Nim się obejrzeliśmy a za oknami padał śnieg i przygotowaliśmy się do świąt Bożego Narodzenia. Chyba pierwszy raz od dawna moja odmienność kulturowa i religijna przyniosła mi jakieś korzyści, bo jak do tej pory to nie miałam łatwego życia. Ale teraz na ten przykład moge jechać do Polski na święta, wrócić do Moskwy i świętować je na nowo. Chciałam jechać do Żyrardowa, by spotkać się z Piotrkiem i raz na zawsze wyjaśnić wszelkie nieścisłości między nami.
-Nigdzie cię nie puszczę...-a Jurek znowu swoje. Taki jest z niego pieszczoch, że czasami mam wrażenie, że to nie jest mój chłopak tylko mały synek, którym muszę się opiekować 24 godziny na dobę. I może to zabrzmi irracjonalnie, ale wcale mi się to nie podoba. Otóż od kiedy jesteśmy razem to Jurij wcale nie wychodzi ze znajomymi na piwo, wszędzie wychodzimy we dwójkę albo po prostu siedzimy w domu. A ja nie chcę go ograniczać, dlatego chcę, żeby podczas mojej nieobecności nadrobił wszelkie zaległości towarzyskie.
-Oj kotek, to tylko 5 dni. Potem wracam i sylwestra spędzimy razem. Rozmawiałam z Aleksem i on już nie może doczekać się jakiegoś wpólnego wypadu z tobą, więc na pewno nie będziesz się nudził. Tylko nie przesadzaj, bo chciałabym mieć do kogo wrócić...-byłabym idiotką, gdybym nie była choć trochę zazdrosna o takiego faceta. Zdążyłam trochę poznać Ostapienkę i wiem, że on nie cofa się przed niczym. Sam nie ma dziewczyny to oddaje się szaleństwu, ale o Jurija to ja mogę być spokojna. On nawet na inne dziewczyny nie patrzy, a ostatnio się mine pytał czy mi nie przeszkadza to, że tak dużo dziewczyn kręci się przy nim po meczach. Sama kiedyś wzdychałam do siatkarzy, a już do Piotrka Gruszki to przeżyłam tak płomienny romans, że aż sama musiałam przed sobą przyznać, że coś jest ze mną nie tak. Nosiłam jego zdjęcie wycięte z gazety w portfelu przez jakiś czas, tak byłam zakochana... Na szczęście mi przeszło, a miejsce po Piotrze zajął Jurij i teraz to jego zdjęcie noszę w portfelu. Pewnie zastanawiacie się czy moja decyzja o wyjeździe nie jest pokierowana moimi relacjami z Wiktorem Bierieżką. Musiałabym skłamać, gdybym mówiła, że tak nie jest. Chciałam święta Bożego Narodzenia spędzić tak, jak nakuzuje mi moja katolicka wiara. Wiem, że Jurij czy jego mama nie robiliby większego problemy, gdybym poszła do kościoła, ale ojciec mojego chłopaka na pewno znalazłby tysiące powodów, by mnie zatrzymać w domu. Sam nie chodził nawet do cerkwii, ale nie chciał dopuścić do tego, by w jego mieszkaniu choć przez chwile zapanowały porządki i zwyczaję związane z Polską. Dlatego też wolę wyjechać do Polski i nie dawać mu pretekstów do kolejnych docinek czy
awantur.
-Marysiu zostawiłaś telefon w kuchni. Dzwoni już ktoś do ciebie trzeci raz...-w naszym pokoju pojawiła się pani Olga, która przyniosła moją komórkę. Skontaktować ze mną próbował się Michał. Zdziwiłam się niesamowicie, bo nie rozmawialiśmy ze sobą chyba od miesiąca. Odebrałam zatem telefon w obecności Jurija i jego mamy. Dobrze, że byli wtedy ze mną, bo wiadomości usłyszane od przyszywanego brata sprawiły, że momentalnie poczułam się słabiej. Michał poinformował mnie, że dzisiejszej nocy na atak serca zmarł dziadek.
-Michał ja chciałam przyjechać na święta, chciałam się z tobą zobaczyć...-szlochałam do telefonu, mając do siebie żal, że dziadek zmarł, będąc ze mną skłóconym. Gdybym przewidziała, że tak to się może skończyć, to porozmawiałabym z nim na spokojnie i starała się zrozumieć dlaczego postąpił tak, a nie inaczej.
-Mój dziadek nie żyje...-zdążyłam wychlipać, kiedy się tylko rozłączyłam i momentalnie zostałam szczelnie zamknięta w uścisku ramion szatyna. Być może dziwiło go to, że tak bardzo przeżywam śmierć człowieka, który tak dotkliwie mnie oszukiwał przez tyle lat, ale nic nie mogę na to poradzić. Kiedy Krzysiek opowiedział mi o tym jak ciężko było mu w domu dziecka, ja zaczęłam powoli doceniać to, że miałam własny dom i coś na namiastkę rodziny. Mam nadal wspaniałego brata Michała, na którego zawsze mogłam liczyć oraz dziadka, który choć do wszystkiego podchodził rygorystycznie, to nigdy mi niczego nie brakowało od strony materialnej, a i do czasu, kiedy robiłam wszystko to, co mu się podobało, czułam się kochana.
-Tak mi przykro kochanie.-jemu jest przykro, choć wcale go nie znał. Przykro jest jego mamie, choć tak samo jak on nie ma nawet pojęcia jakim człowiekiem był Zygmunt Beim. Mi jest przykro, bo poczułam się tak, jakby w tym momencie już tak definitywnie odcięłam się od swojego zakłamanego życia, a teraz nie wiem już sama kim jestem. Wiem tylko tyle, że muszę wcześniej jechać do Polski i od razu podejmuję odpowiednie kroki, by szybciej znaleźć się w Żyrardowie. Dzwonię do lotniskowej informacji i staram się przebukować bilet na wcześniejszy lot. Udało mi się przesunąć termin o dwa dni, a to znaczy, że już za jakieś 12 godzin wyląduję na ojczystej ziemi. Do walizki wrzucam pośpiesznie najpotrzebniejsze rzeczy. Pomaga mi w tym Jurij i jego mama, a swoją obecnością zaszczyca nas także stary Bierieżko, który nieposiada się ze szczęścia w nadziei, że w końcu postanowiłam wrócić skąd przyjechałam.
-Czyżbyś doszła do wniosku, że naprawdę tu nie pasujesz?
-Nie. Jadę do Polski, bo zmarł mój dziadek, ale po polskich świętach wracam tutaj. Nie mogłabym sobie odmówić świąt z panem...-sama nie wiem, gdzie ja w sobie znajduje tyle pokładu jadu i złośliwości, ale z nim nie można inaczej. Jak mu pokażę, że się go boję, to naprawdę nie będę miała do czego wracać...
A przecież wróciłam. Ale najpierw przeżyłam kilka chwil, które mocno wykończyły mnie psychicznie. Najpierw pogrzeb dziadka, a później rozmowa z Piotrkiem. To były dal mnie ciężkie dni...
Wiele razy zastanawiałam się jak to jest żegnać bliską sercu osobę podczas jej ostatniej ziemskiej drogi. Byłam w swoim życiu na wielu pogrzebach, ale nigdy nie w takij roli. Nigdy nie stałam przy trumnie i nigdy nie czułam na sobie dziesiątek spojrzeń, który być może mi teraz współczuły, być może śmiały się pod nosem. Stałam po drugiej strony trumnie, prawie równolegle z Michałem. Byliśmy sami, bo najbliższa rodzina dziadka już dawno zmarła, łącznie z babcią czy rodzeństwem. On sam miał tylko jednego syna, zostaliśmy mu tylko my. Nie wiem czy to normalne, ale dzisiejszgo dnia nie uroniłam ani jednej łzy. Po powrocie do Polski nie płakałam już wcale. Uświadomiłam sobie, że dziadek był już osobą w podeszłym wieku, miał 76 lat i leczył się od dawna na serce. Patrząc na to, że umiera teraz coraz więcej ludzi w wieku 40-50 lat, to mój dziadek i tak miał długie życie. O czym ja myślę, już sama nie wiem. Cała uroczystość dobiegała już końca, trumna spuszczana była właśnie do wnętrza rodzinnego grobowca, w którym spoczywały ciała moich rodziców i babci. Dopiero teraz, kiedy zaczęli podchodzić do mnie i do brata ludzie z sąsiedztwa i dalsza rodzina, to zapiekły mnie oczy.
-Marysiu ja...
-Ty mnie Piotrek po prostu przytul i nic nie mów.-i tak też zrobił. W jego ramionach zaznałam totalnego rozklejenia się. Płakałam jak dzieciak, nie wiedząc dokładnie czemu. Może też dlatego, że Nowakowski jest tutaj? Mimo że tak daleko od siebie odeszliśmy, to w tych najważniejszych i zarazem najtrudniejszych chwilach mam na kogo liczyć.
-Moja mama zapraszam ciebie i Michała do nas na herbatę i ciasto.-wiem, że to my z bratem powinniśmy zorganizować coś takiego dla najbliższych dziadkowi osób, ale nikt nie miał do tego głowy. I tam podziwałam Michała za to, że tak sprawnie poradził sobie z wszelakimi formalnościami związanymi z pochówkiem. Przyjęliśmy oboje zaproszenie rodziców Piotra i pojechaliśmy do jego rodzinnego domu. Tam czekała już na nas gorąca herbatata i wspaniałe wypieki, z których mama Piotrka słynęła na całą okolicę. Jedząc kawałek drożdżowego placka przypominałam sobie nasze dzieciństwo, kiedy non stop przesiadywaliśmy u siebie z Piotrkiem albo broiliśmy na podwórku. To przecież przez niego złamałam nogę, rozcięłam głowę i leżałam w szpitalu na dziecięcej chirurgii. Pamiętam jak dziś dzień, w którym Piter zapragnął zabawy w Power Rangers. Staliśmy na dachu mojego domu, trzymaliśmy się za ręcę i niefortunnie Piotrek stracił chwilowo równowagę, a ja spadłam na trawnik z wysokości 4 metrów. Miałam farta, że skończyło się tylko na takich obrażeniach. Bolało mnie wetdy jak cholera, ale teraz są to najmilsze wspomnienia. Albo nasza studniówka i moje 19. urodziny. Kiedy zaczął dla mnie śpiewać ulubioną piosenkę. Wszyscy nas wtedy wzięli za parę, a my i tak wiedzieliśmy swoje. To były naprawdę fajne czasy, nawet jeśli dziadek zatruwał mi życie wszelkimi zakazami i powszechnym rygorem...
-To zostawił mi pan Zygmunt jakiś czas po tym jak dowiedział się o twoim wyjeżdzie do Moskwy. Prosił by przekazać ci to po jego śmierci. Od dawna musiał coś przeczuwać, ale nic nikomu nie mówił...-od pana Nowakowskiego dostałam dużą żółtą kopertę, którą schowałam do torby. Nie chciałam jej teraz czytać. Teraz chciałam porozmawiać z Piotrem, który wyszedł do swojego pokoju. Podziękowałam za gościnę i skierował swoje kroki na piętro, gdzie znajdował się pokój blondyna. Kiedy byłam już bardzo blisko drzwi, które teraz były uchylone, usłyszałam rozmowę Piotrka. Nie za dużo wyłapałam z niej, ale ostatnie słowa słyszałam już bardzo dobrze. "Ja ciebie też kocham Judyta"...
-Widzę, że nie miałeś potrzeby, by powiedzieć mi o zmianach jakie zaszły w twoim życiu...
-Ty też nie masz potrzeby, by dzielić się ze mną swoim życiem. Spakowałaś się z dnia na dzień i zadzwoniłaś, że wyjeżdzasz do Rosji. Doskonale wiedziałaś jaki jest twój dziadek i, że to może być dla niego cios. To już nie chodzi o to mnie, ale o to, że twoja decyzja mogła znacząco przyczynić się do śmierci pana Zygmunta.- nie wierzę w to co słyszę, ale nic nie daje mi szczypanie się po rękach. On rzeczywiście to powiedział, on naprawdę uważa, że śmierć dziadka to moja wina. Nie wierzyć to ja mogę w to, że on sam to wymyślił. Za tym na pewno stać musiała Judyta, on by w życiu czegoś takiego nie wymyślił.
-Razem to wymyśliliście czy to od początku do końca pomysł Judyty?
-Co ma z tym wspólnego Judyta co? Nie mówiłem ci nic o tym, że jesteśmy razem, bo Judka mówiła, że ostatnio miałaś stale do niej jakiś problem i czepiałaś się jej z byle powodu. Zmieniłaś się Marysia, związek z Bierieżką tak cię zmienił.- Pani Boże daj mi cierpliwość, bo jak dasz mi siłę, to mu przypierdolę.
-To ciebie omamiła Judyta i jej chora zazdrość. Ona już od dawna coś do ciebie czuła, ale myślała, że ty kochasz mnie i dlatego by mnie od ciebie odsunąć, to oczernia mnie w twoich oczach. Aż mi się wierzyć nie chcę, że ty w to wierzysz, ale to już twoja sprawa. Oskarżyłeś mnie o coś tak podłego, że nie mamy już o czym ze sobą rozmawiać...-wykręciłam się na pięcie, pozostawiając go w osłupieniu. Kiedy byłam już na schodach przypomniałam sobie, że mam na sobie coś, co nie należy już do mnie. To kupiona kiedyś nad morzem bransoletka z imieniem Piotrek<klik>. On nosił taką samą tyle tylko, że z moim imieniem. Pośpiesznie ściągałam ją z nadgarstka, ale nie chciała jak na złość zejść. Wkońcu na siłę ją zerwałam, wróciłam do jego pokoju i położyłam ją na biurku.
-To już chyba do mnie nie należy...
Święta spędziłam w Polsce, ale z rodziną mojego brata u rodziców Iwony. Nie chciałam wracać do Rosji, bo byłam w nienajlepszej kondycji psychicznej i stałabym się wtedy łatwym łupem dla docinek papy Bierieżki. Na lotnisku w Moskwie pojawiłam się w przeddzień ostatniej nocy w roku i zostałam odebrana przez panią Olgę. Miałeś wtedy trening, a ja szybko chciałam się tam znaleźć. Pani Bierieżko robiła co mogła, by bezpiecznie dostarczyć mnie na miejsce. Kiedy mieliśmy skręcać już w ulicę na której znajdował się obiekt treningowy Dynama staliśmy się świadkami dramatycznych scen. Samóchód osoby niespodziewanie wymusił pierszeństwo, doszło do wypadku w którym zginęło młode małżeństwo...Nie miałam pojęcia, że prasa do wiadomości publicznej podała informację, że żona Wiktora Bierieźki i narzeczona ich syna brały udział w tym wypadku. Nie chcę nawet się zastanawiać co wtedy musiałeś czuć...
~*~
Witam! Tak jak wspominałam tydzień temu na mojej historii, tak teraz potwierdzam. Na chwilę obecną ten blog zostanie wstrzymany i ruszy wtedy, kiedy na mojej historii postawię ostatnią kropkę. Powinnam się sprężyć w półtora miesiąca... Mam nadzieję, że zrozumiecie, ale pisanie trzech opowiadań i to jeszcze w ciągu roku szkolnego jest dużym wyzwaniem i ja mu nie podołałam....
p.s nie sprawdziłam błędów, a jestem pewna, że takowe się pojawiły ;/
Pozdrawiam ;***