo na początku go
lustrowałam wzrokiem i chłopak się zorientował, że mam jakieś podejrzenia
względem jego osoby. Żadnego amerykańskiego siatkarza o imieniu Matt nie znam,
ale może to jakiś młody wilczek, będący w przyszłości jej wielką gwiazdą. Na oko
jest wieku mojego i Piotrka.
-No ja się trochę na siatkówce znam, bo mój brat
jest siatkarzem, ale ciebie z całym szacunkiem, ale nie kojarzę…
-Bo ja jeszcze nie grywam w reprezentacji, ale
wierzę, że kiedyś moje marzenie się spełni. A ty będziesz mogła powiedzieć, że
znasz gwiazdę światowego formatu.- chyba ktoś tu zaczyna sobie za bardzo
pochlebiać. Mogłabym mu wyjechać kto jest moim bratem, ale nie należałam do
osób lubiących się chwalić. W sumie to powinnam zacząć kto jest moim chłopakiem
to może ten cały Matt przestałby perfidnie patrzeć się w moje cycki. Chyba czas
zakończyć to „dotlenianie się” na świeżym powietrzu, bo te jego głupkowate
uśmieszki zaczynają działać mi na nerwy. Znajomość zaczęła się miło, ale jak
koleś zaczął mi opowiadać o tym jak to ciężko jest być przystojnym chłopakiem,
to wstałam z ławki i zostawiłam go samego. Jak szłam to czułam na sobie jego
wzrok świdrujący moją sylwetkę i miałam ochotę się odwrócić, ale ostatecznie
nie zrobiłam tego. Wróciłam do mieszkania w którym roznosił się niemiłosierny
zapach alkoholu. Jurek leżał jak to nieboskie stworzenie na kanapie w salonie,
a obok niego siedziała jego mama. Byłam zdziwiona jej obecną tutaj, ale w sumie
to dobrze, że przyszła, bo zobaczy w jakim stanie jest jej ukochany synuś. Jeszcze
by się przydało, żeby wpadł tu Wiktor.
-Na stole w kuchni jest obiad. Przywiozłam twoje
ulubione kluski z serem.- no i pani Olga trafiła w samo sedno, bo kluski z
serem w jej wykonaniu to coś, co choć na chwilę pozwoli ukoić moje nerwy i
zapomnieć o wszystkim. Usiadłyśmy obie w kuchni, ale pani Bierieżko nie chciała
jeść, bo twierdziła, że obiad ma już za sobą. Nie chciałam jeść sama, ale
dłużej też nie mogłam silić się na uprzejmości, bo żołądek domagał się
jedzenia. Futrowałam kluski jakbym nie jadła kilka dni, a pani Olga przyglądała
mi się z uśmiechem. Tyle tylko, że za tym uśmiechem kryło się jakieś zmęczenie
i zmartwienie.
-Stało się coś? Jest pani jakaś smutna…- może
chodzi jej o naszą wyprowadzkę? Nie powiem, ale jej obecność tutaj chce wykorzystać
do tego, by dowiedzieć się co kierowało Jurijem, kiedy decydował się
przeprowadzkę?
-Wyprowadziłam z domu i nie mam się gdzie podziać.
Ja już dłużej nie mogę mieszkać z moim mężem, a jeszcze jak wy się
wyprowadziliście, to nie ma tam dla mnie miejsca. Wiktor stał się nie do
zniesienia…- przeczuwałam, że to musiało mieć związek z starym Bierieżkom, ale
trochę się temu wszystkiemu dziwiłam, bo przecież przed moim wyjazdem wszystko
powoli zaczynało się układać, a Wiktor zachowywał się tak, jakby zaakceptował
mnie w swojej rodzinie. Może to tylko były pozory? Już dawno twierdziłam, że
jego osobowość jest strasznie złożona i nie tak łatwo rozłożyć ją na czynniki
pierwsze. O tym, że potrafił grać byłam przekonana, ale ostatnio nieśmiało
dochodziłam do wniosku, że zaczynał się powoli zmieniać nie tylko w stosunku do
mnie, ale i ogólnie do całej swojej rodziny. Jak widać nie miałam racji, bo
pani Olga pokazała mi swoją posiniaczoną rękę. Zagotowało się we mnie! Nagle
cała złość na Jurka o tę przeprowadzkę minęła, a pojawiła się radość, że
uwolnił nas od tego tyrana. Jak ja mogłam dać się tak nabrać? Miałam nadzieję,
że się zmienił, że coś zrozumiał, a on tylko grał. Dla mnie jak mężczyzna bije
kobietę nie wart jest ani minuty, by się z nim męczyć i liczyć na to, że się
zmieni.
-Niech pani nie płaczę. Zamieszka pani z nami. Co
prawda nie mam pojęcia czy tu jest jakiś osobny pokój, bo jeszcze nie zdążyłam
się rozejrzeć, ale pani z nami zostanie. Bardzo dobrze pani zrobiła,
wyprowadzając się od niego. Bardzo dobrze!- na pewno wymagało to od niej nie
lada odwagi, bo przez tyle lat była mu posłuszna i stłamszona, ale na dobre
decyzje nigdy nie jest za późno. Nie wiadomo co by się stać mogło, gdyby
została z nim jeszcze jeden dzień dłużej. Aż boję się pomyśleć, że mogłoby się
skończyć na czymś znacznie poważniejszym niż tylko siniaki. Jak tylko Jurij
dojdzie do siebie, to jutro będę musiała z nim poważnie porozmawiać, bo pod
moją nieobecność działy się chyba ważne rzeczy o których nie raczył wspomnieć
mi przez telefon. Oj chyba nie w ten sposób powinno się budować związek…
Rozmowa
się odbyła i padło wiele cierpkich słów pod adresem twojego ojca. Zrozumiałam,
że przeprowadzka była konieczna, ale poprosiłam cię byś na przyszłość
informował mnie o swoich zamiarach i nie podejmował tak ważnych decyzji bez
mojej wiedzy. Od tej chwili wszystkie decyzje podejmowaliśmy wspólnie, a
pierwszą z nich była decyzja o moim wyjeździe do Pekinu na Igrzyska…
Nie lubiłam się nigdy chwalić, ale pierwszy rok
zdałam śpiewająco. Sopaczce nie udało się uprzykrzyć mi życia. To ja
tryumfowałam w połowie czerwca, gdy z miną zbitego psa stawiał mi czwórkę plus,
bo doskonale wiedział, że umiałam wszystko, ale postawienie mi piątki było dla
niego zbyt dużym wysiłkiem. Ta ocena nie zauważyła tak naprawdę na dobrej
średniej i na zakończenie roku akademickiego dostałam nawet list gratulacyjny i
stypendium naukowe. Normalnie gdy dostałam te pieniądze to przez chwilę
poczułam się niezależna i miałam ochotę zaszaleć. Oczywiście na nic wielkiego
nie mogłam liczyć, ale zakupy udało mi się zaliczyć. Do tej pory byłam
finansowana przez Jurija, który wziął sobie za obowiązek robienie wszystko, by
mi niczego nie zabrakło. Nie brakowało, ale kiedy chciałam zrobić prezent jemu,
to nie zręcznie było mi prosić go o pieniądze. I tę kwestię szatyn rozwiązał
dość sprawnie, zakładając mi osobiste konto, na które co miesiąc wpłacał pewną
sumę pieniędzy na moje wydatki. Dziś jednak będę mogła iść do sklepu i kupić mu
coś za swoje, można by powiedzieć, ciężko wyuczone pieniądze. Należy mu się
jakaś nagroda za to, że wysłuchiwał moich lamentów o tym, że na pewno nie zdam
jakiegoś egzaminu i będę musiała korzystać z sesji poprawkowej. W końcu to on
biegał po aptekach w poszukiwaniu kropli na żołądek dzień przed egzaminem u mojego
ulubionego profesora Sopaczki. Chciałam mu kupić coś delikatnego, co zawsze
będzie mu przypominać o mnie. Już wcześniej wpadł mi do głowy pewien pomysł, a
dziś tylko trzeba go zrealizować. Otóż mój czerep umyślił sobie, by iść do
odpowiedniego sklepu i zamówić mu kubek z naszym zdjęciem i odpowiednim wpisem.
Może i powiało tandetą, ale mi się ten pomysł podobał i nie chciałam z niego
rezygnować. Pojechałam w odpowiednie miejsce i znalazł odpowiedni sklep, w
którym wykonywano takie rzeczy na zamówienie. Z portfela wyciągnęłam nasze
wspólne zdjęcie, na karteczce napisałam sentencję o miłości i złożyłam
zamówienie. Kubek miałam odebrać za trzy dni. Co prawda Jurija nie ma teraz w
domu, bo jest na zgrupowaniu, ale jak wróci, to będzie jak znalazł. Cały czas wisi
nam nami rozłąka spowodowana Igrzyskami Olimpijskimi. Miałam taki pomysł, by
wybrać się do Chin, ale obawiałam się trochę samotnego wyjazdu. Iwonka nie
mogła mi towarzyszyć, bo musiała by zabrać ze sobą Sebastiana, a dla małego
taki wyjazd mógłby być zbyt dużym szokiem. Nie miałam z kim jechać. Próbowałam
namówić panią Olgę, ale ona nie chciała się na to zgodzić. Już i tak na każdym
kroku powtarzała, że jest dla nas ciężarem i od czasu do czasu wspominała o
tym, że prędzej czy później będzie musiała się od nas wyprowadzić. Mi mama
Jurka absolutnie nie przeszkadzała, a w momentach kiedy on musiał wyjeżdżać na
zgrupowania czy dalekie mecze, była moim lekiem na samotność. Dziś na ten
przykład nie wrócę do pustego domu, tylko do wypełnionego zapachem pysznego
obiadu. Dzięki niej nie muszę się martwić o nasze wyżywienie, bo ona dzieli i
rządzi w kuchni, a mi taki układ jak najbardziej odpowiada, bo zdecydowanie
wolę czytać książki o tematyce historycznej niż kucharskiej. Ona te wszystkie
przepisy ma w głowie i jak już coś ugotuje, to nie można się temu oprzeć, choć
tyle razy sobie powtarzam, że w końcu trzeba się za siebie wziąć i zrzucić
kilka kilo. Dopiero teraz poznałam jak to jest być na obiadkach mamusi. Matkę
narzeczonego traktowałam jak swoją, a i z jej strony na każdym kroku
otrzymywałam dużo ciepła i życzliwości.
-Wróciłam!- wchodzę do mieszkania, a ona stoi już w
korytarzu i wita mnie z uśmiechem. Kiedy mieszkaliśmy razem z Wiktorem, to taki
uśmiech był rzadkim gościem na jej twarzy. Teraz prawie z niej nie znika. No
chyba, że wtedy, gdy zaczyna mówić o tym, jakim to jest dla nas ciężarem, ale
my zawsze wtedy sprowadzamy ją do pionu i wszystko wraca do normy. Aż mi się
wierzyć nie chce, że Bierieżko mógł tak źle traktować taki skarb, jakim nie
wątpliwie była pani Olga. Od dnia w którym zamieszkała u nas, był tu kilka
razy, najczęściej pijany i awanturujący się. Zawsze wtedy był z nami Jurij i to
on w odpowiedni sposób z nim rozmawiał. Zawsze wracał wtedy do nas zdenerwowany
i szedł uspokoić się do naszej sypialni. Potrzebował wtedy samotności. Pytałam
go wielokrotnie czy między nimi doszło do jakiegoś konfliktu, ale zawsze
zaprzeczał i mówił, że chodzi mu tylko i wyłącznie o to jak potraktował jego
matkę. Jurek tak ją kochał i nigdy nie wstydzi się mówić o tym otwarcie. Już
nie raz nie dwa słyszałam docinki jego klubowych kolegów na temat jego miłości
do matki, ale on zawsze puszcza je mimo uszu.
-Myj ręce i siadaj do stołu. Zaraz podam obiad.-
wykonuję posłusznie jej polecenie. Wychodzę z łazienki z telefonem przy uchu,
by zadzwonił do mnie Krzysiek. Opowiada mi szybko o tym, że rodzice Michała
Winiarskiego wybierają się do Pekinu i jeśli tylko ze chcę, to mogę im
towarzyszyć. Nie głupi jest to pomysł, bo może i ich nie znam, ale przynajmniej
będę miała kogoś do kogo będę miała buzię otworzyć i zagadać chociażby o
pogodzie. Słowa brata przyjmują do aprobaty, ale muszę to wszystko skonsultować
jeszcze z Jurijem. Może i mogłabym podjąć taką decyzję bez niego i pokazać mu,
że ja też potrafię być niezależna, ale jak byśmy tak na każdym kroku robili
sobie na złość, to nic dobrego z tego naszego związku by nie wyszło. Obiad jem
machinalnie, w ogóle nie zastanawiając się nad tym co jem. Czekałam tylko na
telefon od szatyna, by móc z nim porozmawiać. Zawsze dzwonił o określonej porze
i dzisiejszego dnia nie było inaczej. Zadzwonił kilka minut po 15, ale był tak
zmęczony, że nie było sensu rozmawiać o pierdołach, więc od razu wyjechałam mu
z pomysłem wyjazdu do Pekinu.
-Będę cię dopingować z trybun! Oczywiście na mecze
Polaków też bym się chciała dostać, ale przede wszystkim będę twoją wierną
fanką. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko?- w tym momencie powiedziałam mu
o rodzicach Winiarskiego, ale on był dość sceptycznie do tego nastawiony.
Zaczynało mi się to coraz mniej podobać kiedy czułam się tak, jakbym do Pekinu
jechała na podryw. Może i to miłe, że jest o mnie zazdrosny, ale bez przesady.
-Wiesz jak ja to lubię. Nie daj się prosić…- po
minutach jęczenia i marudzenia zgodził się na to, bym pojechała do Chin.
Oczywiście od razu zaczął mnie instruować, że będę musiała dawać mu znaki
życia, bo będzie się o mnie martwił i tego typu historie, ale wcale się tym nie
przejmowałam, bo na takie ustalenia to my mieliśmy jeszcze czas i wcale nie
musieliśmy o nich rozmawiać teraz. Rozmowa zakończyła się codziennym wyznaniem
miłości. Ogólnie to mam teraz mieszane uczucia, bo prowadząc z nim dialog przez
chwilę miałam wrażenie, że on chce zarządzić moim życiem. Od razu przed oczami
stanął mi jego ojciec. To nie możliwe, żeby był do niego podobny, bo tak ostro
krytykował jego zachowanie, ale może tu w Rosji to norma, że mężczyzna chce
decydować o życiu swojej kobiety. Jeśli tak by miało być, to Jurij pozna jak do
tego wszystkiego ustosunkowuje się Polka i będzie musiał przyjąć do wiadomości,
że ja i owszem będę się z nim konsultować, ale nie będę mu się poddawać i robić
tego, co dla niego jest stosowne. Niech on sobie nie myśli, że mu się dam…
Wtedy
mi się wydawało, że do wyjazdu jest tyle czasu, a ani się nie obejrzałam, a już
siedziałam na meczu Polska-Rosja i przeżywałam cierpienia, bo ubrana w koszulkę
Jurija, po cichu kibicowałam Polakom. Pierwszy raz na tym tle doszło między
nami do kłótni…
~*~
Witam! Za błędy przepraszam, bo przyznaję się bez bicia, że ich nie sprawdziłam. Przypuszczałam, że ferie nie będę miała na nic czasu to moje słowa okazały się prorocze. Za priorytet postanowiłam sobie, że ruszę z tym opowiadaniem <klik> i mi się dziś udało tego dokonać.
Pozdrawiam i do napisania ;***